Zbigniew J Piskorz

Zbigniew J Piskorz www.PISKORZ.pl
sMs692094788
kreowanie wizerunku
...

Temat: „Musimy wszyscy trzymać się razem, bo inaczej będziemy...

Jedyne prawdziwie globalne mocarstwo było w okresie szybkiego relatywnego schyłku. Jeszcze niedawno odniosło pyrrusowe zwycięstwo w kosztownej wojnie kolonialnej. Rosły nowe wielkie mocarstwa. Trwał wyścig zbrojeń, podobnie jak konkurencja o rynki i zasoby w słabo rozwiniętych częściach świata. Jednak ludzie nadal wierzyli w trwałość wolnego handlu i swobodny przepływ kapitału, który sprzyjał dobrobytowi i zdaniem wielu był także podwaliną pokoju.Tak w oczach wielu jawił się świat z końcem lat „zerowych” dwudziestego wieku. Jednak przyszłość miała być katastrofalna: wojna światowa; komunistyczna rewolucja; wielki kryzys; faszyzm; i wreszcie nowa wojna światowa. Światowy ład – zbudowany w oparciu o konkurujące wielkie mocarstwa, imperializm i liberalne rynki – okazał się niezdolny do zapewnienia wielkich dóbr publicznych w postaci pokoju i dobrobytu. Przywrócenie stabilności wymagało kataklizmu, zimnej wojny i zastąpienia Wielkiej Brytanii przez USA w roli mocarstwa-hegemona. To z kolei doprowadziło do dekolonizacji, bezprecedensowego rozwoju gospodarczego, upadku komunizmu i jeszcze jednej epoki wspieranej przez rynek globalnej integracji.



Jak miał powiedzieć Mark Twain, „historia się nie powtarza, lecz rymuje”. Lata zerowe dwudziestego pierwszego wieku wzbudzają podobnie jak sto lat temu poczucie fin de regime. Wtedy rosły w siłę USA, Niemcy, Rosja i Japonia; teraz odnosi się to do Chin i Indii. Wówczas była wojna burska; obecnie mamy wojny w Iraku i w Afganistanie. Wtedy trwał wyścig zbrojeń pomiędzy Niemcami a Wielka Brytanią; teraz mamy do czynienia z rozbudową sił wojskowych Chin. Wówczas protekcjonizm USA podważał zasady liberalnego handlu; obecnie konflikty pomiędzy USA a Chinami podważają nasza zdolność do zajęcia się zmianami klimatu. Wtedy USA były izolacjonistyczne; teraz Chiny i inne mocarstwa domagają się nieograniczonej suwerenności.

Lata zerowe XXI wieku charakteryzowały się historycznymi zmianami.

Po pierwsze, jesteśmy świadkami przynajmniej początku końca nie tylko złudnej „chwili jednobiegunowości” w odniesieniu do USA, lecz supremacji Zachodu w ogóle i potęgi anglo-amerykańskiej w szczególności. Wielka Brytania była w XIX wieku jedynym mocarstwem o zasięgu globalnym. USA odgrywały tę samą rolę w drugiej połowie XX wieku. Okres przejściowy pomiędzy tymi epokami był katastrofalny. Teraz czeka nas okres, z którym być może poradzić sobie będzie jeszcze trudniej.



Jednak świat całkiem słusznie oczekuje znacznie większej niż sto lat temu skali dóbr publicznych. Wtedy oczekiwano jedynie pewnego zakresu pokoju, monetarnej stabilności i otwartych rynków. Obecnie świat domaga się aby przywódcy nie tylko utrzymywali pokój i dobrobyt, lecz również promowali rozwój i ochronę środowiska. Wszystko to ma zostać osiągnięte przez około 200 państw o znacznie różniących się możliwościach działania. Jednocześnie cały szereg aktorów pozapaństwowych, o częściowo dobrych i w dużej mierze złych intencjach, wywiera ze swej strony sprzeczne naciski. Niekiedy dochodzi do zwyczajnego sabotowania działań państw.

Dobra wiadomość jest taka, że świat nie popełnił błędów tak wielkich, jakie nastąpiły po latach zerowych sto lat temu: częściowo dzięki broniom nuklearnym uniknięto bezpośrednich konfliktów pomiędzy wielkimi mocarstwami; przetrwała, jak dotąd, liberalna światowa gospodarka; nauki płynące z lat 1930-ych zostały zastosowane w odniesieniu do kryzysu finansowego lat 2000-ych z sukcesem przynajmniej na krótką metę; rokowania w sprawie zmian klimatu pozostają wciąż otwarte; a wiele krajów rozwijających się – choć bynajmniej nie wszystkie – osiągnęło postępy w gospodarce. Podczas gdy tempo przemian w kierunku demokracji z uległo spowolnieniu w porównaniu z początkiem lat dziewięćdziesiątych, liczba jaskrawo totalitarnych reżimów jest obecnie niewielka, przynajmniej wedle najgorszych standardów XX wieku.

A więc w jakim kierunku powinniśmy pójść w nadchodzącej dekadzie? Mimo wszelkich swoich trudności, USA nie są Wielką Brytanią z 1910 roku. Ich gospodarka pozostaje najbardziej na świecie wydajną i innowacyjną, a ich potęga wojskowa nadal nie ma sobie równych. Świat zachodni jako całość pozostaje wciąż prężny i przypada na niego 40 procent światowej produkcji. Jednak rośnie obecnie znaczenie innych krajów i sił, zaś przyszłe wyzwania są bardziej skomplikowane i globalne niż kiedykolwiek przedtem.

„Musimy wszyscy trzymać się razem, bo inaczej będziemy wisieć osobno”. Wszystkie kraje – przede wszystkim obecne i wschodzące wielkie mocarstwa – powinny uznać te prawdę, wypowiedzianą przez Benjamina Franklina przy podpisywaniu amerykańskiej deklaracji niepodległości. Historii bynajmniej nie zdominowały łagodne nastroje sprzyjające współpracy, dalekowzroczności i powściągliwości. Ja przypisałbym Barackowi Obamie zasługę przynajmniej za próbę zapewnienia właściwego rodzaju przywództwa. Ale czy świat znajdzie wystarczającą liczbę chętnych do pójścia jego śladem w sprawach krajowych i zagranicznych? Niestety, raczej w to wątpię.