Wypowiedzi
-
Juan Ramón Jiménez
Madrygał
Spójrz na niego, Srebrzynku. Trzykrotnie - niby konik cyrkowy po swym torze - okrążył cały ogród, biały jak lekka fala samotna w łagodnym morzu światła - i znowu zniknął za murem. Wyobrażam go sobie na krzaku dzikiej róży, tam z drugiej strony; widzę go niemal poprzez wapno. Spójrz, bo już jest z powrotem. Naprawdę to dwa motyle. Jeden biały - on; a drugi czarny - jego cień.
Są, mój Srebrzynku, piękności tak świetne, że inne próżno chciałyby je zaćmić. Jak na twym pyszczku oczy są czarem największym, gwiazda jest nim wśród nocy, róża
i motyl wśród ogrodu rankiem.
Srebrzynku, jak ładnie lata! Z jaką radością musi się unosić! To tak jak dla mnie, szczerego poety, uciecha wiersza. Cały, aż po swą duszę, zagłębił się w locie; zda się, że więcej nic nie obchodzi go w świecie, chciałem powiedzieć - w ogrodzie.
Cicho, Srebrzynku... Patrz jeszcze. O, jak rozkosznie tak lecieć, bez skazy czystym!
rozdział 131 książki „Srebrzynek i ja”, 1997
tłum. Janusz Strasburger
w wersji oryginalnej pt. „Madrigal”
w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańskaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.10 o godzinie 15:36 -
Juan Ramón Jiménez
Uwiązany pies
Przyjście jesieni jest dla mnie tym uwiązanym psem, mój Srebrzynku, który szczeka przeciągle i czysto w samotności dziedzińca, podwórka czy ogrodu, co po południu zaczynają przenikać zimnem i smutkiem... Zawsze, gdziekolwiek bym nie był, Srebrzynku, w te dni, które stają się coraz bardziej żółte, słyszę owego psa uwiązanego, szczekającego ku zachodowi słońca.
Jego szczekanie, bardziej niż cokolwiek innego, przysparza mi radości. Są to chwile, kiedy całe życie uchodzi w oddalającym się złocie, jak serce skąpca w ostatniej uncji skarbu, co przepada. A złoto ledwie istniej, chciwie skupione w duszy i rozsyłane przez nią we wszystkie strony - tak jak dzieci chwytają słońce kawałkiem lusterka i przenoszą je na ocienione ściany, łącząc w jednym obrazie wizerunek motyla i suchego liścia.
Czeredy wróbli i kosów podrywają się z gałęzi na gałąź pomarańczowego drzewa lub akacji, coraz wyżej wstępując wraz ze słońcem. Słońce staje się różowe i lila... Piękno uwiecznia przelotną chwilę bez tętna, niby umarłą na zawsze, lecz jeszcze żywą.
A pies przenikliwie i zajadle szczeka na piękno, czując być może, jak ono umiera...
rozdział 86 książki „Srebrzynek i ja”, 1997
tłum. Janusz Strasburger
w wersji oryginalnej pt. „El perro atado”
w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańskaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.10 o godzinie 15:11 -
Juan Ramón Jiménez
Srebrzynek
Srebrzynek jest nieduży, kosmaty i miękki; tak pulchniutki na zewnątrz, że zdaje się cały z waty, jak gdyby nie miał kości. Tylko błyszczące dżety jego oczu mają twardość chrabąszczy z czarnego kryształu.
Kiedy puszczam go wolno, odchodzi na łąkę i ciepłym swoim pyskiem - muskając je zaledwie - pieści kwiatki niebieskie, różowe i żółte. Przyzywam go łagodnie: Srebrzynku? - i zbliża się do mnie wesołym truchcikiem, co rzekłbyś, że się śmieje jakimś dzwonieniem nadziemskim.
Je, cokolwiek mu daję. Uwielbia mandarynki, złociste winogrona, całe jakby
z bursztynu, fioletowawe figi z ich kryształową kroplą miodu...
