Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Europa potrzebuje nowej stolicy

Miał gruntownie zreformować Unię Europejską i dostosować ją do nowych wyzwań, a okazał się kompletną klapą. Traktat Lizboński, bo o nim mowa, stał się po prostu kolejnym biurokratycznym dokumentem, którego założenia oparte są o nieaktualne już założenia. Tymczasem Unia potrzebuje nie tyle kolejnej reformy, co przemyślenia na nowo jej celów i struktury – w tym również poważnej debaty nad tym, które miasto powinno być jej stolicą.




Mentalnie tkwimy w czasach stalinowskich

Warto w tym momencie przypomnieć sobie, skąd w ogóle wziął się pomysł uchwalenia Konstytucji dla Europy, a następnie Traktatu Lizbońskiego. Otóż Unia Europejska w obecnej postaci funkcjonuje według modelu, stworzonego dla dwunastu zamożnych państw Europy Zachodniej, które integrowały się w warunkach zimnowojennej konfrontacji z blokiem sowieckim, przy istotnym wsparciu Stanów Zjednoczonych. Co więcej, w tych realiach nie było w ogóle mowy o takich oczywistych dziś kwestiach, jak zjednoczone Niemcy, niepodległość Ukrainy i Gruzji oraz potęga gospodarcza Chin i Indii. Ówczesna Europa Zachodnia, zjednoczona w ramach EWG i korzystająca z pozytywnych efektów planu Marshalla, była dość zwartym klubem bogatych państw, których mieszkańcy nawet wyobrazić sobie nie mogli, że wkrótce do tego grona dołączą tak egzotyczne dla nich kraje, jak Polska, Rumunia czy Łotwa.

Wybór stolicy, a właściwie siedziby dla ówczesnych Wspólnot, nie był sprawą trudną. Wiadomo było, że siedziba wspólnotowych instytucji nie może znaleźć się w żadnym z najważniejszych krajów, gdyż doprowadziłoby to do niebezpiecznej dominacji jednego z nich: Francji, RFN lub Włoch. Zresztą, ze względu na doświadczenia wojenne lokalizacja siedziby wspólnotowych instytucji w Niemczech była nie do przyjęcia, zaś Włochy i Wielka Brytania leżały na peryferiach ówczesnej Europy. Stąd też było oczywiste, że siedziba Wspólnot Europejskich musi znaleźć się w którymś z krajów Beneluksu – niewielkich, neutralnych i nikomu nie zawadzających.

Belgia, Holandia i Luksemburg są małymi krajami, akceptowalnymi przez wszystkich ówczesnych wielkich graczy, w dodatku leżącymi dokładnie w centrum ówczesnej Europy Zachodniej i mające największe doświadczenia w integracji. Pozostawała więc tylko kwestia, które konkretnie miasto: Bruksela, Amsterdam, Luksemburg, Haga, Rotterdam, Antwerpia, czy może jeszcze inne, stanie się stolicą Europy Zachodniej. Ostatecznie padło na Brukselę, która rzeczywiście w czasach zimnowojennej konfrontacji doskonale nadawała się na siedzibę instytucji integracyjnych, obejmujących swym zasięgiem zaledwie jedną trzecią Europy, można powiedzieć – jej zachodni, najbardziej rozwinięty kraniec.

Od tego czasu jakoś tak automatycznie uznajemy, że decyzja podjęta jeszcze za życia Stalina, dla zupełnie innej organizacji (Europejska Wspólnota Węgla i Stali, a następnie EWG) będzie idealnym rozwiązaniem również dla Zjednoczonej Europy, obejmującej również kraje postsowieckie. Istnieje bowiem zasadnicza różnica między EWWiS z 6 członkami czy nawet EWG dwunastu państw, a obecną Unią Europejską, obejmującą 27 krajów członkowskich, również ze wschodu kontynentu. A na tym nie koniec: już postanowione jest przyjęcie do Unii krajów bałkańskich. W niedalekiej przyszłości będziemy więc mieli do czynienia z Unią grupującą aż 35 państw (po przyjęciu Bałkanów Zachodnich), a być może nawet 40 (jeśli dodatkowo dołączą kraje Partnerstwa Wschodniego i Turcja). Czy dla takiej Unii, rozciągającej się od Lisbony po Ankarę i Tbilisi, naprawdę najlepszym miejscem na stolicę jest Bruksela, leżąca, co tu dużo mówić, zupełnie nie w centrum naszego kontynentu?

