Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Alden Nowlan

Egzekucja


W noc egzekucji
człowiek przy drzwiach
wziął mnie za koronera.
„Prasa”, powiedziałem.

Ale nie zrozumiał. Zaprowadził
do niewłaściwego pokoju,
gdzie szeryf powitał mnie:
„Późno przychodzicie, Padre”.

„Myli się pan”, powiedziałem mu, „Prasa”.
„Tak, oczywiście, jego wielebność Prasa”.
Zeszliśmy po schodach.

„Ach, pan Ellis” powiedział zastępca.
„prasa!” krzyknąłem. Lecz wepchnął mnie
przez czarną kotarę.
Świtała były tak jasne
że nie widziałem twarzy
ludzi siedzących
naprzeciwko. Ale dzięki Bogu, pomyślałem,
oni mnie nie widzą!

„Spójrzcie!” krzyknąłem. „Spójrzcie na moją twarz!
Czy nikt mnie nie zna?”

Potem kaptur zakrył mi głowę.
„Proszę nam dodatkowo nie utrudniać”, szepnął kat.

tłum. Bohdan Zadura

w wersji oryginalnej pt. „The Execution”
w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.11.09 o godzinie 23:49
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Charles Simic

Goląc się w nocy


Profil mężczyzny, który oczekuje
Aresztowania o świcie.
Jeśli nie tej nocy, to następnej,
Już nazajutrz.

Spakowane niewielkie walizki,
Żona z dziećmi dawno wysłana z domu;
Mężczyzna siedzi, kompletnie ubrany,
Z popielniczką i kuchennym zegarem.

I myśli: może trzeba się ogolić?
Jego twarz w lustrze łazienkowym, w świetle
Słabej żarówki, z przymkniętym jednym okiem –
Twarz, której nie chce się przyglądać z bliska –

Przynajmniej jeszcze nie w tej chwili, kiedy
Wciąż jest do obejrzenia ta górna warga, ten
Drżący podbródek, to gardło
Z wydatną grdyką.

Więzień

Myśli w tej chwili o nas.
O tych liściach, ich leniwym szumie,
Który nas wprawił w poobiednią senność,
Tak że musieliśmy się położyć.

Bierze pod uwagę moją dłoń na jej piersi,
Jej przymknięte powieki, jej wilgotne usta
Na moim czole i cienie drzew
Na suficie nad nami.

Tyle czasu minęło. Trudno mu
Ustalić, co jeszcze tu jest.
I przy tym wszystkim ciągłe podejrzenie,
Że my nie istniejemy.

tłum. Stanisław Barańczak
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Anna Achmatowa

REQUIEM


Nie, nie pod obcych gwiazd korowodem.
Nie pod skrzydłami nie ojczystych sił,
Z moim podówczas byłam narodem,
Tam, gdzie mój naród, na nieszczęście, był.

1961


Zamiast przedmowy

W straszliwych latach jeżowszczyzny spędziłam siedemnaście
miesięcy w kolejkach przed więzieniami Leningradu. Pewnego
razu ktoś mnie „rozpoznał”. Wtedy stojąca za mną kobieta,
która, rzecz jasna, nigdy nie słyszała mojego nazwiska, ocknęła
się z właściwego nam wszystkim odrętwienia i szepnęła mi na
ucho (tam wszyscy mówili szeptem):
- I pani to może opisać?
Odpowiedziałam:
- Mogę.
Wtedy coś w rodzaju uśmiechu spełzło po tym, co kiedyś było
jej twarzą.

1 kwietnia 1957 roku, Leningrad

Dedykacja

Góry wala się od takiej zmory,
Wielka rzeka swoich fal nie miota.
Ale mocne więzienne zawory,
A za nimi „katorżnicze nory”,
A w nich śmiertelna tęsknota.
Innym zachód rozpłomieniony,
Innym wieje wiosenny wiatr świeży,
Ale dla nas – a są nas miliony –
Tylko kluczy zgrzyt uprzykrzony,
Tylko ciężkie kroki żołnierzy.
Aby przejść po stolicy zdziczałej,
Myśmy jak na ranną mszę wstawali,
Słońce nisko, na Newie mgły białe,
Spotykaliśmy twarze zmartwiałe,
Lecz nadzieja śpiewała nam w dali.
Wyrok... Łzami całkiem oślepiona -
Od wszystkiego oddzieliła brama -
Jakby z bólem krew z żył wytoczona,
Jakby gwałtem na wznak przewrócona,
Jednak idzie... Zatacza się... Sama...
Gdzież współuczestniczki przypadkowe
Dwóch lat moich? Gdzie ich udręczenie?
Co rozpala na Syberii głowę?
Co im szepcze światło księżycowe?
Pożegnalne śle im pozdrowienie.

marzec 1940

Wstęp

To było, gdy uśmiechał się jedynie
Ten, co umarł, ze spokoju rad.
Jak zbędny wisior chybotał się w zimie
Obok swych więzień Leningrad.
Oszalałe od męki konania,
Szły skazańców pułki dzień cały,
I krótką piosenkę rozstania
Parowozów gwizdki śpiewały.
Gwiazdy śmierci stały nad nami,
Ruś niewinna wiła się na bruku
Pod zakrwawionymi butami
I oponami „czarnych kruków”.

1

Wzięli ciebie, gdy świt się rozniecał,
Szłam za tobą jak za trumną twoją.
Dzieci w ciemnym płakały pokoju,
Przy bożnicy topiła się świeca.
Na twych bladych wargach chłód ikony,
Pot śmiertelny na czole... Jak żyć!
Będę chyba jak strzeleckie żony
Po murami kremlowskimi wyć.

1935

2

Cicho płynie cichy Don,
Żółty księżyc wchodzi w dom.

W czapce na bok wchodzi w sień,
Żółty księżyc widzi cień.

To kobieta chora, biedna,
To kobieta sama jedna.

Mąż w mogile, syn w więzieniu,
Módlcie się za mnie w milczeniu.

3

Nie, to nie ja – to ktoś inny cierpi.
Ja nie mogłabym tak, a to, co się zdarzyło,
Niech czarne sukna zakryją,
I niech uniosą latarnie...
Noc.

4

Gdyby ci ktoś pokazał, zbytnicy
I przyjaciół swych ulubienicy,
Carskosielskiej wesołej grzesznicy,
Co się kiedyś z twoim życiem stanie -
Że z wałówką, trzechsetna, z biednymi
Pod Krestami będziesz marznąc stała
I swoimi łzami gorącymi
Noworoczny lód przepalała.
W turmie topola w srebrnej opończy,
Ani jednego dźwięku – a ile
Tam się niewinnych istnień kończy...

5

Siedemnaście miesięcy krzyczałam.
To wołało cię moje męczeństwo,
I katowi do nóg się rzucałam,
Tyś mój syn i tyś moje przekleństwo.
Pomieszało się wszystko na wieki,
Jak rozeznać się w tej krwawej łaźni,
Kto jest bestią, a kto człowiekiem,
I czy długo czekać nam kaźni.
Tylko kurzem pokryte kwiaty
I te ślady, co wiodą przez kraty
Do nijakiego gniazda.
I w oczy mi patrzy prosto,
I grozi zagładą ostrą
Ogromna gwiazda.

1939

6

Lekkie mijają tygodnie.
Co się stało w turmy pomroce?
Na ciebie, synku, do dnia
Patrzyły białe noce.
I znowu nad tobą stoją
I patrzą jastrzębim okiem,
O krzyżu twym mówią wysokim
I zapowiadają śmierć twoją.

