Barbara Dziobek

Barbara Dziobek Instytut Rozwoju
Rodziców

Temat: nasze problemy

Każdy z nas je ma. Bez problemów nie ma życia. Każdy ma problemy.
Problemy mieliśmy, mamy i mieć będziemy. Duże i małe - podobnie jak dzieci ;) Moim zdaniem problemy są oznaką tego, ze żyjemy. Żeby sobie z nimi radzić i pozbywać sie ich na bieżąco, co nie zawsze się udaje, musimy mieć do problemów właściwe podejście - uznać, że ich rozwiązanie jest możliwe.

Bardzo często to dzieci przysparzają nam problemów, czasem od pierwszych dni życia. Nie zawsze są to problemy wychowawcze, czasem są one zdrowotne, albo jeszcze inne. Jakich problemów dostarczają nam dzieci? Pofolgujmy sobie :)Barbara Dziobek edytował(a) ten post dnia 20.05.08 o godzinie 16:49
Justyna M.

Justyna M. Jestem tam gdzie
powinnam być

Temat: nasze problemy

Długo mnie nie było, dziś zajrzałam i .... temat dla mnie.
Ja mam z dziećmi problemy przede wszystkim zdrowotne. Jedno jest przygotowywane właśnie do operacji w szpitalu w innym mieście, a drugie dostało właśnie skierowanie do jednego specjalisty a do drugiego jedziemy w trybie pilnym do innego miasta na konsultacje.
Mimo marzeniem jest, żeby moje dzieci były zdrowe. Uważam że z resztą sobie poradzę, bo poczytam, skonsultuje się z kimś kto ma większe doświadczenie i uda się zawsze coś spróbować naprostować. A ze zdrowiem? mimo mojej walki o syna, ciągle przegrywam. A teraz doszły problemy zdrowotne córki.
Dziś mam tzw. doła, bo dopadła mnie kolejna zła wiadomość po wizycie u lekarza. Ale wiem, że jutro się obudzę i z podniesionym czołem przejdę do działania.
Wiem, że jest taka teoria, że to dzieci wybierają rodziców. Może moje mnie wybrały, bo wiedziały, że będę walczyć z całych sił o ich zdrowie. Tak się tylko pocieszam ;)

konto usunięte

Temat: nasze problemy

Justynko. Podzielić się chciałam z Toba tym, co mam. Czyli siłą, wiarą, nadzieją...

Łaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaap!!!!!!!!!!!!!!!!!

Łap i trzymaj!! dzieciaki potrzebują naszej siły, spokoju, ciepła.
Bądź ufna.
Malina
Justyna M.

Justyna M. Jestem tam gdzie
powinnam być

Temat: nasze problemy

Malina złapałam :) włożyłam do kieszeni i sprawdzam czy jest, jak łza się w oku kręci. Po raz kolejny podnoszę się z kolan. Bo wiem, że to od mojej siły i pogody ducha zależy jak Syn zniesie zabieg i rekonwalescencję. I od mojego spokoju zależy czy ewentualna rehabilitacja obojga dzieci przebiegnie pomyślnie.
Ostatni dzień w przedszkolu dziś, przed przygotowaniem do zabiegu [ 2 tygodnie]. W myślach organizuję już "program domowe przedszkole", żeby nie zanudzić pięciolatka siedzeniem w domu.
Z Córeczkę tulę ile można. Bo jej potrzebne jest moje ciepło, żeby rosła spokojnie. Głęboko wierzę, że będzie dobrze. Byle mi sił starczyło.
Kamila Sicińska

Kamila Sicińska Najgorszy sort
Polaka

Temat: nasze problemy

Sił Ci starczy i na pewno dobrze będzie. Same chyba nie wiemy jak bardzo potrafimy się mobilizować dla dzieciaków.
Barbara Dziobek

Barbara Dziobek Instytut Rozwoju
Rodziców

Temat: nasze problemy

Justynko jestem z Tobą musi Ci być ciężko, podziwiam jaką jesteś dobrą mądra Mamą! Trzymam za Ciebie kciuki razem z moimi dziewczynkami. Przesyłam moc ciepłych wspierających uścisków od trzech kobiet. Jesteś niesamowita... :)
Barbara Dziobek

Barbara Dziobek Instytut Rozwoju
Rodziców

Temat: nasze problemy

Ja mam problem z młodszą córką - strasznie jej sie nic, ale to dosłownie nic nie chce. Musze wymyślać najróżniejsze sposoby, żeby ją zmotywować i czasem jestem tym ogromnie zmęczona.

