Marcin Nowak

Marcin Nowak Handel B2B

Temat: UMYSŁ JAK KROPLE PORANNEJ ROSY

UMYSŁ JAK KROPLE PORANNEJ ROSY

Nauki Współczesnego Mistrza Zen
Rosi Harada Shodo
Z japońskiego na angielski przełożyła Daichi – Priscilla Storandt

--------------------------------------------------------------------------------
Spis treści
Wstęp
Rosi Harada Shodo
Kropla wody Sogena
Całkowite spalanie
To bogactwo Umysłu
Tylko ta chwila
Prawdziwe znaczenie
Drogocenny przyjaciel
Świecki buddyzm
Poza ego
Droga zazen
WSTĘP
Roy Tribelhorn




W 1988 roku Rosi Harada Shodo opat Sogendzi, świątyni Zen Rindzai w Okajamie w Japonii, rozpoczął wydawanie informatora, aby wejść w życie tych, którzy praktykowali i żyli w Sogendzi i powrócili następnie do swoich krajów i do swego codziennego życia. Rozpoczął tę pracę mając nadzieję, że wesprze ona i zachęci czytelników do podtrzymania tego, co odkryli podczas pobytu w Sogendzi.

Pisma Harady Shodo powstawały od tego czasu regularnie. Wiedząc o różnicach w życiu i osobowości każdego człowieka, wiedząc, że są ludzie, którzy potrafią łatwo podtrzymać swoje doświadczenia ze świątyni i że są również tacy którym przychodzi to trudniej Rosi chce, aby jego artykuły zamieszczone w informatorach służyły za przekaz, za przypomnienie. Jego pragnieniem jest, aby jego uczniowie czytając od czasu do czasu te artykuły usłyszeli ich treść i odczytali z nich jak żyć i praktykować będąc jednocześnie wewnątrz społeczeństwa.

Na poniższych stronach po raz pierwszy udostępniono publicznie niektóre fragmenty tych informatorów. Są to nauki współczesnego mistrza Zen szkoły Rindzai, zawierające komentarze do aktualnych spraw i wydarzeń ukazując jak są one widziane z jego punktu widzenia. Refleksje te w przenikliwy sposób łączą sprawy dnia codziennego z naukami Buddy.

Pisma Mistrza Harady są zachwycające i wzruszające, a jednocześnie prowokujące do myślenia i inspirujące, zawsze zachęcając nas do odnalezienia naszego czystego i prawdziwego umysłu. Jest nadzieją Mistrza, że czytając jego przekaz odnajdziemy treści, które pomogą nam radzić sobie z trudnościami codziennego życia. Pragnie on również, aby pisma te były pomocne w rozwoju praktyki jednocześnie będąc aktywnym w codziennym świecie.

Czytaj te strony tak, aby przyswoić sobie istotę nauk Mistrza Harady. Czytaj je tak jakbyś był z Mistrzem i słuchał go, tak jakby mówił wprost do Ciebie. Otwórz się na całe bogactwo jego nauk, odczuj i doznaj ich ducha i czyniąc z nich część siebie wnieś je do swego codziennego życia.

ROSI HARADA SHODO
Daichi – Priscilla Storandt




Harada Shodo jest mistrzem w Sogendzi, świątyni Zen w Okajamie w Japonii. Jest spadkobiercą Dharmy Rosiego Mumona Yamady z linii Inzan tradycji Rindzai Buddyzmu Zen. Zanim został opatem Sogendzi praktykował z Rosim Mumonem przez dwadzieścia lat w klasztorze Shofukudzi w Kobe.

Rosi Yamada Mumon (1900–1988) był jednym z wielkich mistrzów Rindzai dwudziestego wieku. Był znany ze swojej otwartości oraz z poważnego i rzetelnego nauczania zarówno ludzi świeckich jak i wyświęconych mnichów. Jego nauki skierowane były do wszystkich: mnichów, ludzi świeckich, mężczyzn i kobiet różnych narodowości jako prosty i bezpośredni przekaz Buddyzmu Mahajany. Nauczał, że wszystkie istoty od samego początku obdarzone są czystą, nieskalaną naturą, a jego posłanie brzmiało: zapomnij o swoim małym ego, wejrzyj bezpośrednio w swoją prawdziwą naturę i z tą czystością i mądrością oddaj wszystko dla wyzwolenia innych istot.

Rosi Harada kontynuował to dzieło z tą samą otwartością i energią, a Sogendzi jest bardzo wyrazistym tego owocem. Jest to klasztor, gdzie ludzie wyświęceni i świeccy, kobiety i mężczyźni różnych narodowości praktykują Zen Rindzai. Rosi Harada naucza w sposób szeroki i praktyczny, podkreślając rolę twórczej i kreatywnej obecności w każdej chwili na prawdziwej drodze, pobudzonej poprzez głębokie oddychanie (sussokan) i współczujący umysł, który pozwala nam na niej trwać.

We wrześniu 1893 roku Siaku Soen dał pierwszy oficjalny wykład Zen na Zachodzie w Światowym Parlamencie Religii w Chicago. Jako mnich Siaku Soen praktykował w Sogendzi i w tym samym klasztorze Rosi Harada kontynuuje zaczęte przez niego dzieło. Każdego roku Rosi Harada jeździ do Stanów Zjednoczonych, aby poprowadzić sesshin w Cloud Mountain Retreat Center w stanie Waszyngton i udzielać nauk na północnym zachodzie. Aby kontynuować praktykę powstało pod jego opieką wiele grup ludzi regularnie praktykujących zazen. Wiele osób odwiedziło Sogendzi, aby w klasztornym otoczeniu poznać istotę jego nauk. Rosi Harada w każdej minucie swojego życia i we wszystkim czym się zajmuje daje nam możliwość odnalezienia naszej prawdziwej natury, którą wszyscy posiadamy. To właśnie ofiarowuje wszystkim gdziekolwiek są.

KROPLA WODY SOGENA
Styczeń 1988




W 1982 roku za namową mojego nauczyciela Yamady Mumona Rosi przyjechałem do Sogendzi, aby zostać opiekunem tej świątyni. Miałem nadzieję, że uczynię ją nawet nieco piękniejszą poprzez przywrócenie jej pierwotnej funkcji dodzio (klasztor Zen, miejsce oczyszczania własnej natury Buddy).

Poprzez te lata zdecydowanie starałem się realizować moje nadzieje. Mumon Rosi powiedział: „Ponieważ Sogendzi jest taka duża będziesz potrzebował dziesięciu ludzi, co najmniej dziesięciu ludzi potrzeba do zadbania o takie miejsce jak Sogendzi”. Tak jak przewidywał ok. 15-16 osób dba dziś o Sogendzi.

Świątynia Sogendzi, zlokalizowana w zachodniej Japonii w mieście Okajama, została zbudowana przez feudalnego władcę z rodu Ikeda, daimjo Bizen (Bizen to stara nazwa Prefektury Okajama). Około dwieście lat temu Taigen Gisan Zendzi przekształcił ją w Dodzio i ludzie z całej Japonii przyjeżdżali tu praktykować. Tradycja praktyki wypracowana w Sogendzi nazwana została Szkołą Bizen.

W Sogendzi nauczało i praktykowało wielu znanych nauczycieli. Byli to m.in.:

Ekei Shuhen, założyciel klasztoru Mjosindzi;
Ogino Dokuon, założyciel Siokokudzi;
Imakita Kosen, który następnie wyjechał do Engakudzi w Kamakurze;
Gisan Zenrai Zendzi, założyciel Dodzio Nansiudzi i opat Sogendzi;
Tekisui Giboku, odnowiciel i późniejszy opat Dodzio Tenrjudzi.
Innym, dobrze znanym na Zachodzie mnichem, który praktykował w Sogendzi był Siaku Soen. Po praktyce w Sogendzi Siaku Soen został opatem Engakudzi w Kamakurze. Był pierwszym Japończykiem, który propagował Buddyzm na Zachodzie. Początkiem był Światowy Parlament Religii w Chicago w 1893 roku, gdzie wystąpił wraz ze swoim uczniem i tłumaczem D.T. Suzukim. Dr Suzuki był doskonale znanym autorem wielu buddyjskich książek po angielsku i tłumaczeń z japońskiego, którymi przyczynił się do wyjaśnienia podstaw Zen.

Innymi dobrze znanymi na zachodzie mnichami, którzy tu praktykowali byli Tekisui Giboku oraz Gisan Zenrai Zendzi, który przybył do Sogendzi z dalekiej, leżącej nad Morzem Japońskim północnej prefektury Fukui. Pochodził on z bardzo ubogiej, leżącej na końcu półwyspu, kompletnie izolowanej wioski, w której nie było nawet rzeki. Podróż do większej miejscowości była niemal niemożliwa i stąd nie było prawie żadnej wymiany z innymi miejscami. Ponieważ nie było tam rzeki, ludzie zbierali deszczówkę spływającą do dużych pojemników ustawionych pod rynnami na rogach budynków. Wody tej używali następnie do przyrządzania ryżu, zmywania naczyń, mycia podłóg, podlewania ogródków i hodowania warzyw. Cenna woda używana była wielokrotnie – to samo wiadro w koło i w koło.

