konto usunięte

Temat: Nie chce być juz gonionym króliczkiem! Czy poprostu...

Witam!
Mam duży problem w swoim życiu. Postanowilam opisać to jak najkrócej i poprosić was o opinie a może nawet pomoc w tej sprawie. Mianowicie chodzi o uczucia, bycie w związku, wybory niewłaściwych partnerow itd. Mam 24 lata, koncze studia, jestem ze swoim obecnym chłopakiem 5 miesięcy. Poznalismy się na praktykach szkolnych za granicą, na których byliśmy razem 4 miesiące. On jest ode mnie o 2 lata starszy. Mieszkamy w innych miastach, oddalonych od siebie o 100 km. Widujemy się jak tylko da się najczęściej. Mój problem polega na tym, ze gdy go poznałam, szczerze mowiąc nie patrzyłam na niego jako na potencjalny materiał na przyszłego faceta. Podobal mi się w tamtym czasie ktos inny, ktoś kto niestety był zajęty (on również był z nami na praktykach). Z moim obecnym chłopakiem spedzałam duzo czasu, duzo rozmawialiśmy i traktowałam go jako fajnego kumpla. Nie mowie, ze nie podobal mi się, po prostu tamten („niedostępny”) podobal mi się bardziej. Wyszło tak, ze na praktykach zostaliśmy parą, co ja chciałam zataic przed wszystkimi (myślę teraz, ze chciałam to zrobić, żeby nie stracić szansy na rozwinięcie się czegoś z tamtym drugim zajętym chlopakiem, który miał dziewczyne, a który chetnie ze mna flirtował i okazywał zainteresowanie, sama nie wiedziałam czy to jak mowil i co mowil było tylko żartem, bo zawsze flirtowaliśmy z uśmiechem czy naprawde cos w tym było) i tak naprawde nigdy się tego nie dowiedziałam. To, ze zostaliśmy para w koncu wyszło na jaw i było mi dobrze z moim chłopakiem. Cieszyłam się, ze spotkałam takiego mądrego, odpowiedzialnego i zaradnego mężczyzne.

Jak do tej pory nie układało mi się w moim życiu uczuciowym. Pierwsza moja milość to był facet o 10 lat ode mnie starszy, którego bardzo kochałam, który oszukiwał mnie, żył przez 3 lata ze mna i z inna dziewczyna, z która mieszkał i której koniec końców zrobił dziecko i z nia tez został. Bardzo to przezywałam, długo nie mogłam się wyleczyć z tego uczucia. Ten związek był bardzo burzliwy, a facet był niesamowicie mądrym i przebiegłym człowiekiem, mimo, ze mnie okłamywał ciągle dawałam się nabierać. Dostawałam od niego duzo… dużo wszystkiego (uczucia, uwagi, zawsze mogłam na niego liczyć, miałam tez duzo kożysci materialnych i cielesnych doznań) był moim ideałem, walczyłam o ten związek ze wszystkich sił. Nie zlicze nocy, które przepłakałam i awantur które mu zrobiłam. Bardzo duzo moim zdaniem ten związek zmienił w mojej psychice. A po urodzeniu dziecka przez tamta kobiete, zrozumiałam, ze już nigdy się nic nie zmieni, ze zawsze pozostane tą „drugą” i odeszłam na dobre. Do dziś nadal mamy ze soba sporadyczny kontakt, on twierdzi, ze jestem miłością jego życia i zawsze nia bede, ale został z tamtą dla dobra dziecka. Ja już przestałam tego słuchac i wogole o tym myśleć, sądze, ze wyleczyłam się z tej miłości.