Czuły i pieszczotliwy jest jak dziecko, jak dziewczynka; ale wewnątrz silny i krzepki jak z kamienia. Gdy spaceruję na nim w niedzielę przez ostatnie zaułki miasteczka, ludzie z pól, ustrojeni odświętnie i stateczni, przypatrują mu się ze znawstwem:
- Ma w sobie stal...
Ma w sobie stal. I stal, i księżycowe srebro jednocześnie.
rozdział 1 książki „Srebrzynek i ja”, 1997
tłum. Janusz Strasburger
w wersji oryginalnej pt. „Platero”
w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.10 o godzinie 15:09 -
Juan Ramón Jiménez*
Nokturn
Ja nie wrócę. I w nocy
ciepłej i łagodnej
uśnie świat w promieniach
samotnego księżyca.
Mego ciała tam nie będzie,
kiedy przez otarte okno
wpadnie zimny wiatr od morza,
pytając o moją duszę.
Nie wiem, czy po tylu latach
będzie mnie kto oczekiwał.
Lub całował me wspomnienie
między łzami i pieszczotą.
Ale będą gwiazdy, kwiaty,
i westchnienia, i nadzieje,
będzie miłość w tych alejach
ocienionych gałęziami.
I zadźwięczy to pianino,
jak teraz, cichą nocą,
lecz go nikt nie będzie słuchał,
w moim oknie, zadumany.
tłum. Jan Winczakiewicz
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki do polskich
przekładów w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańskaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 22.05.11 o godzinie 06:39 -
Juan Ramón Jiménez*
Pod górę
O wielki migdałowcu, obsypany kwieciem,
biała korono księżycowej ciszy,
pień twój czarny w zupełnym spokoju półcienia!
Jakże, dążąc ku tobie po urwistym stoku,
nabieram przekonania, że wrastasz swym rdzeniem
w głąb mego ciała
i że rozgwieżdżasz duszą moją całe niebo!
tłum. Beata Janke
*notka o poecie, inne jego wiersze i linki
w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańskaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.10 o godzinie 14:58 -
Juan Ramón Jiménez*
Wiersz
Wyrywam z korzeniem nać,
jeszcze pełną rannej rosy.
Oh, jak tryska ziemia
mokra i pachnąca,
oślepienie, deszcz gwiazd
na moje czoło, na oczy!
Wolny –
skazany wszędzie
na ból samotności.
tłum. Jan Winczakiewicz
*notka o poecie, inne jego wiersze i linki
w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańskaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.10 o godzinie 14:56 -
Juan Ramón Jiménez (1881-1958) – poeta hiszpański. Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury otrzymał w 1956 roku. W uzasadnieniu jej przyznania czytamy: „za poezję liryczną, wzór wielkiego ducha i czystości artystycznej w hiszpańskiej poezji.”
Świt
Gałęzie wicher ugina
wraz ze śpiącymi ptakami.
Trzy razy mruga latarnia
zielonym okiem. Świerszcz zamilkł.
Jakże daleko huragan
rozproszył rzeczy powszednie!
Jak trudne jest to, co łatwe,
a drogi jakże zamknięte!
Wygląda jakby zmienione
wszystko. Lecz w blasku mistycznym
widzimy piaski i kwiaty,
gdzie wczoraj wieczorem znikły.
tłum. Beata Janke
Światło
Czemuż ta woń, co łączy
nieskończoność i ciało,
w popołudniu spokojnym?
Od jakiej nadchodzącej i promiennej
kobiety idzie ku mnie jak wspomnienie
przyszłego szczęścia?
