Temat: WYPOWIEDZI POLSKICH...
A teraz pragnę Państwa zapoznać z bardzo ciekawymi wypowiedziami WANDY WERMIŃSKIEJ (1900-1988) na temat emisji głosu.
O tym Kim była możemy dowiedzieć się chociażby ze strony:
http://maestro.net.pl/dokumenty/audio/biografia/Wermin...
Czytamy tam m.in. że: „W znakomitej kolekcji gwiazd przedwojennego Teatru Wielkiego w Warszawie, szczególnym blaskiem lśnił talent Wandy Wermińskiej- wspaniałej śpiewaczki, obdarzonej pięknym głosem, niepowtarzalną osobowością, ogromnym talentem aktorskim i ognistym temperamentem”.
Dowiadujemy się też o tym, że po zaledwie roku nauki u sławnej primadonny Heleny Zboińskiej-Ruszkowskiej. „(…) Wermińska zadebiutowała na scenie Teatru Wielkiego (1923) jako Amneris w Aidzie u boku swej mistrzyni, która śpiewała partię tytułową. Sukces był ogromny. Wydarzeniem były także następne role, a wśród nich Carmen, która stała się największą kreacją śpiewaczki. (…) Po kilku latach wykonywania repertuaru mezzosopranowego, artystka przestawiła swój głos i z powodzeniem rozpoczęła śpiewanie ról sopranowych: odnosiła sukcesy w Aidzie, Trubadurze, Balu maskowym, Don Carlosie, Fidelu, Weselu Figara, Dziewczynie z Zachodu, w Andrea Chenier a także w Lohengrinie, Tannhauserze, Walkirii i Halce. Ponad 40 ról sopranowych i mezzosopranowych. W 1929 roku, z chwilą odejścia z Teatru Wielkiego dyrektora Emila Młynarskiego, Wanda Wermińska wyjechała za granicę. Jej artystyczne tournees wiodły przez sceny i estrady Wiednia, Berlina, Bukaresztu, Pragi, Rygi, Sztokholmu, Kopenhagi, Mediolanu, Rzymu, Wenecji, Madrytu, Aleksandrii… W Budapeszcie śpiewała przedstawienia Fausta z Fiodorem Szaliapinem, który zaprosił ją do wspólnych występów w Borysie Godunowie, w kilku teatrach Europy. Podczas II wojny światowej artystka przebywała w Ameryce Południowej, gdzie zaangażowana została do włoskiego zespołu operowego objeżdżającego największe teatry Argentyny (Teatro Colon), Brazylii, Chile i Meksyku. Przedstawienia z jej udziałem dyrygowali: Bruno Walter, Fitz Busch, Wilhelm Furtwaengler, a zespół solistów tworzyli: Kristen Flagstadt, Maria Caniglia, Fedora Barbieri, Beniamino Gigli, Lili Pons i Mario del Monaco, który u boku Wermińskiej po raz pierwszy śpiewał przedstawienie Toski. W 1947 roku Wanda Wermińska powróciła do Polski. Występowała w Operze Warszawskiej i na estradach koncertowych. Z sukcesem zajmowała się też pracą pedagogiczną. Występowała w telewizji i w filmie.Do ostatniej chwili była aktywna artystycznie, otaczała opieką młodzież, była dobrym duchem i powszechnie szanowaną „matką opery polskiej“.
Teraz natomiast przytoczę fragmenty wywiadu, jaki z Panią Wandą Wermińską przeprowadził niezapomniany Jerzy Waldorf, a umieścił go w książce o Janie Kiepurze (Jerzy Waldorf, Jan Kiepura, PWM 1974, s. 39 i n.), Wanda Wermińska bowiem znała Jana Kiepurę i u jego boku występowała np. wiosną 1939 roku w Warszawie, jako Carmen i Tosca.