1939

7

Wyrok


Padło słowo w kamieniu ciosane
Na mą żywą pierś, niosąc zagładę.
To nic, byłam przygotowana,
Dam sobie jakoś z tym radę.

Spraw mam tyle, że pęka mi głowa:
Trzeba, aby pamięć odrętwiała,
Trzeba, aby dusza skamieniała,
Trzeba uczyć się żyć od nowa -

Jeśli nie... Szelest lata gorący,
Jakby święta za oknem nastały,
Jakże dawno przeczułam ten lśniący
Jasny dzień i dom opustoszały.

Lato 1939

8

Do śmierci


I tak przyjdziesz – dlaczego nie w najbliższym z dni?
Ciężko mi – czekam na czas twojej chwały,
Już pogasiłam światło i otwarłam drzwi
Tobie, tak prostej i takiej wspaniałej.
Przyjm na się postać wszystko jedno jaką:
Pociskiem wedrzyj się zatrutym, zdalnym,
Jak doświadczony bandyta – z tasakiem,
Zarazkiem zatruj mnie tyfoidalnym.
Albo bajeczkę przez ciebie zmyśloną,
A wszystkim znaną, że się już przejadła,
By mignęła mi czapka z daszkiem przekrzywionym
I twarz dozorcy ze strachu pobladła.
Wszystko nieważne. Jeniseju piany
Kipią i gwiazdy polarnej jaśnienie.
Błękitną jasność oczu ukochanych
Ostatnie już przesłania przerażenie.

19 sierpnia 1939, Dom na Fontance

9

Szaleństwo skrzydłem swym jak bryłą
Połowę duszy mej zakryło
I poi mnie ognistym winem,
I w czarną wabi mnie dolinę.

Winnam ustąpić mu zwycięstwa -
A dla mnie gorzki smak męczeństwa
I wsłuchiwanie się w milczenie,
W moje jak w obce majaczenie.

Wiem, że niczego nie pozwoli
Zabrać mi z sobą wbrew swej woli,
(Choćbym oblała prośby łzami
I naprzykrzała się modłami):

Ani oczu syna upiornych,
W których skamieniał strach potworny,
Bo każdy się cierpienia boi,
Ani więziennych spotkań moich,

Ani miłego chłodu ręki,
Ani lip wzburzonego cienia,
Ani oddalonego dźwięku -
Słów ostatniego pocieszenia.

4 maja 1940, Dom na Fontance

10

Ukrzyżowanie


”Nie płacz mnie, Matko, w grobie jestem.”

I

Chór aniołów śpiewał z nieb czeluści,
Rozjarzyło się niebo ogromnie.
Ojca spytał: „Czemuś mnie opuścił?”
A do Matki wyrzekł” „Nie płacz po mnie...”

II

Magdalena rozpaczliwie łkała,
Uczeń miał skamieniałość na twarzy,
Lecz tam, gdzie milcząc Matka stała,
Nikt zwrócić oczu się nie ważył.

1940-1943

Epilog

I


Dziś wiem, jak zapadają się lica,
Jak spod powiek wyziera strach nagły,
Że jak pismem klinowym tablica,
Tak się rzeźbi policzek zapadły.
Co zostało z kędziorów niesfornych?
Zamiast czerni głowę srebro wieńczy,
Uśmiech więdnie na wargach pokornych,
W suchym śmiechu drży przestrach szaleńczy.
Niech za ciebie modlę się – za wszystkie,
Które ze mną tam razem spędzono
W żar lipcowy czy mrozy siarczyste
Pod tę ścianę oślepłą, czerwoną.

II

I znowu się przybliżył zaduszkowy czas,
I znowu widzę, słyszę, znowu czuję was:

I tę, którą do okna cudem zawleczono,
I tę, co ledwie depcze ziemię umęczoną,

I tę, co oglądając się w krąg po kryjomu,
Powiedziała: „Przychodzę tutaj jak do domu.”

Chciałoby się je wszystkie nazwać po imieniu,
Lecz spis zabrano, żyją tylko we wspomnieniu.

Dla nich ze słów utkałam szeroką zasłonę,
Z prostych, biednych słów, które powtarzały one.

Te, które do dziś zawsze wspominam i wszędzie,
I w nowej biedzie moja myśl wspominać będzie.

A jeśli na me usta nałożą okowy,
Usta, którymi krzyczy naród milionowy,

Niechaj one podówczas wspomną sobie o mnie
W uroczystą wigilię mojego dnia wspomnień.

A jeżeli w ojczyźnie, życia mego pomni,
Rodacy zechcą kiedyś postawić mi pomnik,

Daję zgodę, choć dać ją ciężko niesłychanie,
Lecz pod jednym warunkiem – że pomnik nie stanie

Nad morzem, gdzie kolebka ma się kołysała,
Bo ostatnia więź moja z morzem się urwała.

Ani w carskim ogrodzie, gdzie pień powalony,
Gdzie mnie wciąż jeszcze szuka cień nieutulony.

Ale tu, gdzie zmarznięta, jak one tak samo,
Przestałam trzysta godzin przed zamkniętą bramą.

Bym i w śmierci szczęśliwej, która raj odsłania,
Nie zapomniała „czarnych kruków” turkotania,

Pamiętała, jak drzwi trzaskały uprzykrzone,
I że wyła starucha jak zwierzę zranione.

Niechby się z nieruchomych powiek z brązu lały
Moje łzy, a to będzie spływał śnieg stajały.

I niech gołąb więzienny zagrucha w oddali,
I niech statki po newskiej cicho płyną fali.

Około 10 marca 1940 r.
Dom na Fontance.

tłum. Leopold Lewin
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Jacek Kaczmarski

Świadkowie


Od trzydziestu lat szukam syna. Wojnę przeżył, wiem to, bo pisał. Na tym zdjęciu jest razem z dziewczyną, która mieszka ze mną do dzisiaj. W jego liście ostatnim - przeczytam: "Jadę do was, uściskaj tatę, mam dla niego na wojnie zdobytą marynarkę w angielską kratę. Sam ją noszę na razie choć mała". Syn był wielki, barczysty i silny. Jeśli wie ktoś, co się z nim stało - niech da znać. Bardzo proszę. Pilne.

Droga Pani! W programie "Świadkowie" oglądałem panią przypadkiem. Od trzydziestu lat w Rembertowie mieszkam, z wojny pamiątki mam rzadkie. Okradałem kiedyś skrzynki pocztowe (w listach były pieniądze czasami). Wśród tych listów są trzy obozowe. Może będą ciekawe - dla Pani.

Bracie, braciszku! Wojnę przeżyłem, a z lasu wyszedłem za wcześnie. We wsi mnie jakiś patrol przydybał i taki był koniec pieśni. Siedzę w obozie razem z Niemcami, NSZ i AK. Trzymam się zdrowo, do domu wrócę kiedy się tylko da. Wczoraj niektórzy z nas uciekali. Ja się trzymałem z daleka. Gdy się z takiego obozu pryska - trzeba mieć dokąd uciekać. Dziś ciężarówką zwieźli połowę, resztę skreślono z list. Teraz ich biorą na przesłuchania; patrzę, nie mówię nic. Był jeden taki, przyjemnie spojrzeć; wysoki obszerny w barach. Wyższy, silniejszy nawet ode mnie (znasz mnie, trudno dać wiarę). Miał marynarkę w angielską kratę, razem z tamtymi pruł. Gdy go złapali i przesłuchali - wyszło człowieka pół. Zapadł się w sobie, chodzić nie może, niższy jest chyba o głowę; nie znam się na tym, ale wygląda jakby miał żeber połowę. Tak tu żyjemy. List ten wysyła Rosjanka (kocha tu mnie). Jak mam już siedzieć - wolę u swoich, zawiadom o mnie UB.