tłum. Janusz Strasburger
notka o poecie, inne jego wiersze i linki
w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańskaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.10 o godzinie 14:47 -
Juan Ramón Jiménez (1881-1958) – poeta hiszpański, laureat literackiej Nagrody Nobla za 1956 rok. Urodził się w Moguer w Andaluzji, kształcił w Kolegium Jezuickim, a potem
w wieku 15 lat rozpoczął studia prawnicze w Sewilii. Publikował już wówczas swoje wiersze
w lokalnej prasie. W 1900 roku wyjechał do Madrytu, gdzie ukazały się jego dwa pierwsze tomiki poezji: „Nenufary” 1990) i „Almas de Violeta” 1990). Sukcesy literackie przerwała nagła śmierć jego ojca. Poeta przeżył to bardzo boleśnie i na długie lata popadł w silną depresję. Leczył się w klinice psychiatrycznej w Bordeaux, skąd podróżował często do Włoch i Szwajcarii. W 1906 roku powrócił do Hiszpanii i odbył na osiołku kilka długich wycieczek po Andaluzji. Powstała wtedy jedna z jego najgłośniejszych książek, zbiór liryków pt. „Platero
y yo” (1917). Do wybuchu wojny domowej Jiménez mieszkał w Madrycie,gdzie pracował jako redaktor i recenzent lokalnej prasy. W 1916 roku poślubił Zenobię Camprubí, która wzięła na siebie cały ciężar utrzymania ich rodziny. Dzięki temu Juan Ramón mógł całkowicie poświęcić się pracy literackiej. W czasie wojny domowej państwo Jiménez włączyli się aktywnie do kampanii pomocy dla osieroconych dzieci. Wiele z nich znalazło schronienie w ich domu. Poeta otrzymał w tym czasie propozycję objęcia stanowiska radcy kulturalnego przy ambasadzie hiszpańskiej w Waszyngtonie. W 1936 roku razem z żoną opuścił Hiszpanię
i nigdy już do niej nie wrócił. Mieszkał w USA i na Kubie, a od 1951 roku w Puerto Rico.
W 1956 roku przyznano mu Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Opieka nad ciężko chorą
i umierającą żoną nie pozwoliła mu odebrać nagrody osobiście. Juan Ramón Jiménez zmarł półtora roku później w wieku 77 lat. Został pochowany wraz z żoną w Moguer, a w jego rodzinnym domu znajduje się obecnie muzeum.
A mi alma
Siempre tienes la rama preparada
para la rosa justa; andas alerta
siempre, el oído cálido en la puerta
de tu cuerpo, a la flecha inesperada.
Una onda no pasa de la nada,
que no se lleve de tu sombra abierta
la luz mejor. De noche, estás despierta
en tu estrella, a la vida desvelada.
Signo indeleble pones en las cosas.
luego, tornada gloria de las cumbres,
revivirás en todo lo que sellas.
Tu rosa será norma de las rosas;
tu oír, de la armonía; de las lumbres
tu pensar; tu velar, de las estrellas.
przekład Zofii Szleyen pt. „Mojej duszy”
w temacie Trochę o duszy
Yo no soy yo
Soy este
que va a mi lado sin yo verlo;
que, a veces, voy a ver,
y que, a veces, olvido.
El que calla, sereno, cuando hablo,
el que perdona, dulce, cuando odio,
el que pasea por donde no estoy,
el que quedará en pié cuando yo muera.
przekład Beaty Janke pt. „Ja to nie ja”
w temacie Sobowtóry w życiu i fikcji literackiej
PLATERO Y YO
(Elegía andaluza)
Capítulo 1 - Platero
Platero es pequeño, peludo, suave; tan blando por fuera, que se diría todo de algodón, que no lleva huesos. Sólo los espejos de azabache de sus ojos son duros cual dos escarabajos de cristal negro.
Lo dejo suelto, y se va al prado, y acaricia tibiamente con su hocico, rozándolas apenas, las florecillas rosas, celestes y gualdas... Lo llamo dulcemente: ¿Platero?
y viene a mí con un trotecillo alegre que parece que se ríe en no sé qué cascabeleo ideal...
Come cuanto le doy. Le gustan las naranjas mandarinas, las uvas moscateles, todas de ámbar; los higos morados, con su cristalina gotita de miel...
Es tierno y mimoso igual que un ni?o, que una niña...; pero fuerte y seco por dentro como de piedra. Cuando paso sobre él, los domingos, por las últimas callejas del pueblo, los hombres del campo, vestidos de limpio y despaciosos, se quedan mirándolo:
- Tien' asero...