- "(...) dźwiękowa aparatura w nas się zaczyna od przepony między płucami i jamą brzuszną, która to przepona gra rolę podobną miechowi w organach, napędzającemu powietrze do piszczałek. Różnica polega jednak na tym, że o sprężeniu powietrza zawartego w płuchach decyzduje także cała klatka piersiowa: obojczyki, żebra i otaczające je umięśnienie (...) zaznaczmy od razu, że u człowieka jedyną piszczałką, jaka wchłania słup powietrza napędzonego z płuc przez oskrzela, jest tchawica przechodząca w krtań, gdzie znajdują się po obu stronach ułożone poprzecznie parzyste fałdy mięśni i to są struny głosowe, u kobiet długie na 18, zaś u mężczyzn do 23 milimentrów (...) Przeszedłszy poprzez struny, drganie powietrza wywołujące dźwięk unosi się na podniebienie i wyżej przemieszcza do jamy nosowej, zatok Highmore'a pod oczyma, zatok czołowych i wreszczie powoduje lekkie drganie całej czaszki , co dopiero na zewnatrz daje zespół mniej lub więcej czarownych dźwięków, zwanych śpiewiem. Ogół zaś przedstawionych ruchów fizjologicznych kontrolowany być musi i synchronizowany przez generalnego - rzekłabym - dyrygenta, jakim jest mózg (...) Dlatego nowoczesna wokalistyka, opierająca się na wiedzy zwanej foniatrią, jedną z niedyspozycji śpiewaka określa jako fonasterię, czyli właśnie - zmęczenie mózgu (...) Dlatego też, biorąc się z uczniami do pracy, polecam mocne ustawienie na nogach, rozluźnienie klatki piersiowej , spokojnie opuszczone ręce, luźne mięśnie szyi, nawet twarzy i czoła (...) Ludzka aparatura głosowa dzieli się na trzy rezonatory, w których zrodzony dźwięk nabiera siły i barwy. Płuca z oskrzelami i tchawicą zwą się rezonatorem dolnym, a zespół dźwięków dobyty z nich - głosem piersiowym. Z rezonatora środkowego , czyli z jamy ustnej wraz z językiem, pochodzi głos średni, i wreszcie, brzydko zwany po polsku, głos głowowy źródło swe ma w rezonatorze górnym, czyli jamie nosa, czoła i w zatokach Highmore'a. Aliści (...) żaden z tych głosów nie wystęuje w formie czystej, tylko mieszanej, z przewagą któegoś po kolei, w miarę jak śpiewa się od dołu w górę i z powrotem. W rezultacie więc stale współpracują z sobą, różny tylko mając udział, wszystkie rezonatory dźwiękowe
- Jakie dawało to rezultaty u Kiepury?
- Och, on miał idealnie wyrównaną skalę głosu! Mieszał rejestry doskonale, nawet na szczególnie trudnym dla tenorów odcinku od es1 do fis1, czyli wzdłuż zaledwie trzech półtonów, które jednak mają tendencję uciekania w tył głowy i brzmienia gardłowego, więc kierować je trzeba do przodu podniebienia. Tak, tak, miły panie! Wokalistyka podobna jest do jeża. Same kolce czekają na atakującego jej problemy.
- Jeśli wszakże zezwoli pani, rzucę ją na jeszcze jeden taki kolec. Chodzi mi o sławny oddech kiepury , owe nie kończące się fermaty, którymi tak się lubił popisywać przed publicznością.
- Pamiętam! Ale robił to jedynie przed publiką najszerszą, dla której śpiewał na placach miast i z hotelowych balkonów. Postępował wtedy jak bokser, który na ringu popisuje suę bicepsami. w istocie pojemność klatki piersiowej miał normalną, posiadł natomiast sztukę u śpiewaka najtrudniejszą: całkowitego przewartościowania zapasu powietrza w płuchach na głos.
- Teraz mnie z kolei bierze ochota, żeby dać pani tytuł mówcy parlamentarnego. Nic nie rozumiem!
- Chodzi po prostu o to, żeby głos niejako kłaść na oddechu. Nie zaczynać najpierw oddychać, nie marnować ani uncji powietrza, tylko od razu "podpierać" dźwięk (stąd włoska nazwa 'appoggiatura') oddechem jedynie właściwym w natężeniu. Bo jeżeli będziemy przepychać, głos przedzie w krzyk, zaś nienależycie umocniony powietrzem dźwięk obniży się w intonacji. Przysłowie śpiewacze mówi: <<Kto prawidłowo oddycha, dobrze śpiewa>>.
- (...) Pozostaje jeszcze jedno pytanie, nachodzące mnie obsesyjnie zgoła od lat wielu. Zadawałem je też innym muzykom, ale nikt nie umiał sformułować wystarczajacej odpowiedzi. Co to jest <<kogut>>? w tylu przecież anegdotach i opowieściach słyszy się albo czyta o <<kogutach>> wycinanych przez tenorów, przy wtórze szmerów, syków lub głośnych śmiechów widowni, zależnie od ojej temperamentu. więc na czym polega ów <<kogut>>, pani Wando?