Tatusiu! Uciec się nie udało, nie wiem czy jeszcze napiszę. Ten w marynarce w angielską kratę z doprosa na czterech wyszedł. Więc teraz ja się nim opiekuję tak, jak on mną przez lat cztery. Trochę się boję co z nami zrobią. Szkoda! Do jasnej cholery!

Mamasza! Mnie siemnadcat liet, a ja uże liejtnant. Zdies wsio w poriadkie - polskich my unicztożim banditow. Tagda ja napiszu pismo i wsio skażu ja wam, siejczas nie chwatajet sił i spit moj major Szachnitow. Atcu skażi szto u mienia jest dla niewo padarok - pidżak s anglijskoj plietuszkoj popał mnie prosta darom.

Wejdźmy głębiej w wodę kochani
Dosyć tego brodzenia przy brzegu
Ochłodziliśmy już po kolana
Nasze nogi zmęczone po biegu

Wejdźmy w wodę po pas i po szyję
Płyńmy naprzód nad czarną głębinę
Tam odległość brzeg oczom zakryje
I zeschniętą przełkniemy tam ślinę

Potem każdy się z wolna zanurzy
Niech się fale nad głową przetoczą
W uszach brzmieć będzie cisza po burzy
Dno otwartym ukaże się oczom

Tak zawisnąć nad ziemią choć na niej
Bez rybiego popłochu pośpiechu
I zapomnieć zapomnieć kochani
Że musimy zaczerpnąć oddechu

1978

Muzyka i wykonanie:Jacek Kaczmarski

Z zapowiedzi Jacka Kaczmarskiego z koncertu "Przejście Polaków przez Morze Czerwone" z 1983 roku

"Utwór dotyczy sytuacji mającej miejsce w czterdziestym piątym roku pod Warszawę, w obozie koncentracyjnym zorganizowanym przez armię radziecką dla członków polskiego podziemia, z głównie AK, dla jeńców radzieckich wracających z hitlerowskiej niewoli traktowanych przez swoich rodaków jako zdrajcy, oraz dla jeńców niemieckich. Program nosi tytuł "Świadkowie" ponieważ nawiązuje do popularnej w drugiej połowie lat siedemdziesiątych audycji telewizyjnej pod tym tytułem, w której pokazywano dokumenty, zdjęcia, relacje dotyczące tajemnic, niewyjaśnionych zagadek drugiej wojny światowej. Ci z widzów, którzy mieli na ten temat coś do powiedzenia zgłaszali się do telewizji, w ten sposób odnajdywali się czasem starzy towarzysze broni, rodziny, wyjaśniano niektóre z tych zagadek. Oczywiście wyjaśniano wyłącznie te z tajemnic i zagadek, na których wyjaśnieniu propagandzie zależało, które pokrywałby się z oficjalną wersją wydarzeń między trzydziestym dziewiątym a czterdziestym piątym rokiem, ogromny obszar tajemnic, zwłaszcza związanych z udziałem Armii Czerwonej w działaniach wojennych pozostał nietknięty, i stąd moja skromna uzupełniająca piosenka."


Z zapowiedzi Jacka Kaczmarskiego do utworu z koncertu w Górze Kalwarii - 1994

"I jeszcze jedna piosenka oparta o opowieści wuja Ignasia, wuja mojego ojca, która była powodem dosyć przykrego nieporozumienia. Nosi ona tytuł świadkowie. Była oparta, tzn. forma tej piosenki była wzięta z programu telewizyjnego w latach siedemdziesiątych "Świadkowie", który pokazywał fakty z czasów ostatniej wojny światowej, pokazywał zdjęcia, dokumenty, angażował ludzi oglądających w uczestnictwo w wykrywaniu prawdy na temat tego co się działo wówczas w Polsce. Cały chwyt polegał na tym, że była to część prawdy, ponieważ całej prawdy dotyczącej udziału armii sowieckiej w drugiej wojnie światowej, w programie pokazać nie można było. Ja tę piosenkę napisałem opisując doświadczenia właśnie mojego wuja Ignasia i potem się dowiedziałem, już niedawno od redaktora programu "Świadkowie", że zrobiłem mu wielka krzywdę. Ponieważ on starannie się starając, żeby powiedzieć tyle co można było w latach siedemdziesiątych w telewizji, został przez środowisko jako ten, który kłamie, "bo Kaczmarski śpiewa prawdę". A był to i jest bardzo uczciwy i porządny człowiek. W każdym razie piosenka opowiada o autentycznej historii, którą przeżył właśnie wuj mojego ojca w obozie sowieckim w Rembertowie w czasie Drugiej Wojny Światowej."


Krótka notka historyczna:
Obóz w Rembertowie założono je­sienią 1944 roku, w marcu 1945 liczył już około 2500 więźniów.Spełniał rolę punktu zbornego przed wysyłką w głąb ZSRR.Warunki bytowe urągały wszelkim normom i zbliżone były do warunków panujących w obozach koncentracyjnych. Decyzją dowódcy mazowieckiego obwodu AK kpt. Sudy przeprowadzono akcję rozbicia obozu.W akcji wzięło udział łącznie 44 żołnierzy.Celem akcji było, oczywiście, uwolnienie więźniów, którym groziła wywózka na wschód,postanowiono więc uderzyć w nocy z 20 na 21 maja, uprzedzając o kilka dni spodziewaną wywózkę.Łącznie teren obozu opuściło ponad 500 osób. Na pozostałych w obozie spadły srogie represje - rozstrzelania, zakatowanie na śmierć, pobicia - łącznie zginęło ponad 400 osób.Pozostałych więźniów, w liczbie około 1000, wywieziono 4 VII 1945 r. do sowieckiego obozu przy ul. Słonecznej w Poznaniu, a potem przekazanao do więzienia w Rawiczu.(Warto wspomnieć, że transport z Rembertowa do Poznania został zaatakowany i odbito 130 więźniów.)Rozbicie obozu było kompromitacją NKWD,jak tez parokrotne ucieczki więźniów, które miały miejsce wiosną 1945r.To wszystko zapoczątkowało proces stopniowej likwidacji i w lipcu 1945 r. obóz w Rembertowie przestał istnieć - przypomnienie moje


P.s Bardzo ciekawy wątek, Aneczko!Ośmielam się zaproponować ,żeby w miarę możności i jeśli materia wiersza tego wymaga zamieszczać pod spodem krótkie notki historyczne lub kontekstowe. Sadzę, że czasem może to ułatwić lepsze zrozumienie utworu.Zofia M. edytował(a) ten post dnia 02.04.09 o godzinie 09:29
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Wilhelm Szewczyk*

Pieśń wieczorna


Tu melodia w której fałdach
usypiam
tu noc bielmem lico nieba
zasnuwa.

Raz ostatni o ojczyźnie
śpiewanie
gałąź nieba na niej snów mych
winograd.

