Paweł Podlipniak Vel Komnen Kastamonu

Paweł Podlipniak Vel
Komnen Kastamonu
dziennikarz,
redaktor, piszący
wiersze

Temat: Poeci poetom

wrzucam większość cyklu

Annopol

Dawno temu bogini matka zeszła do garażu,
by przekręcić kluczyk (to wyborny początek każdej
świętej historii). Potem po kłębach dymu wspięła się
do lustra i nie wróciła. Bez najmniejszego zdania
wyjaśnienia zostawionego na szafce, choćby
- Jestem zbyt zajęta byciem nieboszczykiem. Nie wracam.

Nie utrzymał jej język, był nazbyt kruchym mostem,
więc nie udźwignął ciężaru pszczół złapanych w obce ule.
Kiedy stanęła na nim rankiem z dosłowiem w kieszeniach,
oszronioną szklanką w ręku i życiem zawieszonym
on the rocks, wszystko stopiło się, popiło, spadło.

Po naszych bogach zostają tylko
pudełka w kształcie serca
i riff.

Herbatka bostońska AM

I w taki właśnie sposób dzwonią
dzwonki w Wariatkowie,
a to jest dzwoneczkowa dama,
co przychodzi tu co wtorek rano

Anne Sexton Dzwoniąc

Anna odbija się od świtu. Dziś jest sprężystą kroplą
która spadnie na niebo. Może niebo wzleci albo ktoś
podciągnie w górę wyblakłą w słońcu
roletę, szarpiąc za sznurek ze smug łączących brzeg
filiżanki i spodek. W nich mięknie kostka cukru.

Para znad imbryka zmienia bieg ulic:
Łaski całkiem znikła, Pogodna zmarniała,
Stalowa straciła sztywność jak fiszbiny
w gorsecie prababki. Znaki po wielorybich pieśniach.
Anna ukrywa tam zapałki, lek na nagłą ciemność.

Stuknięcie zębów o krawędź naczynia jest dzwonkiem
(E z bemolem) i nie ma nic wspólnego z niebem
za oknem. Tylko rwie na strzępki fałszywe chwile,
kiedy rozpaczliwie szukasz innych ludzi, wygodnego alibi,
by zostać w sobie. Bez światła, w bursztynie ze szkła i stali.

To, co w nas świeci najjaśniej, ma tysiąc ostrzy i rani.

postpartum

Anno
wszystko, co urodzimy, rani nas boleśniej
niż wejście w jesień. nawet ucieczka od ciała
(przez linie nacięć) nie przynosi ulgi.
bycie już nie wystarcza, niebycie - banalne.

windy, zamiast nieść w górę, przesuwają w miejsca,
które są całkiem zbędne. schody, pełne znaków
przestankowych, chwytają w drodze na szczyt
dachu. nie ma słów, słów, słów. zostaje smutek,

smutek, smutek
. on zdmuchnie głowy pełne pytań,
a na ostatnim piętrze łabędzie schylą się
nad śmiercią. będą nieme z zachwytu i lotne,
łatwopalne - od jednej iskry pójdą w ogień,

zawisną na jedwabnych sznurkach. jest głód , Anno,
a wszystko, co wyrośnie z pustki, musi boleć.

M. Street

Budzę się za wcześnie, jakby tam za oknem
czekało na mnie coś doskonałego,
zamiast zwyczajnej mgły i warstwy chłodu
- łódeczka zanurzona w betonowej fali.

Tego, co mam w środku, nie założę na wierzch,
nie pasuje do żadnej koszuli czy spodni,
pluje szkłem, parzy śmiechem i jest jadowite
jak zamsz lub satyna zdarta z naszych powiek.

Szyje się z niej marne dni i wszystkie
nierozpoznane noce, kiedy pragniesz bliskości
na wyciągnięcie głosu, bo ręce są za krótkie,
pełne mojego ciała (dałaś je diabłu, dałaś wodzie).

