Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Mam 29 lat, czasem zastanawiam się czemu jeszcze żyje.
Może zacznę od początku.
Życie mnie cieszyło chyba tylko jak byłam mała.
Kiedy poszłam do szkoły, czułam się nie swojo, nie miałam dobrego kontaktu z innymi dziećmi. Byłam nieśmiała, cichutka, nie to co inni. Nie wiem też z jakiego powodu, ale inni jakoś nie bardzo chcieli się ze mną kolegować, chyba przez tą nieśmiałość.
Miałam kilka koleżanek, z którymi w miarę normalnie rozmawiałam.
Tzn, jedną jakoś w 1 i 2 klasie podstawówki, koleżanka z ławki, czasem po szkole się spotykałyśmy, później nauczycielka ją przesadziła do innej ławki, a ona od razu jakby o mnie zapomniała.
Później w 4 klasie, też miałam koleżankę z ławki, i tak samo, po szkole się spotykałyśmy, normalnie rozmawiałyśmy. Ponieważ w 4 klasie miałam problemy z jednym przedmiotem, a powstała specjalna klasa dla tych którzy byli zagrożeni z jednego przedmiotu, zostałam przeniesiona do innej klasy. No i przez wakacje jeszcze normalnie było, ale od roku szkolnego, też ta koleżanka mnie olała i nawet się nie odzywała, nawet "cześć" nie mówiła. I nie mam pojęcia czemu.
W nowej klasie, łącznie ze mną było 5 dziewczyn, więc ja oczywiście byłam tym piątym kołem u wozu.
Ale jakoś poznałam koleżankę, która mieszkała niedaleko, byłyśmy nawet dobrymi koleżankami. Przez jakieś pół roku, bo później oświadczyła mi, że jej mama zabroniła się jej ze mną zadawać. Hmm, widocznie byłam za spokojna. Później ta dawna koleżanka stała się dla mnie wredna.
Później były czasy szkoły zawodowej. Niestety ale żadnej koleżanki nie miałam.
Po prostu nikt nie chciał takiego towarzystwa. Cicha, prawie nic nie odzywająca się osoba, spokojna, nieśmiała...

Niestety ale zawsze też byłam tą najbrzydszą dziewczyną w klasie, przez co mi dokuczali, wyzywali od piegusek, śmieli się ze mnie. Przeważnie chłopacy, ale dziewczyny także. Czasem nie chciało mi się chodzić do szkoły.
Przez to jacy niektórzy byli dla mnie, stawałam się coraz bardziej zamknięta w sobie, coraz bardziej nie wiedziałam o czym z innymi rozmawiać. Czasem chciałam coś powiedzieć, ale się bałam odezwać, bo myślałam że albo mnie wyśmieją albo zignorują, a myślałam tak dlatego że czasem to miało miejsce. Dlatego siedziałam cicho.

Później miałam kolegę, 5 lat młodszy ode mnie, czasem jego rodzice prosili abym trochę z nimi posiedziała, tzn z nim i jego młodszy bratem, bo oni do pracy, a nie mieli z kim zostawić. Więc przynajmniej jakieś towarzystwo miałam. Później się gdzieś wychodziło z tym kolegą, czy na rower czy coś. Ale przynajmniej nie siedziałam w domu, w czterech ścianach. Niestety, później też jakoś znajomość się urwała, wiadomo, wolał bardziej towarzystwo w swoim wieku.

Czułam się strasznie samotna, mogłam tylko słuchać jak to dziewczyny rozmawiają o chłopakach, zazdrościłam im tego.
Czasem nie chciało mi się żyć, nie widziałam sensu. Nikt mnie nie lubił, nikt nie chciał mojego towarzystwa. Nikomu nie mogłam powiedzieć co leży mi na sercu.
Czasem nie było dnia, żebym nie myślała o zabiciu się, ale nigdy nie miałam na to odwagi.
W sumie cały okres zawodówki, 3 lata, to było częste myślenie o samobójstwie.

