Temat: "Wystarczyła ci sutanna uboga..." (problematyka osób...
Rainer Maria Rilke
Księga o życiu mnicha (3)
Kiedy mnich czytał w burzliwy wieczór Biblię, zauważył, że wszystkie śmierci
poprzedziło zabicie Abla. I zatrwożył się głęboko w swoim sercu. I mnich poszedł,
bo lękał się bardzo, do lasu, i wpuścił do siebie całe światło i wszystkie zapachy
lasu, których śpiew był głośniejszy niż zmącona mowa jego myśli. I nawiedził go
niebawem w nocy sen, dla którego wynalazł wiersze:
Der blasse Abelknabe spricht:
Mówi cień Abla:
Mnie nie ma. Brat mi coś zrobił,
czego nie widziały moje oczy.
On mi światło zaćmił.
On moje oblicze zakrył
swoim obliczem.
A teraz jest sam.
I myślę, już będzie tak.
Bo nikt nie zrobi mu tego, co on mi zrobił.
Jeśli inni wybiorą moje drogi,
dopadnie ich jego gniew
i wszyscy odeń zginą też.
Myślę, że mój wielki brat czuwa
jak sąd.
To ja wiem, czym jest noc długa,
nie on.
(22 wrz. późno)
I wtedy mnich dziękował z głębi wyzwolonego uczucia:
Du Dunkelheit, aus der ich stamme
O ty ciemności, z której się wywodzę,
ja kocham ciebie bardziej niźli płomień,
który świat ogranicza,
bo rozbłyska
w jednym kręgu ledwie,
poza którym żaden byt nic o nim nie wie.
Za to ciemność wszystko łączy w sobie:
postacie i płomienie, zwierzęta i mnie -
zagarnia nieustępliwa,
ludzi i moce...
I zdarzyć się może: jakaś wielka siła
nagle z bliskości mnie przyzywa:
Tak, wierzę w noce.
(22 też)
Ich glaube an Alles noch nie Gesagte
Wierzę we wszystko niewypowiedziane.
Chcę me najlepsze wyzwolić uczucia.
Czego nikt jeszcze nie ważył się zachcieć,
Moc nieodparta do tego mnie zmusza.
Jeślim zuchwały, przebacz mi, mój Boże.
Ale chcę tobie tylko to powiedzieć:
Mej dobrej siły nic w pędzie nie zmoże,
nie da się wstrzymać zwlekaniem ni gniewem;
tak ciebie dzieci kochają swawolne.
Takim przypływem, i ujściem podobnym,
w otwarte morze potężnym ramieniem,
ciągłym powrotem rosnącego życia,
chcę cię wyznawać, chcę rozsławiać ciebie
jak nikt dotychczas.
Jeślim zbyt dumny, pozwól mi być dumnym
w mojej modlitwie,
która z uporem samotnym
staje przed twoim chmurnym obliczem.
(tak samo)
Ich bin auf der Welt zu Allen
Sam jestem na świecie, lecz sam nie dosyć,
by święcić każdą godzinę.
Mały na świecie, lecz mały nie dosyć,
by być jak rzecz przed tobą,
ciemny i mądry.
Chcę, by ma wola śmiało wytyczała
do czynu drogi;
i chcę w tych gnuśnych i spokojnych czasach,
gdy coś nadchodzi -
znaleźć się wśród wiedzących
lub być samotnym.
Chcę cię zawsze odbijać w całej postaci,
nie chcę być ślepy ani za stary,
by nieść twój ciężki i chwiejny obraz.
Chcę się rozwijać.
Nie chcę być nigdzie skrzywiony,
bo jestem wtedy skłamany.
I chcę, by mój sens
był dla ciebie prawdziwy. Chcę się opisać,
jak obraz, który widziałem,
długo i z bliska,
jak słowo, które pojąłem,
jak mój powszedni dzban,
jak mojej matki oblicze,
jak okręt,
który mnie niósł
przez śmiertelny sztorm...
Du siehst, ich will viel
Widzisz, chcę wiele.
Może mieć wszystko chcę:
mrok każdego nieskończonego upadku
i każdej wspinaczki świetlistą grę.
Tak wielu ludzi nie chce niczego.
