Zbigniew J Piskorz

Zbigniew J Piskorz www.PISKORZ.pl
sMs692094788
kreowanie wizerunku
...

Temat: Superbakterie. Już są. Już zabijają zbierają już...

Superbakterie. Już są. Już zabijają Marcin Wyrwał / Onet.pl
Podczas gdy światowe media ekscytują się świńską grypą i innymi sztucznymi zagrożeniami, na świecie po cichu rozwija się pandemia, która może dokonać prawdziwego spustoszenia. To bakterie odporne na antybiotyki. Superbakterie zbierają już śmiertelne żniwo na Zachodzie. Właśnie dotarły do Polski.

Kilka miesięcy temu rozmawiałem z doktorem Pawłem Grzesiowskim, ekspertem ds. szczepień oraz kierownikiem Zakładu Profilaktyki Zakażeń i Zakażeń Szpitalnych w Narodowym Instytucie Leków, na temat świńskiej grypy (tu znajdziesz artykuł). Pod koniec naszej rozmowy dr Grzesiowski stwierdził, że nie widzi powodu do paniki wobec świńskiej grypy, lecz trzeba pamiętać, że na świecie „po cichu rozwija się inna pandemia”.

– Jaka? – zapytałem.
– Pandemia bakterii odpornych na antybiotyki – powiedział dr Grzesiowski. – Ale to już zupełnie inna historia...

Dziś, kiedy tego rodzaju „superbakterie” spowodowały pierwsze śmiertelne ofiary w ludziach na Zachodzie i właśnie pojawiły się w Polsce, postanowiliśmy powrócić do tamtej historii.


Marcin Wyrwał: Kiedy 20 lat temu lekarz przepisywał mi antybiotyk, oznaczało to, że jestem poważnie chory. Dziś lekarze są gotowi przepisywać mi antybiotyk nawet na zwykłe przeziębienie. Dlaczego tak się dzieje?
Dr Paweł Grzesiowski: Współczesna cywilizacja oparta jest na konsumpcji wszelkich dóbr, niestety także leków. Praktycznie wszystkie leki są nadużywane, głównie przeciwbólowe, nasenne, przeciwdepresyjne, ale także antybiotyki. W Polsce wszystkie antybiotyki są na receptę, a mimo to nadużywa się ich, bo lekarzowi łatwiej wypisać lek, nawet na wszelki wypadek, niż obserwować pacjenta przez kilka dni. Choć od wielu lat mamy dostęp do antybiotyków, to wciąż nie nauczyliśmy się nimi racjonalnie leczyć. Poza tym co szósty Polak raz w roku stosuje antybiotyki bez konsultacji z lekarzem, sięgając do domowej apteczki lub uzyskując leki od znajomych czy rodziny.

Skąd w społeczeństwie takie zamiłowanie do antybiotyków?
Na ten stan składa się wiele przyczyn. Przede wszystkim spożycie leków ułatwia powszechny dostęp do aptek, w których roi się od przeróżnych preparatów. 20 lat temu mieliśmy w aptekach kilkanaście antybiotyków, a i samych aptek było znacznie mniej. Teraz, na każdym rogu stoi apteka, a antybiotyki okazują się często takim samym obiektem pożądania jak nowy proszek do prania czy lakier do włosów. A co jest po drugiej stronie? Milczące i niewidzialne bakterie.

