Krzysztof Pietrzak

Krzysztof Pietrzak Radca prawny,
właściciel
kancelarii radcy
prawnego

Temat: SZOK I KONTROWERSJA

Spokojnie :)
Pomimo, że temat miał zwrócić Waszą uwagę, to bardzo konkretnie odnosi się do tego, o czym chcę napisać.
"THE X FACTOR" dla wielu fanów Żelaznej Dziewicy był szokiem i nadal pozostaje kontrowersją.
Pamiętam, jak byłem nastolatkiem - mocno (i wtedy jeszcze bezkrytycznie) zapatrzonym w rock progresywny - katowałem tę płytę bez opamiętania. Cholernie mi się podobała.
Tydzień temu - pierwszy raz od kilku dobrych lat - sięgnąłem po starą kasetę "X FACTOR".
Teraz już trzeźwiej patrzę na tę płytę. To, co pierwsze "rzuca się w uszy" to wokal Blaze`a. Nie jestem fanatycznym zwolennikiem Dockinsona, ale wokal Blaze`a naprawdę pozostawia wiele do życzenia. W niektórych momentach - szczególnie jak śpiewa bardzo nisko - Blaze najzwyczajniej w świecie fałszuje na tle reszty zespołu.
I co jeszcze z minusów - chciałem napisać monotonia, ale muszę się poprawić, bo tak naprawdę czy warto pisać o monotonii, gdy album w swej treści dotyka naprawdę istotnych spraw. Zapewne wiemy wszyscy, w jakich okolicznościach dotyczących IRON MAIDEN i osobistego życia Steve`a Harrisa powstawał ten album.
Może właśnie przez to - pomimo, że ten album czasami jest nudny - jest też chornie autentyczny. Nasze życie nie jest fajerwerkiem, jak starają się nam to wciskać w mediach. Jak pisał Roger Waters na "The Wall" - "Dzień za dniem miłość szarzeje i staje się blada jak skóra umierajacego człowieka".
I tak samo napisał Steve Harris w "2.AM" (przedostatni utwór na "X FACTOR"):
"Wracam z pracy o drugiej nad ranem
I siadam z piwem
Włączam nocną telewizję
Wtedy zastanawiam się dlaczego tu jestem
To bez znaczenia i trywialne
I to mnie uderza"
I to mnie też uderza.
I pomimo wielu lat, pomimo tego, że nauczyłem się, jak często forma może przerastać treść, a progresja często oznacza regresywne i ślepe powielanie wzorców.
Ta płyta pozostaje nadal aktualna. A zarazem jakże jest inna od pozostałych płyt Żelaznej Dziewicy.

Jestem ciekaw Waszego zdania na temat tej płyty.

Zgodzicie się czy nie, ale pomimo wielu wielkich słów odnośnie progresji występującej na " A matter of life and death" (lubię tę płytę) oraz" The final frontier"(lubię trochę mniej za bałagan), myślę, że " THE X FACTOR" to jedyna płyta, na której IRON MAIDEN naprawdę poszli na całość i nie oglądając się na to, co robili wcześniej, postanowili stworzyć coś nowego.

A jakie jest Wasze zdanie?
Dawid C.

Dawid C. In progress... Still
:)

Temat: SZOK I KONTROWERSJA

Krzysztof Pietrzak:
Spokojnie :)
Pomimo, że temat miał zwrócić Waszą uwagę, to bardzo konkretnie odnosi się do tego, o czym chcę napisać.
"THE X FACTOR" dla wielu fanów Żelaznej Dziewicy był szokiem i nadal pozostaje kontrowersją.
Pamiętam, jak byłem nastolatkiem - mocno (i wtedy jeszcze bezkrytycznie) zapatrzonym w rock progresywny - katowałem tę płytę bez opamiętania. Cholernie mi się podobała.
Tydzień temu - pierwszy raz od kilku dobrych lat - sięgnąłem po starą kasetę "X FACTOR".
Teraz już trzeźwiej patrzę na tę płytę. To, co pierwsze "rzuca się w uszy" to wokal Blaze`a. Nie jestem fanatycznym zwolennikiem Dockinsona, ale wokal Blaze`a naprawdę pozostawia wiele do życzenia. W niektórych momentach - szczególnie jak śpiewa bardzo nisko - Blaze najzwyczajniej w świecie fałszuje na tle reszty zespołu.
I co jeszcze z minusów - chciałem napisać monotonia, ale muszę się poprawić, bo tak naprawdę czy warto pisać o monotonii, gdy album w swej treści dotyka naprawdę istotnych spraw. Zapewne wiemy wszyscy, w jakich okolicznościach dotyczących IRON MAIDEN i osobistego życia Steve`a Harrisa powstawał ten album.
Może właśnie przez to - pomimo, że ten album czasami jest nudny - jest też chornie autentyczny. Nasze życie nie jest fajerwerkiem, jak starają się nam to wciskać w mediach. Jak pisał Roger Waters na "The Wall" - "Dzień za dniem miłość szarzeje i staje się blada jak skóra umierajacego człowieka".
I tak samo napisał Steve Harris w "2.AM" (przedostatni utwór na "X FACTOR"):
"Wracam z pracy o drugiej nad ranem
I siadam z piwem
Włączam nocną telewizję
Wtedy zastanawiam się dlaczego tu jestem
To bez znaczenia i trywialne
I to mnie uderza"
I to mnie też uderza.
I pomimo wielu lat, pomimo tego, że nauczyłem się, jak często forma może przerastać treść, a progresja często oznacza regresywne i ślepe powielanie wzorców.
Ta płyta pozostaje nadal aktualna. A zarazem jakże jest inna od pozostałych płyt Żelaznej Dziewicy.

