konto usunięte

Temat: POLSKO-AFGAŃSKIE PORÓWNANIA

Dimokrasy, ja’ani - czi? ‘Co znaczy demokracja?
To pytanie zadawano mi często, gdy rozmowa z Afgańczykami schodziła na tematy polskie lub krajów zachodnich. Moi rozmówcy odpowiadali sobie sami: „Acha! Wy wybieracie posłów do Parlamentu i Prezydenta bez osłony wojska i policji, macie też za darmo leczenie w szpitalach, naukę waszych dzieci opłaca państwo, a władze miast sprzątają ulice i parki, jeździcie na wakacje po całym świecie za pieniądze firmy, kobiety chodzą po ulicach rozebrane bez chustek na głowie, spotykają się z mężczyznami w publicznych miejscach i mogą uprawiać seks, z kim chcą.”
W polsko-afgańskiej dyskusji, często porównujemy nasze kraje, skacząc z tematu na temat, ale nigdy sobie do oczu. Nie mogę usystematyzować naszych rozmów, gdyż w Afganistanie nic się nie da uszeregować.
W tym afgańskim szaleństwie jest metoda. Gdy w dyskusji wzrasta napięcie trzeba szybko przeskoczyć na inny temat i żartem rozładować sytuację. W innym przypadku rację ma ten, kto pierwszy wyciągnie kindżał. Afgańczycy najchętniej rozmawiają o Europejkach. Osobiście przestrzegam ich przed naszą płcią piękną. Orientalnym zwyczajem wyjaśniam, że kobiety na zachodzie przypominają tropikalny tajfun. Najpierw są ciepłe i wilgotne, a potem zabierają samochody i domy.
Następnie dodaję kilka słów o kandaharskiej Bacza bozi ‘pedofilii’ i homoseksualizmie panoszącym się w południowo wschodnich dzielnicach, czyli tam gdzie występują talibowie i ich przyjaciele.
Zawsze przekomarzanie kończy się śmiechem.
Koniec żartobliwej prawdy. Ad rem.
Polskie miasta są czyściejsze niż były za czasów królowania PZPR, poprawił się transport komunalny i toalety, ale to nie było zasługą władzy, lecz wolnego rynku. Dzisiaj najprostsza czynność w toalecie na Dworcu Centralnym w Warszawie kosztuje 2 zł, czyli 70¢ USA. A opłata za skrytkę bagażową na dworcu w Szczecinie wynosi 8pln, czyli 2,5 $. Schowki mają popsute zamki i monet nie zwracają.
Miasta afgańskie nie mają systemu wodno-sanitarnego. Ulice są czasami, miejscami sprzątane. Pozostała reszta się wysuszy, a potem wykruszy. Afgańczyk załatwia te sprawy w kąciku ulicznym i nic nie płaci. Na prowincji mawiają: Tammome bijobon tasznob ast ła moft ast! ‘Cała pustynia jest Sławojką, w dodatku, za darmo!’ Dworców kolejowych ten kraj nie posiada.
Za opiekę medyczną musimy płacić z pensji około 270$ miesięcznie, przy czym system opieki zdrowotnej jest daleki od ideału. Służba zdrowia często strajkuje, gdyż jest źle opłacana.
Afgańczyk nie chodzi do szpitala, bo chory nie jest w stanie przejść kilkudziesięciu kilometrów do najbliższego „ZOZ-u”.
KAŻDY afgański lekarz „ostatniego kontaktu” ma średnio10 tysięcy pacjentów i udziela pomocy tym, którzy przyjdą na wizytę. Reszta musi wyzdrowieć sama lub nie zawracać medykowi głowy i spokojnie zejść z tego świata. Sądzę, że taki stan odpowiadałby Ministerstwu Zdrowia i ZUS-owi, szybciej wybudowaliby regionalne pałace z marmuru dla swoich biur regionalnych.
Średnia wieku Afgańczyka dobiega do 43 lat, a śmiertelność niemowląt jest jedną z najwyższych na świecie. Ot, selekcja naturalna, dobór naturalny, słabi odchodzą. Podobnie jest z minami pozostawionymı przez wszystkie walczące strony - kto ma pecha ten do domu nie wraca.
W Afganistanie działają medyczne misje pozarządowe: Francuzi, Niemcy, Czesi i personel medyczny z kilkunastu innych krajów. Nawet Rosjanie otworzyli duży szpital polowy w Kabulu. Jeden z rosyjskich lekarzy spacerujący po centrum Kabulu powiedział mi, że ich placówka przyjmuje około tysiąca pacjentów dziennie. Chorzy są za to bardzo wdzięczni, bez wahania przyjmują pomoc, lecz nie zapominają okupacji.