Jak miałam 20 lat, poznałam przez jakiś serwis sms, chłopaka, byłam z nim ponad pół roku, ale później zerwaliśmy, dlatego że on się gdzieś przeprowadził, mi nawet nie powiedział gdzie, czasem do mnie wpadał, skończyło się że raz w miesiącu się widzieliśmy, raz w miesiącu przyjeżdżał do mnie, więc nie chciałam czegoś takiego.
Po kilku miesiącach poznałam innego faceta przez internet. Zaczęliśmy się spotykać, po kilku latach urodziło nam się dziecko. Później był ślub, a później rozstanie. Zawsze myślałam że jak będę miała męża, będę szczęśliwa, lecz niestety. Krótko po ślubie, po tym jak zamieszkaliśmy sami, okazało się że ślub był błędem. Zaczął mnie ignorować, olewać. Choć mieszkaliśmy razem, mało czasu ze sobą spędzaliśmy. Czułam się jak jakiś przedmiot, który służy tylko do posprzątania, ugotowania... Nie przypuszczałam nigdy, że mając męża, można czuć się tak bardzo samotnie.
Znowu zaczęłam się czuć jak kiedyś, jak bezużyteczna osoba. Miałam tego dosyć, dlatego odeszłam.

Może dodam jeszcze, że nigdy nie wiedziałam co chce w życiu robić. Nigdy nie miałam jakiś planów na przyszłość. Kompletna pustka w głowie. Mając 14 lat, wybrałam że będę się uczyć na fryzjerkę, nie wiedziałam jakie są inne możliwości. Początkowo było ok, ale później, szefowa tylko kazała sprzątać, latać robić dla niej zakupy, chodzić na pocztę. Nie wiem jak miałam się czegoś nauczyć, od samego przyglądania nie dałam rady. Po jakimś czasie przestałam to lubić. Niczego nie potrafiłam, tzn, niczego przez co mogłabym dostać pracę w tym kierunku.
Kiedyś pracowałam na kasie w sklepie, ale tylko przez 3 miesiące, nie przedłużyli mi umowy. Ale to dlatego że nie szło mi najlepiej. I nigdy więcej pracować na kasie bym nie chciała.
Rozdawałam też ulotki. I to jest moje całe doświadczenie zawodowe.
W wielu miejscach starałam się o pracę, ale wszędzie gdzie byłam, nie odpowiadałam potencjalnym pracodawcom. Na rozmowach największą trudność sprawiało mi powiedzenie czegoś o sobie, niby to takie proste. Wszędzie gdzie byłam chcieli bardziej komunikatywne osoby, bardziej atrakcyjne, może po prostu trafiałam na złych ludzi.
No i teraz, prawie 29 lat, bez pracy. I nie wiem co bym chciała robić. Mogłabym iść na sprzątaczkę, ale czasem nawet do tego potrzebne jest doświadczenie.
Czuje się taka bezradna, bezsilna.
Za cokolwiek się złapię, nie wychodzi mi to, do niczego się nie nadaję. Przez te prawie 29 lat, nie znalazłam niczego w czym bym była dobra.
Czuje się jakbym nie pasowała do tego świata. Zrobienie czegokolwiek jest wielkim trudem.

Nie mam żadnych znajomych, o przyjaciołach mogę jedynie pomarzyć. Nie wiem o czym rozmawiać z ludźmi, zazwyczaj krótko odpowiadam na pytania, nie mam pojęcia jak zacząć jakąś rozmowę, a jak bym chciała to zrobić, to boję się odezwać. Nawet z rodziną nie wiem o czym rozmawiać.
Chciałabym mieć się komu wyżalić, ale nie mam, chyba dlatego piszę tutaj. Żeby jakoś wyrzucić to z siebie.
Rodzina mnie tak naprawdę nie zna, nie wiedzą co czuję, co mi leży na sercu.
Jak byłam nastolatką, to czułam się tak jakby im wcale na mnie nie zależało. W wieku dojrzewania, wiele razy słyszałam od ojca teksty w stylu "jaka ty jesteś brzydka", bardzo mnie to bolało, zwłaszcza że nieraz to słyszałam od innych. Czułam się jak jakiś potwór, wcale nie jestem taka brzydka, ale ludzie sprawili że czułam się jak najbrzydsza osoba na świecie. Przez co powstał u mnie wielki brak pewności siebie.
Jak skończyłam zawodówkę, matka ciągle mi mówiła "idź w końcu do pracy", jakby to było takie proste, szukałam, nie znajdowałam. Ale jej to ciężko było wtedy wytłumaczyć.
Do tego źle się czułam przebywając poza domem. Często nie chciało mi się wychodzić z domu, nie miałam do tego sił.