- (...) Bezbłędna definicja fizjologicznego zjawiska w śpiewie, załamania głosu tenorowego, które zwą <<kogutem>> , jest niemożliwa ze względu na niepodobieństwo zajrzenia śpiewakowi do gardła, w momencie, gdy taka wokalna katastrofa następuje (...) Tymczasem mogę podjąć próbę opowiedzenia panu, jak do <<koguta>> dochodzi. Moim zdaniem, bo istnieje teorii kilka! Zacznijmy od wczesnego okresu życia... Przyszły tenor jest dopiero chłopcem przed mutacją. Mówi cienkim głosem, gdyż w jego krtani drga jedynie pobrzeże strun, podczas gdy reszta wiązadeł ich mięśni trwa jeszcze nie rozbudzona, tak jak i gruczoły hormonalne.
- Zaczynam rozumieć! Chłopak wchodzi w okres mutacji...
- No właśnie. I wtedy można zaobserwować równoległe dwa zjawiska. Początek działania gruczołów płciowych oraz wibrowania pełnego wiązadła mięśni, będących w krtani strunami głosowymi. Nie przyzwyczajony chwilowo do wprowadzania w drganie strun wszystkich, podrostek tnie koguta za kogutem, czyli na zmianę mówi grubym lub pieje, bawiąc tym otoczenie, a samemu czerwieniąc się bezradnie.
- Brawo! Jest pani wykładowcą genialnym!...Z biegiem czasu młody człowiek wprawia już na stałe w harmonijną wibrację wszystkie struny, ale nie trzeba zapominać, że te cienkie z pobrzeża nadal współbrzmią.
- A kiedy tenor sięga trudnych, najwyższych dźwięków w rejestrze, ze szczytowym C2...
- Ma pani na myśli popularnie zwane "wysokie c"?
- Tak! Więc kiedy tenor sięga pełnym głosem owej niebezpiecznej granicy, z konieczną energią prąc powietrzem na struny, zdarza sie - powodów może być kilka! - że zespół strun ulega na chwilę jak gdyby paraliżowi, a drgają jedynie pobrzeżne, skutkiem czego na ową krótką chwilę tenor wraca do swego "dawnego" głosu chłopięcego. I to właśnie jest "kogut"!
- Mówiła pani o kilku przyczynach ewentualnego "koguta".
- Pierwszą bywa choroba. Obojętne: gardła czy brzucha. Jeżeli wywołuje osłabienie śpiewaka, pociąga za sobą gorszą wibrację, bo mniej elastycznych strun w krtani.
- Skoro artysta jest chory, po co śpiewa, zamiast wziąć zwolnienie lekarskie?
- w teatrze zdarzają się sytuacje bez wyjścia. Mądry wszakże tenor może i wtedy uniknąć katastrofy, przechodząc w falset.
- Tłumaczmy bliżej, wytłumaczmy to jaśniej!
- Śpiewanie falsetem polega na swobodnym rozwarciu krtani, lekkim podpieraniu dźwięków oddechem i kierowaniu ich na rezonatory górne. A wtedy, nie robiąc przykrej niespodzianki, lecz zgodnie z zamierzeniem śpiewaka, przez cały czas drgają tylko strun brzegi. Powstaje w konsekwencji szereg tonów delikatnych, w barwie pośrednich między głosem kobiecym i chłopięcym (...)
- Więc najpierw źródłem "koguta" może się stać złe samopoczucie tenora, gdyż tego rodzaju załamania innym głosom nie grożą. Czy mam rację?
- Całkowitą, lecz nie będę tłumaczyła, dlaczego. Już późno, zostańmy przy tenorach! ... Dalszą przyczyną ich piania bywa moment chociażby nieuwagi: utrata proporcji między nasileniem oddechu a sprężeniem i zaciśnięciem strun w krtani. Wreszcie lęk...
- Ja bym umarł ze strachu, gdybym wiedział, że za chwilę muszę wziąć czysto wysokie c!
- Oni też umierają! ... I to również bywa przyczyną, w ostatnim momencie, sparaliżowania myśli, oddechu, gardła wreszcie.
- Czy i Kiepura przeżywał takie strachy?
- On? ... Chyba nigdy! Przy jego odwadze, wprost zamiłowaniu do szarży na przeciwności, element lęku odpadał. Ponadto jasne głosy, rzucane na "maskę" ,czyli rezonatory środkowe podniebienia i języka, mniej narażone bywają na katastrofy.
- Mam przez to rozumieć, że Kiepurze "kogut" nie przytrafił się ani razu? ...