Zwykle na moją prośbę odpowiada: później, zaraz, za chwile, itp.
Ręce opadają ;)

konto usunięte

Temat: nasze problemy

Ja "walcze" z problemami zdrowotnymi mojego 4 latka :(
astma i alergia wziewna....
Justyna M.

Justyna M. Jestem tam gdzie
powinnam być

Temat: nasze problemy

Dziękuję. Domowe przedszkole ruszyło. Grzevię w necie w poszukawaniu odpowiedzi dlaczego córka przestała prawidłowo rosnąc, przed uzyskaniem ostatecznej diagnozy .
Skupiając się na działąniu, nie popadam w kompletny dól.

Joanno - możemy sobie podać ręce. Dlatego tym bardziej rozumiem i jestem obok. Walczę i walczę, ale mam wrażenie, ze ciągle ta choroba mnie prześciga.

Basiu - a długo to trwa? może taki czas? bo mnie osobiście też czasem jako dziecku bardzo sie nie chciało.

Zawsze jak mam problem z dzieckiem myślę, czy coś podobnego przeżyłam sama. Wiecie jak się okazało, że mój syn jest zamkniętym w sobie dzieckiem, które nie umie nawiązać kontaktu w grupie rówieśniczej to przypomniałam sobie siebie i robiłam dokładnie to, co chciałam żeby moja mama wtedy zrobiła, kiedy się czułam taka sama w przedszkolu, czy w szkole. I co? .... z rozmów z wychowawczyniami wynika, że pomogło. Sposób klucz do wszystkiego? Chciałabym żeby tak było, ale może chociaż w części kłopotów jest to jakiś kierunek działania.

konto usunięte

Temat: nasze problemy

Justynko-napisz emaila na priv

Moja siostra ma achondroplazje - zaburzenie wzrostu

pozdr serdecznie

konto usunięte

Temat: nasze problemy

witam serdecznie, jestem całkiem nowa w tej grupie:-)
Ale chciałam sie podzielić moimi doświadczeniami.
otóż miałam dziecko w szpitalu, bardzo ciężko chore, było to prawie pięć lat temu, ale skutki tamtej choroby ciągną się za nami do dziś...Trudno nawet ocenić co jest cieniem tamtej choroby, a co nie? jaki byłby mój syn gdyby wtedy nie zachorował?
Ale ja nie o tym-chciałam powiedzieć, że za każdym razem jak myślę, że mam problemy i zabieram się do narzekania to sobie przypominam jak to wtedy było i jakie mamy szczęście, że moje dziecko jest zdrowe. To są, takie niby frazesy, że zdrowie najważniesze, ale to święta prawda. Nic nie jest tak ważne jak zdrowie naszych dzieci i nic tak nas nie przygniata do ziemi jak jego brak...
Dlatego trzymam mocno kciuki za dzielnych rodziców i ich równie dzielne dzieci! I życzę wytrwałości w drodze ku zdrowiu!
Justyna M.

Justyna M. Jestem tam gdzie
powinnam być

Temat: nasze problemy

Klaro, ja sobie tak zawsze myślę, że dobrze, że nie jest gorzej. Staram sie nie myśleć, że może gdybym wiedziała o tej chorobie więcej kilka lat temu to może zrobiłabym więcej. Takie myślenie tylko zabiera mi energię. Ale zdarzają się doły. Wtedy nic nie przemawia.
A jednak zbieram się i znowu walczę, bo warto - bo zdrowie to najcenniejsze o co mogę walczyć dla moich dzieci w obliczu tych problemów, które mają. I może to faktycznie frazesy, ale ja tak czuję. Nie jest to moja misja dziejowa, że mam chore dzieci, ale mój cel z miłości do nich. Bo chcę, żeby nie miały trudniej przez swoje chorobowe ograniczenia.