Mam w życiu jakiegoś pecha.
Nic mi się nie układa.
Osoby które poznawałam, albo od początku mnie ignorowały, albo przez jakiś czas było ok, a później mnie olewali, odtrącali.
Naprawdę czuję się do niczego, nikomu nie potrzebna, jakby nikomu na mnie nie zależało.

Całkiem możliwe że do końca życia będę już sama, że nie poznam nikogo z kim mogłabym tak szczerze porozmawiać, o problemach, radościach... Nie potrafię nikogo takiego poznać.
Nie mam pojęcia czemu ludzie przez większość mojego życia mnie odtrącali, nawet nie próbowali mnie poznać. No ok, zdarzył się jeden, ale co do czego też wyszło jak z innymi.
Chciałabym zmienić swoje życie, ale przy każdej próbie była porażka. Małymi kroczkami do celu... czasem się tak nie da.

Od jakiegoś miesiąca, znowu mnie nachodzą myśli samobójcze. Po prostu nie mam już sił.
Ale żyję, egzystuje.
I raczej nigdy nie spróbuje się zabić (choć nie wiem tego na 100%). Pewnie do końca życia będą mnie te myśli nachodziły. Ale skoro przetrwałam tyle lat, to dam radę dłużej - mam przynajmniej taką nadzieję.
Teraz muszę żyć, bo jednak mam dziecko, a czego to się nie robi dla dziecka :) żyje dla niego.
Gdyby nie dziecko, to bym tego nie pisała, by mnie dawno nie było na świecie.
Dziecko to jedyne co mnie jeszcze trzyma przy życiu.

I choć naprawdę, czasem nie chce mi się żyć, odechciewa się wszystkiego, nie mam na nic sił, czuję się bezradna, bezużyteczna, nikomu nie potrzebna, czuje że nic nie potrafię dobrze zrobić - muszę żyć. Nie chce mi się, ale muszę.

Chciałabym być kiedyś szczęśliwa, tak naprawdę nigdy nie byłam. Przez szczęście rozumiem to, żeby być więcej razy zadowoloną, radosną, uśmiechniętą osobą niż zdołowaną. Jak do tej pory zawsze jest to drugie, a zadowolenie, uśmiechnięcie - często udawane.
Ale jak już wspominałam, mam pecha, i to się chyba nigdy nie zmieni.
Chyba niektórzy ludzi są skazani na bycie nieszczęśliwymi.

Sroki że się tak rozpisałam,
ale to i tak tylko część mojej historii.
Chciałam się z kimś tym podzielić, nie mam komu się wyżalić. A czasem to pomaga, chociaż na chwilę. Nawet jeśli nikt by tego nie przeczytał, czasem trzeba wyrzucić to z siebie.

W pewnym sensie chciałabym jakiejś pomocy.
Na pewno nie chce współczucia, bo jak wiadomo każdy ma jakieś problemy, większe czy mniejsze...
Nie jest tak, że użalam się nad sobą. Po prostu życie, a raczej ludzie sprawili że czuję się tak jak się czuję, i nie wierze w to, że coś się kiedykolwiek zmieni w moim bezsensownym, nic nie znaczącym życiu.
Gośka J.

Gośka J. Urząd
Wojewódzki/Wydział
Bezpieczeństwa i
Zarządzania Kr...

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Żaneta Jakaś:

Czy myślałaś o podjęciu terapii u psychologa?

konto usunięte

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Żaneta Jakaś:
Czy masz jakiś adres mailowy? jeśli tak, to wyślij mi go na priv- chciałabym z Tobą porozmawiać, ale nie na forum ogólnym.

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Gośka J.:
Żaneta Jakaś:

Czy myślałaś o podjęciu terapii u psychologa?