Jestem ciekaw Waszego zdania na temat tej płyty.

Zgodzicie się czy nie, ale pomimo wielu wielkich słów odnośnie progresji występującej na " A matter of life and death" (lubię tę płytę) oraz" The final frontier"(lubię trochę mniej za bałagan), myślę, że " THE X FACTOR" to jedyna płyta, na której IRON MAIDEN naprawdę poszli na całość i nie oglądając się na to, co robili wcześniej, postanowili stworzyć coś nowego.

A jakie jest Wasze zdanie?

Szczerze mówiąc - z większością Twoich obserwacji trudno się nie zgodzić.
Pamiętam, jak w podsumowaniach Metal Hammera za 1994 rok kategorię "największe rozczarowanie roku" wyraźnie wygrała pozycja zwana ogólnie "milczenie Iron Maiden". Pamiętam też późniejszy wywiad ze Stevem, który widziałem na VIVie (z lata 1995), w którym zapowiadał rychłe ukazanie się nowej płyty, z informacją o rewolucyjnych zmianach. I fakt - ta płyta była rewolucyjna.
Blaze dopiero uczył się zespołu. Twoje komentarze odnośnie fałszowania na niskich rejestrach - są jak najbardziej zasadne, aczkolwiek - o ile pamiętam - jakoś większość krytyków muzycznych tego tematu nie podnosiła, koncentrując się raczej na porównywaniu Blaze'a do Bruce'a i na fakcie, że obecny wokalista Dziewicy nie szaleje tak, jak Bruce - zarówno wokalnie, jak i "fizycznie" podczas koncertów.
Co do reszty - muzyczna monotonia to też do końca nie była, podobnie - o czym piszesz - tekstowa. Jednak moim zdaniem ta płyta jest pewną "masą odsłuchową", spośród której wyróżnia się wyraźnie kilka perełek. Kiedyś Steve podkreślał w wywiadach jedną rzecz, a mianowicie swoją odpowiedź na zadawane (albo i nie zadawane) pytanie "czym jest Iron Maiden" - mówił, że wystarczy posłuchać dwóch płyt, tzn "Seventh son..." oraz "The X-Factor". W obu tych płytach zespół poszedł na całość (o "X-Factor piszesz, o "Seventh..." można powiedzieć, że nigdy wcześniej ani później w muzyce Dziewicy nie pojawiło się tyle nie-gitarowych brzmień), stąd nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że dopiero wówczas postanowili stworzyć coś nowego:)
Krzysztof Pietrzak

Krzysztof Pietrzak Radca prawny,
właściciel
kancelarii radcy
prawnego

Temat: SZOK I KONTROWERSJA

Witam - cieszę się, że podjąłeś temat.

Masz rację co do "Siódmego syna" - to płyta, którą do dzisiaj budzi kontrowersje.
Wojciech Hoffman - lider naszego rodzimego TURBO - stwierdził, że przestał słuchać Iron Maiden po ukazaniu się "Seventh son ...", bo za dużo syntezatorów.
Dla mnie ta płyta jest wyjątkowa- no, może poza jednym wypadkiem, o którym poniżej.
Tak naprawdę syntezatory obecne na "Seventh son" nigdy tak naprawdę nie wychodzą na pierwszy plan - jedynie w otwarciu "Moonchild" syntezatory wygrywają pierwszy temat. W pozostałych utworach stanowią tło ... jakże konieczne tło. Utwór tytułowy nigdy nie byłby tak wyśmienity i mistyczny, gdyby nie to chóralne tło, wygrywane przecież na syntezatorach.
Cała płyta jest iście wybitna, a kawałki takie jak "Infinite dreams", tytułowy, czy "The prophecy" należą do moich ulubionych i myślę, że do najlepszych w twórczości Dziewicy.
Teraz o jednym wyjątku - "Can I play with madness" - pomimo kilkunastu lat znajomości "Seventh son", pomimo kilkuset przesłuchań, nadal nie mogę przełknąć tego kawałka, nadal odbieram go ... jak kiszonego ogórka w wyjątkowym dobrym torcie - do jasnej cholery, jak ja nie lubię kiszonych ogórków:)
Nawet tekst nie ratuje tego kawałka.
Z drugiej strony mamy tekst do "Infinite dreams" - jeden z najwybitniejszych z jakimi się spotkałem i nie mówię tylko o dyskografii Ironów.

Pozdrawiam i UP THE IRONS.
Michał M.

Michał M. Professional .NET
Developer

Temat: SZOK I KONTROWERSJA

Napiszę krótko. Płyty z czasów Blaze'a na wokalu to nieco inny styl. Monotonny, często bardziej mroczny. Jednocześnie jakby bardziej melodyjny. Mnie X-Factor nie rozczarował (Virtual XI był niestety dużo słabszy). Jest jednym z moich ulubionych dzieł IM. Teksty w połączeniu z linią melodyczną tworzą niesamowity klimat - najlepiej słuchać późno w nocy. Dobrze mieć także podkładkę w postaci obejrzanych/przeczytanych książek lub filmów ("Imię róży", "Czas Apokalipsy","Jądro ciemności").

Następna dyskusja:

Służba zdrowia- szok




Wyślij zaproszenie do