Białe domy skrzydła wznoszą
i wieją
w Oleśnicy wiatr w zaułkach
upada.

Dzień oplatam bluszczem ramion
pokornych
wkoło głowy złoty powój
ćma smutku.

Więzień barwy wieczorowe
pomieszał
drobniutkimi kwiatuszkami
pada noc.

Tu ojczyzna krzyk do kraty
przyciśnięty
śpij po kątach
już pogasły motyle.

Porusza się na chmurze niespokojny wróg.
Gwałt niech się wiarą odciska!
Tu nad rzeką stanie mego syna
pierwsza wolna kołyska.
*Wilhelm Szewczyk (1916-1991) – poeta, prozaik, tłumacz i krytyk literacki, autor wielu powieści, nowel i szkiców, głównie na temat Śląska, tłumacz i popularyzator literatury niemieckiej. W latach międzywojennych był więźniem zakładu karnego w Oleśnicy. Epizod ten pomijany jest w jego publikowanych biografiach.
Wiersz pochodzi z przygotowywanej przez Danutę Obrębską-Kubik wystawy "Polacy w Oels"
w byłej Galerii Biblioteki Publicznej w Oleśnicy (wystawa nie doszła do skutku z powodu rozwiązania Galerii). Dwie strofy tego wiersza znajdują się również w publikacji Z. Tempski: Oleśnica. Miasto wież i róż. Ossolineum, Wrocław 1970. – R. M.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Zbigniew Kraszewski

Psalm o brodę, wąsy i haltowanie śmierci


Do Pana Naczelnika Zakładu Karnego w Potulicach

Zwracam się z uprzejmą prośbą
do Pana Naczelnika
o wyrażenie zgody na zapuszczenie
brody i wąsów
Prośbę swą uzasadniam tym że wszyscy poeci
tacy jak: Hanka Sawicka Feliks Dzierżyński
czy Zygmunt Hanusik
brody i wąsy nosili

Poza tym Panie Naczelniku
po nocach śni mi się śmierć
Jest blada chuda i koścista
więc uprzejmie proszę
o nie wpuszczanie jej na teren zakładu
i haltowanie na wszystkich wieżyczkach

Skazany

PS.
Nie wyrażam zgody
- Naczelnik ZK
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Rainer Maria Rilke

Modlitwa za obłąkanych więźniów


Wy, od których Istnienie
swoje wielkie oblicze odwraca,
za was, o których nikt nie wie,
może ktoś Istniejący odmawia

tam zewnątrz, na wolności,
nocą modlitwę cichą,
aby wam czas przeminął,
bo czasu wy macie dosyć.

Gdy was raptem wspomnienie ogarnie
więc czule rozdzielcie włosy:
wszystko zostało rozdane,
wszystko co było w przeszłości.

Zachowajcie milczenie,
kiedy was serce przedawnia,
by żadna nie znała matka,
że coś takiego istnieje.

Dźwiga się księżyc biały
tam, gdzie się dzielą gałązki,
i jakby przez was zamieszkały,
pozostaje samotny.

tłum. Bernard Antochewicz

Wiersz ten jest też w temacie Modlitwa, powtórzony w tym miejscu ze względu na tematykę - R. M.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Kazimierz Wójtowicz*

Dzień powszedni


Zimne, zsiniałe niebo z nocnej się wyłania
Toni – przed nami druty i brzóz cienie smętne
Czarnych stad kruczych na nich ipiorne krakanie
Rozlegają się co dzień upiornie, posępnie.

Nie świta jeszcze, w nocnej zgromadzeni ciszy
Milczeniem świat żegnamy – zanim słońce wstanie
Obojętność się wkrada w głąb zbolałych duszy
Zbliża się dzień powszedni: męka i konanie.

Oświęcim, wrzesień 1942 r.

W brzozowej alei

Pęcznieją pąki drzew w brzozowej alei,
Rozbrzmiewa ptasząt śpiew pełen nadziei,
Prężą się z wszystkich sił spętane liście
I zieleń się z pąków wylewa...
Kraszą szmaragdów toń barwne okiście,
Unosi się woń kwiatu –
A światu
Objawia się dusza drzewa.

Oświęcim, kwiecień 1943 r.

Wyrwani losem...

Wyrwani losem z rodzinnego sioła,
Gdzie serce matki zostało i płacze...
Przynajmniej duszy szukamy dokoła
- Osamotnieni wzgardzeni tułacze.

Bo w niewolniczej naszej piersi tyle
Nagromadziło się bolesnej treści,
Że chciałoby się przed śmiercią, na chwilę,
Otworzyć przed kimś tę głębię boleści.

Oświęcim, wrzesień 1943
*Kazimierz Wójtowicz (1919- 2009) – nauczyciel i instruktor ZHP, w czasie okupacji niemieckiej uczestnik ruchu oporu, w wyniku denuncjacji w 1942 r. zatrzymany przez
gestapo i osadzony w więzieniu Montelupich w Krakowie, skąd następnie przewieziony
do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, a potem do Buchenwaldu i Flossenburga.
Uczestnik obozowego ruchu oporu, autor wierszy i pieśni obozowych, po wojnie aktywny działacz Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem, mieszkał i zmarł w Bielsku-Białej. – R. M.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Elżbieta Popowska*

Nad drzwiami celi


Wisi nad drzwiami celi zrobiony z chleba – Krzyż...
Koi serc naszych smutki, myśli unosi wzwyż...
Kto Go zawiesił?... Nie wiem... Gdym weszła, już tu był,
Wziął mnie pod swoją opiekę, krzepił, dodawał sił...

Przestałam czuć się samą, znikł w duszy wszelki lęk,
Nasz los okrutny, twardy – dziwnie mi jakoś zmiękł.
I myślę: jakże dobrą była siostrzana dłoń,
Że celę uzbroiła w tę Wielką Świętą Broń...

Chciała ukoić serca Mocą Nadziemskich Cisz...
Sobie ujęła chleba i celi dała Krzyż...

Aleja Szucha

Wiersz jest też w temacie Krzyż

Pierwszy list

Przede mną karta pocztowa leży,
Pióro, atrament... myśl bieży, bieży...
Do was... do ciebie... czyliż słowami
Wyrażę, jak mi tęskno za wami?!...

Słowami w obcym, wrogim języku!
Czy wam wypowiem straszne, bez liku
Obawy o was? Czy was skutecznie
Zapewnię o tem, że ostatecznie...
Ja się tu wcale tak źle nie czuję...
Że nie jest gorzej...

Lecz niepokoje
O ciebie gnębią... Czasami twoje
Oczy, jak żywe widzę... i miło
Wtedy, i smutno...

Mocą i siłą,
Ratunkiem moim jest ta myśl święta,
Że Bóg nas widzi, o nas pamięta,
Że, jak zapewnił własnymi słowy,
Bez niego włos nam nie spadnie z głowy...

Mozolnie myśli tłumaczę moje,
Staram się ukryć swe niepokoje...

Ach, jak mnie męczy ta obca mowa!...
A od was – dojdą mnie choć dwa słowa?...

Pawiak

Bławatki

Robotnice, chodzące za druty, na pole,
Przyniosły pęk bławatków... w kubeczku, na stole
Stoją i patrzą na nas... my patrzymy na nie...
W warunkach tak straszliwych, cóż to za spotkanie!