Tak, nieraz myślałam o tym.
Jednak kiedy zaczynałam się zastanawiać czy się wybrać do psychologa, to stwierdzałam że to nie ma sensu, że i tak to w niczym nie pomoże.
Może ja bym się czuła nieco inaczej, lepiej, ale nie zmieniło by innych ludzi, ich nastawienia do mnie. Więc wiele by się nie zmieniło, uważałam że to nic nie da.
Dlatego też nigdy nie podjęłam takiej terapii.
Marta Witan

Marta Witan Follow your
instincts. That's
where true wisdom
manifests...

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Spróbować zawsze warto....

Jak tam czytam co piszesz to przyszła mi do głowy jedna myśl. Często (zazwyczaj podświadomowie) wybieramy na najbliższych znajomych/partnerów ludzi, którzy w pewien sposób są odbiciem relacji w domu. Skoro czułaś się ignorowana i nie mogłas podzielić się swoimi emocjami z rodziną bardzo możliwe jest, że potem też trafiałaś na takich ludzi w bliższych relacjach (koleżanki w podstawówce, szkole, relacje z mężczyznami).
Dobra wiadomośc jest taka, że da się to zmienić ale chyba warto jest udać się do specjalisty, ktory pomoże Ci zauważyć pewne mechanizmy, a potem będziesz mogła je zmienić na takie, które będą Tobie odpowiadać. To długo i ciężka praca ale warta każdej poświęconej temu minuty.

Po drugie czasem jak bardzo się koncetrujemy na tym, że byc np. nie być jakiś tam (np.nieszczęsliwy) tym nam trudniej. Masz poczucie winy/żal/złość, że nadal jesteś nieszczęsliwa próbujesz walczyć na siłę z pewnymi uczuciami, a kończy się tak, że masz doła bo: 1) jesteś nieszczesliwa 2) marnujesz mnóstwo energii na to żeby być mimo, że i tak nie jesteś. Może warto pozwolić sobie na to, aby pobyć z tymi emocjami. Zastanowić się dlaczego tak jest? Jak chcę żeby było? Co mogę zrobić żeby to zmienić?
Marta Witan

Marta Witan Follow your
instincts. That's
where true wisdom
manifests...

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Poza tym Żaneto... jeśli Ty będziesz się czuła inaczej to automatycznie zmienia się nastawienie innych ludzi do Ciebie. Możliwe, że przestaniesz "przyciągać" takich, ktorzy Cię ignorują. Nie zmienisz innych, możesz zmienić tylko siebie i to jest super!
Rafał Winnicki

Rafał Winnicki PKO BP Departament
Restrukturyzacji i
Windykacji Klienta
...

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Żaneta J.:
Czy myślałaś o podjęciu terapii u psychologa?

Tak, nieraz myślałam o tym.
Jednak kiedy zaczynałam się zastanawiać czy się wybrać do psychologa, to stwierdzałam że to nie ma sensu, że i tak to w niczym nie pomoże.

Takie właśnie wrażenie odniosłem po przeczytaniu Twojego listu. Postawiłaś sobie diagnozę, co do której nie zamierzasz nawet dyskutować (z sobą i innymi):

- Mam pecha
- Dla nikogo nie jestem ważna
- Nie mam nic interesującego do powiedzenia
- Nie potrafię znaleźć i utrzymać pracy

A jednocześnie z listu dowiadujemy się, że:

- Potrafisz napisać długi, bardzo logiczny i ciekawy list
- Wspominasz przynajmniej o dwóch związkach z mężczyznami (a więc jednak komuś się podobasz)
- To Ty inicjowałaś zakończenie związków i odejścia z pracy (więc nie jesteś znowu takim "przedmiotem" jak to tutaj piszesz)
- Piszesz że dla NIKOGO nie jesteś ważna.... a co z dzieckiem? Ono jest dla Ciebie NIKIM? (bo na pewno jesteś dla dziecka ważna) Jak ono będzie się czuło kiedy sobie uświadomi że nie jest ważne dla matki?

Zbudowałaś sobie świat oparty o wyobrażenia na swój temat. Kupę fałszywych przekonań, fakt że pewnie "bliscy" pomogli.... jak NAM WSZYSTKIM ;) ale to jeszcze nie powód żeby powiedzieć że to już koniec i nic nie da się z tym zrobić.