Tiene acero. Acero y plata de luna, al mismo tiempo.
przekład Janusza Strasburgera pt. „Srebrzynek”
w temacie Zwierzęta w ZOO i nie tylko tam
Capítulo 86 - El perro atado
La entrada del otoño es para mí, Platero, un perro atado, ladrando limpia y largamente, en la soledad de un corral, de un patio o de un jardín, que comienzan con la tarde a ponerse fríos y tristes... Dondequiera que estoy, Platero, oigo siempre, en estos días que van siendo cada vez más amarillos, ese perro atado, que ladra al sol de ocaso...
Su ladrido me trae, como nada, la elegía. Son los instantes en que la vida anda toda en el oro que se va, como el corazón de un avaro en la última onza de su tesoro que se arruina. Y el oro existe apenas, recogido en el alma avaramente y puesto por ella en todas partes, como los niños cogen el sol con un pedacito de espejo y lo llevan a las paredes en sombra, uniendo en una sola las imágenes de la mariposa y de la hoja seca...
Los gorriones, los mirlos, van subiendo de rama en rama en el naranjo o en la acacia, más altos cada vez con el sol. El sol se torna rosa, malva... La belleza hace eterno el momento fugaz y sin latido, como muerto para siempre aún vivo. Y el perro le ladra, agudo y ardiente, sintiéndola tal vez morir, a la belleza...
przekład Janusza Strasburgera pt. „Uwiązany pies”
w temacie O przemijaniu...
Capítulo 131 – Madrigal
Mírala, Platero. Ha dado, como el caballito del circo por la pista, tres vueltas en redondo por el jardín, blanca como la leve ola única de un dulce mar de luz, y ha vuelto a pasar la tapia. Me la figuro en el rosal silvestre que hay del otro lado y casi la veo a través de la cal. Mírala. Ya está aquí otra vez. En realidad, son dos mariposas: una blanca, ella; otra negra, su sombra. Hay, Platero, bellezas culminantes que en vano pretenden otras ocultar. Como en el rostro tuyo los ojos son el primer encanto, la estrella es el de la noche y la rosa y la mariposa lo son del jardín matinal.
Platero, ¡mira qué bien vuela! ¡Qué regocijo debe de ser para ella el volar así! Será como es para mí, poeta verdadero, el deleite del verso. Toda se interna en su vuelo, de ella misma a su alma, y se creyera que nada más le importa en el mundo, digo, en el jardín.
Cállate, Platero... Mírala. ¡Qué delicia verla volar así, pura y sin ripio!
przekład Janusza Strasburgera pt. „Madrygał”
w temacie Owady są wszędzie...
Juego
el día y Robert Browning
El chamariz en el chopo
- ¿Y qué más?
El chopo en el cielo azul
- ¿Y qué más?
-El cielo azul en el agua
- ¿Y qué más?
-El agua en la hojita nueva
- ¿Y qué más?
-La hojita nueva en la rosa
- ¿Y qué más?
La rosa en mi corazón
- ¿Y qué más?
¡Mi corazón en el tuyo!
przekład Jana Zycha pt. „Wyliczanka”
w temacie W harmonii z przyrodą
Inne wiersze Juana Ramóna Jiméneza w tematach: Nobliści, Motyw kamienia, Marynistyka, Gwiazdy, planety, kosmos w poezji..., Poetyckie studium przedmiotu, Autoportret w lustrze wiersza, Być poetą..., Cóż jest piękniejszego niż (wysokie) drzewa..., Sobowtóry w życiu i fikcji literackiej, Motyw koła w poezji, Nagość.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 22.05.11 o godzinie 08:27 -
Cyprian Kamil Norwid
Italiam, Italiam
1
Pod latyńskich żagli cieniem,
Myśli moja, płyń z aniołem,
Płyń, jak kiedyś ja płynąłem:
Za wspomnieniem - płyń spomnieniem...