Słów zabrakło... milczenie... kto wie... może w ciszy
Łany zbóż falujących dojrzy się, dosłyszy?...
Pod siną linią lasów pas łąk ukwiecony...
„Kraj lat moich dziecinnych”...

Drogie wspomnień strony...

Za drutami Majdanka, za kolczastą bramą,
Płynie życie swym trybem... odwiecznie to samo...
Smutki, troski, kłopoty, radość i wesele...
Przezywają je bez nas krewni, przyjaciele,
Bez nas rosną nam dzieci, sędziwieją matki,
I łany zbóż falują... i kwitną bławatki...

Majdanek

Łabędzie

Apel. Zwarte szeregi. Dziesięć w każdym rzędzie...
A wtem... lecą nad nami dwa dzikie łabędzie!...
Poruszyły się tłumy, wzniosły w górę głowy,
W cudną zjawę zapatrzył się lud apelowy...

Długie, wygięte szyje, skrzydła rozpostarte,
Przestrzeń rośnie za nimi... w dal drogi otwarte!

Chyżością śnieżnych skrzydeł wielbią Wszechmoc Bożą.
Może lotem swym drogi i dla nas otworzą?...

Ravensbrück

Dymiące stosy

Prysła nić życia... wypełnione losy...
I dniem i nocą płoną, płoną stosy...

Kłęby dymu tworzą obłoki na niebie,
Pełzają po ziemi i biorą nas w siebie...

Tam z tęsknotą czekają mąż, dzieci, rodzina,
Tu płoną i dymią ofiary Kaina...

Bergen-Belsen
*Elżbieta Popowska (1887-1965) – w czasie okupacji niemieckiej, aresztowana za działalność konspiracyjną, była więziona w Alei Szucha i na Pawiaku, skąd wywieziono ją najpierw do Majdanka, a potem do Ravensbrück i Bergen-Belsen pod Hanowerem, nazywanego przez więźniów „obozem-umieralnią”. Po wojnie żyła w wielkim niedostatku, utrzymując się
m. in. ze sprzedaży sznurkowych wycieraczek, które sama wyplatała, a nauczyła się tego podczas wojny w obozach koncentracyjnych. Wiersze swoje - o niezwykłej ekspresji - zaczęła pisać po 50 roku życia, zachowało się ich do dzisiaj, głównie w prywatnych archiwach, przeszło 100. – R. M.
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 20.06.09 o godzinie 05:22
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Maria Rutkowska-Kurcjuszowa*

O zachodzie


Czekamy
W zdrętwieniu ciał okrutnym
W ciszy śmiertelnej
Czekając.
W porozumieniu smutnym
Patrzymy sobie w oczy...
Aureolą złotą
Niebo się stroi nad nami,
Święte i nieme
Rzucając
Blaski na ziemię,
Na której moce piekielne
Z mocy niebieskich drwią.
Bo cóż możemy w tej chwili
Przeciw nim?
O jakże serca bolą w tej ciszy...
I oto
Strzał!
Niebo zalało krwią,
Broczy...
..................................................
wtem
cień wielki z ziemi wstał
i zakrył słońce.
Skończone.
I nikt nic nie usłyszy...
I żadną ludzką wolą
Nie przywoła się duchów odeszłych.
Krąg słońca się schylił
Niebo płonące
Poranione zszarzało
Zmierzch.
Śmierć
Już się stało...
..................................................
gdzie szukać teraz waszych dusz rozpierzchłych?
Niedaleko za murem
Leżą ciała
Chórem
Las „Requiem” im śpiewa
Drzewa mówią nad nimi modlitwy
Miast ludzi.
A ziemia okryje, przytuli, ostudzi
Tlejący serca żar.
Gdzie została
Nieśmiertelność wasza?
Noc.
Jak srebrne rybitwy
Przelatywać będziecie nad wodą
Tu, nad jeziorem.
Wrócicie!
To spotkanie
Nas nie przestrasza.
Kto tak zmarł
Nie może być strasznym upiorem.
..................................................
Będziecie jaśnieć urodą
I mocą
Wieczną.
Dojrzą was żywi przyjaciele
Idący Drogą Mleczną.
Jak gwiazdy we śnie
Uprzędą
Im wasze ręce
Sny o potędze.
..................................................
W każdym
Polskim kościele
Modlić się będą
Dla was o odpoczywanie
Po co?
Za wcześnie
Wrócicie...
Nie skończył się jeszcze bój.
.................................................
Pomóżcie czasem
Rzućcie
Z zaświatów blask ciepły
Na znój.
Na naszą drogę do zwycięstwa
U której początku – jak znak męstwa
Lśni
Skrzepły
Na piasku pod lasem
Ślad krwi.

Ravensbrück

Ravensbrück – wiosna 1943

A kiedy przyjdzie już czas wyrównania
I pójdziesz z wichrem jak słupy ogniste
Daj nam, o Boże, z krwawego zmagania
Serca wydobyć niezłomne, a czyste.

Nie to proszę Cię, Ojcze Wszechludzki,
Abyś zagasił uczuć moich płomień
Ni – bym się stała jak kłos, spadły z młócki,
Po którym depcą, jak po pustej słomie

Ani Cię proszę o dar niepamięci
W rozkosz spoczynku czy w lenistwie błogim,
Ani Cię proszę, abyś mnie uświęcił
Cnotą najcichszych, w pokorze ubogich...

Niech gore we mnie ogień, niechaj płonie,
Niech będą burzą, co świat Twój oczyści
By się mój odwet Twym zwycięstwem ziścił.

I daj, by kiedyś me serce smagane
Krzywdą jak biczem, serce niewolnika,
Obmyło z jadu wciąż jątrzącą ranę,
Gdy w dzień odwetu ran będę dotykać...

Nienawiść nasza niechaj się nie poi
Tanią uciechą, skarlała i chora,
Ale niech walczy w noc, aż skrzydłem swoim
Odkryje słońce, broń Triumfatora.

Taniec

Bose stopy po nagim betonie –
Och, zimny dreszcz od tych nóg!
Chcesz śpiewu, by cię rozgrzał? Mów, co będziesz tańczyć.
Wiatr nocny bije o próg,
Wiatr nocny w ciemnym lesie czyjeś serce niańczy...
Co za taniec? Ktoś spętał ci dłonie?
Jak to boli! – Ty moje masz ręce
I zimne od kamieni – tańcz prędzej! tańcz prędzej!
Wiatr, słyszysz? bije o próg.

Oddech zamarł i twarze stężały,
Śpiew zamilkł, w bólu się zaciął.
Masz takie piękne ciało – cud życia uparty.
Ktoś nisko tak kark ci zgiął...

Łachman czarny cię okrył, strzęp z nocy odarty
I noc w oczach masz, męką ściemniałych.
Dalej! pręż się! Tłum czeka na taniec.
Szarpie serca w złej ciszy nocne wichru granie –
Kark prostuj! Kto ci go zgiął?

Taki trudny krok każdy – zmaganie.
Tchu wnet brak, czy starczy sił?
Stopy szukają drogi po zimnym kamieniu:
Daleko świat inny był.
Stąpasz naprzód jak we śnie, tłum śledzi cię w drżeniu –
Gdzie powiedzie nas dziwny ten taniec?
W ciemnych oczach błysk tęsknoty ożył.
W dłońmi dal chcesz chwycić – komu Bóg świat stworzył?
Wiatr płacze. Dobywaj sił!