Trudno się dziwić.
Dzięki podatkom zabieranym przez fiskusa, który ⅓ miesięcznego dochodu wyjmuje nam z kieszeni, w naszym kraju szkoły funkcjonują na średnim poziomie europejskim. Nasze słynne Uniwersytety: Jagielloński i Warszawski, w światowym rankingu zajmują czołowe miejsca w czwartej setce wszystkich uczelni świata. Nauczyciele często strajkują, bo twierdzą, że są źle opłacani.
W Afganistanie system podatkowy ponoć istnieje, ale mało kto wie w jaki sposób ściągane są należności przez fiskusa. Obecnie jest to raj podatkowo-celny. Inwestorzy są zwolnieni z cła na swój sprzęt, a pierwsze podatki powinni zapłacić po kilku latach działalności. System bakszyszu potrafi zdziałać cuda-cudeńka.
W Afganistanie dane oficjalne mówią o 78% analfabetyzmie. Uważam, że ten procent jest znacznie wyższy. Nauczyciele uczą w szkołach, w których wszystkiego brakuje; często okien, drzwi, stołów stolików i ławek. LICZBA UCZNIÓW W KLASIE PRZEKRACZA sześćdziesięcioro dzieci. Lekcje prowadzone są na trzy zmiany. Liczba dziewczynek nie przekracza 15% uczniów. Do tego nauczyciele i uczennice narażeni są na śmierć z ręki „szaleńców bożych”.
Wysoki poziom analfabetyzmu powoduje, że niewykształceni słuchają tych, co posiedli ułamek wiedzy. Prawie wszyscy mułłowie umieją pisać i czytać, więc wniosek jest jeden; z kim przystajesz takim się stajesz. Afgańczycy są jednym z najbardziej tradycjonalistycznych i ksenofobicznych społeczeństw.
Rząd polski za podatki utrzymuje całe państwo. Tak przynajmniej twierdzą wszyscy urzędujący premierzy parę razy dziennie w mass mediach. Tu wyjaśniam afgańskiemu rozmówcy, że nie ma znaczenia, czy władza jest na lewicy czy na prawicy, zawsze Panującym słabo wychodzi kierowanie resortami. W trakcie rządów SLD, PIS, PSL, UW i innych „sług narodu polskiego” były strajki górników, kolejarzy czy też stoczniowców. Protestujący zawsze twierdzili, że są źle opłacani. W spektakularny sposób sugerują podwyżki pensji i zwiększenie świadczeń socjalnych i doprowadzają Warszawian do białej gorączki.
W Afganistanie rząd obraduje i pokazuje się parę razy dziennie w mass mediach. W rzeczywistości krajem rządzą tradycyjnie chanowie i malikowie, czyli ludzie z pieniędzmi, koneksjami, własną milicją i bez skrupułów. Strajki w Afganistanie są sporadycznym zjawiskiem. Dotyczą najczęściej domniemanego znieważenia Islamu i łamania zasad szarijatu przez niewiernych.
Protesty i demonstracje Kabulu lub innych miastach to przykład typowej, lawinowo narastającej „poczty pantoflowej”, uprawianej z powodzeniem przez religijne ugrupowania i lokalnych watażków. W trakcie szeptania, ilość i jakość informacji ulega metamorfozie niczym rozmiar ryby w opowiadaniu wędkarza - fantasty. Jest to niebezpieczna forma komunikacji, gdyż zarówno słuchający jak i opowiadający głęboko wierzą w rzetelność plotki. Nangar Hil i raport Macierewicza może się odbić czkawką za parę miesięcy a może lat. Przypuszczam, że będzie to bolesny odgłos.
W Polsce ministrowie, wojewodowie, marszałkowie i większość dyrektorów w korporacjach to „spadochroniarze”, „ludzie przywiezieni w teczkach”. My ich „wybieramy” w wolnych i uczciwych wyborach, gdyż taką mamy ordynację wyborczą.
Głosujesz na jednego, a dostajesz drugiego, ale z tej samej partii, czyli wszystko gra. Niczym w promocyjnej strategii brytyjskiego TESCO „buy one, get one free” – zapłać za jedno dostaniesz drugie za darmochę.
Wybory – pozory, taka gra podobna do salonowca.
W Afganistanie, w większości prowincji nowo mianowani namiestnicy rządu kabulskiego są przyjmowani niechętnie przez lokalną ludność. W świadomości tubylców kapitalne znaczenie ma dziedziczność i osobisty autorytet wypracowywany latami.