To groźny przeciwnik?
Bakterie były na ziemi przed człowiekiem i to one opanowały wszelkie środowiska, od wulkanów po bieguny, dzięki nieograniczonym możliwościom przystosowania się do środowiska. Potrafią żyć bez tlenu, bez wody, w środowisku chemikaliów, w tym także antybiotyków. Każde nowe pokolenie bakterii, pojawiające się co 20-40 minut, może dostosować swoje geny do zmieniającego się środowiska. Są to zdarzenia losowe, ale my możemy je stymulować poprzez stosowanie antybiotyków w różnych dziedzinach gospodarki oraz w medycynie i weterynarii.
Jakich skutków możemy się spodziewać nadużywając ich?
Skutki odległe tego zjawiska są trudne do przewidzenia. Dziś znowu ludzie umierają z powodu pneumokokowych zapaleń płuc, opon mózgowo-rdzeniowych czy sepsy. Dlaczego? Bo nie działają podstawowe antybiotyki, a zanim terapia zostanie zmodyfikowana, może być już za późno. Pojawiają się także nowe superbakterie, na przykład pałeczki Klebsiella czy Acinetobacter, odporne na wszystkie dostępne antybiotyki.
Na Zachodzie odporne na antybiotyki bakterie już są obecne i już zabijają. Wielka Brytania obawia się nowej "superbakterii", która zdążyła już zabić tam dwoje pacjentów, a 18 innych pozostawiła w stanie ciężkim. Brytyjscy lekarze otwarcie przyznają, że nie są w stanie skutecznie walczyć z tą bakterią. Czy w Polsce także zdarzają się już przypadki bakterii, z którymi nie potrafimy sobie poradzić?
Niestety, tak. Polska nie jest szczęśliwą wyspą na oceanie lekooporności. Bakterie nie respektują granic, podróżują z chorymi po całym świecie. Najtrudniejsza sytuacja jest w szpitalach wysokiego stopnia specjalizacji, szczególnie w oddziałach intensywnej terapii, gdzie konieczne do uratowania życia jest intensywne leczenie antybiotykami. Problem nadużywania antybiotyków jest powszechny na całym świecie. Najwięcej antybiotyków zużywają Japończycy, Amerykanie, a w Europie – Grecy i Francuzi. Polska jest mniej więcej w środku stawki krajów europejskich, ale zużycie antybiotyków stale wzrasta. Obecnie najpoważniejszym zagrożeniem są tak zwane pałeczki jelitowe Klebsiella pneumoniae oporne na wszystkie antybiotyki poza kolistyną. Te bakterie najczęściej atakują chorych w szpitalach, w Polsce mamy właśnie pierwszą falę tych zakażeń u pacjentów na oddziałach kardiochirurgii, chirurgii ogólnej, hematologii czy intensywnej terapii. Najczęściej wywołują zapalenia płuc lub sepsę, obarczone wysoką śmiertelnością. Służby sanitarne oraz ośrodki referencyjne podejmują wysiłki, aby nie doszło do epidemii, ale nic nie zastąpi procedur higienicznych i racjonalnej terapii w każdym szpitalu.

Czy pan osobiście spotykał się z przypadkami, w których ludzie wykazywali odporność na leczenie antybiotykami?
Oprócz pracy naukowej w instytucie, jestem cały czas aktywnie pracującym lekarzem, konsultuję pacjentów w różnych szpitalach i niemal codziennie mam pytania o leczenie pacjentów zakażonych opornymi bakteriami. To bardzo trudne decyzje, czasami trzeba stosować niestandardowe terapie, sięgać po leki już dawno zapomniane, a bywa i tak, że pacjenta nie ma czym leczyć, bo bakteria oporna jest na wszystkie dostępne antybiotyki. Wtedy jedyna nadzieja w układzie odporności, wspomaganym przez nasze leczenie.
Czyżby groził nam powrót do epoki siejącej śmierć hiszpanki?
Hiszpanka to dzieło wirusa grypy, a my mówimy o bakteriach. Myślę, że gdybyśmy mieli snuć wizję pesymistyczną, to czeka nas powolny powrót do ery sprzed odkrycia sulfonamidów i penicyliny – oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień, ale musimy założyć, że liczba nowych antybiotyków jest skończona, a potencjał mutacji bakterii nie. To oznacza, że nigdy nie skończy się ten wyścig medycyny z bakteriami, konieczne będą nowe pomysły terapeutyczne, nowe leki, nowe metody walki z zakażeniami, w szczególności działania profilaktyczne, w tym szczepionki.

Czy oporne na antybiotyki bakterie mogą zagrozić ludzkości?
Z całą pewnością, tak. Szczególnie tej jej części, która znajdzie się w szpitalu, na przykład z powodu wypadku, udaru czy zawału i będzie poddana intensywnej terapii, podczas której może przecież dojść do zakażenia i to bakteriami szpitalnymi, która są najczęściej oporne na wiele antybiotyków.