Po zakończeniu tego związku szukałam zapomnienia, w krótkich przygodnych romansach, nocach z facetami na jeden raz.
Pozniej na studiach poznałam chłopaka, był ode mnie młodszy o 2 lata (wszyscy mowili „nareszcie jakis porządny”itd.) nie byłam do niego przekonana, ale z czasem stwierdziłam, ze to jest to. Byliśmy razem 1 rok, z czego ostatnie poł byłam z nim z litości. Byłam jego pierwszą dziewczyna, bardzo mnie kochał, a mi tak jakby po zamieszkaniu z nim przeszło całe uczucie. Doprowadzał mnie wrecz do szału samą swoją obecnością, nie chciałam z nim wspólrzyć, o to były największe kłótnie, nie wiem, nie miałam na to ochoty. Nie przytulałam go nigdy sama, ani nie okazywałam czułośCi, nie odczuwałam takiej potrzeby. W końcu postanowiłam zakończyć yen związek, chociaż bardzo mi było szkoda tego chłopaka gdyż wiedziałam, ze jego uczucia do mnie są szczere i był naprawde fajnym człowiekiem.

Bardzo szybko po rozstaniu zaczełam szukać sobie nowego obiektu westchnień. Poznałam na portalu randkowym chłopaka. Spotkaliśmy się, przypadliśmy sobie do gustu i spotykaliśmy się tak dokładnie 4 miesiące. TU ZAZNACZE, ŻE ZE WSZYSTKIMI MOIMI POPRZEDNIMI PARTNERAMI PODCZAS STOSUNKU NIGDY NIE MIAŁAM ORGAZMU POCHWOWEGO, zawsze był łechtaczkowy nigdy natomiast nie mogłam odnaleźć prawdziwego spełnienia. On dokonał przełomu. Było mi z nim niesamowicie dobrze w łóżku. Niestety inne sprawy nie były już takie kolorowe. Wymyśliłam sobie, ze skoro ten tego dokonał, to to musi być ten jeden jedyny na zawsze, ten ostateczny, upragniony, wyczekany. To wszystko złe co przeszłam w życiu to własnie po to, żebym mogła jego spotkać. Nie chciałam go stracic, zaczęłam czytać książki z serii „Dlaczego faceci kochają zołzy” i stosować się do tego co radzi autorka. Z własnego doświadczenia zauważyłam, ze im bardziej olewałam jakiegos swojego bylego faceta tym bardziej on nie chciał mi dac spokoju. Wiec obmyśliłam „niecny plan”, ze jak z tym tak zrobie to ten tez będzie za mna latał, a tego wlasnie pragnęłam. Niestety. To ja latałam za nim. Chlopak nie był wylewny w uczuciach. Miał swoje sprawy, które często bywały ważniejsze ode mnie (praca, siłownia,…). Mój niecny plan spełznął na niczym. Miałam do niego pretensje, ze nie okazuje mi uczyc, nie ma ochoty mnie przytulac, co ja natomiast robiłam na okrągło, czasami wydawało mi się, ze mam jakas nerwice natręctw w stosunku do niego bo w każdym momencie kiedy był obok chciałam go gdzies dotykać, zwyczajnie, tak po prostu np gładzić po głowie byle by tylko nasze ciała się stykały. Nie mogłam sie pohamować. O to były wiecznie moje fochy. Moje działania nie odniosły rezultatu. Po 4 miesiącach, kiedy przez tydzień się do mnie nie odezwał ani jednym słowem, ani jednym sms-em po jednej z takich własnie sprzeczek o brak czułości z jego strony, przyjechał i powiedział: „Tęsknie za Tobą, ale nie mam potrzeby widywania się z Toba, jesteś swietną dziewczyna, naprawde nie wiem co jest, to chyba ze mna jest cos nie tak…” (haha! Coż za tekst, prawda?!) Zabił mnie. Mimo iż serce mi pekało, to tak jak przez całe te 4 miesiące bycia razem nie pokazałam swoich uczuć i grałam dalej, byłam usmiechnieta i odpowiedziałam: „nie wiem o co ci chodzi jak dla mnie ta sprawa jest zamknieta od tygodnia, teraz wybacz, ale wychodze wlaśnie i nie mam zabardzo czasu”. To było nasze ostatnie spotkanie… Żeby zapomnieć szybko załatwiłam sobie praktyki ze szkoły za granicą na całe wakacje i tam własnie poznałam mojego obecnego chłopaka (o którym mowa na początku).
No i znowu historia się powtarza, tylko jest na odwrot. To ja po 4 czy 5 miesiącach bycia razem, nagle… nagle mi się odmieniło. Przestałam mieć ochote go przytulać, całowac, chodzic z nim do łózka. Nie chce mi się z nim nawet gadac, a już nie mowie o jakims wyznawaniu miłości… On natomiast jest zakochany, widzi, ze ze mna jest cos nie tak i cierpi z tego powodu. Ja nie wiem co mi się stało… Zależało mi na nim przecież bardzo, chciałam sobie z nim życie układać, mieliśmy wspólne wspaniałe plany, byłam z niego dumna, cieszyłam się, ze nareszcie mi się w zyciu układa… i trach! Im bardziej on pokazuje mi, ze mu zależy, robi wszystko tak jak chce, tym bardziej mi na nim przestaje zależeć. To chore. Nie wiem co robić. Naprawde… ciagle się kłócimy bo on ma do mnie pretensje, ze mu nie okazuje uczuc, ze nie mowie mu nic miłego, zarzuca mi, ze juz mnie nie podnieca bo nie chce się z nim kochać… Ma racje. Tak jest. Ale ja nie wiem dlaczego tak mam. Naprawde chciałabym, żeby było miedzy nami tak jak wczesniej bo on jest naprawde wspaniałym facetem, idealnym materiałem na męża i towarzysza życia, ojca dzieci, a jednak nie potrafie się przełamac i na siłe okazywać mu miłość albo go przytulać czy całowć… Po prostu koszmar! Czy powinnam skorzystać z pomocy terapeuty? Czy dać sobie spokój z kolejnym chłopakiem?