Teraz mogę płynąć łóżkiem, jeść, śmiać się na zapas,
trochę umrzeć i odrosnąć, a gdy włożysz mnie do lodówki
obok wódki i pomidorów, sam się natnę i wszystko
zejdzie ze mnie na drogę, gdzie chłód stawia znaki,

a potem wyławia nas ze snu

M. Street II

Anno
Nasze pokoje, bielone wapnem jak zbiorowe groby,
trzymają na uwięzi, to wszystko, co gnije
pomiędzy jednym a drugim posiłkiem i chce tańczyć,
brać lekkie słowa z zaskoczenia, przechodzić nieustannie
z ręki do ręki.

Miłość to tylko kaftan, wiąże supły na plecach,
kradnie imiona, znaki drogowe i sprawia,
że z dnia na dzień tracimy więcej niż wiarę,
a potem nie wiemy, w jaki sposób być sobą
i nie być pięknym.

Rozdwajają się włosy i języki. Wersy rosną.
Ich wnętrze nas pochłania, a kiedy nabierzemy sensu,
zapominamy o zdziwieniu, dniach bez krzyku
i nieuchronnych zakończeniach.
Przecież to takie proste:

najpierw włącz radio,
potem przekręć kluczyk.

Wilki i przebiśniegi VII

Chciałabym ulecieć z mojej głowy,
lecz to wykluczone.

Anne Sexton Poeta ignorancji

Rankiem zlatują do niej anioły z cynfolii
i brzęczą natarczywie, pod sufitem, warczą.
Niosą napalm lub mannę - lekko rozdrobniony
pokarm dla wybudzonych. Potem płynie w miasto.

Jest czas łuskania godzin, gdy głosy, jak plewy,
lgną do rąk, cierpkich twarzy znaczonych pośpiechem,
wszystko brudzi obawa, że nie zdążą przebyć
jeszcze jednej ulicy, krawężnika. Przecież

ten strach to tylko pestka. Ma rytm, złudną twardość
bzu, nieuchronnych podcięć staromodną brzytwą
kuszący smak diazepin. Jest mantrą, glissandem
szeptów, szorstkim ręcznikiem, kiełkuje tak blisko

głowy. Śpij, Anno, brzęczy anioł, więc posłucha
zwierzęcia w sobie. Zaśnie. Na miękkich poduszkach

spalin.

wiersz z tomiku "Aubade Triste".
O tomiku tu: http://bialafabryka.blogspot.com/
komnen kastamonu edytował(a) ten post dnia 26.05.10 o godzinie 09:34
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poeci poetom

Andrzej Babiński*

Serwis nieba w odblaskach


Edwardowi Stachurze

AZJO stacyj benzynowych pod lasem, (benzyna) Alaska
Alaska złota, Alaska chodników
a na migi migotliwa jaskółka stołeczna
Jaskółko -
z kobiecym skrzydłem i szczegółem
twój świr objawia się i z lustra
ty woda,
ty jak grota jasna - ja chmurny już chmurę mam

za zabytek
...słychać gotycko sklepiony pantofelków stukot
na hymn nawlekasz każdy szept i szelest
- boska
Gdzie są arki Noego gołębi
które pod skrzydła biorą grzmot

i grzmią?

1969

*notka o autorze, inne jego wiersze i linki w temacie ”Poeci przeklęci”
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 30.11.10 o godzinie 19:49
Jadwiga Z.

Jadwiga Z. Bardzo długoletni
dyrektor
przedszkola,
nauczyciel dyplom...

Temat: Poeci poetom

Jadwiga Zgliszewska

Bronkowi z Obidzy - po ukazaniu się jego tomiku pt. "Nie szkoda gadać"
(który zresztą wszystkim najgoręcej polecam, a już miłośnikom gór - w szczególności!)...


BUKIET Z OBIDZY

Dziś przywędrował list od Bronka,
co od Obidzy sypie słonka... :)))

Przypłynął tu z poezji falą.
Wpierw zwinnie przemknął się po halach,
jakby go wietrzyk pieścił w wierchach -
bukiet poezji, prosto z serca.

