Piotr S.

Piotr S. Kierownik ds.
personalnych / Hr
Manager / Payroll
Project...

Temat: ZUS każe płacić stare składki ...

http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,10120282,ZUS_kaze_...

Kioskarka z Chorzowa dorabiała do pensji adresowaniem kopert i naklejaniem znaczków. Oszczędzała na składce do ZUS-u. Teraz musi mu zapłacić za ponad trzy lata do tyłu. W podobnej sytuacji tylko w naszym regionie jest prawie ćwierć miliona ludzi. Płacą ze strachu albo przegrywają sprawy w sądzie

Zaczęło się od zmiany przepisów w 1999 roku. Właściciel firmy mógł odprowadzać składki emerytalne z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej albo umowy o pracę nakładczą, jeśli w ten sposób dorabiał. Jedną z osób, które skorzystały z tej swobody wyboru była Teresa Borowska, kioskarka Ruchu w Chorzowie. Zajęła się wysyłaniem korespondencji reklamowej, przez 3,5 roku codziennie po zamknięciu kiosku adresowała koperty i naklejała znaczki. Nie ukrywa, że kierowała się oszczędzaniem na ubezpieczeniu społecznym. Zamiast 850 zł oddawała ZUS-owi tylko 300 (składkę zdrowotną musiała w pełnej wysokości). - Gdybym oddawała połowę przychodów z kiosku, nie miałabym za co żyć. Zarabiam 10 tys. rocznie - mówi.

W 2009 roku przywilej ten został ukrócony. Odtąd każdy, kto prowadzi biznes, musi od niego odprowadzać składki. Borowska zastosowała się do nowych przepisów. Jakaż więc była zdziwiona, gdy otrzymała wezwanie do uregulowania składek z czasów obowiązywania poprzedniego prawa, za owe 3,5 roku. - Jeszcze nie mam wyliczenia, ale już nie mogę spać. Stracę kiosk i pójdę pod most. Mam 50 lat, gdzie znajdę pracę? Wisi nade mną topór - mówi

Jacek Dziekan, rzecznik ZUS-u, zaprzecza, że jego zakład stosuje prawo wstecz. Na swoim blogu używa określenia "pozornie ubezpieczeni", "obchodzenie prawa", "ucieczka od oskładkowania".

- Kwestionujemy składki od prac nakładczych, które naszym zdaniem były fikcyjne - mówi. Podaje, że w Polsce jest około 5 tys. przedsiębiorców, którzy w ten sposób oszukiwali ZUS.

- Bzdura - mówi Alina Patoń z Radzionkowa, która reprezentuje wezwanych do korekty ubezpieczenia przedsiębiorców z województwa śląskiego. - Na samym Śląsku jest nas ponad 220 tys., a w Polsce cały milion!

Generalnie to osoby prowadzący jednoosobowe firmy. Najwięcej taksówkarzy, ale też fryzjerzy i sklepikarze, jak Patoń, która w Radzionkowie ma butik, a trafiają się nawet prawnicy. Patoń: - Kwoty, które mamy zwrócić, sięgają 80 tys. zł. Średnio to 30-40 tys. Niektórzy zadłużają się i płacą ze strachu, w zamian za anulowanie odsetek. Słyszałam, że komuś komornik zajął dom, a inny się powiesił.

Stefania Czechowicz prowadzi biuro rachunkowe trzem biznesmenom, którzy oddali ZUS do sądu. - Wszyscy przegrali - mówi.

Dziekan potwierdza, że większość spraw wygrywa ZUS. Pytany o dowody przeciwko podejrzanym o zaległości mówi tylko: twarde. Nie potrafi jednak podać konkretnych, poza brakiem protokołów odbioru prac u nakładcy. Przyznaje za to, że istotna jest sama wysokość składki. Podejrzany jest ten, kto miał niskie. - Jeśli ktoś się nie zgadza, pozostaje mu droga sądowa - mówi Dziekan.

Czechowicz: - Kto trzyma protokoły przez tyle lat?

Patoń: - Mój pracodawca miał ciągle kontrole. Dlaczego wtedy ZUS uważał, że jest wszystko w porządku?

Borowska: - Nie zabrałam nic państwu. Płaciłam niższe składki kosztem własnej emerytury, jak inni. Teraz państwo chce nami łatać dziurę budżetową.

Zadłużeni wobec ZUS-u przedsiębiorcy już trzy razy manifestowali przed gmachem Sejmu. Ale była ich garstka, zaledwie dwustu. Chcą wzmocnić szeregi, skorzystać z oferty pomocy związkowców i złożyć w sądzie pozew zbiorowy.