W takim to otoczeniu dorastał Gisan Zenrai Zendzi stale myśląc jak bardzo chciałby praktykować. Owładnięty tą myślą pozostawał nieszczęśliwy, bo nie miał pieniędzy, aby praktykować Zen i otworzyć swój prawdziwy umysł a jedynym czego pragnął było przebudzenie. Pewnego dnia znalazł czyjeś porzucone słomiane sandały, włożył je i powędrował do Prefektury Okajama, aby praktykować w Sogendzi. Tu praktykował bardzo intensywnie, a później kontynuował przekaz Dharmy swego mistrza Taigen Gisana Zendzi, zostając jego następcą oraz opatem Sogendzi.

Pod jego opieką pozostawało zwykle ok. 70-100 mnichów przybyłych z całej Japonii w poszukiwaniu prawdziwego nauczyciela. Zbierali się oni i praktykowali żarliwie w tym samym zendo (sala medytacji), w którym uczniowie także dziś siedzą w medytacji. Było to oczywiście to samo miejsce, w którym siedział również Gisan Zenrai Zendzi poświęcając swoje życie najgłębszej praktyce.

Tekisui Giboku, późniejszy opat Sogendzi, jest znany na zachodzie z opowieści „Kropla Wody Sogena”. Według tej historii Gisan Zenrai Zendzi (nauczyciel Tekisui) miał właśnie wziąć kąpiel, nota bene w tej samej wannie, która jest używana do dziś, ale woda była zbyt gorąca. Zawołał więc swojego asystenta i nakazał mu przynieść wody ze studni przy tylnej bramie klasztoru. Mnich kilkakrotnie przynosił wodę, aż w końcu Gisan Zenrai Zendzi orzekł, że temperatura jest już odpowiednia. Uczeń wylał więc nieopodal resztę wody i postawił wiadro do góry dnem. Widząc to Gisan Zenrai Zendzi wrzasnął:

Głupcze, właśnie wylałeś resztkę wody na ziemię i odwróciłeś kubeł – gdy to robiłeś pomyślałeś, że to tylko resztka wody i bezmyślnie ją wylałeś, czy nie tak? Dlaczego nie zastanowiłeś się nad tym wiedząc, że o tej porze roku nigdy nie ma dość deszczu. Dlaczego nie podlałeś drzewa albo kwiatów? Gdybyś podlał drzewo to woda ta stałaby się życiem tego drzewa, a gdybyś podlał kwiaty to byłaby ona życiem tych kwiatów. Dlaczego żałujesz takiego małego wysiłku?

Tymi ostrymi słowami zrugał ucznia, a kontynuując powiedział:

Nawet w najmniejszej kropli, nieważne jak małej, wielka wartość wody nie zmienia się ani trochę! Jeżeli nie rozumiesz wartości małej kropli wody to nieważne jak ciężko będziesz praktykował i tak nie tchniesz w tę praktykę życia.

Gisan Zenrai Zendzi, który zawsze żył dzięki kilku kroplom deszczówki, widząc jak marnowana jest cenna woda czuł z pewnością jakby jego życie było marnotrawione na jego oczach. Gdy przyjrzymy się tej sytuacji bliżej widać, że jego złość nie była bezsensowna: to jego energia życiowa, jego sposób życia był marnotrawiony na jego oczach.

Dla mnicha była to najbardziej poruszająca nauka, która przeniknęła go do głębi i wzbudziła w nim żywy oddźwięk. Zmienił imię na Tekisui, co oznacza „kropla wody” i kontynuował praktykę. Dlatego też był w stanie urzeczywistnić swoje najgłębsze oświecenie w słowach: „Kropla Wody Sogena”.

Później Tekisui powędrował z Sogendzi do Tenrjudzi, gdzie został opatem, wychował wielu uczniów i zrobił wiele dla rozwoju buddyzmu. Żył w czasach wielkich politycznych wstrząsów w Japonii. Tenrjudzi była w samym środku tych zdarzeń i została doszczętnie spalona, gdy Tekisui był opatem. Poprzez takuhatsu (zbieranie datków), Tekisui zgromadził pieniądze, aby odbudować świątynię i przywrócić ją do życia.

W tych czasach buddyzm, który przez tak długi czas wspierał państwo japońskie, został odrzucony przez rząd. Został wciągnięty do politycznych rozgrywek do tego stopnia, że zagrożone było jego dalsze istnienie. Tekisui i jego uczniowie błagali Cesarza Meidzi, aby zezwolił na dalszą obecność buddyzmu w Japonii i nie pozwolił, by zniknęła podstawa całej kultury japońskiej. Dzięki ich wysiłkom wydano zgodę na dalsze praktykowanie buddyzmu.

W Sogendzi Tekisui zrozumiał wartość kropli wody i mimo, że używał tej nauki przez całe swoje siedemdziesięcio-czteroletnie życie nie straciła ona nic ze swej aktualności. Przekaz ten, na pierwszy rzut oka tak niepozorny, ma ogromne znaczenie, gdy towarzyszy mu czyjaś cała energia nakierowana na pomaganie wszystkim ludziom w społeczeństwie i wysiłki tych, którzy czują, że buddyzm jest tak potrzebny. Dla tych ludzi używał tej nauki, a jej znaczenie wyraził w swoim ostatnim wierszu:

Jedna kropla wody Sogena
Przez siedemdziesiąt cztery lata
W pełni wykorzystana, nigdy niewyczerpana
Przemierza niebiosa, ziemię
i wszystkie dziesięć kierunków.
CAŁKOWITE SPALANIE
Styczeń 1989




W ciągu ostatniego roku wielu praktykujących ludzi odwiedziło nas w Sogendzi i wyjechało. W tym samym roku musieliśmy także pożegnać naszego ukochanego nauczyciela, Rosiego Mumona, Tsusendo Rodaishi. Rosi Mumon, mój nauczyciel i ojciec duchowy Dodzio w Sogendzi, zmarł dwudziestego czwartego grudnia 1988 roku w wieku osiemdziesięciu ośmiu lat.

Gdy pomyślimy o nim w kontekście jego troski, współczucia i miłości, to fakt, że nigdy go już nie zobaczymy napełnia nas poczuciem osamotnienia i smutku, którym nie można zaprzeczyć. Nazywany Hakuinem epoki Showa, urodził się w 1900 roku w górskiej wiosce w centrum Japonii dwie godziny drogi od Nagoi. Już w młodym wieku był uważany za utalentowane dziecko. Gdy dorastał napisał wiele wierszy, a jego sposób myślenia wskazywał, że miał on niezwykłe możliwości. Rodzice wiązali z nim duże nadzieje.

Aby spełnić te nadzieje pojechał do Tokio z zamiarem zostania prawnikiem, gdzie wstąpił do bardzo słynnej szkoły Waseda Junior High School. W trakcie studiów, ten młody człowiek, który zawsze myślał głęboko o wszystkim, pogrążył się w wątpliwościach, rozmyślając:

Prawnik powinien być osobą, która sprawiedliwie rozwiązuje problemy, ma właściwy punkt widzenia i naprawia trudne sprawy na tym świecie – to właśnie powinien robić prawnik. Spojrzawszy na to głębiej, idealnie byłoby żyć w świecie, w którym nie ma takich problemów. Ponieważ ten świat jest nieharmonijny i pozbawiony równowagi potrzebujemy prawników. Ideałem byłoby zbudować świat bez takich problemów. Czy powinniśmy godzić się na życie w tym na wpół tylko spełnionym świecie skoro żyjemy tylko raz?

W ten sposób zaczął wątpić w swój życiowy cel jakim było zostanie prawnikiem. Zapytał co jest najważniejszym celem, najlepszą ścieżką w życiu, które przeżywamy tylko raz?

Zacząwszy wątpić, Rosi Mumon, porzucił swoje studia. Mógłby oczywiście całym sercem poświęcić się nauce, aby zostać prawnikiem ale zamiast tego poszukiwał ostatecznej ścieżki do prawdy.

Tak więc w tym czasie przeżywał wielkie dylematy jak przejść przez swoje życie. Wiedział, że aby zostać dobrym prawnikiem trzeba działać tak, aby nie przegrywać – ale czy nie powinno się raczej dążyć do świata bez walki, bez bitew – czy nie tak powinno się myśleć? Myślał w ten sposób podczas swoich studiów, podczas godzin spędzonych w sali lekcyjnej, a pod stołem czytał raczej buddyjski tekst Shinrana Shonina – Tannisho zamiast słuchać wykładowcy. Zawsze pytał: Co jest prawdą życia? Co jest prawdziwym celem? Zaabsorbowany swoimi myślami nie był w stanie przejść na następny rok studiów – nie był w stanie tak jak jego koledzy osiągać sukcesów w nauce, nie mógł rozwiać swoich wątpliwości i dylematów. Jego umysł był stale zmącony i ciężki. Pomiędzy nauczycielami, których wielu odwiedził w Tokio był Ekai Kawaguchi – pierwszy Japończyk, który wjechał do Tybetu. Rosi Ekai Kawaguchi odwiedził Tybet nielegalnie pod przebraniem chińskiego mnicha. Zapoznał się tam z naukami Buddyzmu Mahajany, przywożąc to co nazywamy naukami bodhisattwy i czego stale nauczał. Spośród wielu nauk, które Rosi Mumon usłyszał, jedna zapadła mu szczególnie w pamięć:

Uczynienie całego świata prawdziwym byłoby tym samym co przykrycie go całego miękką skórą. Wyobraź sobie ile skóry byś potrzebował – ale za to jak łatwo chodziłoby się po świecie. Jest to oczywiście niemożliwe ale każdy może nosić buty z miękkiej skóry – a to tak samo jakby cały świat był nią pokryty.