Wykuł te strofy kamień zbocza,
głazy raniły stopy bose,
porywał halny, strumień topił
i mgieł znad dolin mleczny woal.

Z granitu strofy wyrąbane,
z najdzikszych duszy zakamarków -
tęskna liryka, chociaż twarda,
co łzom strumienia nuty skradła...

Jak wiatr nad ranem od Turbacza,
co chmury płoche pozawracał,
tak Ty - bajarzu i poeto,
sylwetki ludzi gór opiewasz.

Bronku, góralu zwichrowany -
oto jest moje dziękowanie!
Niechaj się wtopi, jęknie echem,
pośród tych cudów, co odległe,
co niedostępne moim nogom -
a Ty przyniosłeś pięknym słowem...

Zatańczy niech na połoninie,
z potokiem skocznie w dal popłynie.
Niechże i watrą się rozpali -
ogniem pozdrowień dla górali.

Bronku z Obidzy - ech, góralu! -
za to, żeś "spisał góry całe"
i zręcznym pragniesz być juhasem -
wdzięczna tak, że... "nie szkoda gadać"!


Obrazek
Jadwiga Z. edytował(a) ten post dnia 28.01.11 o godzinie 14:58
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Poeci poetom

Jorge Luis Borges

Camden 1892


Zapach kawy oraz gazet codziennych.
Niedziela i niedzieli niechęć. Poranek
i na stronie niezbyt uważnie czytanej
ten daremny druk alegorycznych wierszy
uszczęśliwionego kolegi. Siwym starcem
i słabym jest człowiek nasz w czystym
ubogim wnętrzu swej izby.
Bezczynnie przygląda się temu, że ta twarz
jest jego. Dotyka roztargniona dłoń
zmierzwionej brody i splądrowanych warg.
Koniec niedaleki. Oznajmia jego głos:
prawie nie żyję,ale w moich wierszy rytmach
jest życie i życia blask. Ja byłem Walt Whitman.

przekład:Edward Stachura

w:”Edward Stachura,Poezja i proza. Tom 1:Wiersze,poematy,piosenki przekłady”, Warszawa 1987.Zofia H. edytował(a) ten post dnia 05.08.10 o godzinie 11:02
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Poeci poetom

Jorge Luis Borges

Paryż 1856


Przyzwyczaiło go umęczenie długie
do przedsmaku śmierci. Ogarnąłby go strach
na myśl,że musi wyjść do wrzaskliwego dnia
i chodzić, przechadzać się pomiędzy ludźmi.
Powalony, Henryk Heine myśli o tej rzece,
o czasie,co z wolna unosi go i oddala
od życia półmroku i tego, co jest jak rana,
losu: być człowiekiem i Żydem jeszcze.
Wspomina delikatne melodie,
których był instrumentem, ale dobrze wie,
że muzyka to nie drzewo,ni ptaka trel,
lecz czas,dni bliżej nie odgadnione.
Nie,nie uratuje cię: twoje słowikowanie,
twoje ze złota noce i kwiaty opiewane.

przekład:Edward Stachura

w:”Edward Stachura.Poezja i proza. Tom 1:Wiersze,poematy,piosenki przekłady”, Warszawa 1987.Zofia H. edytował(a) ten post dnia 05.08.10 o godzinie 11:01
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Poeci poetom

Jorge Luis Borges

Emerson


Ten rosły dżentelman amerykański
składa tom Montaigne'a i szukać wychodzi
innej, nie mniej cennej przyjemności
popołudnia, co już wywyższa kraj płaski.
Do najgłębszego zachodu i jego przechylenia,
do widnokręgu,gdzie już się zachód złoci,
maszeruje przez pola,jak tej właśnie nocy
przez pamięć tego,kto tu opisuje,co trzeba.
Myśli: Przeczytałem oto dzieła fundamentalne,
ainne sam napisałem,których wagi
nie umniejszy mroczne zapomnienie. Bóg jakiś
udzielił mi tego, co śmiertelnym wiedzieć jest dane.
Przez cały kontynent kroczy moje imię;
nie żyłem. Człowiekiem chciałbym być innym.

