Temat: Budka dla jerzyka
Ciekawy artykulik z prasy:
Czy bank obroni jerzyka?
Jerzyki właśnie wracają do Polski. Wiele z nich nie odnajdzie swych starych miejsc lęgowych. Wiele z nich zginie. Przez nas.
Pierwsze jerzyki pojawiły się już na przełomie kwietnia i maja. Ale największa fala powrotów z południowej części Afryki właśnie się zaczyna. Gdy mieszkałem w Warszawie, uwielbiałem obserwować jerzyki przemykające koło naszych okien. Nie ma w Polsce lepszych lotników. Jerzyk całe życie - poza lądowaniem w gnieździe - spędza w powietrzu. W locie je, pije i śpi, uprawia miłość. Piórka lub źdźbła, które znosi do gniazda, też chwyta w powietrzu. Podobno potrafi mknąć 200 km na godz. Mogłem się gapić na jerzyki godzinami.
W Puszczy Białowieskiej jest to nieco trudniejsze. Nie ma tu aż tylu jerzyków co w miastach. Zajmują dziuple w wysokich drzewach, a tych - jak wiadomo - nie ma zbyt wiele. Z drugiej strony tutejsze jerzyki, które stanowią ułamek procenta wszystkich polskich jerzyków, mogą czuć się bezpiecznie. Nie da się tego powiedzieć o jerzykach miejskich.
Gniazdo jerzyka w mieście to zwykle szczelina w budynku, najczęściej otwór w tzw. stropodachu. Tam samica składa dwa, czasami trzy jaja. Niestety, te otwory, podobnie jak większość szczelin w budynkach, są likwidowane w czasie remontów elewacji. Niewielu zarządców budynków przejmuje się jerzykami. Choć nie brudzą i nie są w żaden sposób uciążliwe, zatyka się otwory. Gdy jerzyki wracają do Polski, usiłują dostać się do starych gniazd, nieraz całymi dniami wiszą w miejscach, gdzie kiedyś były ich domy. Czasami samice z młodymi są zamurowywane i skazywane na bardzo długą śmierć. Bo jerzyki są odporne na głód - potrafią bez pożywienia przeżyć nie kilka dni, jaki inne ptaki, lecz tygodnie. Według dr. Andrzeja Kruszewicza z warszawskiego ogrodu zoologicznego - umierają nawet przez siedem tygodni.
Traktowanie jerzyków przez bezdusznych urzędników zarządzających budynkami wywołuje protesty wielu mieszkańców. Wydawało się, że sprawę załatwiła opinia Ministerstwa Środowiska, o której pisałem w zeszłym roku. Według resortu niszczenie miejsc lęgowych gatunków chronionych - w tym jerzyka - to przestępstwo. Na początku tego roku Dyrekcja Generalna Ochrony Środowiska stwierdziła, że budynki, w których mieszkają jerzyki, można remontować tylko po uzyskaniu zgody regionalnego dyrektora ochrony środowiska. Wcześniej zaś powinna zostać wykonana ekspertyza ornitologiczna. Ocieplać można po sezonie lęgowym, a tam, gdzie były otwory zamieszkane przez jerzyki, powinny zostać powieszone dla nich specjalne budki.
Niestety, zaleceniami władz i obowiązującym prawem mało kto się przejmuje. Na moją skrzynkę dostaję takie listy jak od pani Barbary: "Bardzo proszę o podpowiedzenie mi, w jaki sposób uratować miejsca lęgowe dwóch par jerzyków. Gnieżdżą się pod rynnami w dwóch różnych blokach, które właśnie mają być ocieplane. Spółdzielnia, która jest właścicielem budynków i ociepliła już większość bloków, nigdy nie interesowała się miejscami lęgowymi tych ptaków. Co ja jako członek tej spółdzielni mogę zrobić w tej sprawie? Niestety, mój blok już został ocieplony".
Ewa Podolska z Radia TOK FM, jak mało kto zaangażowana w akcję, uważa, że skoro do rozumu zarządów spółdzielni nie przemawia prawo, to może przemówią pieniądze. Bank Ochrony Środowiska powinien uzależniać przyznanie i rozliczenie kredytów na ocieplanie budynków od tego, jak inwestor zachowa się wobec ptaków. Ale BOŚ na razie nie ma zamiaru tak postępować i nie chce stawiać takich warunków kredytobiorcom. Choć wydawałoby się, że bank z taką nazwą powinien postępować inaczej.
Jerzyk jest przecież jak najbardziej częścią naszego środowiska, a teraz również ewidentnym przykładem jego bezsensownego niszczenia.
Adam Wajrak