Wystarcza im ledwie doznanie
uczucia byle jakiego.
A ty się cieszysz każdym człowiekiem,
który służy i pragnie.
Cieszą cię wszyscy, którym jesteś potrzebny
jak sprzęt.
Jeszcześ nie ostygł, jeszcze masz siły,
by w swoje głębie stające się wejść,
gdzie życie objawia się w ciszy.
Wir bauen an dir mit zitternden Händen...
Drżącymi cię budujemy rękami,
atom na atom kładziemy.
Lecz któż ukończyć was zdolny,
o, wy katedry.
Czym jest Rzym?
On się rozpada.
Czym jest świat?
Będzie pobity
nim twoje wieże zwieńczą kopuły
nim z bezmiarów mozaiki
twoje promienne czoło się wzniesie.
Lecz czasem we śnie
uda mi się twą przestrzeń
zobaczyć
od głębi początku
po dachu brzeg złocisty.
I widzę: wystrój ostatni
budują i tworzą
moje zmysły.
(22)
Daraus, daß Einer dich einmal gewollt hat
Stąd, że ktoś kiedyś ciebie zapragnął,
wiem, że my także mieć cię śmiemy.
Nawet gdy wszystkie głębie porzucimy:
nawet gdy góra kryje złoto,
a nikt go wydobyć nie może,
kiedyś je przecie wypłucze potok,
co w ciszę kamieni sięga,
cierpliwych.
Także gdy sobie tego nie życzymy:
Bóg dojrzewa.
Wer seines Lebens viele Widersinne
Kto swego życia niedorzeczne wątki
pojedna zgodnie, w jeden sens ogarnie,
ten wyprosi
z pałacu tych, co czynią wrzawę,
inaczej będzie czynił, a ty jesteś gościem,
którego wita w pogodne wieczory.
Jesteś tym drugim jego samotności,
statecznym środkiem jego monologów;
i każde wokół ciebie zakreślone koło
przydaje mu słój czasu coraz nowy.
(22, nocą)
Was irren meine Hände in den Pinseln?
Dlaczego moje dłonie pośród pędzli błądzą?
Gdy cię maluję, Boże, ty nie widzisz tego.
Lecz czuję cię. Na zmysłów moich krańcu
zaczynasz grę powolną, jakbyś tworzył wyspy -
i dla twych oczu, niezmrużonych nigdy,
jestem przestrzenią.
I już nie jesteś w środku twego blasku,
gdzie wszystkie linie anielskiego tańca
zbliżają ci oddale jak muzykę -
już w twym najdalszym domu masz siedzibę.
Mnie teraz słucha wszystko w twoim niebie,
albowiem czując zamilkłem dla ciebie.
Mnicha nawiedziło wiele obcych myśli i zdały mu się one jakby chmarą gości; lecz
w końcu zwraca się znów do Boga w tych pełnych oddania wierszach. 24 w lesie
między ludźmi, niedzielnie nastrojonymi.
Ich bin, du Ängstlicher. Hörst du mich nich
Jestem, Trwożliwy. Czy nie słyszysz,
że wszystkie moje zmysły wrą przy tobie?
Moje uczucia uskrzydlone
dokoła twej postaci krążą.
Nie widzisz mojej duszy, która obok,
tak blisko ciebie stoi w sukni z ciszy?
Czy nie dojrzewa moja majowa modlitwa
na twym spojrzeniu, jak na drzewie rodnym? -
Ja będę twoim snem, gdy będziesz spał.
A kiedy czuwasz, będę twoją wolą
i będę władał całą wspaniałością
i rozpościerał się jak cisza gwiazd
nad miastem czasu wymarzonym.
I mnich się rozpromienia w swoim wnętrzu, i czuje się wszystkim obdarowany
i wszechobecny w każdej radości, jak blask na całym złocie świata. I wstępuje po
swoich wierszach jak po stopniach, i już nie czuje zmęczenia.
Mein Leben ist nicht diese steile Stunde
Życie moje nie jest tą godziną stromą,
w której mnie widzisz, jak się spieszę.
Jestem z mojego wnętrza drzewem,
ustami jedynymi wśród wielu mych ust
i tymi, które zamykają się najprędzej.