Przekład:Edward Stachura

W:”Edward Stachura.Poezja i proza. Tom 1:Wiersze,poematy,piosenki przekłady”, Warszawa 1987.
Zofia H. edytował(a) ten post dnia 05.08.10 o godzinie 11:01
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Poeci poetom

Seamus Heaney*

Elegia


To, jak żyjemy, jękliwie czy zuchwale,
będzie już naszym życiem.
Robercie Lowellu**,

geranium na parapecie płonie
od lampy, przy której piszę,
wiatr z Morza Irlandzkiego
potrząsa nim -

tutaj, gdzieśmy siedzieli wszyscy
dziesięć dni temu, z tobą,
mistrzem elegii
i spawaczem angielszczyzny.

Kiedy chwiałeś rozmową
i płynąłeś na chwiejnym sterze
samego siebie, kpiąc
z mego strachu przed wodą,

czegóż nie było w twoim imperium?
Piłeś Amerykę
jak żelazną
wódkę serca,

głosząc rozważną,
zdecydowaną miłość
i arogancję sztuki.
Twoje oko wiedziało, co robi twoja ręka

gdy angielszczyłeś rosyjski,
gdy wyrzucałeś z siebie
rozrywające serce, białe sonety
miłości dla Harriet

i Lizzie, i prującego
słoną toń delfina -
pióro twojego grzbietu
posiadło w końcu ten dar

że zwabiony i ochlapany
był sternik, rybak z siecią, retiarius.
Tamta ręka. Obronna i troskliwa.
I ziemnowodna.

Druga rano, żeglarska pogoda.
Nie będzie dumnego żagla twoich wielkich wierszy...
Nie. Byłeś naszym nocnym promem
dudniącym na ogromnym morzu,

całym statkiem podzwaniającym
muzyką płatnerza
po kursie wyznaczonym z własnej woli przez
nieujarzmione i groźne.

A teraz ulewny deszcz
i to geranium tremens.
Ojciec nie jest tarczą
dla dziecka -


znalazłeś we mnie dziecko
kiedy żegnałeś się
pod rozłożystym drzewem wawrzynu
przy bramie w Glanmore,

szczodry i krzepiący
jak tamto niespieszne lato,
z rybim błyskiem w oku
ryzykując "Będę się za ciebie modlił".

przeł. Piotr Sommer

wiersz jest także w temacie Elegia

*notka o autorze, oraz inne jego wiersze i linki
w temacie Poezja anglojęzyczna, s.5


**Robert Lowell (1917 – 1977) – amerykański poeta
notka o Robercie Lowellu, jego wiersze i linki -
w temacie Poezja anglojęzyczna, s.2
Michał M. edytował(a) ten post dnia 02.09.10 o godzinie 23:48
Paweł Podlipniak Vel Komnen Kastamonu

Paweł Podlipniak Vel
Komnen Kastamonu
dziennikarz,
redaktor, piszący
wiersze

Temat: Poeci poetom

Pierwsze stworzenie Anny

with the stranger's seed blooming
into the flower called Horrid

Anne Sexton 45 Mercy Street

Musiała mieć smukłe palce, smukłe aż do bólu
kości, które łamała, łapiąc równowagę
pomiędzy wydartą frazą a kolejną porcją
danielsa (mógłbym chyba tak to zapamiętać).

Lecz przecież znam ją tylko od słowa do ostatniego
haustu dozowanego przez skrzętny tachometr
buicka. Na tylnym siedzeniu kołysze mnie
wolno wraz ze starym Kurtzem, szepcząc: horrid, horrid.