Jednym ze sposobów walki z odpornymi na antybiotyki bakteriami jest opracowywanie nowych, coraz skuteczniejszych antybiotyków. Tymczasem w ciągu ostatnich 20 lat liczba nowych antybiotyków w USA zmalała o 56 proc., co świadczy o coraz mniejszych możliwościach poszukiwań nowych rozwiązań. Na ile czasu starczy nam jeszcze nowych antybiotyków w walce z bakteriami?
Ludzkość prowadzi rabunkową gospodarkę w wielu obszarach, na przykład surowców naturalnych, dlaczego więc mielibyśmy oczekiwać innego podejścia do antybiotyków? Większość najbezpieczniejszych leków przeciwbakteryjnych jest pochodzenia naturalnego, jak choćby penicylina – są to pochodne produktów innych bakterii lub grzybów, które w ten sposób bronią się przed innymi bakteriami. Można spekulować, na ile nam jeszcze starczy antybiotyków, ale przy obecnej skali ich stosowania oraz braku nowych technologii walki z bakteriami, zapewne mamy przed sobą nie więcej niż 20 lat. Im więcej ton antybiotyków wprowadzimy do środowiska, tym ten proces będzie postępował szybciej.

Czy winą za przepisywanie nadmiernych liczby antybiotyków należy obarczać wyłącznie lekarzy, czy może część tej winy leży po stronie pacjentów, którzy nie mając czasu na chorowanie chcą się jak najprędzej wyleczyć?
Z punktu widzenia lekarza to nie wygląda dobrze. Do jego gabinetu coraz częściej przychodzi wyedukowany przez internet "pracoholik-hipochondryk" prosząc o przepisanie silnego leku, który szybko postawi go na nogi i przywróci do pracy, najlepiej na drugi dzień. A lekarz też człowiek, nie będzie się narażał.

Czego może obawiać się lekarz?
Dziś niewypisanie antybiotyku jest większym wyzwaniem niż jego nadużycie, bo co się stanie, gdy u nieleczonego antybiotykiem pacjenta wystąpią powikłania? Czy nie oskarży lekarza o zaniechanie, błąd w leczeniu, zlekceważenie objawów? A leczenie w jednostkach Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ) jest już prawie w 100 proc. w rękach niepublicznych – lekarze POZ to "miniprzedsiębiorcy", którzy muszą kalkulować ryzyko powikłań, nie mając szans na bliższy kontakt z pacjentem podczas przepisowych 15 minut wizyty. A do tego jeszcze reklamy w profesjonalnych czasopismach, zachęcające atrakcyjną tabletką, smacznym syropem czy krótszą kuracją. Właśnie pojawiają się na rynku leki podawane w jednej dawce dziennie, a nawet jednej dawce na całą kurację. To może zachęcać do nadużywania tych skądinąd skutecznych leków. A w weterynarii wszedł w tym roku na rynek silny antybiotyk podawany raz na dwa tygodnie. To są dobre antybiotyki, ale jeśli będą nadużywane, skutki będą katastrofalne.

Istnieje jeszcze kwestia nacisków, jakie wywierają firmy farmaceutyczne na lekarzy, aby przepisywali ich antybiotyki.
Niewątpliwie firmy traktują antybiotyki tak, jak inne leki, czyli celem ich działania jest wielkość sprzedaży. Dlatego lekarze są obiektem intensywnej promocji. Na szczęście istnieje tak duża konkurencja na rynku antybiotyków, że nie grozi nam dominacja jednej firmy. Inna sprawa, że firm inwestujących w nowe antybiotyki jest coraz mniej, to może być poważny problem za kilka lat.