Masz więc do wyboru - dalej użalać się nad sobą i wyszukiwać argumentów że to wszystko przez "Olę i Basię z podstawówki" albo szukać pomocy w terapii - jeśli nie dla siebie to przynajmniej dla dziecka, które jest dla Ciebie NIKIM.
RaV

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Rafał Winnicki:
- To Ty inicjowałaś zakończenie związków i odejścia z pracy
Czemu uważasz że sama inicjowałam odejścia z pracy? To że w jednej mi nie przedłużyli umowy, dlatego że sobie w tym nie radziłam, miało być z mojej winy? Niby sama doprowadziłam do tego? Specjalnie się nie starałam?
Wiesz, niektórzy po prostu się nie nadają do pewnych czynności, u mnie to była praca na kasie, jeszcze to był okres świąteczny, długie kolejki, wściekający się ludzie, dla mnie steres.
Ale starałam się jak tylko mogłam, codziennie stawiałam się w pracy, robiąc wszystko najlepiej jak potrafię, więc niczego nie inicjowałam.
Co do związków, to się zgodzę. Bo przy pierwszym związku, co to za związek, raz w miesiącu się widzieć, na godzinę, dwie. W drugim związku wyszło jak wyszło, trochę z jego winy, trochę z mojej.
Ale jakoś nie mam zamiaru tkwić w nieszczęśliwym związku.

- Piszesz że dla NIKOGO nie jesteś ważna.... a co z dzieckiem? Ono jest dla Ciebie NIKIM? (bo na pewno jesteś dla dziecka ważna) Jak ono będzie się czuło kiedy sobie uświadomi że nie jest ważne dla matki?
albo szukać pomocy w terapii - jeśli nie dla siebie to przynajmniej dla dziecka, które jest dla Ciebie NIKIM.

A czy ja gdzieś napisałam że dziecko jest dla mnie nikim, że nie jest dla mnie ważne?
Może jakbyś dokładniej przeczytał ten kawałek:
"Teraz muszę żyć, bo jednak mam dziecko, a czego to się nie robi dla dziecka :) żyje dla niego.
Gdyby nie dziecko, to bym tego nie pisała, by mnie dawno nie było na świecie.
Dziecko to jedyne co mnie jeszcze trzyma przy życiu."
To może byś wywnioskował że dziecko jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie, jest dla mnie wszystkim, żyję i będę żyła dla niego.

Może daruj sobie takie teksty, że "dziecko jest dla mnie nikim", "Jak ono będzie się czuło kiedy sobie uświadomi że nie jest ważne dla matki?"
Nie uświadomi sobie tego nigdy, bo wie że go kocham, że jest całym moim światem.
Gdyby dziecko było dla mnie nikim, to bym to wszystko olała, bym nie myślała o nim, i najzwyczajniej bym się zabiła. Ale nie jestem aż taką "niezbyt normalną" osobą, która odebrała by własnemu dziecku matkę.
Owszem, mam czasem taką chęć, ale nie zrobie tego, właśnie ze względu na dziecko.

W mojej pierwszej wypowiedzi chodziło o innych ludzi, a nie o dziecko, ok, nie napisałam tego, mój błąd.
Rafał Winnicki

Rafał Winnicki PKO BP Departament
Restrukturyzacji i
Windykacji Klienta
...

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Żaneta J.:

Okej,
Więc do stwierdzenia "dla nikogo nie jestem ważna" wprowadzamy erratę:
- z wyłączeniem dziecka, dla którego jestem bardzo ważna
- z wyłączeniem ludzi którzy mi odpisują na Golden Line poświęcając mi swój czas

I tu pytanie: o ilu jeszcze ludziach "zapomniałaś" napisać? Czy dwa związki które miałaś... od początku byłaś dla swoich partnerów "nieważna"? Czy też stało się coś w pewnym momencie, że POCZUŁAŚ, że PRZESTAŁAŚ być dla nich WAŻNA?, a może to oni przestali być dla Ciebie WAŻNI?

Nie znam Cię, wiem o Tobie tyle ile przeczytam i ZROZUMIEM z tego co napisałaś. A po przeczytaniu Twojego listu jedyne co pomyślałem to że jakoś to wszystko jest "niespójne". Wiesz co to jest niespójność? Kiedy np w czasie rozmowy mówi że nic się nie stało a widzisz coś zupełnie innego (złość, smutek, niechęć....). Kiedy ktoś coś do Ciebie mówi, a z fragmentów wcześniejszych wypowiedzi wynika coś zupełnie innego).