Niemożliwe jest zbudowanie dachu, który przykryłby cały świat. Gdybyśmy mieli taki dach to nigdy byśmy nie zmokli, nawet gdyby padało. Ale gdybyśmy wszyscy rozłożyli parasole to byłoby tak samo jak gdyby wszędzie był ogromny dach. W ten sposób zaprowadzenie pokoju na całym świecie podczas jednego życia jest niemożliwe. Nieważne ile dziesiątków czy tysięcy lat byśmy czekali ten idealny świat nigdy nie nastanie.

Jednakże, jeżeli z głębi umysłu, umysłu bez skalań i iluzji, umysłu czystego i wolnego, jeżeli przebudzimy się do tego stanu, wtedy całe społeczeństwo stanie się społeczeństwem idealnym. Jeżeli każdy z nas zrealizuje w sobie ten idealny stan umysłu, naturę buddy w każdym z nas, wolną od iluzji to będzie tak jakby cały świat stał się spokojny. Jest to źródło pokoju na całym świecie.

Każdy z nas musi zrealizować naturę buddy, oświetlić ją wielkim blaskiem i wraz z nim przynieść to światło całemu społeczeństwu. Jeżeli każdy z nas po kolei odkrywałby w sobie naturę buddy, wtedy wypełniłaby ona całe społeczeństwa, docierając do każdego zakątka świata.

W ten sposób Rosi Kawaguchi Ekai nauczał ścieżki bodhisattwy, a Rosi Mumon był przekonany, że jest to także jego droga. Wyraził to w następujący sposób:

To jest ostateczny cel życia, to jest prawdziwa droga dla mnie.

Od czasu gdy odkrył swoją prawdziwą ścieżkę rozpoczął surowy trening w Dodzio Rosi Kawaguchi Ekai. Ponieważ Kawaguchi Ekai był bardzo poważnym mistrzem i obserwował pilnie swoich uczniów, życie w jego Dodzio było bardzo ciężkie. Nie jedzono tam mięsa ani żadnych posiłków po południu. To co jedzono przed południem miało bardzo małą wartość: gotowano owies i dodawano do niego miso. Warzywa jedzono tylko raz dziennie – rano.

Rosi Kawaguchi Ekai żył w ten sposób przez wiele lat, natomiast Rosi Mumon rozpoczął takie życie w szczycie swojego fizycznego dojrzewania i nie mogło to pozostać obojętne dla jego zdrowia. Już wcześniej był słabego zdrowia i po pewnym czasie zachorował na gruźlicę. Jego starszy brat miał również gruźlicę, jednakże kiedy zgłosili się do lekarzy w Nagoi ci orzekli, że starszemu chłopcu można jeszcze pomóc natomiast jest już za późno dla Rosi Mumona. Powiedzieli, że od tego czasu należy mu pozwolić robić to na co ma ochotę ponieważ i tak zostało mu niewiele życia. W ten sposób został pozostawiony przez lekarzy samemu sobie.

Od tej pory Rosi Mumon wiedząc, że zostało mu niewiele czasu, był zmuszony do życia w samotności. Brzmi to być może dziwnie, ale jego brat leżał w szpitalu i matka opiekowała się nim pozostawiając Rosi Mumona w odosobnionej części ich rodzinnego domu. Dziś w czasie gdy istnieją skuteczne leki przeciwgruźlicze trudno sobie wyobrazić, że w dawnych czasach ktoś kto zachorował był uznawany za śmiertelnie chorego ponieważ nie było żadnego leczenia. Gruźlica jest silnie zakaźna, więc nikt nie chciał przebywać w pobliżu Rosiego Mumona. Kiedy przynoszono mu posiłki, stawiano je pod drzwiami i odchodzono. Przez bardzo długi czas żył samotnie w oddzielnej części domu, z dala od kogokolwiek. Rosi Mumon często powtarzał: „Gdy ktoś jest fizycznie chory jego umysł choruje również”. W tamtym czasie czuł, że każdy czeka tylko na jego śmierć „czuł, że jest czymś bezużytecznym, niepotrzebnym, nikt go nie chce”. Popadł w depresję myśląc: „Gdybym tylko nie przebywał w tym domu nie byłoby tu tej ciężkiej atmosfery. Każdy tylko czeka aż umrę i zniknę stąd”. Z takimi bolesnymi myślami żył codziennie. Pewnego dnia wśród bólu i cierpienia, kiedy poczuł się nieco lepiej otworzył drzwi pokoju, aby wpuścić trochę świeżego powietrza. W ogrodzie kwitły kwiaty nanten poruszane podmuchami wiatru. Obserwując je pomyślał o wietrze. Czym jest wiatr? To powietrze, powietrze, które się porusza. Porażony tą myślą poczuł jak gdyby został uderzony żelaznym prętem. Często opisywał to w ten sposób. Po raz pierwszy uświadomił sobie obecność wielkiej, przeogromnej siły. Do tego czasu myślał tylko, że jest bezużyteczną istotą ludzką i że każdy tylko czeka na jego śmierć. Było to wszystko o czym mógł myśleć przebywając w świecie samotności. Wreszcie uświadomił sobie, że nie jest sam. Była tam wielka energia obejmująca go i żyjąca w nim. Nikt nie powiedziałby, że to tylko wiatr albo powietrze. Uświadomił sobie, że zawsze otrzymywał oddech z tego powietrza, że to ono dawało mu życie. Zrozumiał, że to samo dotyczy słońca i wody i wszystkich rzeczy na niebie i ziemi. Otrzymywał wszystkie dobrodziejstwa nieba i ziemi z tej potężnej energii, która zawsze go przenikała. Nie był sam. Uświadomiwszy sobie, że ziemia i niebo wspierają go, dają mu życie i że nie jest sam, poczuł jak jego umysł staje się znowu prawdziwie jasny i czysty. W tym czasie napisał ten wiersz:

Wszystkie rzeczy są przeniknięte
Wśród wszechobecnego umysłu
Powiedział mi chłodny wiatr
Tego ranka
Wkrótce po tym zdarzeniu stara kobieta, która się nim opiekowała powiedziała mu, że powinien spróbować leczenia liśćmi śliwy „Jeżeli spotkasz się z duchownym, który leczy liśćmi śliwy zaraz poczujesz się lepiej” – powiedziała. „Liście śliwy?” – roześmiał się Rosi Mumon – „Być leczonym liśćmi śliwy – to śmieszne. Oczywiście ten duchowny to oszust. To niemożliwe”. Starsza kobieta odparła wtedy: „Tak, ale jeżeli wezmę cię tam to prawdopodobnie ten człowiek będzie na mnie zły”. To zainteresowało Rosiego Mumona. „Ten duchowny się zezłości?” – zapytał. A starsza kobieta odrzekła: „Tak, jeżeli przyprowadzę nowego pacjenta on powie – po co robisz takie niepotrzebne rzeczy?”. To bardzo zaciekawiło Mumona Rosi, który pomyślał: „Jeżeli ten duchowny byłby oszustem to cieszyłby się gdyby przychodziło jak najwięcej pacjentów. Coś tutaj pachnie mi prawdą – musi być w nim coś szczególnego”. I powiedział: „Proszę weź mnie do niego”. W ten sposób babcia zabrała go do duchownego z Kochi-in w Hamamtsu na północ od jeziora Hama, niedaleko góry Fuji. Kiedy Rosi Mumon stanął przed nim, człowiek ów spojrzał na niego bardzo wnikliwie. Podniósł w górę trzy palce i rzekł: „To dla ciebie”. Rosi Mumon nie miał pojęcia o co chodziło, siedział więc cicho z niepewnym wyrazem twarzy. Człowiek uderzył go w głowę i rzekł: „Powiedz dziękuję! Mówię ci, że będziesz wyleczony w ciągu trzech miesięcy. Mogę wyleczyć cię w trzy miesiące. Masz bardzo silne narządy. Ponieważ twoje narządy są takie silne zarazek gruźlicy dostał się do twojego gardła i dlatego masz obrzękniętą szyję. Gwarantuję ci, że będziesz zdrowy w ciągu trzech miesięcy”. Kiedy Rosi Mumon pierwszy raz pojawił się w Konchi-in nie był w stanie nawet podnieść miotły żeby pozamiatać ogród. W pierwszym dniu otrzymał dzienną porcję liści śliwy i pod koniec trzeciego miesiąca zamiatał: najpierw jeden metr, potem następny, potem trzy metry, potem jeszcze dalej i jeszcze, aż w końcu mógł pozamiatać cały ogród bez męczenia się i utraty tchu. Tak jak to powiedział ów duchowny po trzech miesiącach był całkowicie zdrowy. Wiedząc, że jeżeli wróci do Rosi Ekai Kawaguchi powtórzy się to samo wstąpił do Hanazono (Buddyjskiego) College w Kyoto. Od tego czasu praktykował jako mnich w klasztorach Mjoshindzi i Tenrjudzi do 50 roku życia. Jego nauczycielem był Seisetso Genjo Zendzi. Ukończył praktykę z Seisetsu Genjo Zendzi i kiedy skończył 51 lat został opatem Reiunin w obrębie Mjoshindzi, a następnie głównym nauczycielem w klasztorze Shofukudzi w Kobe. Odtąd wychowywał mnichów – 200 lub 300 uczniów. Został następnie opatem Mjoshindzi. Wiele wówczas podróżował, nie tylko w Japonii, ale również za granicą będąc głównym motorem Wschodnio-Zachodniej Wymiany Duchowej pomiędzy katolicyzmem, a buddyzmem. Przejęty był duchowym bólem tych krajów gdzie działania wojenne Japonii pozostawiły trwały smutek – jeździł tam i recytował sutry za zmarłych. Wychowywał mnichów we Francji i we Włoszech. Podróżował także do Ameryki i Meksyku swoją fizyczną formą pokazując drogę Zen, rozwijając ją i doprowadzając swój własny trening do ostatecznej ekspresji. Rosi Mumon opublikował również ogromną ilość książek. Był przewodniczącym Hanazono College i kierował Institute for Zen Studies. Podejmował wielkie wysiłki na polu różnych działalności do wieku 88 lat kiedy to naturalnie zgasł, tak jak to powiedział Budda: „Uwalniając kogo mógł, a tym którzy nie byli dotąd uwolnieni pozostawiając po sobie karmę w celu urzeczywistnienia oświecenia”. Pozostawił po sobie uczniów, którzy podjęli jego dzieło. Do 10 grudnia ubiegłego roku Rosi Mumon był pełen życiowej ki, która malała po trochu. W końcu 24 grudnia w obecności dwóch uczniów Rosi Taitsu i Rosi Shunan wydał głośne tchnienie i odszedł. Jego twarz w obliczu śmierci była piękna i spokojna. Nad jego poduszką widniały słowa: „Umysł dharmy jest bez śmierci”. Ja widziałem go 19 grudnia i okazało się, że był to ostatni raz kiedy mogłem złożyć mu wizytę. Tydzień przed śmiercią Rosi Mumon usiadł i kazał swoim uczniom przynieść atrament i papier i napisał słowa, które miały zamknąć jego życie:

Aby wyzwolić wszystkie istoty
Na koniec nie ma już nic do powiedzenia
żadnych słów, żadnej formy
Tylko porzucenie wszystkiego
Przez niebo i przez ziemię
Aby wyzwolić wszystkie istoty, dla tego celu ten Mumon Rosi, którego pozostawili lekarze, który od tego czasu nie wziął kropli żadnego lekarstwa, przez 50 lat żył całkowicie w jedności z naturą, poświęcając całą swoją energię życiową na kształcenie uczniów i nauczanie ścieżki wielu ludzi, pomagając im w ich rozczarowaniach, dylematach i problemach. Nie sposób sobie wyobrazić ile ludzi wyzwolił. Ci z nas, którzy żyli w pobliżu Mumona Rosi wiedzą, że było to dokładnie jego życie. Co rano wstawał o 4 rano z mnichami. Wieczorami pracował do 11 odpowiadając na listy, przygotowując się do wykładów i pisząc różne rzeczy, o które go proszono. W ten sposób pracował codziennie. Czasem 2 lub 3 razy dziennie dawał nauki dharmy oraz wykłady i nauki dla wszystkich mnichów. Nieważne jak było zimno – zawsze boso, nieważne jak ciężko i boleśnie – zawsze z mnichami. Wszystko to czynił dla swoich uczniów i dla społeczeństwa. Temu poświęcał 100 a nawet 120 procent swojej energii. Używał całego swojego fizycznego ciała, cały płonął – nigdy nie myśląc o swoich przyjemnościach. Wszystko to oczywiście sprawiało mu wielką radość. Był to prawdziwy świat Mumona Rosi. Nigdy nie poświęcił on minuty swoim pragnieniom lub pożądaniom. To było jego życie. Całkowite spalanie. Z ciałem mocno dotkniętym przez chorobę przeżył 88 lat. Nie pozostało nic do powiedzenia. Wszystko co było do powiedzenia zostało powiedziane, co było do nauczenia zostało nauczone, co miało pozostać wskazówką było ukończone. Żadnych słów, żadnej formy. Pomimo, że ciało Mumona Rosi zniknęło, jego prawdziwe życie, które wypełniało niebiosa i ziemię jest kontynuowane. W każdym kto idzie ścieżką prawdy, w każdym budzącym się do swej natury buddy, w każdym odkrywającym swe prawdziwe korzenie – w każdym jest wielka energia Mumona Rosi. Jest wszędzie w niebie i na ziemi, daje życie prawdziwej naturze buddy, pozwala przełamać ograniczenia fizycznego ciała, swobodnie przechodząc we wszystkich kierunkach tak jak to mówił Mumon Rosi: „Jestem teraz tu. Tu jestem teraz”. Natura buddy przenikająca nieba i ziemię jest nieskończona, bez śmierci. Buddhadharma jest jedyną ekspresją prawdy na całym wszechświecie. Każdy kto staje się jednością z wszechświatem, żyjąc nim całkowicie dozna w swym ciele ciała całego wszechświata. Wszechświat nigdy nie zniknie, podobnie nigdy nie znikną ci, których umysł jest z nim jednością, nawet jeżeli zniknie ziemia i planety, prawda wszechświata sama w sobie będzie trwała wiecznie. Atomy grupują się, łączą, rozpadają i zmieniają zgodnie z prawem karmy ale natura wszechświata nigdy nie odchodzi. Oparcie nigdy nie znika. Żyć prawdziwie umysłem wszechświata to żyć umysłem Buddy. Jest to praktyka drogi Buddy.

Każdy z nas jest inny, unikalny ale nasze korzenie sięgają głęboko w naturę wszechrzeczy. To jest oświecenie Buddy i wszystko co tam jest to droga Buddy. Umysł Buddy, dharma jest nieskończony. Doznać oczu dharmy jest celem każdego praktykującego. To właśnie musimy naprawdę realizować poprzez kensho Po to praktykujemy zazen. Każdy wraz z Mumonem Rosi niech żyje w ten sposób, oddycha w ten sposób i w twardej i silnej postawie zazen, w twardym i silnym oddechu niech rozwija swą naturę z uwagą i wytrwałością.

TO BOGACTWO UMYSŁU
Styczeń 1990




Pożegnaliśmy rok 1989. Witamy rok 1990 – początek ostatniego dziesięciolecia tego wieku. Każdy z was na swój sposób wita ten rok. Szczęśliwego Nowego Roku!

Ci z was, którzy byli w Sogendzi w czasie nowego roku wiedzą dobrze co robimy. W nocy 31 grudnia od wpół do dwunastej zaczyna rozbrzmiewać dzwon noworoczny. Z miasta przychodzi wielu ludzi i ustawia się w kolejce, aby jeden po drugim oddzwonić 108 pożądań co pozwoli im zrealizować swoje ślubowania w nowym roku. Wszyscy, którzy radośnie zadzwonili 108 razy opuszczają Sogendzi, aby po raz pierwszy w nowym roku odwiedzić swoją świątynię szinto i Sogendzi znowu powraca do spokoju i ciszy.

O świcie w przenikliwym zimnie osoba, która prowadzi śpiewy sutr dzwoni na pobudkę i od tej chwili rozpoczyna się nowy rok. Od czwartej słychać uderzenia w taiko (bęben) i z zendo jeden za drugim wychodzą mnisi i przechodzą do hondo. W tym czasie opat stoi na środku hondo trzymając kij, którym rysuje w powietrzu wielkie koło. Stojąc twarzą w kierunku portretu Bodhidharmy i innych patriarchów ofiarowuje wiersz, w którym wyraża swoje myśli, ślubowania i życzenia na nowy rok. Następnie każdy wykonuje pokłony przed posągiem Bodhidharmy i wszyscy ślubujemy włożyć energię w ten nowy rok treningu, odnowić wysiłki w swojej indywidualnej praktyce i także pomagać sobie nawzajem. Siadamy i pijemy wspólnie herbatę, po czym mamy pierwsze w nowym roku śpiewy sutr.

To Dodzio zen służy urzeczywistnianiu tej natury buddy, która jest bez narodzin i śmierci. W tym celu praktykujemy tutaj.

Głęboko w górach
żadnego kalendarza
Nawet kiedy najzimniejsza pora roku przemija
żadnej świadomości nowego roku.
Chociaż najzimniejsza pora roku dobiegła końca, nikt nie mówi, że jest rok ten czy tamten. Dla tych, którzy trenują zen czy też głęboko w górach, we wszechświecie, w ogromnym, rozległym świecie nie ma kalendarza.

1989 czy 1990 to są daty stworzone przez ludzi. Dla wszechświata to bez znaczenia czy nazwiemy to 1989 czy 1990. Nie ma tam takich znaków. Kiedy przychodzi wiosna, to całkowicie jest wiosna. Kiedy przychodzi lato, wtedy po prostu jest lato. Kiedy przychodzi jesień, jest ona tutaj. Kiedy przychodzi zima, jest czas na zimę. W każdej chwili świat jest taki jaki jest, jest prawdą. Widzimy to jasno i bezpośrednio. To jest świat zen. Nie ma takiej rzeczy jak miara czasu. Mamy ścieżkę zen, aby urzeczywistnić jasno świat w którym nie ma czasu. Świat poza czasem, gdzie istnieje prawdziwa natura ludzkich istot, substancja wszechświata. Na tej ścieżce używamy jednocześnie naszego czasu bardzo uważnie. Bierzemy pod uwagę pory roku. Życie, które pojawia się jedynie w określonej porze roku traktujemy z troską. Nasza prawdziwa natura wewnątrz tego, w tym nie ma czasu ani przestrzeni, wszechświat taki jakim jest. To jest podstawa naszej istoty.