Dla prostego Afgańczyka „człowiek z nikąd”, wybrany w jakimś abstrakcyjnym głosowaniu, nie zyska szacunku ani posłuszeństwa. Wyjątek stanowi persona, która ma ze sobą swój duży oddział zbrojny, żołnierzy ISAF, poparcie talibów lub Armii Afgańskiej.
Najlepiej mieć wszystko naraz, co nie jest żadnym absurdem.
WSZYSTKIM stronom afgańskiego konfliktu, pieniędzy, broni, sprzętu i logistyki dostarczają Amerykanie. Ten fakt potwierdzili 12 października 2009 roku, w swoim expose Hamid Karzai (12.10.09) oraz szef policji prowincji Kunduz, Mohammad Kabir Andarabi, a także gubernator prowincji Baghlan, Mohammad Akbar Barikzai (21.10.09).
W 1989 roku, kiedy Polska rozpoczęła proces transformacji wszyscy mieliśmy ogromne nadzieje, że teraz nastąpi czas rozwoju, postępu i demokracji. Chciałem wierzyć, że moja Ojczyzna stanie się Rajem „mlekiem i miodem płynącym”.
20 lat później nasze drogi są nadal zniszczone, autostrad jest jak na lekarstwo, stocznie zbankrutowały, NFZ i ZUS są w przedśmiertnych drgawkach. KRUS i inne rządowe agencje odsysają skarb państwa z zasobów pieniężnych i wydatnie pracują na deficyt. (Nie mogę napisać, że okradają społeczeństwo, bo jakiś „myślący inaczej” pozwałby mnie do sądu) Jednak nikt nie strzela i nie obcina głów przedstawicielom legalnej władzy.
Przypuszczam, że w niektórych sarmackich głowach rodzą się myśli o dekapitacji co niektórych polskich polityków.
W 2002 roku naiwni i prości Afgańczycy sądzili, że dolary będą rozdawane każdemu potrzebującemu. Jednak nadzieje ich na osiągnięcie amerykańskiego poziomu życia (przy zachowaniu kanonu szarijatu) malały z roku na rok. Czekano na zielone banknoty spadające z nieba, a tu okazało się, że trzeba serio pracować. Gdy wojska NATO z Amerykanami wkraczały w grudniu 2001, były witane chlebem i solą.
Dzisiaj często słyszę cytat z ust Afgańczyków, podobny do słynnej wypowiedzi Bogdana Smolenia: „ A tam, cicho być! A ten Regan to jest świnia! Miał mnie żywić, a jak ja wyglądam!”.
Chociaż, nie do końca jest to prawda.
Afganistan rozwija się bardzo dynamicznie, mimo dziesiątków ognisk zapalnych i bezrobocia, które przekracza 30%. Miasta zmieniają swój wygląd, nie ma już prawie ruin, a w miejscu rumowisk budowane są SETKI wieżowców. W Kabulu, Mazari Szarif, Heracie, Kunduzie i innych miastach, co chwila pojawia się nowy, szklany, dziesięciopiętrowy „koszmarek”, który psuje obraz miasta, ale mieszkańców napawa dumą. Jeszcze w latach siedemdziesiątych przeprawa przez Amu- Darię z Afganistanu do ZSRR odbywała się łódką. Dzisiaj na dawnej granicznej rzece wybudowano pięć nowych mostów, a kilka dalszych stoi w kolejce do zaprojektowania lub ukończenia.
By uzmysłowić polskiemu czytelnikowi „okropności wojny w Afganistanie” muszę dodać, że w latach 2002 – 2009 odbudowano, odminowano i odrestaurowano około 4000 km dróg, w czym ponad 1500km są to drogi utwardzone!
Spory procent przedsiębiorstw państwowych w Polsce nie płaci składek ZUS. Pewnie dlatego, że mają dyrektorów, którzy otrzymują od kilkunastu do kilkuset tysięcy złotych miesięcznie za swoją ciężką pracę oraz roczne i kwartalne, paromilionowe premie za odpowiedzialne stanowisko.
W Afganistanie nie ma przemysłu, jest rękodzieło. Zarobki miejscowego robotnika wahają się od 100 do 900$ USA. Wille buduje się ponad pół roku, domów socjalnych lub komunalnych nie ma. Nie ma też powszechnych ubezpieczeń zdrowotnych, co chyba jest pewnym plusem. Duża liczba dzieci w rodzinie jest najtańszą siłą roboczą i gwarancją rodzica na stare lata. Robotnicy są mało wydajni, gdyż nie mieli się gdzie nauczyć efektywności. Nie jest ich winą, że nie mają proletariackich tradycji.
