konto usunięte

Temat: Pokój według Trumpa, czyli Izrael bierze wszystko

Pokój według Trumpa, czyli Izrael bierze wszystko [ANALIZA]

Prezydent USA ogłosił swój “deal stulecia”, którym ma dokonać tego, czego nie udało się żadnemu z jego poprzedników. Problem w tym, że plan pokoju na Bliskim Wschodzie Amerykanie negocjowali między izraelskim rządem a... izraelską opozycją. W rozmowach zupełnie pominięci zostali Palestyńczycy, dla których "historyczna wizja" Trumpa przewiduje państwo w postaci okrojonego rezerwatu pod ścisłą kontrolą Izraela.


- "Wizja" Trumpa zakłada, że Izrael zaanektuje żydowskie osiedla od dziesięcioleci nielegalnie budowane na palestyńskim Zachodnim Brzegu
- Ponadto przyszła "niepodległa" Palestyna ma być całkowicie zdemilitaryzowana, a Izrael ma zachować kontrolę nad jej przestrzenią powietrzną i wodami terytorialnymi Amerykanie obiecują Palestyńczykom miliardy dolarów w inwestycjach, ale nie jest jasne, kto miałby je wyłożyć i po spełnieniu jakich dokładnie kryteriów
- Ten plan absolutnie nie ma szans powodzenia. To było wiadome od samego początku nawet dla jego autorów - ocenia w rozmowie z Onetem ekspert ds. międzynarodowych Andrzej Kohut

Wtorkowe obrazki z Białego Domu nie przypominały ogłaszania innych pokojowych decyzji dla Bliskiego Wschodu. Zamiast dwóch zwaśnionych przywódców z wymuszonymi uśmiechami na twarzach, tym razem u boku amerykańskiego prezydenta stał tylko jeden. I wcale nie musiał udawać zadowolenia. Premier Izraela Benjamin Netanjahu dostał od Trumpa wszystko, czego chciał, nie idąc w zasadzie na żadne ustępstwa.

Amerykanie w swojej wizji proponują “rozwiązanie dwupaństwowe”. W przyszłości obok siebie mają pokojowo współistnieć niepodległy Izrael i niepodległa Palestyna. Tyle, że w szczegółach pomysłu Trumpa przyszła Palestyna przypomina bardziej kontrolowany przez Izrael rezerwat niż niepodległe państwo.

Sami Palestyńczycy nie brali udziału w tworzeniu dotyczącego ich planu - Amerykanie nie utrzymują z nimi stosunów dyplomatycznych od końca 2017 r. Donald Trump ostatnie szczegóły swojej "wizji" poza premierem Izraela konsultował z liderem izraelskiej opozycji Bennym Gantzem.

Zapalne osiedla
Rzut oka na pokojową “wizję” Amerykanów pozwala stwierdzić, że przyszłe granice poprowadzone są w dosyć nieoczywisty sposób. Palestyńskie państwo wygląda jak labirynt porozrzucanych terytoriów połączonych skomplikowaną siecią tunelów i mostów. Skąd taki kształt? Powodem są żydowskie osiedla powstające od dziesięcioleci na palestyńskim Zachodnim Brzegu.

Mapa Palestyny według planu Donalda Trumpa
Wszystko zaczęło się w 1967 r., gdy Izrael odniósł jeden z najbardziej niezwykłych sukcesów militarnych w historii. W ciągu sześciu dni nie tylko odparł połączony atak wszystkich swoich arabskich sąsiadów, ale zajął jeszcze znaczne tereny agresorów - Egiptu i Jordanii. Ta druga straciła na rzecz Izraela zamieszkały przez Palestyńczyków i strategicznie położony Zachodni Brzeg Jordanu, w tym połowę świętego miasta Jerozolimy.

Obrazek

Gdy politycy i dyplomaci głowili się, co zrobić ze zwycięstwem, na okupowane tereny ruszyli żydowscy osadnicy. Niektórzy wracali na ziemie, z których zostali wypędzeni 20 lat wcześniej. Inni, powodowani religijnym fanatyzmem, zajmowali daną przez Boga “ziemię obiecaną”, jako podstawę prawną swoich działań wskazując biblijny Stary Testament. Jeszcze innymi kierował świecki nacjonalizm lub po prostu skuszeni zostali tanią (a nawet darmową) ziemią i mieszkaniami.

Pustynia za Dolinę Jordanu
W amerykańskiej wizji zatytułowanej “Pokój dla dobrobytu” nie ma mowy o “powrocie do granic sprzed 1967 r.”, które to określenie było do tej pory powtarzane jak mantra przez światowych dyplomatów. Zamiast tego, wszystkie osiedla na Zachodnim Brzegu mają być zaanektowane przez Izrael, podobnie jak cała kluczowa dla rolnictwa Dolina Jordanu. W zamian za to Palestyńczycy mają otrzymać pustynne tereny przy granicy z Egiptem, na których w bliżej nieokreślony sposób mają powstać “fabryki wysokich technologii” i “dzielnice mieszkaniowe”.