2
Dookoła morze - morze -
Jak błękitu strop bez końca:
O! przejasne - pełne słońca.
Łodzi! wioseł!... Szczęść ci, Boże...
3
Płyń - a nie wróć-że mi z żalem
Od tych laurów tam różowych,
Gdzie Tass śpiewał Jeruzalem,
I od moich dni-laurowych...
4
O! po skarby cię wysłałem:
Cóż! gdy wrócisz mi z tęsknotą -
Wiem to, ale proszę o to -
Niech zapłaczę, że płakałem...
5
Pod latyńskich żagli cieniem,
Myśli moja, płyń z aniołem,
Płyń, jak kiedyś ja płynąłem:
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Za wspomnieniem - płyń wspomnieniem...
http://www.youtube.com/watch?v=Lp_GDR87Upc"Italiam, Italiam – słowa Cyprian Kamil Norwid, muzyka i wykonanie
Czesław Niemen, z albumu „Niemen" (Czerwony Album), 1971Ten post został edytowany przez Autora dnia 25.06.14 o godzinie 04:41 -
Julian Tuwim
Jak wiersz powstaje
Liryzm przedziwny. Liryzm chwil.
Css..., Czeka dusza na zdarzenie,
Na nieuchwytne „coś...” (wzruszenie
I styl odczuwań, ton i styl...)
A potem – słowo. Pierwsze z słów
Zwykle jak błysk przez myśl przechodzi
I w samo sedno stylu godzi
I każe duszy: dalej mów!
A wtedy – wicher! Wtedy – szał!
Mus i tyrański rozkaz chwili!
A potem – spokój. Skroń się chyli
I jeno łkałbyś... słodko łkał...
z tomu „Czyhanie na Boga”, 1918 -
Julian Tuwim
Krwawy chleb
Wzrośnie wam z tłustej ziemi niebywałe zboże:
Ciężkie, ogromne kłosy, napęczniałe ziarna,
Cuda się będą działy w pulchnej ziemnej korze,
Za ziarno każde – korzec da wam gleba czarna.
Zbierzcie plon zasobny na długich lat wiele,
Wymłóćcie cepami dary płodnej gleby,
Ponapełniacie worki, młynarz ziarno zmiele,
Matka mąkę zamiesi – i upiecze chleby.
I przy dymiącej misie siądźcie z słowem Bożem...
Ojciec krzyżem przeżegna bochen wypieczony,
Lecz gdy go krajać zacznie poszczerbionym nożem,
Tryśnie z chleba waszego strumień krwi czerwony.
z tomu „Czyhanie na Boga”, 1918 -
Julian Tuwim
Melancholia stojących przy ścianie
Miasto też ma smutek, też ma zadumanie:
Są w nim dziwni ludzie, co stoją przy ścianie.
Stoją z pochyloną na bok głową ludzie,
Może są zmęczeni, może śnią o cudzie.
Stoją nieruchomo, w jeden punkt wpatrzeni,
Szarzy jak szarzyzna śródmiejskiej przestrzeni.
Patrzą tępo, szkliście, jakby bez pamięci...
Nie budźcie ich nigdy: to są ludzie święci.
Święci, chociaż drzemią bezmyślnie pod płotem,
Oni nic nie wiedzą, ale ja wiem o tem.
z tomu „Czyhanie na Boga”, 1918 -
Julian Tuwim
Dusza
Apokalipsowego nosim w sobie zwierza
Słowacki
Objawia się. I nagłym, ukrytym odruchem
Przypomina o sobie. Zahuczy jak burza!
Chłośnie w twarz straszną prawdą – lub świetlistym duchem
Przepaja mnie i zwodzi: i zwodzi, mami, odurza...
Lub targnie się – i ostrym mnie kantem ubodzie
W najczulszy nerw – i wstrząśnie całą ma istotą!
Albo przychodzi do mnie, gdy jestem w ogrodzie,
Sycząc dalekim wzrokiem zachodowe złoto.