Ja jestem ciszą między parą tonów,
które niełatwo się ze sobą godzą:
bo wyżej się ton śmierć wzbić chce -
Lecz w ciemnym interwale drżąco
jednają się oba.
I pięknie brzmi pieśń.
I tak znalazł się mnich bardzo blisko Boga.
(tego samego wieczoru)
Und um der Schönheit Willen sind wir beide
I tak dla piękna my obaj jesteśmy
do dzieła tego samego wybrani.
Niby obrazy na starym jedwabiu.
I czy maluję, śnię czy cierpię,
wiszę jak klejnot migoczący
wokół ciemności twoich ramion.
Jest bowiem piękno głównie zmysłem.
A najpierw wzięło od ukrytych lędźwi
fałszywe zmarszczki złego wstydu,
i stąd się oswoiła radość prosta,
i nosi pełna udręki tęsknota
wąskie korony, które oślepiają.
Ono odwróci wartości zbyt ciężkie,
jest bowiem wielce sprawiedliwe samo.
Tyś jest początek, Boże, ja, twój giermek,
jestem dla ciebie nowym rozpoczęciem...
Ono nas odbdaruje, nie dotknie zagładą.
I oto stał się mnich niemal artystą. Chociaż pozwolił się tworzyć swoim wierszom,
zamiast tworzyć swoje wiersze.
I mnich splótł ręce i stał w księżycowej nocy, jak pobliskie drzewa, w ciemności
przenikniętej pobożnością i pokorą. I tak zapanował nad wielością swoich uczuć,
że stały się jednak wierszami, mimo że z zamętu i dzikości wniknęły w słowa.
Wenn ich gewachsen wäre irgendwo
Gdybym gdzie indziej życie pędzić mógł,
gdzie dni są lżejsze, godziny smuklejsze,
to bym ci sprawił święto najprzedniejsze,
i moje ręce inaczej niż tu
trzymałyby cię nie tak ciężko i lękliwie.
Tam bym się lekko brać ośmielił ciebie,
ty bezgraniczna teraźniejszości.
Jak piłkę
cisnąłbym cię na przestwór radości,
by ktoś cię ujrzał
i gdy będziesz spadała,
podbiegł, wznosząc ramiona,
ty rzeczy nad rzeczami.
Kazałbym ci błyszczeć
jak klinga.
Pierścieniem złocistym
kazałbym objąć twój ogień,
by mi go zatrzymał
na jasnej dłoni.
Byłbym cię malował: nie na ścianie,
na niebie samym od krańca do krańca,
i bym cię tworzył, tak jak giganci
by cię tworzyli: jako górę, pożar,
jak samum, wstający z pustynnych piasków -
albo
zdarzyłoby się tak: z przypadku
bym cię znalazł...
Daleko są przyjaciele,
nie słyszę ich śmiechu już;
a ty: ty z gniazda wypadłeś,
pisklę z żółtymi pazurkami
i wielkimi oczyma, i sprawiasz mi ból.
(Moja dłoń dla ciebie zbyt szeroka.)
I czerpię palcem ze źródła kropelkę
i patrzę, czy łaknąc sięgniesz po nią,
i słyszę, jak bije moje i twoje serce,
i oba biją z lęku.
Ostatnia część tego utworu zaświtała mnichowi, który bez tchu szedł z ogrodu,
dopiero gdy przekraczał próg swojej małej, łagodnie oświetlonej celi. Ale wiersze
były już od razu gotowe. I jawiły mu się jako przenikająca go harmonia i pogoda,
tak że szybko posłał sobie łóżko i postanowił tej nocy spać, i ani nie rozmyślać,
ani się nie modlić. A przed snem pojawił się jeszcze krótki utwór, który przyjął
z uśmiechem:
Ich finde dich in allen diesen Dingen
Znajduję ciebie we wszystkich tych rzeczach,
dla których jestem dobry i jak brat;
ty się w tych małych jak ziarno wygrzewasz,
a w tych ogromnych jesteś wielki tak.
To jest cudowna gra służebnych mocy,
że tak przez rzeczy idą niewstrzymanie:
w korzeniach rosnąc, tracąc się w smukłości,
w koronach górnych niby zmartwychwstanie.
(24 późno)
tłum. Andrzej LamRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.02.09 o godzinie 19:25