I jest w tym ten cudowny zgrzyt zamka,
co wkręca się w brzuch
za każdym razem,
gdy muszę wyjść z mojej skrzyni. To kobieca
torebka wypełniona po brzegi całym światem.

Logos nas spuścił ze smyczy, jak graniczną rzekę,
a po trzech dniach porzucił, zabierając wiosła.
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Poeci poetom

Julia Hartwig

Stawisko


Z głową wspartą o obramowanie łóżka
słuchając Pieśni Mahlera stary mistrz płacze
Zapomniał o naszej obecności
Jest to rok kiedy odeszła już jego towarzyszka życia
i dawno przetliły się dionizyjskie ognie miłości
Przyjaciele pomarli albo nim wzgardzili
Przed nim jest jeszcze pobyt w podparyskim hoteliku
gdzie samotność i choroba jak dwie zmory z Malczewskiego
uwięziły go w pościeli
Wróci jeszcze do tych pokojów w których przeżył życie
i do zapuszczonego ogrodu w którym witał kolejne pory roku
i gdzie gorącym szeptem wzywał Uranię sosnę siostrę
palcem pnia ukazującą mu niebo
Pamięć minionych dni towarzyszyła mu do końca
Zapisał tę chwilę kiedy pojawił się przed nim młody poeta
naznaczony jasną gwiazdą przeznaczenia
i powitał go słowami: Uwielbiam pana

z tomu "Nie ma odpowiedzi", 2001
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poeci poetom

Mark Strand

Pamięci Josifa Brodskiego


Można powiedzieć, nawet tutaj, że to, co zostaje z własnego ja
Odwija się ku zanikającemu światłu, i cienieje jak proch, i zmierza
Do miejsca, w którym wiedzieć i nic przenikają się nawzajem i na wskroś;
Że przesuwa się, ciągle się odwijając, poza sklepienie skończonej jasności,
I dalej do miejsca, które może nigdy się nie odnajdzie, w którym niewyrażalne Wreszcie, raz jeszcze jest wypowiedziane, ale lekko, szybko, jak drobny deszcz,Który przemija we śnie, który wydaje się przemijać we śnie.
Co zostaje z własnego ja odwija się i odwija, bo nie ma już
Żadnej z granic, ani tej bezkształtnej między nami,
Ani tej, która oddziela twoje ciało od twojego głosu. Josifie,
Drogi Josifie, te nagłe przypomnienia, że byłeś – miejsca
I chwile, których największym życiem było to, które im dałeś,
A teraz wydają się duchami w twym orszaku. Co zostaje z własnego ja
Odwija się poza nas, dla których czas jest tylko miarą międzyczasu
A przyszłość nie więcej niż et cetera et cetera… ale szybko i na zawsze.

z tomu „Blizzard of One”, 1998

tłum. Irena Grudzińska-Gross

wersja oryginalna pt. „In Memory of Joseph Brodsky” w temacie
Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 20.03.11 o godzinie 13:19
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poeci poetom

Tadeusz Różewicz

Biedny poeta Stachura


niedaleko brudnego koryta
rzeki Wisły
pasło się stado świń i wieprzy
pospołu z dziećmi Apollina

do tej stołówki
przywędrował z dalekiej krainy
Janko muzykant chłopiec opętany poezją
rzucał perły przed wieprze
śpiewał grał na złotym grzebieniu
aż usłyszał głosy
i oszalał

był jak motyl
w pajęczynie

rozmawiałem z nim
raz w życiu
w jakimś domu pracy twórczej
stanął w drzwiach
mojego pokoju
i poprosił o kartkę
papieru

powiedziałem że mam
tylko papier z makulatury
w kratkę
uśmiechnął się grzecznie
podziękował
odszedł
z trzema kartkami

czasem myślę że chodziło mu
o coś innego

że chodziło o jego i moje
o nasze życie

wrzesień 2003 r.

z tomiku „Wyjście”, 2004
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Poeci poetom