Izrael zachowa również całą Jerozolimę, która - według życzeń Amerykanów - powinna zostać uznana za stolicę tego państwa przez społeczność międzynarodową. Jednocześnie ogłaszając swój plan, Trump stwierdził, że to samo miasto zostanie stolicą przyszłej Palestyny.

Konsternacja wywołana tą pozorną sprzecznością została szybko wyjaśniona. Plan USA zakłada, że Palestyńczycy nazwą “Jerozolimą” (arab. Al-Kuds) wschodnie obrzeża tego miasta i tam ulokują główny ośrodek swojego państwa.

Samo poszatkowane państwo palestyńskie również dalekie ma być od suwerenności. Jak czytamy w wizji Trumpa, przede wszystkim powinno zostać całkowicie zdemilitaryzowane. “Każdy kraj wydaje znaczące sumy pieniędzy na ochronę przed zewnętrznymi zagrożeniami. Państwo Palestyńskie nie będzie obciążone tymi kosztami, ponieważ zostanie objęte wsparciem przez Państwo Izrael” - przekonują Amerykanie o pożytkach płynących z nieposiadania własnej armii. Dodatkowo Izrael ma zachować pełną kontrolę nad przestrzenią powietrzną i wodami terytorialnymi Palestyny.
...
W amerykańskiej “wizji” znajduje się też interesująca obietnica “umożliwienia Palestyńczykom realizacji ich ambicji”. Mają im w tym pomóc platformy e-learningowe, system szkół zawodowych i perspektywa zagranicznych wymian.

Arabowie za Izraelem
Nieobecni w rozmowach Palestyńczycy - bez większego zaskoczenia - natychmiast odrzucili plan Trumpa. - Mówimy tysiąckrotne “nie” temu “porozumieniu stulecia”. Nie poddamy się i nie padniemy na kolana - grzmiał prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas. Przedstawiciele Hamasu nazwali amerykańską wizję “nonsensem”. Do krytyki planu włączył się Iran, który określił go “zdradą stulecia” i Turcja, uważająca propozycje USA za “poronione”.

Inaczej wyglądała jednak reakcja arabskich państw z rejonu Zatoki Perskiej. Entuzjastycznie plan przyjęły Zjednoczone Emiraty Arabskie, a Arabia Saudyjska “z uznaniem przyjęła wysiłki Donalda Trumpa”. Również reakcja Kataru była raczej powściągliwa i daleka od krytyki amerykańskich pomysłów.

Palestyńczycy protestują na Zachodnim Brzegu po ogłoszeniu planu
Skąd taka radykalna zmiana w krajach, które przez dekady obwoływały się obrońcami palestyńskiej sprawy i do tej pory nie uznają istnienia państwa Izrael? - Sunnickie państwa Zatoki z dużym niepokojem patrzą na (szyicki - red.) Iran i podobnie jak Izrael postrzegają go za największe zagrożenie w regionie. W związku z tym są w stanie do pewnego stopnia szukać antyirańskiego porozumienia z Izraelem - mówi Onetowi Andrzej Kohut, ekspert ds. międzynarodowych Klubu Jagiellońskiego. Jednocześnie podkreśla, że nawet poparcie wszystkich państw regionu nie ożywi wizji, na którą nie zgadzają się sami Palestyńczycy.

- Ten plan absolutnie nie ma szans powodzenia. To było wiadome od samego początku nawet dla jego autorów - zaznacza Kohut. Po co więc było go w ogóle tworzyć?

Bez odwrotu
Za powstaniem planu mogły stać rozgrywki polityki wewnętrznej w Izraelu i Stanach Zjednoczonych, ale jego ogłoszenie grozi zdecydowanie bardziej długoterminowymi konsekwencjami. Jak uważa Kohut, “każda kolejna amerykańska administracja będzie musiała mierzyć się z polityką faktów dokonanych prowadzoną przez Donalda Trumpa".

Co więcej, czasu nie traci premier Izraela. Benjamin Netanjahu ogłosił, że jeszcze w tym tygodniu zwróci się do Knesetu z propozycją aneksji “pobłogosławionej” przez Amerykanów części Zachodniego Brzegu.

- Jeżeli Izrael włączy tereny na Zachodnim Brzegu, to będzie to ruch nieodwracalny. Do tej pory można było się łudzić, że możliwa jest umowa pokojowa, w ramach której Izrael wycofa się ze spornego terytorium. Po aneksji osadnictwo prawdopodobnie jeszcze ulegnie nasileniu, a odwrót będzie kompletnie niemożliwy - zaznacza Kohut.

Pełną treść amerykańskiego planu w języku angielskim można znaleźć tutaj.

Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na adres marcin.terlik@redakcjaonet.pl

https://wiadomosci.onet.pl/swiat/plan-pokojowy-trumpa-d...