W naszym Sejmie i Senacie zasiadają Wybrańcy Losu, namaszczeni przez Polaków rodacy, Słudzy Narodu Polskiego a rządzi nami zwykle wspaniały Chryzostom - Kondukator, czyli Złotousty Premier, który zawsze znajdzie jakieś wytłumaczenie dlaczego się stało tak jak nie powinno się stać. W myśl powiedzenia W. Churchilla: Polityk musi mieć zdolność by przewidzieć, co stanie się jutro, w następnym tygodniu, następnym miesiącu czy też w następnym roku. Musi umieć też wytłumaczyć potem, dlaczego tak się nie stało”.
Taka adoksografia.
Wielu wyborców w Rzeczypospolitej nie zna nazwisk i twarzy swoich posłów i senatorów, ale są o ich los spokojni i wiedzą, że parlamentarzyści nie zemrą z głodu z powodu niskich diet. Ponad to wyremontowane fotele w obu Izbach są wygodne, że aż spać się chce. Ergo, Wybitni Ustawodawcy nie wylądują z przemęczenia w dzielnicowym szpitalu na Oddziale Neurologii lub Gastrologii. Czasami Członek z Parlamentu idzie do szpitala, ale to zakąska powoduje zatrucia, nie alkohol.
Kiedy dochodzimy w dyskusji do punktu zwanego PARLAMENT, okazuje się, że dwuizbowa Loja Dżirga ‘Zgromadzenie Narodowe’ (Parlament) wygląda podobnie, jak nasz Sejm z Senatem.
Afgańczyk z uśmiechem na twarzy stwierdza, że w parlamentaryzmie są jednak od nas lepsi i dodaje, że wielu deputowanych w Kabulu to dawni watażkowie, przemytnicy narkotyków, zbrodniarze wojenni i przedstawiciele wszystkich ancien regime’ów. Afgańscy deputowani są przyjmowani i przyjmują możnych świata.
Nasi parlamentarzyści nie są przemytnikami narkotyków, nie mordują wyborców, ale afery finansowe, bakszysze i nepotyzm nie jest im obcy.
Oba kraje uznają demokrację za słuszny system, walczą by ją zastosować w życiu codziennym, chociaż nie bardzo wiedzą, o co chodzi w tym sposobie rządzenia. W Atenach tylko rodowici i dobrze wykształceni mieszkańcy miasta mieli uprawnienia do głosowania i rządzenia. Na około 100 tysięcy ateńczyków 30% mogło decydować o sprawach polis. Plebs, niewykształcona biedota i niewolnicy byli pozbawieni prawa głosu.
Zawsze w trakcie wymiany poglądów i opinii, pytam wszystkich rozmówców o pobyt obcych wojsk na ich ziemi. Sto procent jest z tego faktu niezadowolona, ale dziewięćdziesiąt procent z ogólnej liczby moich respondentów zdaje sobie sprawę, że siły NATO utrzymują stabilizację kraju. Podkreślają: ‘Bez wojsk NATO znowu będziemy mieli wojnę domową’.
Nie jest prawdą, że talibowie byli znienawidzeni i każdy miał ich dosyć.
W Afganistanie Szarijat był przestrzegany od czasu pojawienia się tu Islamu w VIII wieku. Kobiety tradycyjnie siedziały w domach, a na ulicę wychodziły w asyście męskiego przedstawiciela rodziny. Ludzi troszeczkę denerwowały zakazy puszczania latawców, oglądania filmów i słuchania zachodniej muzyki. Jednak prawie wszyscy moi rozmówcy podkreślali, że za czasów talibów był całkowity spokój, nic się nie działo. Talibowie skazali na śmierć kilkanaście tysięcy bandytów, zbrodniarzy, narkomanów i handlarzy narkotyków. Przy okazji powiesili osobistych wrogów i kilkaset kobiet, ale jak ze stoickim spokojem stwierdzano: „gdzie drwa rąbią tam wióry lecą”. Po paru latach panowania talibowie pod wpływem arabskich fundamentalistów i innych „tajemnych sił” zmienili politykę wewnętrzną i zagraniczną. Nadepnęli tym Wujowi Samowi na haluksy. „Wuju się zdenerwował” i wysłał wojska NATO by obowiązkowo nauczyć zasad demokracji całą ludność Afganistanu. Wieśniacy z okolic Szeberganu przeżyli nie jedno, więc kiwają głowami i zastanawiają się czy w tym roku spadnie dużo śniegu w Hindukuszu by ich pola zostały dobrze nawodnione.