Stanisław Piotr Gaszyński

* * *

Pamięci S. Grochowiaka
jeszcze nie czas pisać
jeszcze ból się nie odleżał
nie zadawnił

jeszcze nie czas pisać
jeszcze rany rozdrapywać
nie można świeża jeszcze

jeszcze nie czas
pisać płakać oszaleć
albo w serce
uciec twarz za sobą
zatrzasnąć obojętną

jeszcze nie czas pisać
jeszcze słów takich
nie ma i oczu
oczu wykrzyknik
za cały wiersz orszak

jeszcze nie czas pisać
jeszcze ból się nie odleżał
nie zadawnił
nie zabliźnił pamięci

z tomu "odejścia",
Wydawnictwo Lubelskie 1978
Michał M. edytował(a) ten post dnia 03.06.11 o godzinie 13:26
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Poeci poetom

Tadeusz Urgacz

Przyboś


Przyboś jak ptaszek dziobał metafory,
a dziobiąc – rósł ogromny. I tak został
z promieniem w ręce, którym pędzi stada
miesięcy w drogę dookoła roku.

Przyboś, zięć wiosny a stryjeczny lata,
wierzył, że każdy poeta półbogiem,
że wszystko może – i tutaj na ziemi,
i trochę w niebie. No i Przyboś mógł.

Wznosił katedry na wysokość mowy,
do dziś w nich słychać jego ostry oddech.
Widzę, jak idzie z rozżarzonym jabłkiem,
tym którym zwykle rozświetlał ich mrok.

Nad wodą wielką i czystą, gdy na niej
nie będzie nigdy już odbicia lądu,
tam kiedyś spotkam Cię, Panie Julianie,
żeby usłyszeć Twój najnowszy wiersz.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poeci poetom

Armin Senser*

Ku pamięci Josifa Brodskiego


(zm. 28 stycznia 1996 toku)

I

Ciśnienie krwi drapaczy chmur
nie spadnie. Podziemne linie
metra nie stracą nerwów. Rzeki
pod miastem nie wyschną.

Fasady nie będą nosić żałoby.
Giełdy nie będą milczeć,
a serca sygnalizacji świetlnej
nadal bić będą rytmicznie.

Zdarzenia będą rodzić
słowa stosowne do uczuć
i w gazetach, które spala
świadomość.

Syreny uciszą dzwony kościelne,
a ludzie ludzi w życiu i po śmierci.
Czas nie pociągnie czasów
do odpowiedzialności.

II

O czym człowiek nie śmie
marzyć: każda śmierć,
bliska czy daleka, pozostawia
życie i życie zabiera.

Dzień będzie następował po dniu,
by wciąż próbować szczęścia,
które bez szwanku będzie
trzymać się wolnej woli.

Pozostaną jeszcze chorzy na serce,
głodne brzuchy i cierpienie,
nieskrzywdzone przez szczęście,
i szczęście, którego cierpienie nie zadało.

Czyż czas nie zakłada, że istnieje życie?
A o ileż bardziej
potrzebuje życia wieczność.

III

Śmierć to krawędź lustra,
w którym przeglądają się
dusze obdarzone
własnym światłem.

Pominąwszy małostkowe wymiary,
niebo zyskuje
nową twarz, wyrzeźbioną
dłutem poezji.

Może nauczyłeś nas,
bo tylko dzieci nie muszą
dotrzymywać obietnic,
nie obiecywać śmierci niczego.

Jesteś teraz częścią
potęg, które naginają
czas, dopóki ten
nie potknie się o prawdę.

z tomu „Grosses Erwachen. Gedichte”, 1999

tłum. Ryszard Wojnakowski

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie A może w języku Goethego?