I tu pytanie: Jak się wtedy czujesz rozmawiając z taką osobą?

Skąd się bierze niespójność? Pewnie jest wiele źródeł. Czasem jest to ukrywane kłamanie (w dobrej lub złej wierze), czasem jest to kompletny bałagan w głowie - sami nie wiemy co o danej sprawie myśleć, sami nie wiemy jacy jesteśmy, jacy być "powinniśmy" i co znaczy że "powinniśmy" - czy to jest nasze PRZEKONANIE że "powinniśmy", czy jeszcze wyniesione z dzieciństwa np. "przekonanie" naszych rodziców jak powinniśmy się zachować, jakie mieć poglądy i zasady moralne.....

Kiedy doroślejemy, dojrzewamy stajemy się coraz bardziej spójni - poznając siebie, robiąc sobie "porządek" w głowie. Nawet jeśli nasze poglądy są nieakceptowalne dla otoczenia - przynajmniej my sami nie mamy z nimi problemu. No chyba że chcemy świadomie ukryć nasze prawdziwe poglądy.... wtedy kłamiemy... i znowu może to zostać odebrane jako niespójność....

Proces dorastania, proces robienia porządków ze swoim własnym światopoglądem, proces rozwiązywania wewnętrznych konfliktów trwa.... trwa nieraz bardzo długo.... a życie płynie.... a w życiu wszystko ma swój czas.... kiedy w wieku 60 lat dojdziemy do wniosku że jednak warto mieć własne dzieci to co nam po tym wniosku po 60? Dlatego kiedy już zauważymy że w naszym życiu coś się nie klei to warto sięgnąć po pomoc.

RaV

Rafał Winnicki:
- To Ty inicjowałaś zakończenie związków i odejścia z pracy
Czemu uważasz że sama inicjowałam odejścia z pracy? To że w jednej mi nie przedłużyli umowy, dlatego że sobie w tym nie radziłam, miało być z mojej winy? Niby sama doprowadziłam do tego? Specjalnie się nie starałam?
Wiesz, niektórzy po prostu się nie nadają do pewnych czynności, u mnie to była praca na kasie, jeszcze to był okres świąteczny, długie kolejki, wściekający się ludzie, dla mnie steres.
Ale starałam się jak tylko mogłam, codziennie stawiałam się w pracy, robiąc wszystko najlepiej jak potrafię, więc niczego nie inicjowałam.
Co do związków, to się zgodzę. Bo przy pierwszym związku, co to za związek, raz w miesiącu się widzieć, na godzinę, dwie. W drugim związku wyszło jak wyszło, trochę z jego winy, trochę z mojej.
Ale jakoś nie mam zamiaru tkwić w nieszczęśliwym związku.

- Piszesz że dla NIKOGO nie jesteś ważna.... a co z dzieckiem? Ono jest dla Ciebie NIKIM? (bo na pewno jesteś dla dziecka ważna) Jak ono będzie się czuło kiedy sobie uświadomi że nie jest ważne dla matki?
albo szukać pomocy w terapii - jeśli nie dla siebie to przynajmniej dla dziecka, które jest dla Ciebie NIKIM.

A czy ja gdzieś napisałam że dziecko jest dla mnie nikim, że nie jest dla mnie ważne?
Może jakbyś dokładniej przeczytał ten kawałek:
"Teraz muszę żyć, bo jednak mam dziecko, a czego to się nie robi dla dziecka :) żyje dla niego.
Gdyby nie dziecko, to bym tego nie pisała, by mnie dawno nie było na świecie.
Dziecko to jedyne co mnie jeszcze trzyma przy życiu."
To może byś wywnioskował że dziecko jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie, jest dla mnie wszystkim, żyję i będę żyła dla niego.

Może daruj sobie takie teksty, że "dziecko jest dla mnie nikim", "Jak ono będzie się czuło kiedy sobie uświadomi że nie jest ważne dla matki?"
Nie uświadomi sobie tego nigdy, bo wie że go kocham, że jest całym moim światem.
Gdyby dziecko było dla mnie nikim, to bym to wszystko olała, bym nie myślała o nim, i najzwyczajniej bym się zabiła. Ale nie jestem aż taką "niezbyt normalną" osobą, która odebrała by własnemu dziecku matkę.
Owszem, mam czasem taką chęć, ale nie zrobie tego, właśnie ze względu na dziecko.