Napisze Wam jeszcze co mi przeszkadza w realizacji tych celów. Czasem rodzina, która po raz tysięczny narzeka, ze Darek nie może jeść wielu rzeczy[ alergia pokarmowa] i zamiast go wzmacniać słyszę [ jaki on biedny ...]. I wszyscy którzy pytają mnie jak wyrocznię, kiedy wreszcie z tego wyrośnie. Bo przecież to ja muszę wszystkich uspokajać naokoło, że będzie dobrze, a nie ma kto uspokoić mnie. Stąd mój nagły wylew szczerości tutaj, wybaczcie.
A ja nie wiem, bo .... mimo całej wiedzy o alergii i astmie, czerpanej z akademickich podręczników i literatury fachowej dla lekarzy, jestem tylko laikiem. Ostatnio laryngolog pochwaliła skrupulatność moich notatek zmiany stanu dziecka, dzięki którym mogła pomocniczo ocenić pogłębienie się choroby. I co mi z tego? Żadna satysfakcja.
Wiem, że muszę być silna dla dzieci. Cieszyć się każdym krokiem do przodu i nie zamartwiać się każdymi dwoma do tyłu.
Ale czasem jest trudno. Jak np. Pani w aptece nie umie mi powiedzieć, który lek jest bezglutenowy ... a to przecież jej praca prawda? I kończy stwierdzeniem - skąd się biorą takie alergie? jakbym to ja była specjalistą. I to ja wtedy stoję w aptece i czytam ulotki ze składem preparatów i znowu wychodzę na matkę wariatkę.
Nawet przyjaciele patrzą na mnie dziwnie czasem. Ale to już inny problem.
Dziś mały sukces - Darek ma zdrowe zęby - kolejny punkt odfajkowany przed zabiegiem. Przerwa w badaniach na parę dni. Mogę zebrać siły, przed wizyta u neurologa w poniedziałek, gdzie spodziewam sie niestety niefajnych wiadomości ....
Pozdrawiam Was i dziękuję, ze chociaż się mogę tu chwilowo wypisać.

konto usunięte

Temat: nasze problemy

Justyna M.:
Klaro, ja sobie tak zawsze myślę, że dobrze, że nie jest gorzej. Staram sie nie myśleć, że może gdybym wiedziała o tej chorobie więcej kilka lat temu to może zrobiłabym więcej. Takie myślenie tylko zabiera mi energię. Ale zdarzają się doły. Wtedy nic nie przemawia.
A jednak zbieram się i znowu walczę, bo warto - bo zdrowie to najcenniejsze o co mogę walczyć dla moich dzieci w obliczu tych problemów, które mają.
Wiem ile to kosztuje wysiłku-podziwiam i wspieram, póki co tylko dobrym słowem :-)

I może to faktycznie frazesy, ale ja
tak czuję. Nie jest to moja misja dziejowa, że mam chore dzieci, ale mój cel z miłości do nich. Bo chcę, żeby nie miały trudniej przez swoje chorobowe ograniczenia.

Napisze Wam jeszcze co mi przeszkadza w realizacji tych celów. Czasem rodzina, która po raz tysięczny narzeka, ze Darek nie może jeść wielu rzeczy[ alergia pokarmowa] i zamiast go wzmacniać słyszę [ jaki on biedny ...]. I wszyscy którzy pytają mnie jak wyrocznię, kiedy wreszcie z tego wyrośnie. Bo przecież to ja muszę wszystkich uspokajać naokoło, że będzie dobrze, a nie ma kto uspokoić mnie. Stąd mój nagły wylew szczerości tutaj, wybaczcie.

