Krzysztof Chałupczak

Krzysztof Chałupczak Od zawsze na swoim

Temat: Odprawa celno paszportowa w Brazylii, czyli trochę...

Po ponad szesnastu dobach rejsu z Capo Verde do Recife w Brazylii nocą zbliżamy się do lądu. Widać już główki tego wielkiego portu. Nawiązujemy łączność z kapitanatem. Prosimy o wskazówki. Niezwykle sympatyczna dziewczyna z kapitanatu jest stale z nami w kontakcie i kieruje nas przez ten gigantyczny port na kotwicowisko. Do mariny możemy wejść rano na wysokiej wodzie. W pewnym momencie mijamy wieżowiec. Jest 0300 i w jedynym oświetlonym oknie widać sylwetkę machającą dwoma rękami. To nasza dobra brazylijska dusza z kapitanatu. Odpowiadamy włączając i wyłączając światła nawigacyjne. Sympatycznie zaczyna się nasza wizyta w Brazylii. Rano wchodzimy do mariny.
Artur, kapitan i właściciel Berga udaje się do recepcji. Wraca po godzinie i mówi, musimy udać się na Federal Police. Jest sobota 01 grudnia 2007. Trójka z nas w niedzielę ma bilety na 1600 do Rio. Cztery osoby pozostają na Bergu. Do Brazylii nie potrzebujemy wiz, ale konieczna jest karta przekroczenia granicy. Jej brak może spowodować poważne kłopoty przy wyjeździe.
W trójkę taksówką jedziemy do Federal Police. Tu wita nas zamknięta brama pilnowana przez uzbrojonych po zęby policjantów. Z wielką trudnością tłumaczymy o co nam chodzi. Polecają jechać na lotnisko. Jedziemy. Cały czas towarzyszy nam kierowca taksówki, któremy nie bez trudności wytłumaczyliśmy nasz problem. Na lotnisku konsternacja, umundurowani wyraźnie chcą nam pomóc, gdzieś dzwonią, w końcu z wielkimi trudnościami językowymi tłumaczą nam, że musimy wrócić do portu i tam się odprawić. Wracamy. Brama portowa zamknięta, dwóch ochroniarzy każe czekać. Po ponad godzinie w upale (przecież to równik !) wracamy do mariny. Powodem powrotu był również fakt, że nie do końca było jasne, czy mamy się zgłosić w porcie, czy też czekać na jachcie.
Nikt się nie pojawia. Poddajemy się, co będzie to będzie. Rano w niedzielę postanawiamy po raz drugi załatwić sprawy formalne. Taksówką ponownie jedziemy do federalnych. Tym razem trafiamy na jakiegoć na czarno umundurowanego vipa. Wyraźnie wkurzony dzwoni do portu i ostrym tonem wydaje polecenia. Jedziemy do portu, brama otwarta, dostajemy się przed oblicze Bardzo Ważnego Urzędnika. Oczywiście mamy długie spodnie i buty zakrywajace palce. Bez tego żaden urzędnik nie bedzie rozmawiał. Niespiesznie przegląda paszporty i dokumenty jachtu. Udaje, że nie rozumie po angielsku, musimy przy pomocy słownika komunikować się w miejscowym narzeczu. Niebezpiecznie zbliża się godzina odlotu. W pewnym momencie odkrywa, że nie jesteśmy w komplecie. Koniec rozmowy, mają być wszyscy z kapitanem ! Telefony, taksówka, do mariny jest ze trzy kilometry. Na szęście wszyscy są na jachcie. Po godzinie cała siódemka melduje się odpowiednio ubrana przed Jaśnie Urzędnikiem aby po kolejnej opuścić biuro z pieczątką w paszporcie i kartą przekroczenia granicy. Ledwie zdążyliśmy na samolot. A pozostali ? Cały poniedziałek załatwiali następne papiery.
Żeby przejść pełną procedurę odprawy jachtu, to trzeba odwiedzić
Policia Federal, Receita Federal, Agencia Nacional de Vigilancia Sanitaria i Capitania dos Portos de Prenambuco-dokladnie w tej kolejności."Krzysztof Chałupczak edytował(a) ten post dnia 22.12.09 o godzinie 22:18