Temat: COPYWRITING DAY! - całodniowe szkolenie i warsztaty z...
To może jeszcze słówko
W ogóle ta dyskusja to całkiem niezła reklama szkolenia (dzięki:) i dobry case do pokazania właśnie na szkoleniu
Jedną rzecz chciałbym powiedzieć – to (szkolenie) nie jest potępieniem kreatywności. Wręcz przeciwnie, uważam, że kreatywność jest konieczna. Z tym, że ma ona służyć celom reklamy, a nie cele klienta mają służyć temu, żeby sobie coś fajnego powymyślać.
Szkolenie jest odpowiedzią na insight A insight wśród naszych (agencyjnych i bezpośrednich) klientów jest taki:
„copywriter i w ogóle agencja ściemnia, robi sobie portfolio mając w dupie skuteczność naszych komunikatów”.
Poza przykładami pozytywnymi – jest to niestety często prawda. No kurcze, sam wiem – znam agencje reklamowe od kuchni. Sam też często narzekałam na klienta, że to , „że tamto że liczy się dla niego sprzedaż – a ja tu przecież mam zajebiste pomysły”.
Przykład świeżutki – jeden z copywriterów w agencji rozmawia z moim znajomym art-em.
Copy: eeee, klient wybrał swoje własne hasło
Art.: ale gdyby w połowie sklepów dać twoje, a w połowie – hasło klienta, to konsumenci kupowaliby pod wpływem hasła klienta, a twoje tylko by sobie wisiało…
Copy: no wiem, ale i tak chu…owo
No, kochani. Taki copy niestety minął się z powołaniem. Lepiej byłoby może żeby został pisarzem albo lepiej: bajkopisarzem.
Czy klient byłby zadowolony z takiego copy?
I wracając do insightu – postanowiłem wykorzystać ten negatywny insight w siłę (mistrzem zmieniania słabości w atuty był Bill Bernbach – wiem, wiem – stare czasy – ale ta umiejętność jest wciąż cenna).
No kurcze – podczas szkolenia mam bezpośredni kontakt z naszymi klientami (PR, marketing), rozmawiam z nimi bezpośrednio i dowiaduję się naprawdę ciekawych rzeczy (pomijając kontakty na zlecenia).
Przecież copywriter wcale nie musi być sierotą, która siedzi w agencji, a poza agencją nie potrafi nawet wypełnić PIT lub itp,
nie mówiąc o zdobyciu klienta DLA SIEBIE, a nie dla agencji.
Taki aktywny i nieszablonowy jak na „zwykłego copywritera” sposób pracy chwalę sobie baaaardzo. Siedziałem w agencjach – sieciówkach i niesieciówkach. Wyciskały mnie jak cytrynę. Dziękuję za to, bo tam nauczyłem się pracy. Ale kolejny etap to
pójście na swoje. Nie mam problemu z aktywnym wyjściem do klienta, dlaczego mam gnuśnieć w agencji i nabijać cudzą kieszeń? Dziś nie muszę wychodzić rano do pracy, sam decyduję o
swoim weekendzie. Oczywiście nie do końca – bo jak przyjdzie klient i chce mieć… wiadomo.
Do czego zmierzam? Do tego, że właśnie taki "nieco" bardziej biznesowy (a nie agencyjny) model pracy wymusza koncentrację na
skuteczności. Moi klienci nie chcą nagród – chcą EFEKTU. Ja wiem, że jestem za mały na klientów typu Coca-cola (którzy będą zawsze bardziej otwarci na nagrody). Wybieram mniejszych, ale
za to realizuję zlecenia bez przetargów, stresu o
opinię dyrektora kreatywnego (po „paru” latach pracy człowiek nie musi mieć nad sobą nawiedzonego dyr. kreatywnego). I Klienci
są zadowoleni, i - wierzcie mi - ja też jestem zadowolony :)
Zresztą - parafrazując słowa Ogilviego (wiem, że go magluję, ale pracując w tej agencji zdobywałem copywriterską WIEDZĘ :) powiem tak:
- gdy przychodzi do mnie mój klient i mówi: Adrian, reklama (komunikat), który dla nas zrobiłeś, jest fajna - to wtedy ja jestem zadowolony.
ALE
- gdy przychodzi do mnie mój klient i mówi:
Adrian, reklama (komunikat), który dla nas zrobiłeś, jest fajna,
lecz przede wszystkim jest SKUTECZNA, zapewnia nam to i to - to
wtedy ja jestem zachwycony.
I chyba to jest zasadnicza różnica między przedstawionymi tu punktami widzenia.
Co do potrzeby szkoleń… Każdy niech robi co chce Ja uważam, że praktyka na pierwszym miejscu. Jednak ktoś, kto mówi, że nie
musi się rozwijać czy szkolić – po prostu stoi w miejscu. OK., copywriterzy mają o wiele większą wiedzę jeśli chodzi o słowa od marketerów. Ale marketingowy i PR-owcy też chcą się dowiedzieć jak przykładowo napisać list biznesowy. I nie jest to
„podrzędny BTL” jak ktoś napisał wcześniej.
W BTL-akurat (i w marketingu bezpośr.) – żeby napisać skuteczny
komunikat trzeba być dobrym. CHOLERNIE dobrym.
Scenariusz filmu wymyśla się o wiele przyjemniej. Ja też to uwielbiam. Sesja zdjęciowa w RPA? Super! Ja też bardzo mile wspominam dni spędzone pod Kapsztadem. Ale copywyriting to NIE tylko ATL (kurcze – przypominam sobie moje początki – i wierzcie mi – też „gardziłem” BTL-em i psioczyłem na niereformowalnych klientów).
WSZYSTKO się zmienia, jak zaczynasz sam kierować swoim kramem. Prowadzisz firmę - i co z tego, że masz zajebiste pomysły? Jak klient czasem (nie zawsze ale czasem) potrzebuje czegoś innego (bo
taka jest specyfika produktu, rynku, grupy docelowej itp.).
Szkolenie. Znowu magluję temat, ale chcę bronić swojego produktu
– to NIE jest szkolenie mówiące, że zawsze należy robić tak czy tak. Szkolenie pokazuje różne możliwości, podaję mnóstwo przykładów, ale zawsze jest konkluzja, że jesteśmy dorosłymi ludźmi i możemy dokonać wyboru między jednym sposobem pisania (myślenia), a drugim.
Jeśli ktoś myśli, że to szkolenie pokazuje układanie tekstu z klocków, to najprawdopodobniej ma właśnie ograniczone pole widzenia - patrząc tak jednostronnie (bez urazy)
Leszek Staffiej (szacun) napisał ciekawą przedmowę do „Copywritingu”: „Myślisz, że jesteś copywriterem? Spróbuj przeczytać tę książkę”. Pal licho samą książkę (ja uważam, że jest naprawdę dobra), ale chodzi o potrzebę rozwoju.
Miałem to szczęście, że mogłem pracować z wymagającymi dyrektorami kreatywnymi i klientami.
Copy z reguły się nie szkolą – OK, każdy ma wybór (dla mnie lepiej - mniejsza konkurencja :)
Ja zawsze starałem się uczyć – przez praktykę, przez słuchanie, przez samokształcenie.
I wiecie co?
Klienci tego szkolenia też podzielają ten pogląd.
Adrian T. edytował(a) ten post dnia 26.12.09 o godzinie 20:04