A z rodziną to tak jest, że często zamiast pomóc to przeszkadza, albo niechcący rozgrzebie jakieś rany, ale należy pamiętać, że oni (poza małymi, patologicznymi wyjątkami) chcą dobrze, tylko nie potrafią, nie wiedzą jak. Nikt ich tego nie uczy i nas tez nikt nie uczy. To trudne dla wszystkich, ale ja sobie zawsze powtarzałam-chcą dobrze tylko zdarza im sie trafic kulą w płot.
A ja nie wiem, bo .... mimo całej wiedzy o alergii i astmie, czerpanej z akademickich podręczników i literatury fachowej dla lekarzy, jestem tylko laikiem. Ostatnio laryngolog pochwaliła skrupulatność moich notatek zmiany stanu dziecka, dzięki którym mogła pomocniczo ocenić pogłębienie się choroby. I co mi z tego? Żadna satysfakcja.

Satysfakcja jest jedna-lekarz posłuchał rodzica! tyle się mówi o tym, że rodzice dla lekarza są skarbnicą wiedzy o dziecku(wiemy przecież, że inaczej oddycha niż zwykle, że coś sie zmieniło, mała drobna zmiana nie do wychwycenia dla kogoś nieznajomego), ale... z moich doświadczeń wynika, że lekarze wcale nie chcą rodziców słuchać, traktują jak upierdliwe, przewrażliwione muchy. Nie ukrywam, ze przemawia przeze mnie rozgoryczenie, ale ta pani laryngolog to światełko w tunelu!
Wiem, że muszę być silna dla dzieci. Cieszyć się każdym krokiem do przodu i nie zamartwiać się każdymi dwoma do tyłu.
Ale czasem jest trudno. Jak np. Pani w aptece nie umie mi powiedzieć, który lek jest bezglutenowy ... a to przecież jej praca prawda? I kończy stwierdzeniem - skąd się biorą takie alergie? jakbym to ja była specjalistą. I to ja wtedy stoję w aptece i czytam ulotki ze składem preparatów i znowu wychodzę na matkę wariatkę.

Mamy chorych dzieci walczą o nie jak lwy i nie są matkami wariatkami, chociaż tak czasem mogą być odbierane, ale ja w pełni rozumiem. Dziecko jest najcenniejsze i jedyne i warte wszystkiego, nawet ewent. posądzenia o wariactwo.
Nawet przyjaciele patrzą na mnie dziwnie czasem. Ale to już inny problem.
Dziś mały sukces - Darek ma zdrowe zęby - kolejny punkt odfajkowany przed zabiegiem.

To duży sukces gratuluję!

Przerwa w badaniach na parę dni.
Mogę zebrać siły, przed wizyta u neurologa w poniedziałek, gdzie spodziewam sie niestety niefajnych wiadomości ....
Pozdrawiam Was i dziękuję, ze chociaż się mogę tu chwilowo wypisać.

Jak rozumiem po to tu jesteśmy. I to bardzo pomaga gdy się spotka (chocby na forum internetowym) osoby, które wysłuchają (wyczytają) i jeszcze np podzielą sie swoimi doświadczeniami.To taka grupa terapeutyczna:-)
Miłej nocy i spokojnej Justynko!
Justyna M.

Justyna M. Jestem tam gdzie
powinnam być

Temat: nasze problemy

Klaro dziekuję :)
Bo choć dobro moich dzieci jest na pierwszym miejscu, czasem po prostu brakuje energii, która trzeba gdzieś odnaleźć. Prawda jest taka, że jak Basia napisała problemy pchają nas do przodu, nie pozwalają się nie rozwijać, chyba że ktoś nie chce tej trudniejszej ścieżki, tylko usiądzie i będzie się nad sobą tylko użalać.
Ale nawet najmocniejszy ma czasem chwile słabości. Ja chyba po prostu byłam zmęczona. Wysłałam synka na parę dni do dziadków kilka ulic dalej. On tam przez 3-4 dni będzie miał " lepiej" ;) niż w domu, bo będzie miał 100% uwagi dziadków tylko dla siebie - jaka miła odmiana dla pięciolatka , kiedy pojawiła się trzy miesiące temu rywalka ;)
I odpoczywam w przerwie między lulaniem i przytulaniem Zosi.
Wszystkim to wyjdzie na dobre :) Naładujemy akumulatory przed kolejnymi badaniami i całym tym medycznym zamieszaniem.
Pozdrawiam serdecznie :)
Barbara Dziobek