W mojej pierwszej wypowiedzi chodziło o innych ludzi, a nie o dziecko, ok, nie napisałam tego, mój błąd.
Leszek Smyrski

Leszek Smyrski hipis wędrowny

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Założę się że jesteś fajną osobą i ciekawą kobietą.
Trochę może późno by to pisać ale...
Wesołych Świąt.

konto usunięte

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

cudownie, że masz dziecko, cudownie że jesteś.

opisałaś trudny czas dorastania i związków.
opisałaś samotność, co jest trudnym czasem poznania świata,
bo bez informacji zwrotnych od bliskich

poczułaś różnicę między być kimś ważnym, a być przedmiotowo traktowanym
co znaczy że znasz różnicę i wiesz czego chcesz;)

może życie nie przyniosło rozwiązań, ale z dzieckiem jesteście razem;)
ciekawią mnie wasze relacje, jak Twoje dziecko się czuje?
ważne też jakie relacje masz z rodzicami?

na koniec wspomnę własną lekcję. miałem dużo dopracowanych planów,
zabrakło tylko jedego - działania. to ruch daje nawiększą lekcję;)
może przeprowadź się za pracą, albo poszukaj pomocy zawodowej po rodzinie.
uwierz mi jest setka rozwiązań, a każde dobre bo Ty wybierasz;)

ciepła Żaneto Niejakaś;)
Piotr Majewski

Piotr Majewski Senior Service
Manager, S&T
Services Polska

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

jesteś w tej dobrej sytuacji że masz dla kogo żyć... a jak już jest ten najważniejszy aspekt to jest na czym budować...

zgadzam się z tym że jakich psycholog może się przydać... problem tylko żeby trafić na takiego co zmotywuje jakoś do działania... bo przecież nawet jeśli dzisiaj wszystko wygląda nie za ciekawie nie musi takie być zawsze... historia świata wybrukowana jest przykładami ludzi którzy męczyli się sami ze sobą aż wreszcie wpadli na coś co pozwoliło im rozwinąć skrzydła...

może czas poszukać jakiegoś innego zajęcia ? doszkolić się ? czasy kryzysu sprzyjają ludziom którzy wykazują się elastycznością... nie wszyscy to potrafią ale czemu nie sprawdzić czy samemu nie ma się do czegoś predyspozycji ?

piszesz o byciu sprzątaczką - mam przykład wśród znajomych osoby która przez chwilę była sprzątaczką właśnie... nie było to zajęcie jej marzeń ale podchodziła do niego z fantazją - przebierała się, zakładała słuchawki na uszy i udając że jest czarownicą na latającym odkurzaczu sprzątała biura... zamieniła nudną rzeczywistość w coś na poły bajkowego... myślę że to (jak i inne rzeczy) spowodowało że zaczęła podążać za marzeniami... teraz jest nauczycielką... kończy kolejne podyplomowe studia (teraz z zarządzania)... i ciągle realizuje swoje pomysły... zaraża też innych ludzi pasją... kto wie czy i w Tobie coś takiego nie drzemie...

z całego serca życzę Ci żebyś znalazła w sobie pasję... taką samolubną, coś dla siebie... coś co będzie Ci sprawiało przyjemność i za co, daj Boże, ktoś będzie chciał Ci jeszcze płacić... wspominałaś chyba coś o fryzjerstwie... masz więc chyba jakieś zdolności manualne... pamiętasz jeszcze co Ci kiedyś sprawiało przyjemność ?
Edyta Prorok