Nawiązując przeczytałam ostatnio artykuł i stwierdziłam, ze jest to dokładny opis mojej osoby:
Albo dwoje ludzi na stałe obdziela się rolami, albo co jakiś czas wymieniają się nimi.
Gdy jeden jest wiecznie uciekającym królikiem, a drugi wciąż go goni, wydaje się, że ten, co goni, pragnie bliskości i próbuje zmusić do niej tego, kto ucieka. Nic bardziej mylnego! Oboje nie chcą bliskości! Gdyby ten, który goni, naprawdę jej pragnął, zakochałby się w kimś, kto z okazywaniem uczuć, pełnym zaangażowaniem i byciem blisko problemu nie ma. Tymczasem to nie bliskość, lecz gonienie jest tym, co go pociąga. Owszem, cierpi, ale im szybciej zda sobie sprawę, że cierpi na własne życzenie i że w taki schemat wchodzi za każdym razem, tym większa szansa, że ze schematu wyjdzie. Najpierw jednak musi dostrzec pewną prawidłowość: nie są dla niego atrakcyjni ci, którzy są nim zainteresowani, pragnący z nim bliskości, oddani, lecz ci niedostępni lub niezdecydowani. Największe szanse mają u niego ci, którzy: flirtują, a potem tyle ich widać, są chętni póki zdobywają, a jak zdobędą, tracą zainteresowanie i idą zdobywać gdzie indziej, nigdy nie mogą się opowiedzieć, zobowiązać, usiedzieć w miejscu...
Do tego, że to przejaw lęku przed byciem razem, może dochodzić przeświadczenie, że „ten, kto mnie chce, nie jest atrakcyjny, bo skoro zainteresował się takim nikim jak ja, sam musi być nikim”, „o mojej wartości świadczyłoby jedynie zainteresowanie kogoś nieosiągalnego, upragnionego przez wszystkich i gdyby z morza możliwości wybrał właśnie mnie”. Problem w tym, że gdyby zdarzył się „cud” i zostałby wybrany przez tego wyśnionego i nieosiągalnego, ten także okazałby się nikim… „Bo skoro zainteresował się takim nikim, sam nim musi być”.
To, że lęk przed bliskością, zależnością i zaangażowaniem, oraz wynikającymi z tego konsekwencjami, to problem pary ludzi, a nie tylko tego, który goni, najlepiej widać, gdy „los” (piszę w cudzysłowu, bo przecież koleje losu to zazwyczaj wasza, choć nie zawsze uświadamiana, sprawka) sprawi, że ten który goni, przestaje to robić. Bo np. zainteresuje się kimś innym lub po prostu odechce mu się i zajmie się swoim życiem, a nie bezowocnym zabieganiem o uczucia. Wtedy „króliczek” zatrzymuje się w ucieczce osłupiały: „jak to, nikt mnie nie goni?”, odwraca się i… podąża za swoim „myśliwym”. Role się odwracają do czasu, gdy myśliwy, mając nadzieję, że króliczek zmądrzał i wreszcie będą naprawdę razem, pozwoli mu się dogonić. Ale im będą bliżej siebie, tym króliczek szybciej zerwie się do ponownej ucieczki. Jeśli jednak temu, który