Podczas, gdy każdy z nas pochodzi z tego, istnieje również rzeczywistość w której żyjemy. Świat wkoło nas, społeczeństwo, ziemia na której żyjemy, ciało przez które jesteśmy ograniczeni. Posiadamy wszystkie te rzeczywistości, które musimy ze sobą nosić, przeżywać nasze życie z nimi. Nie możemy zignorować ciała, społeczeństwa, świata. Ignorując te rzeczy, nie ma zen.

Społeczeństwo, ciało, ta jaźń bez sprzeczności, a jednocześnie nadal żyjemy wewnątrz tej sprzeczności. Jak to rozwiążemy? Nie poprzez chowanie się i ukrywanie tej sprzeczności, nie poprzez zwodzenie siebie samych czy patrzenie w druga stronę, ale rozumiejąc ją jasno i wykraczając poza nią – o tym jest i temu właśnie służy świat zen.

Oficjalny wiersz noworoczny
Przywódcy wszystkich krajów na wschodzie i zachodzie
mówią we wszystkich kierunkach o pokoju.
W końcu ta nie dualistyczna brama jest całkowicie otwarta
i wszyscy ludzie mogą zrealizować swoją prawdziwą naturę.
Z tym nowym rokiem oby nasze własne głębokie postanowienie
pogłębiało się i stawało się silniejsze.
W tym nowym roku jest tyle walk i było tyle walk w roku ubiegłym. To był rok pełen zmian. W Chinach, Polsce i innych krajach bloku wschodniego ruchy społeczne stały się aktywne. Ruchy społeczne uwolniły niektóre kraje spod długiego panowania Rosji. Upadł mur berliński tworząc w końcu ścieżkę do pokoju w tym strzeżonym miejscu. Jednakże przechodząc przez te walki tak wielu ludzi straciło swoje życie.

Nastał w końcu czas kiedy świat może zacząć stawać się jednym. To jest kierunek w którym rzeczy zmierzają i otwierają się, ale czy to może przynieść rzeczywisty pokój. Czy to jest to co niesie przyszłość? Czy będziemy w stanie odnaleźć ludzką wolność? Czy wolność i wyzwolenie można odnaleźć w ten sposób? Czy można ją urzeczywistnić poprzez te wszystkie rzeczy? Nawet jeśli ta widoczna ściana pomiędzy wschodnim i zachodnim Berlinem została zburzona, to dokąd nas to zaprowadzi? Najwyraźniej została ona rozebrana i nie ma jej już dłużej, ale kto ją stworzył? Po pierwsze kto ją tam postawił? Nie był to Bóg. Ta ściana została zrobiona przez ludzi. Nasze ludzkie tarcia i ograniczenia stworzyły tą ścianę.

Prawdziwa ściana, trudniejsza do zburzenia to ściana ego w każdym z nas. Nie ma nic bardziej nierealnego, ale zarazem trudnego do zajmowania się jak ta ściana. Tak naprawdę mur berliński, jak i żelazna kurtyna zostały wzniesione przez ten umysł w każdym z nas. Tak to trzeba powiedzieć. Jeśli widzimy to w ten sposób, prawdziwy pokój musi przyjść poprzez zburzenie tej ściany ego w naszym umyśle. Jedynie wtedy kiedy ta ściana została zburzona, prawdziwe ludzkie wyzwolenie może być osiągnięte. Tylko wtedy prawdziwy mistrz w każdym z nas może być urzeczywistniony.

Nie ma nigdy chwili, kiedy moglibyśmy przestać modlić się o szeroki umysł. W tej przestronności umysłu nasza kultura jest urzeczywistniana w najgłębszy sposób. W tych czasach kultura stoi na najwyższym poziomie. Pomimo tego, że ślubowaliśmy odnaleźć to co najlepsze w człowieku, co jest najszczęśliwszą sytuacją od czasów ciemności średniowiecza, poprzez odrodzenie, aż do czasów współczesnych, od tego czasu jedynie technika rozwinęła się całkowicie. Musimy się zapytać czy jest to najszczęśliwsza sytuacja dla ludzi czy też nie.

Mamy niezwykle utalentowanych naukowców robiących różnego rodzaju odkrycia w świecie fizycznym. Ale co z prawdziwą esencją ludzkiej natury w tych materialnych, fizycznych odkryciach? Jaki to ma wpływ na tę esencję? Chociaż mur pomiędzy wschodnim i zachodnim Berlinem został rozebrany, ludzie nie zrobili w ogóle żadnego postępu. W naszych umysłach nie ma jeszcze prawdziwego pokoju. Zawsze narzekamy, niezadowoleni, pełni rzeczy, które nam nie odpowiadają. Nadal się one pojawiają, cały czas niezadowolenie, coś z czym współczesna edukacja nie może sobie poradzić i co przyjmuje formę narkomani, która pojawia się nawet w szkołach podstawowych. A także problem rozwodów. Zawsze, kiedy bierzemy gazetę, czytamy o tych rzeczach – świat ciemności, na który każdy jest podatny. To jest ciemne i niewygodne miejsce dla nas wszystkich, głęboko w naszych umysłach. Zanieczyszcza miejsca, które mogłyby być spokojne.

W tym roku obchodzimy czterechsetną rocznicę śmierci Sen No Rikiu. Jest on sławnym, całkowicie urzeczywistnionym mistrzem ceremonii herbacianej. Nie ograniczając się do świata herbaty, wpłynął również na wiele innych światów.

Od piętnastego roku życia praktykował sanzen, co miało wpływ na jego całe życie. Pozwoliło mu to uczyć innych prawdziwej ludzkiej wolności. Swoim celem życia, nawet dziś wpływa na rozważania czym jest prawdziwa kultura i czym jest prawdziwa droga ludzkości. Jego życie nadal do nas przemawia i jego ścieżka nas uczy.

Nie podjął on drogi wyświęconego mnicha. Żył pośród społeczeństwa, pośród politycznych walk i problemów ekonomicznych, w samym środku społeczeństwa i ludzi. W czasie swojego doświadczenia głębi zen, zrozumiał czym jest prawda. Znał zarówno prawdziwy zen ludzkiej wartości i prawdziwe estetyczne wyżyny kultury. Przez całe swoje życie kontynuował urzeczywistnianie i życie ze swego najczystszego umysłu. Urzeczywistniając swoją najgłębszą prawdę i docierając do ludzi we wszystkich częściach społeczeństwa ze swoimi naukami i istnieniem, będąc całkowicie zaangażowanym, pozostawał zupełnie nieporuszony przez swoje polityczne zaangażowanie. Trzymał się swojej prawdy w sposób nieprzejednany. Ta kultura, którą oczyścił dogłębnie, pogłębiał i pracował nad nią tak dalece, jak to było możliwe. Nawet dziś rzeczy, których nauczał wspomagają umysły rozumiejące głębię japońskiej kultury, na której rozwój i udoskonalanie tak wpłynął.

Nie tylko w oczekiwaniu na kwitnienie kwiatów
w górskim domu pierwsza kiełkująca zieleń pokazuje nam wiosnę.
To jest wiersz, który Rikiu pożyczył, aby wyrazić prawdziwy, głęboki umysł osoby, która całkowicie urzeczywistniła ścieżkę ceremonii herbacianej. Te wiosenne kwiaty pokrywające wszystko wkoło, ktokolwiek to widzi czuje radość na ten widok i dobry los jaki to nam przynosi. Można łatwo poczuć tą energię życia, wielką energię czystej natury w działaniu. Ale prawdziwego smaku życia, prawdziwej cudowności życia nie można znaleźć w tej wiosennej wspaniałej pełni piękna kwiatów. Ona jest ukazana na ukrytej górze głęboko pod śniegiem. Pod tym śniegiem mała cząstka życia ukazuje swoją twarz, jasno zielony liść. W tym miejscu prawdziwe życie, prawda życia, może być odkryta. W następującym wierszu zostało wyrażone rozumienie najgłębszej prawdy:

Kiedy w krajobrazie nie ma żadnego wiosennego kwiatu,
żadnej jesiennej barwy,
na brzegu słomiana chata
stojąca na przeciwko złotego zachodu słońca.
To miejsce znajduje się tam, gdzie nie ma kwiatów, liści, ani żadnego śladu koloru. To jest wieczorna pora w okolicy Banshu nad oceanem, gdzie nie ma śladu żadnej osoby, żadnego koloru ani odrobiny życia. W tym miejscu możemy zobaczyć wzburzony ocean, poczuć chłodny wiatr i znaleźć jedną samotną chatę rybacką. To miejsce jest cichym, głębokim stanem umysłu, bez żadnego dyskursywnego myślenia, bez gorączkowego ludzkiego intelektualizowania. Wszystko zostało całkowicie oczyszczone. Nie ma tam nawet pojedynczego zielonego liścia, ani kolorowego jesiennego liścia, ani jednego jasnego jesiennego koloru, żadnego liścia pozostałego na gałęzi. Ta całkowita nagość do samej podstawy korzenia. Wszystko zostało odłożone na bok i jedyne co zostało to ten chłód z nieba.

