Wojciech Garstka

Wojciech Garstka PROJEKT_G,
właściciel

Temat: Zacznij od psa...

Piszta co chceta w tej grupie. Pełna wolność. niech to kiełkuje i rośnie. Przecież bez tych zwierzaków bylibyśmy inni - z pewnością gorsi.
Dla zachęty przesyłam wam wiersz, który wczoraj napisałem na temat mojego psa.

W kącie, na posłaniu leży pies.
Dostałem go w prezencie na urodziny. Tak jak jakąś rzecz.
A on nie jest rzeczą. On jest sobą.
Zajmuje przestrzeń fizyczną i psychiczną. We mnie.
Jak go nie ma ze mną, bo jestem z dala, to się niepokoję.
On jest spokojny, bo wie, że przyjdę.
Śmierdzi. Jak go nie wypiorę. Strasznie.
Jak go piorę, to włazi do wanny chętnie i czeka na te łagodne pieniste tortury.
Kocha mnie – chyba. Czy to wiadomo?
Chce być blisko. Zazdrości, jak się tulimy z moją kobietą. Włazi między nas.
Może to tylko chęć bycia w stadzie?
Nasze stado!
Pokochał kolejną moją kobietę.
Poprzednia go uratowała, jak bardzo chorował. Uczłowieczyła go. Rozmawiała z nim godzinami.
Teraz przyjął następną i zaufał jej. Oswoił ją, bo nie znała i nie lubiła psów.
Teraz go lubi. Zmieniła się. Pies wychowuje!
Stado – kto je definiuje?
Nie daje się ukraść. Gryzie. Paru ludzi już ugryzł, jak go chcieli dotknąć.
Przecież czekał na pana! A tu ktoś podłazi!
Nie jest głupi. Jest cwany, jak chodzi o korzyści.
Manipuluje moimi uczuciami. Nie wiem, jak to wymyślił, ale umie.
Wie parę rzeczy doskonale – na przykład wie, że można lecieć do kuchni po obiedzie, jak tam się odnosi talerze,
Bo można się załapać na wylizanie talerza. Super.
Nawet jak potrawa była strasznie pikantna i trzeba wypić potem całą michę wody.
Nie jest pierwszy. Były przedtem dwa.
Ten drugi był bardzo długo i musiałem go uśpić, jak był bardzo chory.
Płakałem. Kapało na niego, leżącego na stole.
Zakopaliśmy go w lesie owiniętego w starą zieloną kurtkę.
Było zimno, a ziemia była zmarznięta.
Nie miałem pieniędzy, żeby próbować go leczyć. Tłumaczyłem sobie, że jest nieuleczalny.
Miał 17 lat. Już się przecież nażył.
Czuję się z tym źle. Mam nadzieję, że ze mną będzie tak samo – moi bliscy pocieszą się, że już się nażyłem!
Ten teraz jeszcze znał tego starego. Byli razem. Stary usiłował go zerżnąć – póki był dominujący.
Potem młody usiłował zerżnąć starego – jaka fajna zmiana i obserwacja!
Jestem dla niego panem, a więc kimś niesprawiedliwym, władczym, dominującym,
wyżywającym się i odbijającym na nim swoje frustracje, kłopoty, fochy – przecież on się nie zbuntuje.
Mam poczucie winy, ale rzadko, bo przecież on nie ma dostępu do trybunału w Strasburgu…
Może powinien mieć?
Nie.
Jesteśmy sprzęgnięci, jak w nierozerwalnym zaprzęgu i on wie, że nigdy nie zrobię mu krzywdy,
chociaż jestem taki ohydnie niesprawiedliwy.
Jesteśmy wspólnikami.
Trzymamy sztamę w tym krzywym układzie krzywdy i dominacji.
Jak śpi, to czasem się do niego tulę rozespanego, sapiącego przez sen.
Jak idzie na smyczy, to czasem go brutalnie szarpię, bo chcę czegoś innego niż on akurat teraz.
Domin i ofiara. Ofiara, która ma władzę i trzyma lejce.
Przecież nie mogę go opuścić ani skrzywdzić.
To on trzyma mnie na smyczy.


11.2009.