gonił, znudziło się na dobre (np. zmienił obiekt uczuć), króliczek często zamienia się w nieugiętego w próbach odzyskania, obiecującego, że już nigdy nie będzie uciekał, błagającego, by… być znowu gonionym. Tak tak, nie miejcie złudzeń, że zrozumiał i teraz jest już gotowy do naprawy związku. Niestety, rzadko kiedy, gdy uda mu się uprosić powrót, wytrzymuje w nim długo. Na ogół powrót potrzebny mu jest tylko do tego, by odzyskać poczucie wartości, nadwerężone byciem porzuconym i już nie gonionym. Fakt bycia gonionym często służy mu właśnie do tego – by czuć, że jest kimś ważnym, upragnionym, atrakcyjnym. Chodzi mu o ciągłe potwierdzanie tego, a nie o miłość.
Lęk przed byciem razem na dobre i złe i potrzeba ciągłego udowadniania sobie własnej wartości poprzez fakt, że jest się tak upragnionym, że aż ściganym, idą w parze. Osoba, która jest niepewna siebie, tego kim jest i ile jest warta, musi przeglądać się w cudzych oczach w poszukiwaniu potwierdzenia. Inni właściwie służą jej tylko do tego, by być lustrami, w którym widzi swoje piękne odbicie. Ci, którzy upragnionego odbicia nie dają, bo widzą ją adekwatnie do rzeczywistości, nie są interesujący. Gdy opadają łuski z oczu po pierwszym zauroczeniu, czyli wówczas, gdy związek wchodzi w dojrzalszą fazę (patrz: WIELKA MIŁOŚĆ), osoba, która nie chce widzieć siebie tak, jak widzi ją na co dzień partner, szuka kolejnego wielbiciela, który zaspokoi pragnienie bycia wyjątkowym, podziwianym, uwielbianym, czyli bycia naj naj w jego oczach, oczywiście do czasu, gdy i temu łuski spadną. Wymaga to nieustającej ucieczki, robienia w tył zwrot, gdy tylko minie pierwsza fascynacja. Pewnym rozwiązaniem jest skakać z kwiatka na kwiatek albo wydłużać ten czas z jednym i tym samym partnerem – nie dając się poznać do końca, tworząc tajemniczy dystans, znikając, zwodząc… Nikt normalny czegoś takiego nie wytrzyma, więc do takiego pseudozwiązku wybierani są ci, którym schemat ganiania króliczka pasuje, jak się okazuje – z powodu ich emocjonalnych problemów. Z nimi własne złudzenie, jakim to się jest cudownym i niezwykłym, skoro tak uporczywie gonionym, można podtrzymywać niemal w nieskończoność. Trudno w tej sytuacji mówić o miłości. Raczej o fałszywym uwielbieniu. To wykorzystywanie drugiego człowieka do podtrzymywania złudzenia: „jestem pępkiem świata i to innym zależy, żeby ze mną być, a nie mnie, ja mam nad nimi władzę”. Te osoby panicznie boją się rozstać z tą wizją. Wychodząc ze schematu bycia gonionym i wchodząc w dojrzały związek, musiałyby przeżyć fakt, że są zwyczajne jak każdy śmiertelnik i zależne.