Edyta Prorok Urzędnik biurowy,
Orange

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Żaneto - może to nie jest najistotniejsze w tym wszystkim, ale faktycznie ciekawie opisałaś swoje doświadczenie życiowe.
Dla mnie to było tym bardziej wzruszające, ze znalazłam sporo podobieństw, do moich przeżyć.
Miałam wielką ochotę umrzeć, jako nastolatka (psychiatra śmiał się z mojego sformułowania 'marzę o śmierci", bo nie miałam odwagi tego zrobić). Marzyłam też o podjęciu terapii w dorosłości. Kiedy dorosłam i wyjechałam do W-wy, straciłam nadzieję. Z ledwością pracowałam i nie widziałam w niczym sensu (rzuciłam wcześniej studia).
W końcu lęki nie dały mi spokoju i jednak poszłam na grupową terapię. Cały czas ją negowałam, kłóciłam się s terapeutą, bo czułam, że to nic nie da. Chcieli nawet mnie usunąć, ale uparłam się i jednak zostałam. Mam kontakt ze współpacjentami z fobii społecznej. Nie powiem bez fajerwerków, jeśli chodzi o efekty. Jednym pomogło mniej, innym bardziej. U mnie to zależy od depresyjności mojego stanu (ale nie biorę żadnych leków, nie działały nigdy na mnie). Zaczęłam też korzystać z minfulness, tam poznałam.
Chociaż była to terapia związana z lękami, bardziej pomogła mi w depresji (była też bezpłatna - w ramach NFZ, choć intensywna i długa).
Zaczęłam też nawiązywać relacje z ludźmi, a wcześniej po dwóch latach nie miałam żadnych znajomych w W-wie, o czym wstydziłam się powiedzieć terapeucie.
Dlatego radzę spróbować, bo co Ci szkodzi. Jest tyle opcji do wyboru. Bardzo możliwe, ze w jakimś stopniu w czymś Ci to pomoże. Nawet db, że masz sceptyczne nastawienie. Ja nie oczekiwałam zbyt wiele, dostałam 'coś' i jestem wdzięczna (Bogu powiedzmy, jeśli istnieje).
Dariusz G.

Dariusz G. specjalista
ds.sprzedaży

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Czy autorka tematu może powiedzieć,co przez ten okres udało się osiągnąć,czy posty innych coś pomogły?

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Napisz do mnie onaxxx96@wp.pl tez man dziecko ktore trzyna mnie przy zyciu. Tez nie man ochoty zyc zyje dla dziecka

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Jeśli nie masz z kim porozmawiać to mój adres e-mail: angel-ika1-19@tlen.pl

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Polecam poczytać bloga teksty-aplana.pl i od razu zmieni się Wasze nastawienie do życia ;) u mnie tak właśnie było. Cytując: "gdyby życie miało być proste, dziś nie mielibyśmy biedy, żulów i prostytutek. To bowiem działa na odwrót. Im bardziej chcesz dobrego i wartościowego życia w przyszłości, tym bardziej musisz zaakceptować, że ciężej będziesz mieć właśnie teraz."

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Potrzebujesz specjalistycznej pomocy psychologicznej? Wjedź tutaj http://zgoda.naklo.pl/

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Cześć ja też mam podobny problem. Chcesz pogadać na priv

Temat: Czasem nie chce mi się żyć

Cóż za wielkie świadectwo, jestem torpey clare i jestem żonaty, byłem zadowolony z mojego małżeństwa, dopóki mój mąż nie zaczął słuchać plotek, że nie jestem wierny naszym ślubom małżeńskim, starałem się, aby zrozumiał, że to kłamstwa, ale stracił miłość, zaufanie i zaufanie do nas. Staliśmy się więc dokuczliwymi parami, a potem zapełniliśmy się rozwodem, a potem rozdzieliliśmy się. lata po naszym rozwodzie starałem się żyć normalnie, ale nie mogłem, więc zacząłem poszukiwania, jak odzyskać męża, a potem powiedziano mi, BaBa ogbogo to wielki i bardzo duchowy człowiek, który rzucił zaklęcie miłosne mnie i sprawił, że mój EX wrócił do mnie w ciągu 48 godzin. Jestem przytłoczony, więc zostawiam tutaj jego kontakt dla osób mających problemy w związku i małżeństwie. greatbabaogbogotemple@gmail.com. Skontaktuj się z nim, On jest naprawdę wielki i potężny. Pomaga również w następujących sprawach ...
(1) Stop Rozwód (2) Koniec jałowości (3) Zaklęcie powodzenia (4) Zaklęcie małżeństwa (5) Pozbądź się problemów duchowych



Wyślij zaproszenie do