Ponad dachem niebo, jak sny, wolne,
W dzień słońce, w nocy blask gwiazd.
Zwalcz niemoc, co gnie ciało, wznieś ręce zuchwale,
Precz pęta z ciebie i z nas!
Hej, tańcz radość, ptak lekki polecisz wnet w dale,
Ponad drzewa, gdzieś nad drogi polne...
Próżna złuda – jak łachman upadasz,
Tłum załkał, tłum już z tobą rytm snów swych układał.
Wstań! Zatańcz taniec do gwiazd.

Wiatr po lesie nosi serce czyjeś
W próg bije, woła jak duch...
Darmo dźwigasz się z ziemi, wciąż ręce spętane,
Spętany nasz każdy ruch.
Czołgaj się! dalej! jeszcze!... Włos w kurzu splątany.
Smagłe ciało w bezsile się wije.
Wznosisz głowę. Ramiona... Och, powstań!
Wiatr jęknął. Tłum klął cicho. Padłaś sztywna, prosta.
Tańcz, słyszysz? Jeden choć ruch!

Neubrandenburg-Waldbau, październik 1944 r.
* Maria Rutkowska-Kurcjuszowa (1910-2000) – z wykształcenia ekonomistka,
przed wojną pracowała jako dziennikarka, od marca 1939 roku przebywała w Rzymie jako korespondentka prasowa, na wieść o wybuchu wojny wróciła do Polski i wzięła czynny udział
w cywilnej obronie Warszawy. Potem wraz z mężem prowadziła działalność konspiracyjną,
w 1941 r. została aresztowana przez gestapo i osadzona w więzieniach w Częstochowie
i Radomiu, skąd w 1942 r. wywieziono ją do KL Ravensbrück, a następnie do obozów pracy
w Neubrandenburgu i Waldbau, gdzie pracowała w podziemnej fabryce broni. W kwietniu 1945 w trakcie marszu ewakuacyjnego udało się jej uciec. Po powrocie do Polski pracowała w swoim wyuczonym zawodzie. Przeżycia obozowe opisała w wierszach wydanych w tomie „Listy niewysłane z Ravensbrück” (Londyn 1947) oraz w kilku antologiach poezji obozowej.
Zmarła w Katowicach, w wieku 90 lat. – R. M.

Inny wiersz Marii Rutkowskiej-Kurcjuszowej pt. „Spowiedź wielkanocna”
w temacie Wiersze na Wielki Tydzień i Wielkanoc.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 09.04.09 o godzinie 11:02

konto usunięte

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Zbigniew Herbert

Pięciu


1

Wyprowadzają ich rano
na kamienne podwórze
i ustawiają pod ścianą

pięciu mężczyzn
dwu bardzo młodych
pozostali w sile wieku

nic więcej
nie da się o nich powiedzieć

2

kiedy pluton podnosi
broń do oka
wszystko nagle staje
w jaskrawym świetle
oczywistości

żółty mur
zimny błękit
czarny drut na murze
zamiast horyzontu

jest to moment
buntu pięciu zmysłów
które rade by uciec
jak szczury z tonącego okrętu

zanim kula dojdzie do miejsca przeznaczenia
oko zauważy nadlatujący pocisk
słuch utrwali stalowy szelest
nozdrza napełnią się ostrym dymem
muśnie podniebienie płatek krwi
a dotyk skurczy się i rozluźni

teraz już leżą na ziemi
cieniem nakryci po oczy

pluton odchodzi
ich guziki rzemienie
i stalowe hełmy
są bardziej żywe
od tych leżących pod murem

3

nie dowiedziałem się dzisiaj
wiem o tym nie od wczoraj
więc dlaczego pisałem
nieważne wiersze o kwiatach

o czym mówiło pięciu
w nocy przed egzekucją
o snach proroczych
o przygodzie w burdelu
o częściach samochodu
o morskiej podróży
o tym że jak miał piki
nie trzeba było zaczynać
o tym że wódka najlepsza
po winie boli głowa
o dziewczynach
owocach
życiu

a zatem można
używać w poezji imion greckich pasterzy
można kusić się o utrwalenie barwy porannego nieba
pisać o miłości
a także
jeszcze raz
ze śmiertelną powagą
ofiarować zdradzonemu światu
różę
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Maciej Maleńczuk*

Pan Maleńczuk


Jedenasta wieczorem - ktoś dzwoni do drzwi
Już wiem co jest co - lecz udaję że to nic
Jedenasta - dzwonek do drzwi
Już wiem co jest co - lecz udaję że to nic
Pan Maleńczuk? - tak to ja
Pan się ubiera

Sztum to jest więzienie dla małolatów
Iława to jest więzienie dla małolatów
Wałcz to jest więzienie dla recydywy
Bransoletki to są kajdanki

Chłopcy w Iławie - robią klucze do cel
Ciekaw jestem gdzie - bransoletki robi się
Może firma jubilerska Sztum - może firma Wałcz
I tak wkładem do Zenitha - otworzyć się je da
Pan Maleńczuk? - no tak to ja
Pan się nie opiera - bo pan sobie rękę złamie

Piętnaście stopni mrozu - wieje wschodni wiatr
Po boku idą oni - w środku idę ja
Nie boję się niczego - przecież każdy wie
Gdy zagrozi ci coś złego - oni będą bronić cię
Pan Maleńczuk? - no tak to ja
Niech pan się nie ślizga - bo pan sobie rękę złamie

Potem poszło już raz dwa - niebieski duży fiat
Depozyt cztery osiem kolegium - tiepier ja
Wina i kara - problem od lat
Rozwiązany w minutę - miałem szczęście i tak

Pan Maleńczuk? - no tak to ja
Pan bardziej na siebie uważa

"Pan Maleńczuk", muzyka i wykonanie:Maciej Maleńczuk

Pierwszy dzień w pudle

Przez małą furtkę gad wpuścił mnie
Przekręcił w zamku klucz
Przez małą dziurkę w żelaznych drzwiach
Konwojent zajrzał mój
Dałby mi zwiać tak mówił
Gdyby mógł

Dozorca szary na twarzy jak trup
Niechętnie w mą spojrzał twarz
A potem wsadził do celi gdzie już siedzieli i tacy jak ja
Dzień dobry mówię
I chyba robię fo pa

Po korytarzu prowadzą mnie
Klawisz mnie w plecy pcha
Worek z rzeczami rozsypał się
Zbieram cały ten kram
Chciałbym już umrzeć
Tak bym już umrzeć chciał

Wreszcie wchodzę pod celę tam inny duch
Małolat fason trzym
Za parę dzionków amnestia i już
Pokażemy im tył
Pierwszy dzień w pudle
Zaczynam liczyć dni

"Pierwszy dzień w pudle", muzyka i wykonanie:Maciej Maleńczuk

Recydywa i ja

Od wczoraj tu leżę na koju
Od wczoraj tu dają mi jeść
Zupa z drugim na jednym platerze
I czarny cholerny chleb
Zupa z drugim na jednym platerze
I czarny cholerny chleb

Brakuje mi tylko powietrza
Jeść mi tu dają i pić
Ben długopisem robi kalendarz
Zabraknie mu wkładu na list
Ben długopisem robi kalendarz
Zabraknie mu wkładu na list

Mury słyszały już tyle wrzasków
Że farba się łuszczy ze ścian
Okno za blindą widać tylko
Jak spacer na dole trwa
Recydywa i ja
Recydywa i ja