Że gdy kochają, ukochana osoba ma nad nimi pewien rodzaj władzy, a bliskość nie jest tylko na ich warunkach, że mogą czegoś pragnąć od drugiej osoby, a ona może im tego nie dać (bo nie chce, nie może, nie ma akurat czasu…), że nie są bardziej wyjątkowi od tego, z kim są, że świat nie kręci się wokół nich, tylko jeśli chcą miłości, muszą też coś dać, troszczyć się o partnera, zamiast tylko oczekiwać dla siebie, że partner to nie mamusia, która będzie skakać wokół nich i na kiwnięcie palcem zaspokajać wszystkie zachcianki bez względu na to, jak się ją traktuje, bo to zdrowy układ tylko w niemowlęctwie. Tylko dzidziusiowi wybacza się, że gryzie, drapie, wrzeszczy i karmi się go dalej.
Najgorszą wersją gonienia króliczka, bez względu na to, czy robi to dopadnięty królik, czy ten kto go dogania, jest ta, w której chodzi o triumf, pogardę i ostatecznie o zniszczenie obiektu. Myliłby się ten, kto sądzi, że to zawsze szczęśliwy koniec, gdy uda się w końcu dopaść „ukochaną” osobę, bo ta skapituluje, myśląc że faktycznie wszystkie starania w jej kierunku były wyrazem szczerych uczuć i chęci zbliżenia, lub odwrotnie, gdy zwodzący, dający obietnice, ale do tej pory umykający królik wreszcie ulega. To często niestety nie bajka: „i odtąd żyli długo i szczęśliwie”, lecz scenariusz jak z niejednego filmu, np. z „Niebezpiecznych związków” Stephena Frears’a na podstawie powieści Pierre’a Choderlos de Laclos o tym samym tytule: pozbawionemu skrupułów kobieciarzowi udaje się uwieść piękną, młodą narzeczoną, bynajmniej nie jego, choć ta się długo opiera, jest lojalna i wierna swojemu narzeczonemu, ale w końcu zaczyna ufać i poddaje się żarliwemu uczuciu upartego „wielbiciela”; nie ma pojęcia, że nie chodzi o miłość, a jedynie o zakład, intrygę i gierki znudzonych arystokratów.
W naszym scenariuszu chodzi o triumf zdobywcy, a ten, który zaufa, zakocha się i odda – zostaje wzgardzony. Nietrudno się domyśleć, że mu to łamie serce i na długo pozbawia zaufania i wiary w miłość, a czasem nawet niszczy życie. Nie zawsze jednak ofiara jest młodą, naiwną panienką, którą było łatwo oszukać. Są tacy, którzy mają takie „dziwne szczęście”, że przytrafia im się to za każdym razem, gdy wierzą, że tym razem to już na pewno wielka miłość zapukała do ich drzwi. Już za drugim razem warto pomyśleć, czemu tak się dzieje. Czy przypadkiem bycie znowu porzuconą ofiarą nie służy właśnie temu, by sobie udowodnić, że miłości nie ma, a mężczyznom/kobietom nie można ufać i dzięki temu kolejne lata nie ryzykować bliskości?
Nie tylko „króliki” powinny się nad sobą zastanowić. Także ci, którzy gonią jak chart za wypchanym zającem, którego dogonić nie można: czy aby niczym się nie różnią od tych, których gonią. Tak samo boją się bliskości, tak samo gonią za udowodnieniem sobie swojej wartości. Gonią, by dorwać lustro i zobaczyć w nim wreszcie swoje oblicze zwycięzcy: „jestem wyjątkowy, udało mi się to, co nie udało nikomu innemu!” Ekscytacja, która towarzyszy jednym i drugim, ma wypełnić wewnętrzną pustkę, zakryć fakt, że nie mają nic do dania, poza gonieniem, a także miałkość i nijakość ich życia, co musieliby poczuć, gdyby się zatrzymali.
Jedni i drudzy nie są gotowi do miłości. Goniąc czy uciekając, oddalają się od siebie nawzajem, od prawdy o SOBIE i od rzeczywistości, w której być z kimś, znaczy być RAZEM, a nie w wiecznej gonitwie.

