Temat: typo3 vs Joomla
Miłosz W.:
Ja bym chętnie podyskutował na inny temat.
"Jeśli nie Joomla, to co?"
... w co warto się zagłębić?
Można zetrzeć zęby próbując na odpowiedzieć na to.
Czasy takie, że znajomość jednego systemu przestaje wystarczać.
Patrzę coraz to łaskawszym okiem na oprogramowanie made in china i russia, ale bariera językowa mocno mnie ogranicza. I to jest zaporą nie do przejścia, bowiem jak tu zgłębić arkana zaplecza i dokumentacji, gdy nad wisłą angielskim się włada w IT.
No i odwieczny problem z czasem.
I np. czy są komercyjne ciekawe rzeczy, bo czasem jest budżet na dodatki i nie wiadomo, czy szukać czegoś dobrego do J, czy zlecać zewnętrznie, czy jak...
Miałem starcie w tym biegu przez płotki. Płotków jest nawet sporo, ciekawie pomalowanych.
Zatrzymałem się na drugim o wyglądzie zbliżonym do
"zapłać 5-10-15 tys, a będziesz mógł testować wzdłuż i wszerz" (pierwszy dotyczył zaplecza technicznego - zgoła da się obejść wszystko).
Dla małej i średniej firmy oraz freelancerów nie do przeskoczenia. A podejście "nie damy ukraść naszego produktu" (dostęp co najwyżej do backendu administracyjnego gotowej wersji demo, często z bodaj wszystkim co fabryka dała) jest równocześnie tym samym co "nie chcemy zarobić". Oczywiście tkwi w tym drugie dno, bo ja z kolei zakładam, że gnój w kodzie może być straszliwszy niż w opensource i grzebanie się w nim będzie samobójczą próbą utopienia.
Natomiast mając możliwość już choćby takiego finansowania złożę grupę developerów i niech klepią system skrojony pod wszystkie moje potrzeby, mieszczący się w budżecie wraz modularnością otwierającą go na dalszy rozwój. Przy czym nie jestem zależny od kaprysów firmy trzeciej. Święty spokój sporo kosztuje. A stracić własnego klienta nie ze swojej winy można błyskawicznie.
Tomasz S.:
O ile dla redaktorów zarządzanie treścią w Typo3 jest proste, od administratorów wymagana jest już większa znajomość skryptu o tyle programiści mają nie lada orzech do zgryzienia. Ci ostatni potrzebują często kilku tygodni, a nawet kilku miesięcy by w miarę dobrze poznać system.
Tym jednym skwitowałeś brak popularności tej platformy.
Aby uzyskać efekt złotego środka między użytecznością a poziomem skomplikowania, nakład na obróbkę i skrawanie tego systemu jest ogromny.
Kilka miesięcy nie jest pod żadnym pozorem przesadzone.
Natomiast twój case wspomina o kliencie, który nie chce widzieć J na rzecz Typo.
Miałem przygody z Typo (poniekąd traumatyczne) i odwrotnie do powyższego, klienci nie chcieli tego oglądać więcej na oczy, pytając czy można migrować na J.
Na dwoje babka wróży. Sedno tkwi w tym co klient otrzyma na samym końcu i ile to będzie kosztować (nie mam tu na myśli finansów).
Postaw go przed jakąkolwiek platformą w surowej postaci i niech wybiera, bez dostępu do jakiejkolwiek wiedzy o nim. Gwarantuję, że cokolwiek by to nie było, będzie zbyt skomplikowane. Nawet Joomla.
Tomasz S.:
Przykłady jakie tu prezentują są ok
Nie są ok. Żadne tak zaprezentowane przykłady nie są ok.
Pokazują tylko efekt końcowy, który można uzyskać bez względu na to, jaka została wybrana platforma do zarządzania treścią.
Aby były ok w choć minimalnym stopniu, należałoby podać choć krótki zarys przedsięwzięcia, ilość osób pracujących przy tym i czas od rozpoczęcia do odpalenia wersji produkcyjnej. To pokazuje prawdziwą skalę przedsięwzięcia.