W ten sposób odkrywamy samo życie, które stworzyło to drzewo. Zanim pojawiło się jakiekolwiek rozróżnianie czy intelektualizacja, przed twarzami naszego ojca i matki, sprzed uwarunkowania w którym utkwiliśmy. To jest prawdziwy źródłowy punkt wszelkiego życia. Musimy czyścić nasze korzenie aż zagłębimy się i znajdziemy to miejsce, w tej wielkiej śmierci, prawdziwym doświadczaniu korzenia. Biorąc to doświadczenie i żyjąc w jego prawdziwości, żyjąc w społeczeństwie w prawdziwości, w ten sposób trzeba rozumieć świat zen.

Odkrycie Buddy było odkryciem jakości ludzkiego istnienia, które nie jest ograniczone do jednej osoby, jednego miejsca czy jednego czasu. Nie jest ono ograniczone granicami państwowymi, czyimiś sposobami myślenia, jakąś określoną ideą czy kulturą. Jest poza tymi wszystkimi ograniczeniami, czasami, wszelkimi przywiązaniami do formy, wypływające z najgłębszego korzenia i rozprzestrzeniające się poprzez wszystkich ludzi bez względu na czas i miejsce. Nić łącząca każdego to jest to o czym mówił Budda.

Korzeń każdej pojedynczej osoby powraca do tego samego miejsca, cała życiowa energia, wypływa z tego miejsca. Możność odkrywania i wymyślania nowych rzeczy może się wydawać tym o co chodzi w nowej kulturze, ale tak nie jest. Prawdziwym odkryciem jest bycie w stanie zrozumieć jasno i bezpośrednio świat swojego życia i z tego świata pochodzi nowa twórczość.

Jeśli w kulturze chodziłoby jedynie o tworzenie i odkrywanie nowych rzeczy to mielibyśmy wkoło ich coraz więcej. Z powodu naszego pożądania i chciwości rzeczy są odkrywane i produkowane przez cały czas. To nie jest prawdziwa kultura. Czy dla ludzi którzy przyjdą po nas będziemy jedynie pokoleniem, które stworzyło tyle śmieci i niepotrzebnych rzeczy? Musimy dobrze to przemyśleć.

Ludzkie życie trwa siedemdziesiąt lat
Otoczone niebezpieczeństwami o których człowiek rzadko mówi.
Witaj drogocenne ostrze,
zabijające jednocześnie wszystkich Buddów.
Teraz miecz,
Który dotąd nosiłem przypasany przy mym boku
dobywam i wymachując nim
ciskam go w kierunku nieba.
Te wiersze zostały napisane przez Rikiu pod koniec jego życia. Stworzył je kończąc siedemdziesiąty rok życia. Patrząc wstecz na swoje siedemdziesiąt lat, wydają się one mieć znaczenie, a potem znów nie mają go w ogóle. Jeśli ludzie by go krytykowali wtedy łatwo by się poddał krytyce. Ale on żył w swojej prawdzie i nie było nic poza tym w jego życiu. Te siedemdziesiąt lat prawdy, co zadecydowało o tej prawdzie?

Teraz miecz,
który dotąd nosiłem przypasany przy mym boku
W swoim najgłębszym umyśle, poza dobrem i złem, poza zyskiem i stratą, poza wszelkimi ludzkimi rozróżnieniami i intelektualizacjami, poza wiedzą, rozwinął on coś poza tym wszystkim. Z tego miejsca, które żadne z tych rzeczy nie sięga, ta najgłębsza część prawdziwego ludzkiego umysłu. Jeśli otworzymy oczy z tego miejsca, najdalszego i najgłębszego w naszym umyśle, nie ma tam Buddy któremu można być wdzięcznym, ani patriarchy, którego można by rozpoznać. Jeśli przez całe życie oko jest otwarte z tego punktu źródłowego, to żyjemy podług tego co jest widziane przez to prawdziwe oko. W ten sposób żył Rikiu przez siedemdziesiąt lat z tą jedną prawdą.

dobywam i wymachując nim
ciskam go w kierunku nieba.
Nasze codzienne życie nie jest czymś co jest piękne czy cudowne. Nawet próba życia w sposób, który jest właściwy, prawdziwy i piękny jest czymś bardzo, bardzo trudnym. Ono nie układa się w sposób jaki byśmy chcieli i życzyli sobie. Podczas codziennego życia naturalnie widzimy, że zbieramy dużo nieczystości i splamień. Naturalnie tworzymy rzeczy, które powodują, że zbaczamy ze ścieżki prawdy. Chcemy oczywiście, aby było nam wygodnie i ten umysł który chce wygody pojawia się. Chcemy, aby nas ktoś kochał i chcemy, aby ludzie kochali tylko nas. Kiedy uzmysławiamy sobie, że nosimy wkoło wiele bagażu i z tego powodu nie możemy pójść ani w lewo ani w prawo, na wschód czy zachód, widzimy, że nasz umysł jest przeładowany i pomieszany. Jeśli zostawimy go w tym stanie to brzemię będzie jedynie zwiększać się i być coraz cięższe.

W celu uczynienia źródłowego punktu wszystkich ludzi jasnym i czystym, musimy przeciąć te zbyteczne i złudne myśli i te zbędne przywiązania. Te myśli muszą być odcinane, odcinane, odcinane, wyrzucane, wyrzucane, wyrzucane. Robiąc to możemy odciąć te zbyteczne przywiązania i próbując w ten sposób uzmysławiamy sobie, że potrzebujemy miecza, który może to zrobić. Ten miecz to nie miecz, który przecina osobę fizycznie, ale wewnętrzny miecz odcinający rozróżnienia. Ten miecz to jest to o czym jest zazen, jak również sussokan i świat koanów.

Dopóki nie urzeczywistnimy tego punktu źródłowego naszego życia jako ludzie, musimy kontynuować odcinanie i wyrzucanie tych zbędnych myśli, wszelkich złudzeń i przywiązań. Wszelkich zbędnych wymysłów i wynalazków w nas jak i na zewnątrz nas. Musimy ogolić te zbędne rzeczy i pozbyć się ich. Robiąc to, każdy zobaczy, że wewnątrz swoich własnych umysłów, te korzenie zostały oczyszczone do czysta i jasno odkryty prawdziwy umysł. Tak jak wyraził to Rikiu.

Kiedy w krajobrazie nie ma żadnego wiosennego kwiatu,
żadnej jesiennej barwy,
na brzegu słomiana chata
stojąca na przeciwko złotego zachodu słońca.
Jest to miejsce bez żadnego ruchu, miejsce spokoju. Jest to najgłębsze miejsce w naszym umyśle. Z tego miejsca nasze oczy mogą patrzeć w sposób jasny i niewinny. Z tego miejsca nasze uszy są szeroko otwarte, słysząc każdą rzecz bezpośrednio, kiedy się pojawia. W naszym umyśle nie ma nic na czym można by utknąć, czy być przez coś złapanym. Jesteśmy w stanie zrozumieć jasno i całkowicie umysły innych ludzi, takie jakimi są. To tam prowadzi nas ten stan umysłu.

Ścieżka herbaty, która rozwinął Rikiu nie zawiera wielkich i bogatych ogrodów, ale mały ogród jedynie z niezbędnymi rzeczami. Ten ogród jest dobrze zamieciony i odchwaszczony, oczyszczony, sprzątnięty i rozjaśniony, jak nasze umysły kiedy wszystkie zbędne rzeczy zostały zabrane. Przed naszymi oczyma jest tylko to co konieczne, tylko to co jest do zrobienia i zajmujemy się tym wszystkim w sposób bardzo uważny. To jest ogród herbaciany, po prostu takim jaki jest.

Rikiu pozostawił nam słowa mówiące o tym, że nie potrzebujemy luksusowych domów. Jeśli nie pada do środka i nie jest zimno to wystarczy, nic luksusowego, żadnych trzypiętrowych budowli. Jeśli jedzenie, które jemy podtrzymuje nasze ciała, to także wystarczy. Poza tym możemy oddać całą naszą energię jaką mamy społeczeństwu – nie ma potrzeby czepiania się czegokolwiek. Potrzebujemy jedynie zharmonizować te podstawowe potrzeby w naszym życiu, a resztę oddać ludziom. Nie ma potrzeby dążyć do materialnego bogactwa, ale zamiast tego zdać sobie sprawę z bogactwa umysłu. W tym jest prawdziwy i głęboki umysł zen.

Rikiu przywrócił herbatę z sformalizowanego miejsca, do miejsca cichego, pokornego, gdzie nie ma zupełnie nic zbędnego. W tym miejscu radość herbaty nie zależy od rzeczy, ale od bogactwa umysłu w jego najszerszym i najwyższym wymiarze. To był świat, który był w stanie całkowicie urzeczywistnić i nauczać o nim.

W dzisiejszych czasach toniemy w niepotrzebnych, zbytkownych rzeczach. Jest to problem współczesnego ludzkiego życia. Zamiast dążyć do materialnego luksusu, musimy wewnątrz nas samych urzeczywistnić prawdziwy umysł, nasze korzenie i idąc w ten sposób prawdziwą drogą umysłu, żyć we właściwy sposób – sposób czystego umysłu. Z tego miejsca nasze codzienne życie rozwinie się naturalnie, biorąc wszystko co mamy i oddając społeczeństwu, nasze ciało i duszę, całą naszą energię. Bardziej niż kiedykolwiek, to jest to czego obecne pokolenie potrzebuje. To jest sposób w jaki musi to być wyrażone. Podejmując to ślubowanie, postanowieniem na nowy rok jest także przynieść to wszystko społeczeństwu.




