Żeby dorobić, trzeba będzie założyć firmę

Zgodnie z projektem nowego Kodeksu pracy zatrudnienie na innej umowie niż etat będzie wyjątkiem. Z rynku zniknąć mają dobrze znane umowy zlecenia i o dzieło, a w ich miejsce pojawią się umowy o pracę sezonową, dorywczą lub pracę nieetatową. Oznacza to, że osoby, które aktualnie dorabiają do etatu na umowach cywilnoprawnych, chcąc utrzymać obecne zasady współpracy, będą musiały założyć działalność gospodarczą.Zgodnie z propozycjami Komisji Kodyfikacyjnej wykonywanie usług na umowie zlecenie lub umowie o dzieło będzie dopuszczalne wyłącznie w ramach samozatrudnienia. Pracownik, chcący legalnie dorobić do etatu, będzie musiał założyć działalność gospodarczą albo podpisać umowę o pracę z kolejnym pracodawcą. Co to w praktyce oznacza?

– Jeśli nauczyciel angielskiego zechce udzielać prywatnych lekcji, będzie musiał założyć działalność gospodarczą. Jeśli pielęgniarka zamierza dodatkowo pracować w innym szpitalu na zlecenie, to także musi być przedsiębiorcą – wyjaśnia wiceprzewodnicząca Komisji Kodyfikacyjnej Prof. Monika Gładoch. – Dotyczy to każdego, kto zechce dorabiać do pensji. Na dotychczasowych zleceniach lub umowach o dzieło nie będzie można świadczyć usług bez zarejestrowania działalności – podkreśla Gładoch.

Wedle obowiązujących przepisów osoby zatrudnione na etacie mogą bez przeszkód dorabiać dzięki umowie zlecenia lub o dzieło. Jest to dla nich rozwiązanie nie tylko wygodne, ale również opłacalne, ponieważ nie muszą płacić składek na ubezpieczenie emerytalno-rentowe i zdrowotne. Do zapłaty pozostaje im jedynie podatek. 

Nowe propozycje oznaczają dla pracowników dodatkowe koszty w związku z rejestracją działalności gospodarczej lub konieczność opłacania pełnych składek również od tego, co legalnie dorobią do etatu. W efekcie na ich konta wpłynie mniej pieniędzy, za to wzrosną składki wpłacone na ZUS, co powinno przełożyć się na wyższą emeryturę.

– Te pomysły to terapia szokowa dla rynku pracy. Miałyby sens, gdyby pracownicy na etacie zarabiali tak wiele, że dorabianie stałoby się zbędne lub bardzo rzadkie. Przynajmniej jeden skutek wprowadzenia proponowanych zmian jest pewny. To wzrost szarej strefy – ostrzega M. Gładoch.