Wiedeń i Bratysława – samo serce Europy

Wydaje się, że dyskutując nad przyszłością Unii Europejskiej powinniśmy na nowo przemyśleć pewne fundamentalne sprawy, w tym również kwestię stolicy Zjednoczonej Europy, a nie jedynie powielać schematy, stworzone jeszcze za życia Stalina. Spróbujmy więc przeprowadzić taki wirtualny casting na nową stolicę Europy 35 państw (perspektywa 2020 roku, kiedy do UE wstąpią kraje bałkańskie), kierując się podobnymi kryteriami, jakimi kierowali się Ojcowie Założyciele podczas wyboru Brukseli.

Kryterium pierwsze: mały, neutralny kraj. Jest oczywiste, że stolica nie może być w żadnym z dużych krajów – odpadają więc Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Hiszpania, Polska i Włochy. Musi to być kraj akceptowalny przez wszystkich. A więc zarówno przez głównych rozgrywających, jak i małe państwa. Zarówno przez bogaty Zachód (Wielka Brytania, Beneluks, Francja, Niemcy), jak i mniej zamożny Wschód (Polska, Słowacja, Rumunia, Łotwa). Zarówno przez skandynawską Północ, jak i przez bałkańskie Południe.

Kryterium drugie: geograficzny środek Europy. Oczywiście bywają stolice położone na obrzeżach kraju (dobrym przykładem jest Słowacja i Austria), ale generalnie jeżeli stolica ma łączyć i być w miarę jednakowo bliską dla wszystkich, powinna leżeć gdzieś w środku.

Kryterium trzecie: łamanie barier. Trudno o lepszy symbol zjednoczonej Europy, niż stolica Unii Europejskiej w miejscu, w pobliżu którego jeszcze 20 lat temu przebiegała żelazna kurtyna. A jeszcze lepiej: niech jedna część tej stolicy znajdzie się po zachodniej stronie dawnych zasieków, a druga – po wschodniej. Równocześnie powinno to być miasto tolerancyjne, kosmopolityczne, o rozwiniętych tradycjach goszczenia siedzib organizacji międzynarodowych.

Które miasto spełnia wszystkie te kryteria? Na pewno nie Bruksela. Znacznie lepszym kandydatem jest... Wiedeń, włącznie z sąsiednią Bratysławą, która de facto staje się integralnym fragmentem wspólnej, ponadnarodowej aglomeracji wiedeńsko-bratysławskiej.

Tu na razie jest ściernisko...

Wiedeń jako stolica Unii Europejskiej byłby akceptowalny dla wszystkich. Oczywiście nie należałoby oczekiwać aplauzu Belgów, Holendrów, Luksemburczyków i Francuzów, jednak Wiedeń jakoś by przełknęli – w odróżnieniu od np. przeniesienia stolicy do Pragi czy Budapesztu. Przeniesienie stolicy unijnej do serca Europy Środkowej oznaczałoby ogromne dowartościowanie tej części Europy, przyspieszenie rozwoju Czech, Słowacji, Węgier, Słowenii oraz południowej Polski, które nagle z pariasa Europy znalazłyby się w samym centrum wydarzeń. Paradoksalnie, byłoby to na rękę również tym, którzy straciliby administracyjny status „centrum Europy” (a więc lobby finansowemu z rozwiniętego rejonu Londyn – Amsterdam – Bruksela – Paryż): na wzroście gospodarczym Europy Środkowym właśnie oni zarobiliby najwięcej. Można tu przywołać przykład przyznania Euro-2012 właśnie Ukrainie i Polsce, a więc krajom zacofanym, które dzięki mistrzostwom mogą szybko rozwinąć infrastrukturę piłkarską, na czym najbardziej zarobi UEFA – w przeciwieństwie do mistrzostw w oklepanych krajach, takich jak Włochy czy Niemcy.