A jest wszędzie: i w bogach zapomnianych czasów,
I w mglistych napomknieniach o czymś, co być może,
I w gęstwie niewidomej dumnych, starych lasów,
I w widmach, co rzucają gwiezdne łkania w morze.
I w tych, co umierają w słoneczne południe,
I w tych, co przeklinają, w tych, co błogosławią,
W tych, co Chrystusów zwodzą, całując obłudnie,
I w tych, co się w rozpuście pod krzyżami pławią.
Wszędzie jest! Dręczy, cieszy, marę zwątpień ciska,
Zachodzi z tyłu skrycie, w proch rzuca, uśmierza,
Ukaja i przeraża, w wszechświętości błyska!
- Apokalipsowego nosim w sobie zwierza.
z tomu „Czyhanie na Boga”, 1918Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 01.05.10 o godzinie 06:49 -
Julian Tuwim
Do krytyków
A w maju
Zwykłem jeździć, szanowni panowie,
Na przedniej platformie tramwaju!
Miasto na wskroś mnie przeszywa!
Co się tam dzieje w mej głowie:
Pędy, zapędy, ognie, ogniwa,
Wesoło w czubie i w piętach,
A najweselej na skrętach!
Na skrętach - koliście
Zagarniam zachwytem ramienia,
A drzewa w porywie natchnienia
Szaleją wiosenną wonią,
Z radości pęka pąkowie,
Ulice na alarm dzwonią,
Maju, maju! - -
Tak to jadę na przedniej platformie tramwaju,
Wielce szanowni panowie!...
z tomu „Sokrates tańczący”, 1920
wiersz ten jest też w temacie MiastoTen post został edytowany przez Autora dnia 31.07.13 o godzinie 05:28 -
Donald Justice
Mężczyźni czterdziestoletni
Mężczyźni czterdziestoletni
Uczą się zamykać bez hałasu
Drzwi pokojów, do których
Już nie będą wracali.
Zatrzymując się chwilę na podeście schodów,
Czują, jak parkiet
Kołysze się pod nimi jak pokład,
Choć fala wzbiera łagodnie.
A w głębi luster
Odkrywają na nowo
Twarz chłopca, który ćwiczy w sekrecie
Zawiązywanie ojcowskiego krawata,
I twarz tego ojca,
Wciąż ciepłą od tajemnicy mydlanej piany.
Oni sami są teraz bardziej ojcami niż synami.
Coś ich wypełnia, coś
Jak granie świerszczy o zmierzchu,
Ogromne,
Nasycające las u podnóża zbocza
Na tyłach ich spłacanych na raty jednorodzinnych domków.
tłum. Stanisław Barańczak
w wersji oryginalnej pt. „Men at Forty” oraz innym
przekładzie, Julii Hartwig, w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 05.12.10 o godzinie 10:45 -
Donald Justice*
Młodzieńcze wiersze
Jak elegancko smutne są te młodzieńcze wiersze!
Śniegi padają na ich strzyżone trawniki i żywopłoty.
Deszcze bębnią o płócienne markizy nad gankami
Gdzie w niedzielne poranki znudzone dzieci marudzą
Nad kominkami, zanim wstaną rodzice.
- Rymy, metry, jak one zniewalają.
Kto dziś wędruje nocą ich pustymi ulicami? Nikt.
Znacie te miasteczka, gdzie ruch o dziesiątej
zamiera. Lampy uliczne leniwie wabią ćmy, a blade
manekiny we wnętrzach ciemnych sklepów czekają
nagie, poddane męskim spojrzeniom.
A teraz – długie milczenie. Teraz – znów początek,
tłum. Grzegorz Musiał
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 06.12.10 o godzinie 09:46 -
Donald Justice*
Według frazy porzuconej przez Wallace’a Stevensa
Szczyt na końcu ulicy
z notesu Stevensa
Szczyt na końcu ulicy
Pojawia się w snach miasteczka
Nad obywatelem i właścicielem sklepu
Zwisa masywny
Ojciec śnieżnogłowy
Na którego kolana dzieci
Już się wspinają;
Lub czasem pod wieczór
Gdy dzień w sklepie minął, odbija się
W chłodnych, idealnie gładkich jeziorach
Ich myśli – bezkształtny, jakby tylko cień
Jak wiatr zatrzymany w locie.