Barbara Dziobek Instytut Rozwoju
Rodziców

Temat: nasze problemy

Justynko, własnie taki był cel tego wątku, miał nam pozwolic sie wygadać i przez to przynieść ulgę. Poza tym jak czytam o takiej niesamowitej odwadze i samozaparciu, jakie Ty masz, to myślę, że możesz byc inspiracją dla innych rodziców. Dla tych, którym jest trudniej, którzy chcą sie poddać w walce ze swoimi problemami... bo nie starcza sił czasem.

Ja tez przeszłam swoją szkołę życia związaną ze zdrowiem dzieci, nie rozpisywałam sie na ten temat, bo to juz przeszłość - mam nadzieję.
Wiem jakie to ważne dla nas i wiem jaką ulgę może przynieść człowiekowi, kiedy ma okazje sie tym podzielić. I nie uważam tego za słabość, nie wolno sie wstydzić tego, że mamy potrzebę porozmawiania o tym co nas dręczy, przytłacza. To jest jak lekarstwo.
Ściskam mocno.
Justyna M.

Justyna M. Jestem tam gdzie
powinnam być

Temat: nasze problemy

Basiu, dziękuje za ciepłe słowa. Sama wiem jak jest trudno. Jak płakałam, kiedy dowiedziałam się, że przegrałam z astmą Darka. Ale to mój wewnętrzny problem, jakiejś ambicji, przekonania, że jestem w stanie zawalczyć z naturą. A czasem się nie da. Jeszcze się z tym nie pogodziłam.
Dwa lata temu na urodzinach kolegi Darka , pewna mama powiedziała: " kiedyś takie dzieci jak Darek umierały, może to i lepiej, teraz sztucznie pomaga im medycyna ... ". Nie umiałam zareagować na to co powiedziała. Nie wiem co ona by czuła gdyby miała chore dzieci. Nic nie powiedziałam.
Inna mama powedział mi kiedyś : " co sie przejmujesz, jak będzie miał astmę to nic, ja mam astmę i żyję" - tez nic nie powiedziałam, bo nie wiedziałam jak to wytłumaczyć.
Dziś wiem. Nie oddałabym żadnej chwili z moimi dziećmi, nawet gdyby były bardziej chore. Chciałabym, żeby były zdrowe, ale to one mnie wybrały i będę z nimi bez względu na to, czy uda się wygrać z chorobami, czy nie. Ale jest jedna ważna sprawa, której nie zamierzam zmieniać. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby dzieci były jak najzdrowsze. Nie dlatego, że jest to mój obowiązek jako rodzica, ale gdybym była chorym dzieckiem, to chciałabym, żeby o mnie ktoś tak zawalczył, tak do końca wykorzystując wszystkie możliwości. I może za dużo poświęcam temu energii, może mogłabym się bardziej skupić na wymyślaniu cudownych zabaw i atrakcji na co dzień. Ale zdrowie to kapitał na całe życie. Dla mnie najcenniejszy. Chciałabym, żeby moje dzieci miały wewnętrzne przekonanie, że ktoś o nie dbał tak bardzo jak można, bo to da im wewnętrzne przekonanie, że były dla kogoś najważniejsze. Dla kogoś, czyli dla nas rodziców. A czyż to nie jest właśnie najważniejsze dla dzieci?

konto usunięte

Temat: nasze problemy

Chciałabym, żeby moje dzieci miały wewnętrzne przekonanie, że ktoś o nie dbał tak bardzo jak można, bo to da im wewnętrzne przekonanie, że były dla kogoś najważniejsze. Dla kogoś, czyli dla nas rodziców. A czyż to nie jest właśnie najważniejsze dla dzieci?