konto usunięte

Temat: Poeci poetom

Jan Twardowski

Wiersz z dedykacją


Zbigniewowi Herbertowi

Tu znowu jest tak samo i nic się nie zmienia
trójkątne liście brzozy i olchy okrągłe
akacja pachnie jak za czasów Prusa
obowiązkowo bo zawsze przed deszczem
altana niby bliska a woła z daleka
młodej kobiety bój się, przed starą uciekaj
leszczyna rodzi swój orzech laskowy
tak sobie dla zagadki nazwany tureckim
ogórki jak wiadomo rosną tylko nocą
pszczoła staroświecka jak z carskiego złota
na trzeciej parze nóżek trzyma swój koszyczek

Poznasz tu łatwo jak się kto uśmiecha
koń rży, pies merda, wół w dobrym humorze
żeby było zabawnie ustawia się bokiem
cień drzewa w samo południe wskazuje na północ
święta cebula krewna zdechłej lilii
strip-tease przyzwoity zasłania swym płaszczem
chamka czapla bezczelna coraz bliżej wody
denerwuje bociana bo ma palce żółte
znów Pan Bóg kocha żabę nie za to że skrzeczy
żaba skrzeczy dlatego, że Pan Bóg ją kocha
a Pan Bóg jest tak prosty, że musi być duchem

Pan Cogito zdumiony meandrami świata
niech wybaczy wiersze rwane prosto z krzaka

z tomu „Rwane prosto z krzaka”, 1985
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poeci poetom

Kenneth Rexroth*

Krew i piach


Jeśli kiedykolwiek istniał rozkapryszony idol,
to ty nim byłeś – García Lorca.
Objawienie trzech kontynentów
to ty, García Lorca.
Zapraszano cię wszędzie na przyjęcia.
Byłeś boski, Federico.
Co się w tobie rozgrywało, Federico,
Orestesie dublujący Dwighta Fiske'a**?
Każdy narzucał ci się ze swym uwielbieniem,
te wszystkie niezdrowe przejawy miłości, Federico,
szyderczy robak był w ich girlandach.
Gorąca Hiszpania pokazywała ci swój nagi brzuch,
a ty widziałeś czarny splot słoneczny
pełen robactwa. Żadna miłość.
Żadna. Ułożyłeś wiersz
z synonimów do „agonii”,
tej strasznej, spalającej agonii
kochanków żony Lota.
Rodziłeś swe potomstwo
codziennie, cesarskim cięciem, same czarne kamienie.
Byłeś nimi brzemienny, Federico,
pełen chemikaliów ich nie-żądzy,
ich wstrętnej żarłocznej spermy,
ich , wszystko przeżerającej krwi.
Widziałeś tego samego potwora, Federico,
którego ujrzał Yeats, na pustyni.
Nie odrywałeś od niego oczu.
On też patrzył na ciebie, García Lorca.
Aż któregoś dnia odszedł. I już nigdy
ciebie nie odnalazł, Federico.

tłum. Zofia Prele

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna

**Dwight Fiske (1892-1959) – znany śpiewak amerykański, pianista i kompozytor,
studiował we Francji; zadebiutował jako pianista w 1926 r. Autor tomiku Satirical Verse (1933)
i zbioru opowiadań Why Penguins Should Fly and Other Stories (1936) – przyp. tłumaczki
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 30.06.11 o godzinie 17:43

konto usunięte

Temat: Poeci poetom

Adam Ziemianin

Carl Sandburg


Pełen podziwu jestem
dla ciebie Carl Sandburg
bo jak na poetę
amerykańskiego
ze szwedzkimi korzeniami
nie miałeś w sobie nic
ze skandynawskiego chłodu
rwało cię do murarki
do uprawy kukurydzy
i do wojaczki
przeciw Hiszpanom
w Puerto Rico

Byłeś też radosnym
trubadurem dwudziestego wieku
kiedy objeżdżałeś
z koncertami poetyckimi
amerykańskie miasteczka

To może wtedy spotkałeś
w mieścinie zabitej deskami
bogatego polskiego chłopa
który skarżył się na cały świat
i przeklinał swoją siostrę
(tę co za Feliksa wyszła)
że uciekła mimo wszystko
z dzikim człowiekiem

Potępiona została:
”Niech Bóg ich za to skaże. Myślą tylko o pieniądzach.
Wyrzekają się kościoła, kiedy tylko pieniądz gdzieś poczują.”*

*Cytat z wiersza Carla Sandburga pt. „Bogaty polski chłop przeklina swoją siostrę, która
uciekła z dzikim człowiekiem”; wiersz jest w temacie W gniewie i złości – przyp. M. K.