Wiedeń sam w sobie jest jednak i tak zbyt banalnym miejscem. Jeśli myślimy o czymś naprawdę przyszłościowym, to powinniśmy zaproponować zlokalizowanie „euromiasteczka” w jedynym w swoim rodzaju miejscu, które niesie ze sobą ogromną dawkę emocji i symboli, a równocześnie jest bardzo praktyczne. Mowa o trójstyku granic Austrii, Słowacji i Węgier, który leży zaledwie 60 km na wschód od Wiednia (a więc w zasadzie w zasięgu oddziaływania aglomeracji wiedeńskiej), 15 km od centrum Bratysławy (w granicach administracyjnych tego miasta) i 220 km od Budapesztu.

Jakie są zalety budowy euromiasteczka w tym właśnie miejscu? Oprócz potężnej dawki symboliczno-emocyjnej (budujemy stolicę Zjednoczonej Europy w miejscu dawnej żelaznej kurtyny) jest tu wiele czynników typowo praktycznych. Mianowicie, w czworokącie zlokalizowanym między wioskami Deustch Jahrndorf (Austria), Rajka (Węgry) oraz Rusovce i Čunovo (Słowacja, formalnie osiedla Bratysławy o wiejskim charakterze) znajdują się ogromne połacie niezabudowanych terenów, przy czym ceny gruntów są tu dosyć niskie. Można więc zrealizować ideę budowy euromiasteczka na terenie trzech krajów, nie popadając w finansową megalomanię. Co więcej, teren ten ma doskonałe połączenia komunikacyjne ze światem: w pobliżu przebiega autostrada, którą w ciągu 40 minut można dojechać do Wiednia, w 15 minut – do centrum Bratysławy, a w 2 godziny – do Budapesztu. W zasięgu półgodzinnej jazdy znajdują się dwa międzynarodowe lotniska – Wiedeń i Bratysława, w pobliżu trójstyku granic (1,5 km) przebiega międzynarodowa linia kolejowa Bratysława – Budapeszt, którą można zmodernizować. Zaledwie 3 km od trójstyku znajduje się brzeg Dunaju – największej europejskiej rzeki i jednego z symboli Europy, łączącego aż 9 krajów europejskich.

Przeniesienie stolicy Europy w rejon Wiednia i Bratysławy powinno dać ten sam efekt, jak w przypadku przeniesienia stolicy Niemiec z Bonn do Berlina. A więc wniosłoby to do Unii tak potrzebny jej powiew świeżości, przewietrzenia biurokratycznych korytarzy oraz otwarcia się Unii na wschód i południe. Oczywiście należy zdawać sobie sprawę z tego, że przyzwyczajone do Brukseli elity polityczne i przedstawiciele biurokracji nie chcą nawet myśleć o jakiejkolwiek zmianie. Tym niemniej, warto przynajmniej o tym rozmawiać, prowadzić na ten temat debatę intelektualną. W dyskusji o przyszłości Unii za dużo jest bowiem pustych sporów o programy operacyjne, kwoty mleczne i inne biurokratyczne pojęcia, a za mało refleksji nad tym, po co tak naprawdę ta cała Unia istnieje i czy rzeczywiście chce się reformować, czy też może woli uparcie trzymać się skostniałych struktur i schematów, niczym, nie przymierzając, Imperium Rzymskie.

Źródło: http://www.porteuropa.eu

konto usunięte

Temat: Europa potrzebuje nowej stolicy

Nie jest wazne gdzie jest stolica.Wazne jest kto nia rzadzi!
czy przeczytales ksiazke ktora usiluje ci podeslac od kilku tygodni?
link<http//www.relay-of-life.org/pl/index.html>



Wyślij zaproszenie do