Duża konkurencja, o której pan mówi, oznacza obniżenie cen, a to jest kolejny czynnik sprzyjający zwiększonemu spożyciu antybiotyków.
W wyniku tej konkurencji ceny na wiele antybiotyków w Polsce nie są wysokie w porównaniu z innymi lekami i innymi krajami, i wciąż spadają. Niektóre antybiotyki staniały w ciągu ostatnich pięciu lat nawet o 30 proc.! To powoduje, że często pacjent wykupuje antybiotyk, bo kuracja kosztuje 10-20 złotych. Moim zdaniem tak niskie ceny sprzyjają nadużywaniu antybiotyków, ale zawsze o zapisaniu tego leku decyduje lekarz, bo wszystkie antybiotyki w Polsce są dostępne jedynie na receptę. Najdroższe są nowoczesne leki stosowane dożylnie w szpitalach – te leki powinny być stosowane tylko w najcięższych zakażeniach, zgodnie z międzynarodowymi i krajowymi schematami leczenia. Bardzo ważne jest w tym kontekście szkolenie przedstawicieli firm oraz lekarzy, aby uniknąć prymitywnej promocji na zasadzie "nasz antybiotyk jest tak dobry, że działa na wszystko".

Gdzie pacjent może znaleźć wszechstronne informacje dotyczące bezpiecznego stosowania antybiotyków?
Dziś, kiedy mamy na rynku kilkaset leków o działaniu przeciwbakteryjnym najważniejsze jest racjonalne ich używanie, co mają ułatwiać różne wytyczne opracowywane przez autentycznie niezależnych ekspertów. Przykładem takich wytycznych mogą być rekomendacje leczenia zakażeń układu oddechowego, które od 1997 roku opracowuje niezależna grupa ekspertów z Narodowego Instytutu Leków, dostępne na stronie internetowej http://antybiotyki.edu.pl.

Wspomniał pan, że firmy farmaceutyczne wykazują coraz mniejsze zainteresowanie badaniami nad nowymi lekami przeciwbakteryjnymi. Dlaczego tak się dzieje?
Antybiotyki są lekami, których proces opracowania jest znacznie trudniejszy niż na przykład nowego leku przeciwbólowego. Antybiotyki muszą uwzględniać nie tylko reakcje ludzkiego organizmu na nie, ale również wrażliwość bakterii, co jest szczególnie trudne, bo bakterie mogą szybko wytworzyć dzięki mutacjom obejście nowego antybiotyku. A kiedy uda się opracować nowy antybiotyk, który będzie miał mało działań ubocznych, to jeszcze konieczne jest przeprowadzenie wielu badań klinicznych w grupach pacjentów z określonymi zakażeniami, co także nie jest proste, bo wymaga dużych nakładów finansowych oraz wielu ośrodków badawczych.

Jak długo może trwać praca nad nowym antybiotykiem?
Często rejestracja nowego antybiotyku od momentu wynalezienia trwa 10-15 lat. To powoduje, że wiele firm woli produkować "prostsze" leki, które nie wymagają tak wielu trudnych badań i są mniej kosztowne w procesie rejestracji. Istnieje jeszcze jeden problem – wygląda na to, że większość prostych celów w komórkach bakteryjnych została już osiągnięta przez aktualnie dostępne antybiotyki, co oznacza, że potrzebujemy zupełnie nowych koncepcji leczenia zakażeń, a to wymaga intensywnych badań w naukach podstawowych, biotechnologii i genetyki.

W tym zalewie fanów opychania się antybiotykami istnieją jednak ludzie, którym zależy na ograniczeniu stosowania antybiotyków. To duży ruch?
Na razie to zaledwie garstka szaleńców, którzy patrząc przez pryzmat probówek, mikroskopów i genów próbują ostrzec społeczeństwo, że za kilkanaście lat wyczerpią się możliwości dostępnych leków przeciwbakteryjnych i staniemy w obliczu nowej pandemii – oporności bakterii na antybiotyki. Na szczęście przebijamy się do mediów i władz, co sprawia, że coraz częściej lekarze krytycznie przyglądają się wskazaniom do terapii antybiotykowej.

Czy w tym najczarniejszym scenariuszu bakterie mogą zagrozić istnieniu ludzkiej rasy?
Pandemia oporności jest faktem, ale to nie jest proces krótkotrwały i tak nagły jak hiszpanka. Fala opornych bakterii stopniowo narasta, dając czas ludzkości na opracowanie nowych sposobów walki z nimi. Jestem optymistą, myślę, że jednak myśl ludzka wygra z genetyką mikrobów. Pozostaje otwarta kwestia – jaki będzie koszt tego zwycięstwa?

Rozmawiał Marcin Wyrwał