Jakub
Łoginow
Nie ma kangurów w
Austrii
Temat: 30 plus
Po moich ostatnich doświadczeniach na rynku pracy doszedłem do wniosku, że osoby w wieku 50+ to już w ogóle muszą mieć przechlapane, jeśli chcą się przekwalifikować, skoro już dla osoby trzydziestoletniej jest to problem prawie nie do przeskoczenia.Tyle się mówi o mobilności, o tym by nie zawężać się do jednego zawodu i jednego miejsca pracy, o tym że należy się przekwalifikowywać itp. Jak się okazuje, guzik prawda. Przynajmniej w moim przypadku.
Otóż kilka lat temu skończyłem studia towaroznawcze, czyli o profilu technicznym, które m. in. przygotowywały mnie do pracy w laboratorium. Niestety, ani w trakcie studiów, ani po nie pracowałem w swoim fachu tylko robiłem coś zupełnie innego. Teraz z różnych względów chcę wrócić do wyuczonego zawodu i logiczne jest, że skoro nie mam w tym doświadczenia, to muszę zacząć od podstaw, czuli od bezpłatnej praktyki w jakimś laboratorium, później praca na umowie śmieciowej za 700 złotych i w perspektywie stałe zatrudnienie.
I co się okazuje? Składam podanie o praktykę, bezpłatną, nie mam żadnych wybujałych oczekiwań jak niektórzy "młodzi wykształceni z dużych miast", a pracodawcy patrzą się na mnie jak na idiotę. Od razu pytanie, z jakiej uczelni. Ja na to, że nie z uczelni, tylko sam osobiście chciałbym odbyć praktykę z własnej inicjatywy, a nie że mi uczelnia każe. Okazuje się, że się nie da.
To jak k... można tu mówić o mobilności i przekwalifikowywaniu się, skoro już na wstępie osoba młoda, zaledwie 5 lat po studiach chce wrócić do zawodu wyuczonego na studiach i ma takie bariery? To co mają powiedzieć 50-latkowie?