- Odpowiem pytaniem: czy panu, mistrzu, nigdy nie zdarzyło się potknąć? ...
- Hm...Bez wątpienia. Zarówno stopą, jak piórem.
- Wszyscy bowiem jesteśmy ludźmi, choć niektórych z nas tłumy obwołują "bogami".
Bardzo ciekawe - choć krókie - informacje na temat techniki śpiewu możemy znaleźć również w swoistym pamiętniku Pani Wandy Wermińskiej pt. "Harmonia. Dysonanse i sława", Warszawa 1987, s. 76, 231, 239-241.
- "Wracając do Szalapina (chodzi o Fiodora Iwanowicza Szalapina, wielkiego rosyjskiego śpiewaka operowego - basa, z którym konkurowac mógł chyba jedynie polski artysta - Adam Didur) ... Przed każdym przedstawieniem siadał u siebie w hotelu przy fortepianie i długo poszczególne tony, wyszukując najwłaściwszą pozycję. Tak przejeżdżał całą skalę średnicową. Wtedy zaczynał podśpiewywać sobie do specjalnie dobranych słów i zgłosek - w każdej partii w inny sposób. Te wszystkie ćwiczenia miały na celu doprowadzić do "rozdźwięczenia" całej maski - wszystkich zatok i rozluźnienia szczęk (...) ",
- Jan Kiepura "(...) Głos miał niebywale piękny ,o jasnej barwie, ze wspaniałą łatwością góry. Prawidłowe otwarcie ust i luźnego gardła były zasadniczymi walorami technicznymi (...) Nigdy go nie zawodził oddech (diafragma), którym władał znakomicie. Każda fraza do końca była oparta na oddechu, szczególnie gdy śpiewał piano, przybliżając kończący się dźwięk na uśmiechu i wargach."
- "By być profesorem, trzeba mieć wokalistyczny słuch - jak mawia Waldorff. Nie tylko trzeba dopasować różnorodne, odpowiednio skomponowane ćwiczenia, by wydobyć prawidłowe brzmienie każdego tonu. Taką pracę należy przeprowadzić w wypadku nierównomiernej, niewyrównanej skali głosu. Są głosy z natury ustawione, a nawet często już z prawidłowym oddechem. wtedy tylko zaczynając od drobnych ćwiczeń wokalnych, po rozćwiczeniu się, sięgać do gam, arpeggia itd. Zaznaczam, że w zależności od uzdolnień ucznia można rozszerzać i technikę. Zbytnie szafowanie głosem od pierwszych ćwiczeń jest kategorycznie niewskazane. niewskazane jest też śpiewanie tylko forte i fortissimo. Profesor i uczeń mogą być przejęci pracą. Nie mogą jednak stać się robotami technicznymi. Opanowanie warsztatu pracy wymaga ogromnego wysiłku i wzajemnej pomocy. Posiadać głos - to mało, trzeba go odpowiednio ukierunkować i kultywować. śpiewak nie może błądzić, bo stanie się rozparzeńcem. Jest jeszcze wiele wskazówek - może zdołam napisać specjalny popularny podręcznik. opanowanie warsztatu śpiewaczego przychodzi z wrażliwością i dojrzałością duchową",
-szczególnie trudności są z "(...) przejściowymi tonami f i fis w górze, a właśnie te dwa tony są podstawą "luźnej góry', naturalnie przy odpowiednio prowadzonym oddechu ułatwia się umieszczenie tych podstawowych tonów",
- "Jako druga zgłosiła się do mnie Agnieszka Kossakowska, z którą przerabiałam arie mozartowskie do egzaminu dyplomowego w Wyższej Szkole Muzycznej. Wydaje mi się, że jej wówczas pomogłam. Prawdopodobnie i dlatego, że odpowiadałyśmy sobie duchowo. Zasadniczą bowiem sprawą w pedagogice wokalnej jest wzajemny serdeczny kontakt pomiędzy pedagogiem i śpiewakiem. Gdy już jest to zrozumienie psychiczne, można dopiero myśleć o dobieraniu odpowiednich ćwiczeń.Kossakowska jest do dziś jedną z najbliższych mi uczennic. Jest to przykład pracowitości i ambicji artystycznych, o jej kulturze i zaletach charakteru nie mówię, gdyż jest z tego powszechnie znana. jest już na tyle dojrzałą śpiewaczką, że nie potrzebuje kontroli z pedagogiem wokalistą, ale czasem przychodzi podyskutować".
Życzę miłej lektury, bo dla mnie była ona bardzo miła i smakowita:)