Tak to jest dla nich najważniejsze.
Mieszkając przez jakis czas z moim synkiem w szpitalu miałam okazję przyjrzeć się z bliska rodzicom, którzy mają dzieci chore na całe zycie tzn na choroby nieuleczalne, czyli bez takiej nadziei, że choroba się skończy, wyjdą ze szpitala, zapomną i będą żyć dalej.
Trudno o tym mysleć i pisać, ale do końca życia nie zapomnę determinacji tych ludzi. Zmagali się z czymś co jest najgorsze w życiu i nie wiem skąd czerpali na to siły? Ale czerpali. Mieli ogromne pokłady cierpliwości, pokory i przede wszystkim nie załamywali rąk. Robili dla swoich dzieci wszystko co mogli. W Polsce to jest tak, że tacy rodzice często są zdani tylko na siebie i ewent. jakieś życzliwe osoby. Mama pewnej chorej dziewczynki walczy o nią i jej rozwój, rehabilitację, o wszystko sama od 15 lat. Państwo proponuje oddać takie dziecko do jakiejś placówki, w której będzie leżeć w łóżku i.... no krótko mówiąc opieka w takim miejscu pozostawia WIELE do życzenia. A ponieważ ona się nie godzi zostawić córki w takim miejscu no to już musi sobie radzić sama, skoro taka uparta.
O tym można książkę napisać.
Drzemie w nas ogromna siła do walki z przeciwnościami losu, często nie wiemy o niej dopóki nie musimy jej użyć.KLARA D. edytował(a) ten post dnia 26.04.08 o godzinie 18:13
Justyna M.

Justyna M. Jestem tam gdzie
powinnam być

Temat: nasze problemy

U synka moich znajomych lekarze podejrzewają Zespół Aspergera. Nagle z dnia na dzień załamuje się świat. I tak trudno wtedy znaleźć ludzi w swoim otoczeniu, którzy zamiast "nienormalne" myślą "chore" dziecko. Podziwiam ich za to, ze tak szybko przeszli do działania, żeby pomóc dziecku. Ale widzę jak sami się oswajają, nie rozmawiają ze wszystkimi.
Dlatego takie ważne jest żeby wspierać sie razem.
A ja w chwilach słabości myślę, że nie jest tak źle. Że mam szczęście, że moje dzieci mimo problemów ze zdrowiem, nadal są "zdrowe" i na pewno wiecie co mam na myśli. Są różne stopnie choroby i mimo tego, że walczę wiem, że choroby te nie uniemożliwiają im samodzielnego życia. A to bardzo ważne.
Ostatnio musiałam zrobić awanturę w szpitalu, bo lekarz dyżurny nie chciał obejrzeć Darka, mimo skierowania do szpitala. Była niedziela, stan dziecka taki, że nie wiadomo czy nie jest dużo gorzej, nie do oceny dla laika. Zrobiłam awanturę - pierwszy raz byłam zimna, nieuprzejma, wyrachowana i zapytałam czy jak jutro wrócę to z dzieckiem w stanie ciężkim to będzie pamiętał że mnie odesłał i czy weźmie za to odpowiedzialność. Osiągnełam swoje - Darek został zbadany. Po co musiała być ta awantura to osobny problem polskiej służby zdrowia ...

Wtedy przekonałam się, dlaczego mój mąż powiedział, że to ja ma jechać do szpitala, bo mnie nie przegadają jakby co. Więc niech ta siła drzemie i lepiej, żeby nie było potrzeby jej używania do jakichkolwiek sytuacji.
Anna Marta Wilczkowska

Anna Marta Wilczkowska coach, trener,
doradca,
arteterapeuta

Temat: nasze problemy

Justyna M.:
Klaro, ja sobie tak zawsze myślę, że dobrze, że nie jest gorzej. Staram sie nie myśleć, że może gdybym wiedziała o tej chorobie więcej kilka lat temu to może zrobiłabym więcej. Takie myślenie tylko zabiera mi energię. Ale zdarzają się doły. Wtedy nic nie przemawia.
A jednak zbieram się i znowu walczę, bo warto - bo zdrowie to najcenniejsze o co mogę walczyć dla moich dzieci w obliczu tych problemów, które mają. I może to faktycznie frazesy, ale ja tak czuję. Nie jest to moja misja dziejowa, że mam chore dzieci, ale mój cel z miłości do nich. Bo chcę, żeby nie miały trudniej przez swoje chorobowe ograniczenia.