Niby wielmoża
A do jednego się sprowadza –
Do ulicy sklepów
Z białymi żaluzjami
Podniesionymi na czas handlowania...
tłum. Grzegorz Musiał
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 05.12.10 o godzinie 09:41 -
Donald Justice
Wiersz do czytania o 3 rano*
Z wyjątkiem wozu restauracyjnego
Na przedmieściu
Miasteczka Ladora
O trzeciej rano
Jest ciemno i tylko
Moje reflektory
A wyżej
Dwupiętrowy dom
Z pojedynczym światłem
Gdzie ktoś
Chorował
A może czytał
Gdy przejeżdżałem
Siedemdziesiątką
Nie myśląc
Że ten wiersz
Będzie dla kogoś
Kto zapalił światło
dla Williama Carlosa Williamsa
tłum. Grzegorz Musiał
w wersji oryginalnej pt. „Poem to Be Read at 3 A. M.”
w temacie Poezja anglojęzyczna
*część druga poematu „American Sketches”
(„Szkice amerykańskie”), część pierwsza pt. „Jadąc pociągiem przez Kansas”
w temacie Poezja kolei żelaznychRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 05.12.10 o godzinie 09:29 -
Donald Justice
Jadąc pociągiem przez Kansas*
Od jak dawna
Te słupy telegraficzne
Rozciągają ramiona
Ku ptakom
Które tu
Nie siadają
A lecą dalej
Z dziwnym krakaniem
Na zachód gdzie
Ciemne drzewa gęstnieją
Wokół glinianki to
Kansas stąd
Wyruszają góry
Tuż tuż za
Zamkniętymi oczami
Synów farmera
W roboczych kombinezonach
Uśpionych
tłum. Grzegorz Musiał
w wersji oryginalnej pt. „Crossing Kansas by Train”
w temacie Poezja anglojęzyczna
*część pierwsza poematu „American Sketches”
(„Szkice amerykańskie”), druga część pt. „Wiersz do czytania o 3 rano”
w temacie Wiersze na różne pory dniaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 05.12.10 o godzinie 09:29 -
Donald Justice
Anonimowy rysunek
Delikatny młody Murzyn stoi
Powściągając lekko końską uździenicę w dłoni,
Taki subtelny, zaiste, że dziw bierze jak utrzymuje przy sobie niespokojne zwierzę.
By jego pan wkrótce mógł je dosiąść.
Już nozdrza zwierzęcia rozszerzył gniew lub strach.
Lecz nawet gdy, wyobrazimy sobie, parska i staje dęba
Chłopiec, który z pewnością lepiej od nas zna się na tym
Dalej tak sobie stać będzie z uśmiechem, bierny i ozdobny
w fantastycznej liberii, koronkowym kołnierzu i pantoflach.
Najwidoczniej przypatrując się zajętemu rysunkiem artyście.
Tymczasem szlachetka, który ani chybi opłacił
I podróż artysty z Perugii, i konia, chłopca i właściwie wszystko spóźnia się.
Za długo trwa narada z rządcą o sprawach majątkowych
A może roztrząsa szczegóły swej nienagannej toalety
Z garderobianym, który nie toleruje najmniejszych odstępstw mogących ją zrujnować.
I choćby przybył najśpieszniej
Pędząc przez tę szeroką darń, ocierając czoło
Z potu tego prześlicznego, renesansowego poranka, jest już za późno.
Artysta zemści się za czekanie
Odpłatą nie tylko konieczną, ale słuszną i mądrą –
Po prostu na zawsze usunie go z tej sceny.
tłum. z angielskiego Grzegorz Musiał
w wersji oryginalnej pt. „Anonymous Drawing” w temacie Poezja anglojęzycznaTen post został edytowany przez Autora dnia 17.03.14 o godzinie 05:14