TYLKO TA CHWILA
Kwiecień 1990




W Japonii – kraju buddyjskim, 8 kwietnia, w dzień urodzin Buddy, ustawiana jest na środku hondo czy też sali dharmy figurka dziecka Buddy i święto to jest obchodzone poprzez polewanie głowy tej figurki amacią czyli słodką herbatą przy pomocy małej chochelki. Ceremonia ta przypomina chrześcijański chrzest.

Ważnymi dniami w życiu Buddy były: 8 kwietnia, kiedy to obchodzi się jego urodziny, 8 grudnia, kiedy po sześciu latach srogiego, ascetycznego treningu był w stanie urzeczywistnić głębokie oświecenie i 15 lutego, kiedy to w wieku 84 lat wszedł w nirwanę w gaju sala(???) w Kusinara. Buddyści czczą także dzień jego odejścia odprawiając specjalne ceremonie.

To polewanie głowy figurki dziecka Buddy amacią jest ceremonią odprawianą w północnych krajach buddyjskich. W południowych krajach buddyjskich obchodzona jest ceremonia uesakasai, która jest jednocześnie dniem upamiętniającym narodziny, oświecenie i nirwanę Buddy. Obchodzona jest w maju w dzień pełni księżyca.

Jeśli spojrzymy na tegoroczny kalendarz, zobaczymy, że dzień pełni przypada na dziewiątego maja. W Indiach i innych południowych krajach wielkie obchody ku czci Buddy będą miały miejsce właśnie wtedy.

Kiedy Budda się urodził, mówi się, że natychmiast zrobił siedem i pół kroku, wskazał lewa ręką w niebo, a prawą na ziemię i powiedział:

W całych niebiosach i na całej ziemi jest tylko jedno.
Powiedział, że tylko on jedyny jest w całych niebiosach i na całej ziemi.

Dlaczego religia, która jest w zgodzie z nauką przekazuje taką nadprzyrodzoną historię? Noworodek, który robi siedem i pół kroku i wypowiada słowa: „W całych niebiosach i na całej ziemi jest tylko jedno”. Tak niesłychana historia nie mogła być możliwa. Dlaczego więc jest to nauczane i przekazywane jako prawda? Jest to prawdziwie tajemnicze, ale ci którzy spisywali nauki Buddy i głęboko rozumieli to co mówił, tak właśnie to zapisali.

Kiedy narodziliśmy się z brzuchów naszych matek, każdy z nas, bez wyjątku wydał wielki okrzyk: „Aaaaaaaaaa! Aaaaaaaaaa!”, który brzmiał i odbijał się echem poprzez niebo i ziemię, wielkim głosem. Ten okrzyk potwierdza narodziny dziecka. Ten okrzyk, ten głos wyraża: „W całych niebiosach i na całej ziemi jest tylko jedno”. Nie potrzeba tu żadnych wyjaśnień czy słów. Bez względu na to w jak trudnych czasach czy okolicznościach ma to miejsce, niemowlę przybywa bez lęku i najmniejszej obawy o to co się teraz wydarzy. Bez zawstydzenia tym, że niczego nie posiada, wkracza jedynie z tym wielkim okrzykiem wyrażającym energię życiową, którą otrzymało, wypełniając i poruszając niebo i ziemię.

Trzeba powiedzieć, że ten odgłos narodzin naszej życiowej energii, którą w momencie urodzenia jesteśmy na równi obdarzeni, jest nauczaniem Buddy.

Te siedem i pół kroku, które zrobił Budda tuż po narodzeniu jest wyrazem ludzkiej wolności. Bez względu na to w jakich okolicznościach jesteśmy, to jedynie dzięki naszej sile i energii wewnątrz nas jesteśmy w stanie podnieść się i kontynuować. Zrozumieć to jako wyraz naszej samowystarczalnej natury to jest to czego nauczał Budda.

Wskazanie prawa ręka na niebo i lewa ręką na ziemię było proklamacją, że nie ma nic ponad człowiekiem w niebie, żadnej absolutnej istoty, która może zrobić z ludzi niewolników. Lewa ręka wskazująca na ziemię była proklamacją, że nie ma niczego na tej ziemi co może zniszczyć ludzką indywidualną godność, nasz indywidualny charakter, nasz prawdziwy ludzki charakter. Nie ma Boga, który nas ocenia ani diabła, który może wyrządzić nam zło.

Nasza ludzka natura jest pełnym godności istnieniem we wszystkich niebach i na ziemi. Zrozumieć nasze życie w ten sposób jest nauczaniem Buddy. To nie oznacza, że Budda zarozumiale twierdził, że jest cudowna istotą ludzką. To co powiedział i potwierdzał to to, że cała ludzkość, każda pojedyncza osoba rodzi się dokładnie z taką samą drogocenną energią życiową. To jest to czego Budda uczył i w taki sposób powinno być to rozumiane.

Ósmego grudnia, kiedy Budda spojrzał na gwiazdę zaranną i został oświecony, kiedy przebudził się i urzeczywistnił prawdziwą, pierwotną naturę, powiedział:

Jakże cudowne, jakże cudowne, wszystkie istoty, każda bez wyjątku obdarzona jest dokładnie tą samą mądrością Tathaghaty. Jakże to tajemnicze, jakże tajemnicze! Zabrało mi to sześć lat i teraz w końcu to zrozumiałem, ale nie osiągnąłem tego dopiero teraz ani też nie stało się to dzięki mojej ascetycznej praktyce. Każdy ma tę jasną naturę od chwili narodzin. Czyż to nie jest najbardziej tajemnicze?

Wszyscy ludzie, każdy, cały rodzaj ludzki, czy jest to osoba, która nie widzi, nie słyszy czy osoba z jedną nogą, każda pojedyncza osoba narodziła się z tą samą czystą i prawdziwą naturą.

Wykrzyknął w zdumieniu nad swoim urzeczywistnieniem. Nie wykrzyknął tego głośno, aby wyrazić swoją wielkość w tamtej chwili. Był zdumiony tym, że wszyscy ludzie na równi obdarzeni są tą prawdziwą naturą. Był zadziwiony urzeczywistnieniem, że wszyscy urodziliśmy się z tą samą czystą naturą.

Wszyscy byli pogrążeni w smutku kiedy wchodził w parinirwanę. Zgromadzili się u jego wezgłowia i płakali. Budda powiedział do nich:

Przestańcie płakać! Nie płaczcie z tego powodu. Każdego kogo spotkaliście w pewnej chwili musi odejść. Wszystkie narodzone rzeczy bez wyjątku umierają. Czyż nie uczyłem was tego każdego dnia? Czyż nie tak właśnie rzeczy naturalnie się mają? Przestańcie płakać!

W ten sposób ich opuścił, ucząc ich i prowadząc. Powiedział:

Narodziwszy się w tym ciele muszę umrzeć. Spotykając was wszystkich muszę was opuścić. Ale ten umysł, to serce, ten ludzki charakter, ta prawdziwa natura, którą urzeczywistniłem, ta czysta natura do której się przebudziłem, tą naturę buddy musicie, każdy z was, jeden za drugim urzeczywistnić. Jeśli wtedy przekażecie te nauki innym istotom, wtedy będę żył wiecznie na tym świecie w tym przebudzonym umyśle. Uczcie tej dharmy, że świadomość urzeczywistnienia ludzkiej czystej, pierwotnej natury nie powinna zniknąć.

W ten sposób ich nauczał. Jego uczniowie pytali go dalej: „Kiedy nie będzie cię już z nami oczywiście mamy twoje nauki i wierzymy, że są one bez błędu. Ale jeśli powstanie jakiś problem do kogo powinniśmy się zwrócić o odpowiedź? Na kim możemy polegać?”.

Zapytany w ten sposób Budda odpowiedział:

Szukajcie jedynie wewnątrz siebie światła na drodze, szukajcie schronienia tylko w sobie. Nie szukajcie schronienia u innych.

Tego jasno ich uczył:

W sobie znajdźcie wasze światło i wasze schronienie. Oczywiście nie w swoich egoistycznych ja, ale w dharmie, tym czystym umyśle zanim pojawia się ego. Znajdź schronienie w tym umyśle.

To jest sposób w jaki ich uczył. Ta czysta natura, którą odkrył Budda to nie było ego. Ego musi być poważane, ale jest ono czymś niekompletnym. Osobowość każdej jednostki jest równie ważna, ale różnią się one dla każdej osoby. To co jest różne czy też nie całkowite dla każdej osoby nie może być uważane za prawdę. Nie ego i nie indywidualna osobowość, ale coś sprzed ego, ta podstawa z której powstają te indywidualne cechy. To miejsce, gdzie wszyscy ludzie docierają, kiedy szukają wewnątrz. To miejsce, które w sposób nieunikniony urzeczywistni każda osoba. Urzeczywistnianie tej prawdziwej podstawy, napotykanie tego źródła naszego człowieczeństwa, jeśli nie robimy tego w naszym zazen, nie jest to prawdziwa praktyka zen.

