Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Polityka językowa

To, co w Polsce znamy jedynie z lektur szkolnych i lekcji historii Polski pod zaborami, na Ukrainie i Białorusi jest rzeczywistością tu i teraz. Mowa idzie o rolę języka w polityce. Rosyjscy politycy nie ukrywają, że rusyfikacja jest dla nich takim samym ważnym narzędziem wpływu na byłe republiki radzieckie, jak nafta i gaz, kapitał i wojsko. "Wszędzie tam, gdzie mówi się po rosyjsku, tam jest Rosja i te ziemie prędzej czy później wrócą pod rosyjskie panowanie w takiej czy innej formie - choćby jako protektorat" - na tego typu wypowiedzi pozwalają sobie nie tylko radykałowie pokroju Żyrinowskiego, ale i całkiem poważni politycy (Putin, Medviediev).

Na Ukrainie nadal ok. 40-45% mieszkańców mówi na co dzień po rosyjsku, chociaż większość z tych osób zna bardzo dobrze ukraiński. To wynik przyzwyczajenia, które trudno zmienić. Ta grupa dzieli się z kolei na dwie mniejsze: mieszkańcy Południa i Wschodu (Odesa, Doneck, Dnipro, Charkiv) chcą, by tak zostało i by rosyjski był równorzędnym językiem na Ukrainie, a zarazem by Ukraina integrowała się z Rosją. Z kolei rosyjskojęzyczni mieszkańcy Kijowa i innych miast Centralnej i Północnej Ukrainy mówią po rosyjsku z przyzwyczajenia, ale traktują ten stan jako przejściowy. Rosyjski jest dla nich czymś w rodzaju gwary, którą wypada rozmawiać w sytuacjach nieoficjalnych, ale już wszelkie wywieszki, sprawozdania, oficjalne rozmowy bardziej "wypada" przeprowadzić po ukraińsku. Co więcej, ta grupa występuje przeciwko rusyfikacji i pomniejszania roli języka ukraińskiego, gdyż "mowa" jest dla nich symbolem niepodległości, odcięcia się od Rosji i integracji euroatlantyckiej.

Na Białorusi z kolei język białoruski jest prześladowany, a posługiwanie się nim jest oznaką nie tyle politycznego sprzeciwu, co manifestacją nowoczesnych poglądów: prozachodniej i prodemokratycznej orientacji.

Ciekawe jest to, że polska dyplomacja zdaje się nie dostrzegać znaczenia czynnika językowego w polityce wewnętrznej i zagranicznej Ukrainy i Białorusi. Skoro celem Polski jest raczej "przeciąganie" (że się tak brzydko wyrażę) Ukrainy i Białorusi na Zachód, rozumiane jako "odciąganie" tych krajów od Rosji, to powinniśmy w tym celu wykorzystywać skuteczne narzędzie: wspieranie języków narodowych. Na Ukrainie to w miarę funkcjonuje, ale wobec Białorusi już nie - niemal wszystkie polskie informacje, ankiety wizowe, ankiety stypendialne i in. są wyłącznie rosyjskojęzyczne, co wielu prozachodnio nastawionych Białorusinów odbiera jako policzek ze strony Polski, która zapomniała już, że sama nie tak dawno zmagała się z rusyfikacją.

Jakie jest wasze zdanie na ten temat?

konto usunięte

Temat: Polityka językowa

Nie wiem czy nasza ambasada ma wystarczająco ludzi znających białoruski? W końcu wszystkie kwestionariusze wypełnione w języku Białoruskim ktoś musiałby potem oceniać a tam jest spory ruch. Rosyjski może być po prostu dużo bardziej praktyczny w takiej sytuacji.

Z resztą oprócz aspektu politycznego te sprawy mają też inne strony. Na przykład jeden z powodów dla których Malezja rozwinęła się tak szybko było właśnie to że ludzie mówili po Angielsku (który do niedawna był jeszcze jednym z oficjalnych języków).

Odejście od nauczania większości przedmiotów po Angielsku oraz odebranie językowi Angielskiemu statusu jednego z oficjalnych języków wprawdzie wpływa w jakimś sensie na dumę narodową Malajów, ale z drugiej strony to będzie w przyszłości kosztować ich gospodarkę.

Ich naukowcy w coraz mniejszym(!) stopniu rozumieją język angielski przez co coraz mniej uczestniczą w wymianie informacji. Firmy zagraniczne wolą inwestować tam gdzie jest taniej. Dotychczas możliwość wysyłania kadry i generalnie robienia interesów w języku angielskim była dla wielu firm dużym ułatwieniem i atrakcją. Jednak teraz w szkołach właśnie zaczynają uczyć matematyki i nauk ścisłych w Malezyjskim zamiast angielskiego. Co oznacza że za jakieś 5 lat pojawi się pokolenie którego już nie można wysłać na szkolenie do centrali w europie, stanach czy Japonii. Będą też mieli znacznie większe problemy ze studiowaniem za granicą. W tej chwili tysiące Malezyjskich studentów jest w Kanadzie, Australii, USA i Wielkiej Brytanii, ale jak to będzie wyglądać za 5-10 lat?