Klawisz stuka kluczami w drzwi
Od wczoraj marzę by wyjść
Wyjść do domu co ze świętami
Amnestia zwyczajnie - ma być
Wyjść do domu co będzie w święta
Amnestia zwyczajnie - ma być

Brakuje mi tylko powietrza
Wszystko poza tym tu jest
Zakładowe wzorki na rękach
I czarny cholerny chleb
Zakładowe wzorki na rękach
I czarny cholerny chleb

"Recydywa i ja",muzyka i wykonanie:Maciej MaleNczuk

* Maciek Maleńczuk w 1981r. odmówił służby wojskowej w jednostce "Zielone otoki" za co został skazany na dwa lata pozbawienia wolności. Organizacja Wolność i Pokój rozwieszała ulotki "Uwolnić Maleńczuka! Czy Chrystus przyjąłby kartę powołania do wojska?". Wtedy też pierwszy raz można było zobaczyć jego nazwisko na murach.Hippisujący wtedy Maleńczuk trafił do więzienia, gdzie spędził w sumie półtora roku (4 miesiące w Gdańsku, resztę w Stargardzie Szczecińskim).Zofia M. edytował(a) ten post dnia 12.05.09 o godzinie 21:08
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Warłam Szałamow*

* * *


Pamięć kryje tyle zła,
Ponad ludzką miarę.
Całe życie przekłamała.
Utraciłem wiarę.

Może nie ma ani miast,
Ni sadów zieleni,
Tylko tęgi, mocny lód,
Słonych mórz przestrzenie.

Może świat to śnieg i śnieg,
Gwiezdna mleczna droga.
Może świat to tajgi ogrom
W rozumieniu Boga.

tłum. Anastazja Tymińska

* * *

Ubogi jestem, nagi, sam,
Ognia mi brak.
I fioletowa wokół mgła,
Polarny brzask.

Zwierzam się jednak bladej nocy
Z moich wierszy,
Ona sądzenia nie ma mocy
Za to, żem zgrzeszył.

Mróz wyrywa mi oskrzela,
Skuwa grymas.
Łzy padają jak kamienie,
Zimny pot oblewa głaz.

Powtarzam wiersze własne,
Krzyczę je.
Drzewa są trochę straszne,
Bo nie słyszą mnie.

I echo od dalekich gór
Przynosi dźwięk,
Przywraca oddech lekki znów,
Zagłusza lęk.

tłum. Izabella Migal

Na urwisku

Skała – i ani kroku naprzód.
Ostre krawędzie, gołe, śliskie.
I drzewo jest jak drzewce flagi
W skalistej pięści nad urwiskiem.

Tuman obejmie mi kolana,
Oczy zasłoni biały dym,
Wszystkie światełka ludzkich istnień
Okryją się całunem mgły.

Wytrzymać – póki widzę w górze
Znak żywy, co się nie dał mgle.
Samotna flaga wśród kamieni
Jak jasny rozkaz wzywa mnie.

tłum. Anastazja Tymińska
*Warłam Szałamow (1907-1982) – rosyjski poeta i prozaik, za tzw. kontrrewolucyjną działalność antysowiecką trzykrotnie sądzony i skazywany na ciężkie roboty w łagrach
na Uralu, w sumie więziony blisko 20 lat (1929-1931 i 1937-1951), pod koniec życia uznany
za psychicznie chorego i siłą przewieziony do szpitala psychiatrycznego, zmarł dwa dni później
na zapalenie płuc, spowodowane prawdopodobnie warunkami transportu. Autor wierszy, opowiadań i wspomnień literackich o terrorze stalinowskim.


Obrazek

Stalinowski łagier dla więźniów politycznych na KołymieRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 09.06.09 o godzinie 13:31
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Artur Lundkvist

* * *


Noc przyszła z łomotem kolb karabinów o drzwi,
noc o wargach z kamienia, podobna do czarnego sarkofagu.
A jednak błyszczała w zaciemnionym oknie złota listewka światła.
O domu nasz, domu! Szuflady z wyrzuconymi papierami
niby poprzewracane wozy, kominek zapchany
na wpół spalonymi listami, krople stearyny
jak odchody gołębi na stołach, krzesłach, podłodze:
obnoszony w koło drżący płomień
jego gorące łzy spadające na palce.

Jej brwi jak skrzydła jaskółki w błysku ręcznej latarki.
Nigdy nie przypadała pośpiesznie w polu, do bruzdy po pługu,
nie wycierała się garścią trawy. Nasz kraj!
Zdyszane głosy rozmawiały cicho z bogiem Ucieczki.
Ręka ukochanego była chłodna jak kolba pistoletu.
Deszcz zacinał ciała przyciśnięte do kamieni.
Ludzie majaczyli jak wypalone pnie
w amarantowym ogniu brzasku. Pończochy trzymano
w pogotowiu, żeby je nawlec na wiosła: wiaderko
do piasku, z malunkami wesołych zwierzątek, miało
służyć do czerpania wody z dnia łodzi.
Przełykana ślina była zimna.
I ptak śpiewał nie pojmując, nie pojmując.

tłum. ze szwedzkiego Zygmunt Łanowski
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Yusef Komunyakaa

Telewizja gałek ocznych


Siedzi skulony w dole
przykrytym listowiem bambusa,
przywołując setki twarzy
z „Kocham Lucy”, „Dragnet”,
„Ja Szpieg” i „Ed Sullivan Show”.
Maleńki otwór światła informuje,
kiedy jest dzień. Dźwięki
docierają jak brzęk pszczół
złapanych w butelkę po coli.
Kiedy zanosi się śmiechem
nad „Ptaszkiem i Kojotem” na szóstce,
przenikliwy ból przestaje douczać.
Trzymając świat w obiektywie
w swojej samotnej celi, ogląda
eksplozję jednoosobowej orkiestry
Spike’a Jonesa. Po dwóch minutach
Marylin Monroe nago
siedzi na okrągłej białej sofie,
która rozpływa się w chmurę.
Potrząsając głową, żeby
odzyskać jej obraz, zauważa,
że przyciska pionowe i poziome
guziki, lecz tylko dźwięk fortepianu
Liberace wpływa w odcięty
krajobraz. Słyszy stanowcze,
ciężkie kroki strażników,
którzy idą po niego. Obraz
przechodzi w dźwięk moczu,
który kapie mu na czoło,
kiedy próbuje czytać z ust Waltera Cronkite’a.*

1988

tłum. Katarzyna Jakubiak

*Walter Cronkite – jeden z najbardziej znanych i zasłużonych dziennikarzy amerykańskich, był korespondentem prasowym w czasie II wojny światowej i wojny w Wietnamie, w latach 1962-1981 - prezenterem telewizyjnym w „Evening News” w sieci CBS, relacjonował najważniejsze dla USA wydarzenia: kryzys kubański, zabójstwo Johna Kennedy’ego, lądowanie na Księżycu, aferę Watergate i in. – przyp. R. M.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Günther Herburger

Efez


Wdowa płakała
dnie i noce
nad zwłokami męża,
gdy młody wojownik,
który strzegł wisielca,
przyszedł do niej.