Azjatycki filozof dr. Kitaro Nishida, którego nazywano również Sunshin Koji, praktykował zazen każdego dnia i napisał wiersz o głębokim umyśle, który był w stanie urzeczywistnić:

Nasz prawdziwy umysł ma głębokie miejsce
poza które nie docierają fale smutku i radości.
Głęboko poza ego, głęboko poza naszymi indywidualnymi cechami jest to głębokie miejsce, gdzie nawet ludzki smutek i radość nie docierają. Jest to wieczne miejsce, wieczny korzeń umysłu. Z tej czystej i jasnej natury rodzi się ludzka radość, smutek, szczęście, nieszczęście, pomieszanie, złudzenia i wszystkie inne wyrazy umysłu. Wszystkie wychodzą stamtąd. To źródło w psychologii nazywane jest podświadomym umysłem i jest ono poza całym świadomym umysłem. To miejsce na samym dnie, urzeczywistnić tą podstawę to jest to co miał na myśli Budda kiedy mówił o znalezieniu schronienia w dharmie.

W buddyzmie często mówi się, że ludzki pierwotny umysł, który posiadamy w momencie narodzin jest jak jasne lustro, czyste i nie zaśmiecone. Nie ma ono w sobie zupełnie niczego, jest bez kształtu, formy i koloru. Jeśli coś się przed nim pojawia lustro jedynie to odbija, ale samo nie tworzy niczego. Kiedy to zostało odbite odchodzi i jego obraz znika, ale samo lustro nie traci niczego. W tym lustrze nie ma narodzin ani śmierci. Bez względu na to jak brudna jest odbijana rzecz, lustro nie brudzi się. Nie staje się także piękne jeśli coś pięknego było przez nie odbite. Lustro nie staje się brudne, czyste czy piękne. Również jedynie dlatego, że coś jest odbite nie oznacza, że coś w nim przybywa ani nigdy nic nie ubywa. Lustro jest bez zysku i straty.

Bez narodzin, bez śmierci, ani brudne ani czyste, bez zysku czy straty. To samo czytamy w Sutrze Serca:

Wszystkie dharmy są puste
Nie pojawiają się ani nie nikną
Nie są splamione ani czyste
Nie rosną ani nie maleją.
Zendzi Bankei wyjątkowy mistrz zen, który żył około trzystu lat temu, powiedział, że nawet takie długie wyjaśnienie nie jest konieczne. Jedynie wyrażenie „nienarodzone”, to wystarczy. Jeśli nic zbędnego nie jest tworzone w umyśle to wystarczy. Jedynie z tym wszystko będzie rozwiązane. Ludzka czysta, pierwotna natura jest tylko tym. Bez kształtu, formy czy koloru. Bez narodzin i śmierci. Ani czysta ani brudna. Bez zysku ani straty. Ani męska ani żeńska. Ani młoda ani stara. Ani inteligentna ani głupia. Ani bogata ani biedna. Nie ma słów, ani wyjaśnień, żadnych możliwych opisów, które by miały tu zastosowanie. Jedynie czysta, przypominająca lustro podstawa. To jest ludzka prawdziwa jakość i to jest rzeczywiste doświadczenie. Za pomocą naszego zazen, odcinamy wszystkie nen (nen= impuls umysłu), kopiemy całkowicie do źródła tych nen. Kopiemy, kopiemy, kopiemy, aż dochodzimy do miejsca, gdzie ludzki charakter został całkowicie oczyszczony. Kiedy osiągnięty jest punkt źródłowy to wtedy można dotknąć tego stanu umysłu.

Ten jasny ludzki charakter, który jest jak lustro może zaakceptować i przyjąć wszystko, ale nic odbitego nie może w nim utknąć. Odbija wszystko dokładnie takim jakie ono jest, ale samo pozostaje nie tknięte. Ten przypominający lustro umysł nie ma poczucia „to ja”, albo „to nie ja, to on”. Nie ma ono dualizmu, nie robi tego typu rozróżnień. W tej prawdziwej podstawie w rzeczywistości nie ma rozróżnienia pomiędzy mną a innymi, nie ma ono takiego oddzielenia. Akceptuje ono wszystko jako jedną zjednoczoną całość. To był pierwotnie jeden świat bez podziałów na „mój” świat i „jego” świat. Nie ma takich dwóch światów. Od początku jest jedynie jeden zjednoczony świat.

Zrozumieć to jako rzeczywisty fakt poprzez własne doświadczenie jest mądrością Buddy. Stąd powstaje funkcjonowanie i działanie ludzkiego umysłu, który w sposób naturalny odczuwa czyjś ból jako swój własny, czyjąś radość jako swoją. Z tej mądrości i doświadczenia w sposób naturalny powstaje ciepły, ogarniający wszystko umysł. To jest to co nazywane jest współczuciem Buddy.

Jeśli jesteśmy w stanie urzeczywistnić punkt źródłowy ludzkiego charakteru, cały świat naturalnie staje się jednym. Nie podzielonym lecz jedną, zjednoczoną całością. Wielki, rozległy i przestronny świat jednego. Działa tu mądrość i ludzka radość, cierpienie i smutek stają się naszą własną radością, cierpieniem i smutkiem. To nie czyjaś radość, ale także moja własna. Ciepły, wszechogarniający umysł naturalnie się tu pojawia. To jest to co miał na myśli Budda, kiedy powiedział:

Szukajcie światła w sobie.
Kiedy napotykamy ten prawdziwy umysł, dotykamy naszej pierwotnej natury, urzeczywistniamy także nieskończone twórcze możliwości w największych głębinach naszego umysłu. Czujemy potrzebę stworzenia czegoś, rodzi się pozytywnie działająca energia. W naszych działaniach, kiedy tworzymy rzeczy, czujemy radość po prostu bycia żywym. I kiedy skończymy naszą pracę i widzimy to co zrobiliśmy mamy z kolei inne poczucie radości. I kiedy ktoś podziwia to co zrobiliśmy znów inne poczucie radości. Sens życia jest odkryty w robieniu tego. Stawanie się tego rodzaju żywą, energiczną ludzka istotą jest odrodzeniem w tym co Budda miał na myśli wypowiadając następujące słowa:

Szukaj światła w sobie. Znajdź schronienie w sobie. Szukaj światła w dharmie, znajdź schronienie w dharmie.
To jest bardzo ważne nauczanie Buddy.

W dzisiejszych czasach tak wielu ludzi umiera na raka i AIDS. Konfrontują się oni i mają do czynienia ze śmiercią. Jest to uważane za jeden z głównych problemów społecznych. Z tego powodu mamy teraz tak wiele książek opisujących doświadczenia ludzi chorych na raka lub AIDS. W szczegółach opisują swoje doświadczenia z ostatnich dni przed śmiercią.

Czytając co ci autorzy mają do powiedzenia, odkrywamy wiele podobieństw w tym co napisali. Jedna z książek opisuje jak ludzie, którzy zbliżają się do śmierci zauważają, że ich życie stało się prostsze. Kiedy stają się oni bardzo świadomi faktu, że to życie jest ograniczone, zostaje jasno zrozumiane, że sukces społeczny, dobrobyt materialny i głośne przyjęcia są bez znaczenia. Po co się żyje? Co powinno zrobić się z czasem który pozostał? Te pytania stają się ważne?

Ci którzy wiedzą, że ich czas ogranicza się do określonej liczby dni, bez względu na to, jak nieprzyjemna jest pogoda są wdzięczni za nią ponieważ są żywi i mogą jej doświadczyć.

Dla tych których życie przeciągnęło się poza oczekiwany czas, sam fakt bycia żywym, jedynie to, jest cudowne, bez względu na to jakie niewygody czy kłopoty muszą znosić.

Inny autor pisze, że jeśli ludzie wiedzą o tym, że pozostała im określona liczba dni, tygodni, czy miesięcy życia, przeżywają oni każdy dzień w pełni i całkowicie robiąc to co ma dla nich największe znaczenie. Podejmując takie postanowienie na te ostatnie dni sprawiają, że każdy dzień jest cenny, nieskończenie satysfakcjonujący i produktywny. Bez względu na to jak poważnie są chorzy mogą słuchać muzyki, którą kochają. I są ludzie, którzy spędzają czas robiąc właśnie to. Inni wybierają ciche rozmowy z krewnymi i bliskimi przyjaciółmi. Niektórzy odnajdują spokój umysłu spędzając czas samotnie zastanawiając się co zrobili w trakcie swojego życia. Jeszcze inni do samego końca znajdują radość w byciu otoczonym przez przyjaciół rozmawiając i narzekając. Sposób życia każdej osoby aż do ostatnich chwil jest wyrażany i honorowany w tym punkcie zwrotnym.

Jeśli nawet co do niektórych porzucono wszelkie nadzieje, ku zadziwieniu lekarzy, niektóre z takich osób żyją jeszcze przez długi czas. Jeśli nawet nie jest to bardzo długi okres, tacy ludzie przeżywają swoje dni w sposób pełny. Kiedy widzą oni śmierć tuż przed sobą, ta obecna chwila jest prawdą.

W tej właśnie chwili, chęć, aby włożyć w nią wszystko co możemy jest taka sama dla każdej osoby w obliczu śmierci. To jest świat zazen. W zazen używając naszych zdrowych ciał musimy doświadczyć tego ostatecznego miejsca, tego ostrza brzytwy. Robimy to kiedy nasze ciała są nadal zdrowe i mogą pracować, budząc się do prawdziwego ludzkiego sposobu życia i następnie dając wyraz temu przebudzeniu w społeczeństwie. To jest droga zen, bardzo ważna część nauki Buddy.

Rindzai Zendzi uczył nas