PROSZE POMÓŻCIE! JAK PRZESTAĆ BYC "KRÓLIKIEM"?!
Gośka J.

Gośka J. Urząd
Wojewódzki/Wydział
Bezpieczeństwa i
Zarządzania Kr...

Temat: Nie chce być juz gonionym króliczkiem! Czy poprostu...

Jagoda Staszewska:


Może po prostu jeszcze nie spotkałaś tego jedynego mężczyzny. Kiedy go spotkasz wszystko się zmieni.

konto usunięte

Temat: Nie chce być juz gonionym króliczkiem! Czy poprostu...

jak juz myslalam, ze go mam, to on mnie olał... :/ teraz jak mam wartościowego człowieka przy sobie to nie potrafie tego docenic i szukam i szukam i sama nie wiem czego szukam... niby wszystko mam pod nosem, a jednak... :( to smutne, bo nie jest mi łatwo ranic kogos z kim sie zżyłam, kto jest dobrym człowiekiem, a ja nie umiem tego docenic...
Gośka J.

Gośka J. Urząd
Wojewódzki/Wydział
Bezpieczeństwa i
Zarządzania Kr...

Temat: Nie chce być juz gonionym króliczkiem! Czy poprostu...

Jagoda Staszewska:
jak juz myslalam, ze go mam, to on mnie olał... :/ teraz jak mam wartościowego człowieka przy sobie to nie potrafie tego docenic i szukam i szukam i sama nie wiem czego szukam... niby wszystko mam pod nosem, a jednak... :( to smutne, bo nie jest mi łatwo ranic kogos z kim sie zżyłam, kto jest dobrym człowiekiem, a ja nie umiem tego docenic...

Związek nie polega też na byciu z kimś z poczucia obowiązku, czy litości. Kontunuując taki związek też go ranisz. To, że ktos jest dobry nie oznacza, że masz go kochać. Związek powinien opierać się na szacunku owszem, ale też na miłości.
Ewa S.

Ewa S. patrzę,
słucham,myślę...

Temat: Nie chce być juz gonionym króliczkiem! Czy poprostu...

Ja przede wszystkim zauważam w Twojej opowieści taka prawidłowość,ze od wielu lat nie potrafisz sie obejść bez chłopaka/ mężczyzny. Wciąż musisz byc w kimś zakochana , z jednych ramion przeskakujesz do drugich. Wg .mnie jesteś uzależniona "od zakochania".
i od bycia z mężczyzna. jesteś młodą dziewczyna a lista twoich kochanków jest tak imponująca,ze starczyłoby dla kilku dorosłych kobiet ;-)
Moze czas się zatrzymać i w terapii przyjrzeć sie przed czym uciekasz w te "zakochania" i seksualna ekscytację.
Po prostu zrób sobie przyjemniej roczny odwyk od bycia z kimś.
naucz sie radzić sobie ze swoimi emocjami,potrzebami sama ..z niewielka pomocą przyjaciół ;-) i większą psychoterapeuty. Jeśli to ci sie uda, twoje związki będę bardziej dojrzałe a nie wynikające z kompulsywnego przymusu bycia z jakimś męzczyzną i przezywania erotycznej ekscytacji.



Wyślij zaproszenie do