Później, wisielec
został wykradziony,
strażnik chciał się zabić.
Nie, rozkazała wdowa,
lepiej powiesić zmarłego,
niż ujrzeć kochanka wbitego na pal.

tłum. Piotr Piaszczyński
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Abd Al-Wahhab Al-Bajati

Donosiciel


On jest jak beczka:
głowa tam gdzie brzuch, a brzuch tam gdzie głowa:
język jego jest ostry,
zna na pamięć wiersze al-Mutanabbiego.
Sam też pisuje wiersze, ale nie do rymu,
bo myli się w recytacji i plącze przypadki.
W jego oczach błyskają linie, cyfry i litery.
Liczy pieniądze, które przechodnie trzymają w kieszeniach: raz więcej, a raz mniej.
Powtarza to, co mówi, co powiedział imam
na piątkowym kazaniu albo na pogrzebie.
Opanował sztukę kłamstwa i fałszerstwa.
Płynie na każdej fali, ale często spada,
nim zdoła dotrzeć do bezpiecznych brzegów.
Ma piersi prostytutki nago leżącej na słońcu,
która biodra rozwiera za byle grosz;
na rogi kozła albo nosorożca
i uśmieszek pederasty.
Rankiem jego język jak sznur na pranie, wieczorem zaś jest piłą,
która rozcina ciała zmarłych,
żelazo i kamienie.
Jest ścierką, co boskie słowa wymazuje.
Widziałem go w miastach Wschodu, na bazarach, żałoba spluwa mu w oczy.
Upodlony jak alfons leży gdzieś na bruku,
oczami śledzi kroki i słowa padające z ust.
Czyta, co dzieci pisały w zeszytach,
co piszą na strzępach gazet
i w dziecięcych książkach.
Śledzi ptaki w kryjówkach, odgradza je ścianą.
Poprawia sznurówki
kochankowi światła, którego pod murami szarpią sępy,
wyrusza w podróż na krzyżu, jest, istnieje,
odrzuca i jego odrzucają.
On jest jak beczka,
pojawia się zawsze, wszędzie jest świadkiem, nawiedzanym przez stada alfonsów
w świątyni tyranów.
W szeregach złodziei, wśród donosicieli
Okrada ofiary skazane na śmierć.
Przed katem i ofiarą recytuje wiersze;
przez historię, przez napomnienia
kończy, jak kończą złodzieje i łotry:
jest niewolnikiem panów, na sprzedaż i do wynajęcia.

tłum. z arabskiego Janusz Danecki
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Anna Kamieńska

Matce księdza Jerzego Popiełuszki


Żeby nie był odchodził z domu
żeby nie miała tej łaski być matką kapłana
siedzieć ważnie na prymicjach
teraz nie szumiałoby radio Popiełuszko Popiełuszko
jakby kto siał popiół po całym świecie
a taki był
a taki prawdomówny
że tego nie wypowie bezradność matczyna
utopili mi go pięknego świętego w szlamie rzeki
Wolałaby dziś nie być tą Polką struchlałą
jak Maryja pod krzyżem
wolałaby pochować w białostockim piaseczku.

Tłoczymy się dzisiaj przy jej sercu
a jej ręce leżą ciężko jak dwa kamienie
I jak ja teraz pójdę po wodę do studni
i jak kurom sypnę ziarna
piszą do mnie biskupi doktorzy
nie dla mnie te cierpiętliwe honory
ja jestem prosty ból do samego nieba.

31 października 1984 r.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Ewa Najwer

Wieża strażnicza


Pamięci ks. Jerzego

Widzieliśmy z jej lunet każdy wóz,
nawet maskoty w kabinach i ściegi tapicerki,
policzyć mogliśmy każdy worek i skrzynię
Cokolwiek szło przez most – mieliśmy na wizjerze.

Widzieliśmy wzdłuż rzeki dymiące kominy, osiedla i lasy,
i mrówki ludzkie, i drobny śrut samochodów.

Byliśmy tu, aby strzec tamy i bezpieczeństwa
na obu brzegach. W razie czego dawaliśmy znać.

Ale tej nocy październikowej widocznie zadrzemaliśmy.
Było wilgotno i ciepło jak pod stosem liści. Psy szczekały
jakby czuły z daleka wilka. Ociemniałe miasto spało.

Lśniła wężowa skóra asfaltu,
natłuszczona światłem wysokich mostowych lamp. Kolejarz
rowerem wracał z pracy. Klucząc błąkał się kundel. Nic
nie było godnego uwagi.
Nie dojrzeliśmy samochodu
z przyćmionym, jak mówią, światłem, mężczyzn, co wydobyli
z bagażnika ładunek związany sznurami i wór. Głucho
zrzucili to na asfalt. Nie słyszeliśmy głosów, tylko ich
zdyszane oddechy. I jęk.
Ciężar wora szarpnął za sznury
balot oparty na barierze. Poszło to w dół i w głąb.
Gdzieś pod tamę, w kotłowisko ciemności.

Pies podbiegł do balustrady węsząc krew
i zawrócił ze zjeżoną sierścią.
Ich już nie było.
Stan porządku i ciemność trwały nie naruszone –
od tej chwili – na pewno – utrwalone na zawsze.

Nie ma w księdze wieży strażniczej zapisu.

Myśmy nic nie widzieli.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Przemoc w majestacie prawa

Stanisław Czycz*

Brama


Poranek Czyste niebo
na listkach brzóz rosa
Promień w kropli przełamuje się różowo
W r z a s k c z ł o w i e k a k t ó r e m u w y ł u p u j ą o c z y

świergot ptaków
odległa muzyka
szepty
miły czysty głos
(nie mów nic nie mów)
W r z a s k c z ł o w i e k a k t ó r e m u
z a l e w a j ą u s z y w r z ą c y m o ł o w i e m
Dotyk ciepłej ręki o gładkiej skórze
ciało piękne ciało kiedyś marzone
W r z a s k o d z i e r a n e g o z e s k ó r y

Odarty odsłonięty do wnętrza do koloru czerwonego diabła
ślepnę w światłach rosy
w świrze ptaków
przelewającym mi się skwierczeniem ołowiu w palonych zwojach mózgu

w objęciach w dotykach
które nagle odskakują ode mnie
jak różowe eksplozyjne płomyki
czuję ich lepkie szarpnięcia
na gołych piekących w uścisku powietrza mięśniach

Nie
Przecież widzę Brzozy trawa barwne wycieczki I słyszę ich gwar

I nic tu więcej
To tylko idiotyczne wyczulenie marzonymi w dzieciństwie bliskimi oczami i słowami i dotykami
których nie ma

zostały tu wdeptane tu w ziemię
rozwiane w powietrzu

co

Czemuż więc to wycie męki
w śmiesznej pustej klatce z kolczastych drutów

w których nie ma nawet napięcia

Choć słyszę blisko szum rzężenie drutów porażanych prądem
otaczają mnie oplatają
Uciec
o uciec

Komedia unerwień

- -

Brzozy
Słońce poranka

Dalekie pianie koguta

Na trawie
flaszka z wódki

Dalej
w krzakach
pijana para

rozebrana kobieta
rozchyla szeroko nogi na trawie porastającej popioły spalonych ludzi
Biała brama szeroko rozwarta różowa u szczytu brama
Chichot

Można stąd wyjść
Oto jedna z bram

Oświęcim - Brzezinka 1955

z tomu "Tła", 1957; wersja poprawiona w "Wybór wierszy", 1979

*Notka o autorze w temacie Erotyka, wiersz jest też w temacie Drzwi
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 25.07.09 o godzinie 08:24

Następna dyskusja:

HORROR W MAJESTACIE PRAWA!




Wyślij zaproszenie do