Do Adama Lizakowskiego

Siedzieliśmy w chłodnej księgarni
gorąco czekając na miłośników
poezji w wietrznym Chicago
a oni kapali od czasu do czasu
jak bimber pędzony z cukru
u sąsiada w Pieszycach
cukier był na kartki
a sąsiad na rencie inwalidzkiej

My też na rozgrzewkę
raczyliśmy się równo
czystą emigracyjną
i poezja rosła w nas
jak wieżowce w Down Town

Żeby metafory ci nie uciekały
wolałeś nie zdejmować beretu
twoje Chicago było swoje
jadło ci prosto z ręki
złote ziarenka kukurydzy
zwłaszcza w uboższych dzielnicach

Miałeś przepustkę od Wielkiego Litwina:
„A więc opłaca się pisać prawdę,
i to właśnie Pan robi,
wbrew przyjętym opiniom
że poezja to co innego
niż pisanie prawdy.
Nawet z tak okropnej rzeczywistości
jak polskie Chicago można więc coś zrobić.”

Wieczorem poszliśmy do Chińczyka
Bo nas napadła proza życia

A potem był blues
czarny brat poezji

z tomu „Notesik amerykański”, 2004

konto usunięte

Temat: Poeci poetom

Krystian Hadasz

Octavio Paz


Leży na kamiennej płycie
W centrum Tenochlitanu
Pod jego piórem
Do wyrywania serc
Pulsują słowa na ofiarę słońcu
By nigdy nie raczyło
Wstrzymać swego tańca

Leży skupiony
I nie zauważa jak
Przygląda mu się
Czarny Tezcatlipoca
Przez wszystkie dymiące
Zwierciadła

W oddali ocean
Gotów otworzyć się przed nim
Jak podczas odejścia Quecalcoatla

Niewykluczone że po latach
Obydwaj powrócą w piórach
Być może nawet przebrani
Jeden za drugiego

"Dekada Literacka" nr 6-8/2000Marta K. edytował(a) ten post dnia 04.08.11 o godzinie 05:13
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poeci poetom

István Kovács*

Norwid


Pusta ściana.
Wyłamuje się
plama po obrazie.

Rzęsy to grzebień, którym ślepiec przeczesuje świat.

Przytułek dla biednych tak samo niepojęty
jak wiersze.

Kto mógł rozmawiać z twą czaszką, umarł.

Na scenie zmrok
i zamieszanie.

Duch rozwieje się w mgłę.

Garda szpady jak kaganiec na ustach.

OKRYJCIE MNIE LEPIEJ

z tomu „Ördöglakat”, 1982

tłum. z węgierskiego Bohdan Zadura

*notka o autorze i linki do innych jego wierszy
w temacie Być poetą...
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 21.08.11 o godzinie 20:07
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Poeci poetom

Wojciech Gawłowski*

Wiersz na nowe tysiąclecie


Poeta
Tadeusz Różewicz
wspominając słynne zdanie Fiodora Dostojewskiego
o wyborze między prawdą a Chrystusem
napisał wiersz
na nowe tysiąclecie

Bez tego wiersza
poezja polska
byłaby pozbawiona ciężaru.

Na chwilę
cichnie zgiełk
i blednie blichtr
noblowski.

Wielki Piątek, 2 kwietnia 2010 roku

z tomu "Lunapark nieśmiertelności", 2011

*notka o autorze i linki do innych jego wierszy
w temacie Wiersze na różne pory dnia
Michał Maczubski edytował(a) ten post dnia 28.09.11 o godzinie 11:25



Wyślij zaproszenie do