Napisze Wam jeszcze co mi przeszkadza w realizacji tych celów. Czasem rodzina, która po raz tysięczny narzeka, ze Darek nie może jeść wielu rzeczy[ alergia pokarmowa] i zamiast go wzmacniać słyszę [ jaki on biedny ...]. I wszyscy którzy pytają mnie jak wyrocznię, kiedy wreszcie z tego wyrośnie. Bo przecież to ja muszę wszystkich uspokajać naokoło, że będzie dobrze, a nie ma kto uspokoić mnie. Stąd mój nagły wylew szczerości tutaj, wybaczcie.
A ja nie wiem, bo .... mimo całej wiedzy o alergii i astmie, czerpanej z akademickich podręczników i literatury fachowej dla lekarzy, jestem tylko laikiem. Ostatnio laryngolog pochwaliła skrupulatność moich notatek zmiany stanu dziecka, dzięki którym mogła pomocniczo ocenić pogłębienie się choroby. I co mi z tego? Żadna satysfakcja.
Wiem, że muszę być silna dla dzieci. Cieszyć się każdym krokiem do przodu i nie zamartwiać się każdymi dwoma do tyłu.
Ale czasem jest trudno. Jak np. Pani w aptece nie umie mi powiedzieć, który lek jest bezglutenowy ... a to przecież jej praca prawda? I kończy stwierdzeniem - skąd się biorą takie alergie? jakbym to ja była specjalistą. I to ja wtedy stoję w aptece i czytam ulotki ze składem preparatów i znowu wychodzę na matkę wariatkę.
Nawet przyjaciele patrzą na mnie dziwnie czasem. Ale to już inny problem.
Dziś mały sukces - Darek ma zdrowe zęby - kolejny punkt odfajkowany przed zabiegiem. Przerwa w badaniach na parę dni. Mogę zebrać siły, przed wizyta u neurologa w poniedziałek, gdzie spodziewam sie niestety niefajnych wiadomości ....
Pozdrawiam Was i dziękuję, ze chociaż się mogę tu chwilowo wypisać.

Justyno - to dla Ciebie. Wiem, że długie - ale jednak dla Ciebie.Proszę - przeczytaj do końca

Na parapecie mojej kuchni siedzi ptak.
Kawka. Siedzi, dziobie okruchy, stuka pazurkami o twarde podłoże. Kracze.
I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że siedzi ona po wewnętrznej stronie okna – jest w kuchni.
Dlaczego?
Mój syn znalazł ją rok temu pod śmietnikiem. Wypadła czy została wyrzucona? Żółtawy dziobek, zmierzwione, szare piórka. Co to w ogóle jest?
- Mamo, on nie umie latać.
- Trzeba go zanieść do weterynarza...
Poszliśmy.
Pani doktor obejrzała ptaka i określiła wiek, gatunek, i rodzaj schorzenia. Zaawansowana krzywica nóg. W przyrodzie nie ma szans przeżyć.
- Ile jesteśmy winni?
- Nic. Kalekie sieroty nie płacą – pani uśmiecha się mile. – Macie nietypowe zwierzątko – zwraca się do moich dzieci.
- Jak długo żyją kawki? – pytam nieśmiało tknięta złym przeczuciem
- Około 20 do 30 lat – znów uśmiech.
Ona wie, myślę sobie, doskonale wie, że ten nieszczęsny ptak spędzi ze mną resztę mojego życia. Mam go już do emerytury...
I tym sposobem na parapecie mojej kuchni siedzi ptak. Nic nie ogranicza jego swobody. Nie więzi go klatka, ani inne przeszkody poza własną ułomnością.
Drepcze tam i z powrotem z niepokojem spoglądając w dół – na podłogę. Tam właśnie upadł kawałek ziemniaka i... stał się nieosiągalny. Nieosiągalny?
Nic nie ogranicza swobody mojej Kawki. Nic oprócz...
Niepełnosprawne nóżki nie pozwalają ptakowi odbić się do lotu. Wydaje się, że nie wierzy we własne siły. Bezradnie rozpościera skrzydła próbując ocenić odległość do podłogi, do zgubionego kartofla... wreszcie decyduje się na skok – zsuwa się z parapetu i z trzepotem ląduje w zupełnie innym miejscu kuchni niż zamierzała. Drepcze kuśtykając w stronę zgubionego jadła.
Nic nie ogranicza swobody ptaka...