Taki orientalny fatalizm.
Na pytanie, co wywołałoby wojnę domową? Następuje zwyczajowa odpowiedź, że Afgańczycy nie potrafią się porozumieć. W przypadku rozbieżności nie negocjują, tylko sięgają po broń. Wymieniana jest, przy okazji lista przeszkód piętrzących się na drodze do porozumienia:
Primo, uprzedzenia narodowościowe.
Pasztunowie tradycyjnie, od wieków, uważają się za najlepszy naród na świecie. Według ich światopoglądu wszystko co pusztuńskie jest dobre, reszta musi się im podporządkować. Typowy przykład ubermenscha znany z filozofii Nitzchego z Nieckich z Poznańskiego. Sunnici nie lubią szyitów. Tadżycy nie darzą sympatią Pasztunów. Turkmeni, Uzbecy, Pasztuni nienawidzą Chazarów.
Groch z kapustą.
Secundo, niechęć do obcych.
Uzbecy, Tadżycy, Turkmeni to rolnicy, rzemieślnicy oraz pasterze. Pasztun to wojownik, który bierze to co chce i kiedy chce. Na najbliższych sąsiadów zawsze patrzy z góry, toteż niepasztunowie z niechęcią i sarkazmem mówią o „Panach Świata”. Naśmiewają się wytykając im skłonności homoseksualne i pedofilskie. Nieraz przestrzegano mnie, bym nie jechał do Kandaharu, gdyż moja biała sempiterna będzie przyciągać Kandaharczyków niczym magnes.
Wszystkich łączy jedno niechęć do cudzoziemców i obawa przed europeizacją Afganistanu. W głębi duszy nam zazdroszczą sposobu życia, czyli stałego dopływu wody i elektryczności, dobrej infrastruktury i swobodnego dostępu do kobiet. O Afgankach boją się myśleć.
Quodlibet ‘Co kto lubi’
Tertio, Islam.
Pasztunowie uważają się za prawdziwych, rzeczywistych i autentycznych muzułmanów. To mniemanie opiera się na legendzie, która głosi, że ich przodek należał do świty Proroka Mahometa. Podobno praszczur wszystkich Pasztunów dobrowolnie przyjął Islam i był żarliwym jego wyznawcą. Na tej podstawie uważają się za najlepszych z dobrych. Reszta mieszkańców może egzystować jako personel pomocniczy rasy Panów.
Quarto, nietolerancja religijna.
Obskurantyzm Pasztunów jest słyszalny w każdej wypowiedzi dotyczącej religii, przestrzegania tradycji i prawa religijnego szarijatu. Gardzą wszystkim co nie jest Sunni ‘tradycją’.
Żydzi, chrześcijanie i zoroastryjczycy, zajmują zdecydowanie niższą pozycję od Pasztunów, mimo iż są Ahle Ketob - monoteistami i posiadają Ketobe Moqaddas ‘Świętą Księgę’.
Jeszcze niżej znajdują się muzułmanie szyici. To są odszczepieńcy, których należy ich tępić.
Politeizm jest złem, tym samym nie jest dla Pasztuna religią. Jak człowiek może czcić małpę, szczura, drzewo albo kamień. Takie zachowanie jest godne pogardy.
Na samym dnie, pod grubą warstwą mułu, znajdują się ateiści. Dla wszystkich muzułmanów, ateista to wariat. Jeżeli ktokolwiek powiedziałby, że jest ateistą, to potraktowany zostanie gorzej niż pies. W Afganistanie zabicie ateisty można porównać do dezynsekcji lub deratyzacji.
Afgańczycy i Polacy mają zaszczytne obrzędy religijne, przekazywane z „dziada pradziada” i są z tego faktu dumni.
Quinto, Pasztunłali ‘pusztuńskie prawo
Dla wszystkich Pasztunów, kodeks honorowy’ jest święty. Czasami odnosi się wrażenie, że badal ‘zemsta, vendetta’, która nakazuje pomścić jakąkolwiek obrazę jest ważniejsza od religii. Jak podają niektóre źródła jest 97 plemion Pasztuńskich podzielonych na klany, a te na rody. Sojusze i umowy, zdrady i oszustwa w tym tyglu narodowościowym są permanentnym zjawiskiem, a najlepszym rozwiązaniem jest skrócenie adwersarza o całą głowę i to tępym nożem, by proces był spektakularny.
U nas jest „chyba”, trochę inaczej…może.TOMASZ KAMINSKI edytował(a) ten post dnia 26.10.10 o godzinie 23:23