Oczywiście w każdym kraju jest jakaś duma narodowa z posiadania własnego języka, z używaniu go nie tylko na co dzień ale też w politycy czy szeroko pojętym życiu kulturalnym. Ale trzeba to wyważyć ostrożnie, czasem można sobie zaszkodzić cofając czas.
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Polityka językowa

Jest jednak pewna różnica między światowym i prestiżowym językiem angielskim, a azjatyckim i wciąż tracącym na znaczeniu rosyjskim. Gdyby drugim językiem oficjalnym na Białorusi był angielski, niemiecki lub francuski, przykład Malezji byłby jak najbardziej na miejscu.

Również gdyby Rosja była cywilizowanym, kulturalnym państwem, szanującym wartości demokratyczne i nie wykorzystującym języka do celów ekspansji politycznej, w używaniu rosyjskiego na Białorusi nie byłoby nic złego.

Rzeczywistość jest jednak inna. Staraniami obu stron język jest nie tylko środkiem komunikacji, lecz wyrazicielem określonej orientacji cywilizacyjnej. Tak się złożyło, że środowiska prozachodnie i demokratyczne demonstracyjnie używają białoruskiego (nawet jeśli ten język słabo znają), a środowiska prorosyjskie demonstracyjnie ten język niszczą. W tej sytuacji zachodnie ambasady poprzez używanie takiego czy innego języka mimowoli wysyłają sygnał polityczny, nawet jeśli nie są tego świadome.

A kadry władające białoruskim polska dyplomacja ma lub łatwo może mieć. W Polsce jest kilka uczelni kształcących białorutenistów i z moich obserwacji wynika, że wśród absolwentów tych kierunków jest wielu zdolnych i patriotycznie nastawionych ludzi, którzy jednak mają trudności w zdobyciu pracy w zawodzie. Wystarczy po prostu zatrudniać w dyplomacji ich, a nie absolwentów rosjoznawstwa, tak jak to się dzieje obecnie.

konto usunięte

Temat: Polityka językowa

Myślę że jednak podchodzisz do sprawy bez dystansu. Około 100 milionów ludzi zna Rosyjski poza samą Rosją. We wszystkich byłych republikach związku radzieckiego to jest najbardziej znany język obcy. Rozumiem że można tego języka nie lubić ale nie można zaprzeczać jego użyteczności. W tym kontekście Ukraiński czy Białoruski, czy Litewski czy nawet Polski wyglądają kiepsko. Z tych samych powodów dyplomaci wolą się uczyć Rosyjskiego, bo znając Rosyjski dogadają się w wielu krajach a nie zapominaj o tym że dyplomaci co cztery lata przeprowadzają się do kolejnego kraju.

Może to nieładnie zabrzmi ale w takiej sytuacji nauka Białoruskiego jest stratą czasu jeśli można poświęcić czas na naukę jednego z bardziej używanych języków. Rozumiem że podchodzisz do problemu od zupełnie innej strony ale musisz też zrozumieć jak do tego podchodzą inni. Co do zatrudniania ludzi mówiących Białoruskim to nie ma problemu, ale to nie MSZ szuka ludzi tylko ludzie zgłaszają się do MSZ.
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Polityka językowa

Co do użyteczności języka rosyjskiego - zgadzam się w 100%. Jednak takie sprawy, jak treść komunikatu stypendialnego skierowanego do białoruskiej młodzieży, prześladowanej za propagowanie białoruskości (np. stypendia im. K. Kalinowskiego) nie powinny być pisane po rosyjsku, bo to zaprzeczenie samej idei. I tutaj nikt nie wymaga od dyplomatów znajomości białoruskiego, tylko po prostu zatrudnienie (nawet na umowę o dzieło) tłumacza. Na takie rzeczy warto odżałować pieniądze. Nawiasem mówiąc, nauczenie się białoruskiego dla osób przebywających na Białorusi jest dziecinnie łatwe. Mi osobiście zajęło to ok. roku, przy czym wcale się specjalnie nie uczyłem - po prostu przebywałem w białoruskojęzycznym środowisku i po jakimś czasie sam już w tym języku rozmawiałem.

konto usunięte

Temat: Polityka językowa

Tłumaczenie jednorazowych komunikatów to faktycznie nie problem...ale żeby dostać stypendium studenci i tak będą zaraz potem musieli wypełnić podania po Rosyjsku. Być może są też inne powody ku takiemu a nie innemu podejściu, nie powinno to być dla pana problemem się z nimi skontaktować i zwrócić uwagę. Ambasady wbrew pozorom nie są aż takie zamknięte na sugestie z zewnątrz, szczególnie Polonii kraju w którym pracują.

Co co nauki Białoruskiego to rozumiem że to nie jest aż taki problem, ale po pierwsze większość dyplomatów nie spędza wbrew pozorom dużej ilości czasu w towarzystwie ludzi z kraju w którym mieszkają a po drugie to jak już pisałem często wolą poświęcić czas na naukę na przykład: Francuskiego, Niemieckiego czy Hiszpańskiego.

Wydaje mi się że ten wątek jest trochę o zaklinaniu rzeczywistości która nieugięcie jest jaka jest ;)



Wyślij zaproszenie do