Jak rekrutować i nie zwariować, czyli o problemach, które znają (chyba) tylko rekruterzy

Rekrutacja to ciężka sprawa. Klient dzwoni, manager nalega, kandydat odrzuca ofertę. Oczekiwania obu stron są jak zwykle wysokie, a oferowane warunki oderwane od rzeczywistości. Jak tutaj pogodzić wszystko (oraz wszystkich) i z sukcesem zamknąć proces rekrutacyjny? Jak się odnaleźć i jak nie zwariować?

Gdzie się podziali kandydaci?

Ogłoszenie opublikowałeś już dwa dni temu, a przyszło całe zero aplikacji. Sprawdzasz jeszcze raz. Żadna, ani jednej. Ale jak to? Telefon milczy, a skrzynka odbiorcza jest pusta. Zachodzisz w głowę, co zrobiłeś nie tak. Może twoje ogłoszenie w ogóle się nie pojawiło, a może to ogólnoświatowa awaria Internetu? Wreszcie powątpiewasz w sens tej rekrutacji, a w kolejnym stadium – sens twojego zawodu.

Teraz, kiedy już kończysz pić kolejną kawę i bierzesz pod lupę to feralne ogłoszenie, odpowiedz sobie szczerze na pytania:

  1. Czy naprawdę jesteś „liderem branży”?
  2. Czy oferujesz „ciekawą i pełną wyzwań pracę z atrakcyjnym wynagrodzeniem”?
  3. Czy zastrzegasz, że skontaktujesz się tylko z wybranymi kandydatami?

Jeśli na co najmniej dwa pytania odpowiedziałeś TAK, to już wiesz, gdzie jest pies pogrzebany. Cytując klasyka: rekruterze, nie idź tą drogą!

Bo w świecie rekrutacji też panuje znana w innych dziedzinach zasada: wyróżnij się albo zgiń. Albo… pij kolejną kawę i czekaj, aż konkurencja sprzątnie ci idealnego kandydata sprzed nosa – ot, prawo (rekrutacyjnej) dżungli. Pamiętaj, że jesteś w niej nie tylko rekruterem-łowcą, ale także marketingowcem i sprzedawcą w jednym.

Kandydaci są, ale nie spełniają wymagań

Inna sytuacja: aplikacji jest co prawda cała masa, ale wiele z nich zupełnie nie pasuje do poszukiwanego profilu. Niespokojnie kręcisz się w fotelu i zastanawiasz, czy źle się wyraziłeś? Dlaczego aplikują kandydaci bez doświadczenia, bez książeczki sanepidu, bez prawa jazdy? Czy nie rozumieją frazy „warunek konieczny”?

A kolejna sprawa, że niektórzy pozwalają sobie na małe (lub większe) kłamstewka. Myślisz, że znalazłeś idealnego kandydata, ale już po pierwszej rozmowie okazuje się, że jego znajomość angielskiego jest trochę gorsza niż opisał w CV. I że wcale tak dobrze nie zna Photoshopa, a autem jeździł ostatnio 5 lat temu, na egzaminie… Pozostaje nadzieja, że w gąszczu tak różnych kandydatur znajdziemy tę właściwą, a jeśli kandydat podkoloryzował swój życiorys – że w porę to wykryjemy.

Klient lub manager nie akceptuje wyboru, bo kandydat jest za młody/stary/za mało doświadczony/wpisz inny powód

W końcu się udało. Znalazłeś idealnego kandydata, który ma odpowiednie umiejętności i doświadczenie. Na dodatek firma jest w stanie sprostać jego oczekiwaniom finansowym. Pewny swego rekomendujesz jego aplikację klientowi bądź managerowi. Niestety, druga strona nie podziela twojego entuzjazmu. Dlaczego? Do końca nie wiadomo… Klient się rozmyślił, zmienił oczekiwania lub wstrzymał proces.

Na nic tłumaczenia, że przecież to ideał, że takiego to ze świecą szukać (a mimo to, ty go znalazłeś!). Zdemotywowany, dziękujesz kandydatowi za udział w procesie i niebawem rozpoczynasz poszukiwania na nowo. Ale… czy znajdziesz równie dobrego?

Rekrutacja zaczyna przypominać rosyjską ruletkę – nie wiadomo, czy tym razem trafisz z wyborem, bo wymagania wciąż się zmieniają (a najczęściej rosną). Wtedy niezbędna okazuje się:

Szklana kula – potrzebna od zaraz

Twoja praca, generalnie rzecz biorąc, polega na odgadywaniu i czytaniu w myślach. Notorycznie zgadujesz, o co chodzi klientowi czy managerowi, gdy odrzuca kandydaturę idealną na dane stanowisko. No bo przecież nie ma dla ciebie czasu, by dokładnie porozmawiać o swoich wątpliwościach…

Mało tego, rekruterzy zgadują też w myślach kandydata: co chciał wyrazić przez swoje zdjęcie z CV, czemu przesłał przepis na kurczaka w cieście francuskim zamiast aplikacji albo jaki jest jego numer telefonu (bo go nie podał w CV). Domyślimy się również, dlaczego kandydat nie pojawił się na rozmowie kwalifikacyjnej i czemu nie odbiera telefonu.

Ścigasz się z czasem

Każdy proces jest „na wczoraj”. Musisz rekrutować pracowników szybko i skutecznie. Na dodatek zawsze być o dwa kroki przed konkurencją. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że kandydat bierze udział w kilku rekrutacjach i nierzadko może przebierać w ofertach. Dlatego nigdy nie zwlekasz, bo wiesz, że twój dzisiejszy kandydat może już jutro być pracownikiem konkurencji.

Nie masz życia poza pracą… przynajmniej innym się tak wydaje

Szósta rano, siódma wieczór, a nawet weekend – każda pora jest dobra, by zadzwonić do rekrutera. Bo skoro kandydat nasze ogłoszenie znalazł w niedzielę o 17, to zadzwonić należy od razu. Przecież każda godzina zwłoki oddala go od wymarzonej posady. Co ważne, po drugiej stronie zawsze ktoś powinien być! Nie to, że rekruter ma weekend – nic z tych rzeczy. Rekruterem jest się ZAWSZE. A jeśli dzwoni idealny kandydat, którego już tyle czasu szukamy, to… no już dobra, odbieramy. Obiecując sobie (rzecz jasna), że to już ostatni raz. Ale tylko do kolejnego telefonu, kiedy znowu pokusa odebrania jest taka duża. W końcu w rekrutacji nie chodzi o to, by gonić króliczka, ale by jednak go złapać…

Ale praca rekrutera to jednak nie tylko zamknięte procesy i wystawione faktury. To też kopalnia świetnych ludzi. Takich, którzy powiedzą: „Pani Katarzyno, super, że dostałem tę pracę!” i z którymi my też będziemy się cieszyć i kibicować im. Sama wiem, jakie to niepowtarzalne uczucie, dostać wiadomość od kandydata po latach, że awansował, że pnie się po szczeblach kariery. To najlepszy element mojej pracy.

Dodaj komentarz