Temat: Miasto
Kazimierz Wierzyński
Miasta i ludzie
1
Na twarzach leżą
Omdlałe,
Na płucach leżą
Zduszone
W męczarni –
Wszystkie jednako białe,
Czerwone
I czarne.
Potem zrywają się, wstają,
Jeżą się stromą wieżą,
W wielocyfrową zbijają się sumę:
Stupiętrową protezą
Podpierają swą dumę.
I śpieszą się,
Panicznie się śpieszą,
Nigdy nie mają czasu:
Pędzą autami, giełdami,
Dziennikami, meczami,
Huraganami hałasu.
Przechodnie,
Stop!
Światło czerwone!
Można swobodnie
Przejść na drugą stronę
2
To Detroit. Ma skronie szklane
I pot na czole płaskiem.
Jest w asfalt zaprasowane
Rozpalonem żelazkiem.
W Cleveland żółty, siarczany dym,
Jak flegma, z jam się dobywa.
Ruda się topi w ogniu złym,
Żelazo płynie jak oliwa.
Chicago – szczur pod światłem łun –
Podpełza pić z jeziora pianę
I w ogniu dnia z piaszczystych diun
Wykrada swą fatamorganę.
I konie w Kansas, Oklahoma,
Pieśni murzyńskie i bawełna,
I księżyc złoty w niej, jak słoma,
Miast i księżyców głowa pełna.
3
A tym szerokim gościńcem szła wielka wolność ze śpiewem,
Ludy łączyła w pochodzie swobodą ruchu i ziemi.
Walt Whitman rozlał się rzeką, wielodeltowym wylewem.
I płynął na poematach żaglami rozwiniętemi.
Sterował flotą po puszczy, kotwicę zarzucał w niebie,
I grzmiał z pokładu przez tubę, że człowiek z milionem przywad
Boga zębami żreć może w pulchniutkim, pszenicznym chlebie
I czkać z obżarstwa miłości wesołą salwą na wiwat.
Gleba pod cienką skorupą kryła żelaza i węgle,
Mnożyła się, potniała od bogactw, skarbów i przynęt –
I rósł demokrata w szczęściu, konstytucyjnie-przysięgle,
I szedł przez ziemię otwartą, zataczał się przez kontynent.
Wiatry szumiały w Nebrasce, galopowały po stepie,
I chór zielonej Kanady leśną zanosił się arią,
Pięciopalczaste jeziora biły o ląd, jak w fortepian,
A najrozkoszniej śpiewało fletem trzcinowym Ontario.
Wyrzynać tam trzeba było jedynie czerwonoskórych,
Skalpy odbierać w rewanżu z czupryny nad Orlem Okiem,
Murzyni byli już tańsi, szli transportami, po których
Hieny nie żarły ścierwa, bo trupim śmierdziało sokiem.
Detroit, Cleveland, Chicago, Kansas i Oklahoma!
Hej – coście tam przystanęli w swobodzie ruchu i ziemi?!
Rytm waszej pieśni szerokiej zrywa się, szarpie i chroma!
Co stało się do cholery?! Śpiewać – tam, głusi i niemi!
4
Whitmanie, musisz raz jeszcze urządzić stypę,
Jak twój przypisał testament
Nie można patrzeć na taką wsypę,
Chaos i zamęt.
W dwu szopach zastaw żarcie i picie,
I sam się wesel na katafalku,
Nagródź ich wszystkich sowicie, obficie,
Każdemu daj po kawałku.
Dwanaście przyjdzie milionów
Amerykańskich lazzaronów,
Nad którymi chorał twój wygasł –
Z głodnym tu przyjdą brzuchem,
Nie nakarmisz ich duchem,
Na ładny przygotuj się bigos.
Przyjdzie żelazo i węgiel
I znad jezior grających akordem
Frajer wyciągnie pocięgiel –
Lu go w mordę Fordem!
Zapchaj im pysk parszywy,
Wypraw im stypę w Białym Domu,
Niech będzie znowu szczęśliwy
I dumny Jack i Jim Oklahomą.
5
A oni na twarzach leżą
Omdlali,
Na płucach leżą
Zduszeni,
W męczarni
I w trudzie –
Wszyscy jednako:
Biali
I czarni,
Miasta
I ludzie.
z tomu "Gorzki urodzaj", 1933Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 09.02.10 o godzinie 07:57