Właściwie mogłabym w tym miejscu zakończyć opowieść o niepełnosprawnym zwierzątku Jednak widzę pewien problem, który odnosi się do mnie, a może i do większości z nas.... Można będzie mi zarzucić personifikację, ale spójrzmy na sprawę w taki sposób:
Ten ptak nigdy nie latał. Czy wie jakie drzemią w nim możliwości?
Przez okno widzi co dnia zdrowe kawki, gawrony, gołębie, wróble. Odpowiada głośnym krakaniem na ich głosy, obserwuje je. Czy wie, że jest jednym z nich?
Codziennie dostaje pożywienie, w którym wybiera wybrednie. I znów patrzy przez okno. W zimowym krajobrazie zdrowe ptaki próbują wydostać spod śniegu cokolwiek do jedzenia, latem lśnią w słońcu przepychem czerni piór. Czasem deszcz moczy je a wiatr przegania pod chmurami... Przylatują na parapet okna gdzie leżą okruszki, kasza, słonina. Są oko w oko z kalekim zwierzęciem. Dzieli je tylko szyba...
Mimo nieporadności mój ptak codziennie podejmuje próby przekroczenia własnych barier. Długo i starannie przemyślana próba lotu z parapetu na podłogę kończy się zwykle uciążliwym marszem przez całą kuchnię lub zgoła upadkiem. A mimo to co dzień, co dzień podejmuje kolejne próby.
Od niej tylko zależy czy będzie przełamywać bariery. Nic nie ogranicza jej swobody.
Obserwując ją – uczę się. Nie ornitologii. Życia. Zgody i niezgody na to co daje mi los.
I tak jak ona staram się odnaleźć moje smakowite kąski w życiu. Nawet za cenę trudnego marszu do celu.
Barbara Dziobek

Barbara Dziobek Instytut Rozwoju
Rodziców

Temat: nasze problemy

Aniu,
nie mogę pozostawić Twojego opowiadania bez komentarza, choć bardzo sie starałam... :) Wiem, że jest ono przeznaczone dla Justyny, ale nie chcę ukrywać, że i dla mnie było małym prezentem. Bardzo mnie wzruszyło i poczułam przez chwile, że jesteś mi bardzo bliska w tym spojrzeniu na świat, jakie w nim widać.

Chciałam to wyrazić... Ogarnęła mnie czułość do nas wszystkich, które i którzy, patrzymy z wrażliwością na wszystkie żyjące istoty. Na zwierzęta, rośliny. Na nasze dzieci. Na innych ludzi. I chciałam to wyrazić. Przyszedł mi jednocześnie do głowy pomysł, by zacząć nowy wątek, w którym mogłybyśmy sobie udzielać wsparcia, dzielić się wzruszeniami, radościami, sukcesami i smuteczkami. Gdzie każdy kto pragnie, może znaleźć pocieszenie, jak również każdy kto pragnie je dawać - pocieszenie dawać... :) Już tam lecę..! Zapraszam Wszystkich!

Następna dyskusja:

Czy nasze dzieci to ofiary ...




Wyślij zaproszenie do