Małgorzata B.

Małgorzata B. Ale to już było.....

Temat: Poezja religijna

Ks.Jan Twardowski

Naucz się dziwić


Naucz się dziwić w kościele,
że Hostia Najświętsza tak mała,
że w dłonie by ją schowała
najniższa dziewczynka w bieli,

a rzesza przed nią upada,
rozpłacze się, spowiada-

że chłopcy z językami czarnymi od jagód-
na złość babciom wlatują półnago-
w kościoła drzwiach uchylonych
milkną jak gawrony,
bo ich kościół zadziwia powagą

I pomyśl- jakie to dziwne,
że Bóg miał lata dziecinne,
matkę, osiołka, Betlejem

Tyle tajemnic, dogmatów,
Judaszów, męczennic, kwiatów
i nowe wciąż nawrócenia

Że można nie mówiąc pacierzy
po prostu w Niego uwierzyć
z tego wielkiego zdziwienia
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja religijna

Karol Wojtyła

* * *


Jeśli miłość największa w prostocie,
a pragnienie najprostsze w tęsknocie,
więc nie dziw, że pragnął Bóg,
aby najprostsi Go przyjęli,
ci, którzy duszę mają z bieli,
a dla miłości swej nie znają słów.

Sam, gdy nas umiłował,
prostotą nas oczarował,
biedą, biedą i siankiem -
Wtedy Matka Dziecinę brała,
na rękach Go kołysała
i otulała Mu stopy w sukmankę.

O cud, cud. cud!
kiedy Boga osłaniam człowieczeństwem,
osłoniony od Niego miłością,
osłoniony męczeństwem.

* * *

Proszę, wyjdź. Panie, ode mnie
i myśli mojej omylnej
nie narażaj na taką niemoc,
nie narażaj na taką bezsilność.

- bo nie ma takiej wdzięczności,
aby objęła nieskończoność,
żeby serce objęło Ciebie
słoneczną smugą czerwoną -

- a choćby objęło świat
i choćby rozpłonął do szału,
i choćbym rozdał siebie -
wiem, że nic nie oddałem.

A Ty jeszcze co dzień pomnażasz,
moją bezsilność,
poddając Twą nieskończoność
pod moją myśl omylną.

* * *

O Panie, przebacz mej myśli, że nie dość jeszcze miłuje,
przebacz miłości Mej, Panie, że tak strasznie przykuta do myśli,
że chłodnym myślom, jak nurt. Ciebie odejmuje
i nie ogarnia płonącym ogniskiem.

Ale przyjmij. Panie, ten podziw, który się w sercu zrywa,
jak zrywa się potok w swym źródle -
- znak, że stamtąd przypłynie żar -
i nie odtrącaj. Panie, nawet tego chłodnego podziwu.
który nasycisz kiedyś kamieniem płonącym u warg -

I nie odtrącaj. Panie, mojego podziwu,
który jest niczym dla Ciebie, bo Cały jesteś w Sobie,
ale dla mnie teraz jest wszystkim, strumieniem, co brzegi rozrywa
nim oceanom niezmiernym tęsknotę swoją wypowie.
z cyklu Pieśń o Bogu ukrytym, w: Poezje wybrane. Wyd. Pax, Warszawa 2001.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja religijna

Victor Segalen

O wątpliwym gościu


Śpiewają jego uczniowie: Powraca Zbawiciel ludzi. Wkłada nowe szaty z ciała. Upadła gwiazda, gwiazda, która upadła z najwyższego nieba zapłodniła wybraną dziewicę.
I narodzi się między nami.

Błogosławione czasy, w których ustępuje ból! Czasy chwały, kiedy Koło Prawa toczące się po podbitym Cesarstwie wyprowadzi wszystkie istoty z tego świata ułudy.

o

Cesarz mówi: niech powróci, a przyjmę go i powitam jak gościa.

Jak mało ważnego gościa, którego się obdarza krótką audiencją – dla obyczaju – posiłkiem, ubraniem i peruką, która zdobi jego ogoloną głowę.

Jak wątpliwego gościa, którego się strzeże; niech go odprowadzą szybko tam, skąd przychodzi, aby nikogo nie przekupił.

o

Albowiem Cesarstwo, ten świat pod Niebiosami, nie jest iluzorycznym faktem: szczęście jest ceną, jedyną, dobrego rządzenia.

Kim był ten, którego zapowiadają, Buddą, Panem Fô? Nawet nie uprzejmym erudytą,

Ale barbarzyńcą nie znającym swych obowiązków poddanego, który stał się najgorszym z synów.

Pochwała dziewicy z zachodu

Rozsądek nie jest znieważony: z pewnością dziewica z zachodu poczęła, oto mija już dwa tysiące lat, ponieważ dwa tysiące lat przed nią Kiang-yuan, dziewczyna bez skazy, została matka między nami: stąpając po odbiciu Władcy Króla Niebios.

I powiła równie lekko, jak owca swoje jagnię, bez pęknięcia i bez wielkich wysiłków. Nawet nowo narodzony witany był przez ptaka, który jednym skrzydłem przyjął poród, drugim wachlował.
To jest wiarygodne. Filozof mówi: Każda istota nadzwyczajna rodzi się
w nadzwyczajny sposób: Jednorożec inaczej niż pies czy kozioł; Smok inaczej niż jaszczurka. Czyż zdziwiłbym się, gdyby narodziny nadzwyczajnych ludzi nie były takie jak pozostałych?

Rozsądek nie jest znieważony. Z pewnością dziewica z zachodu poczęła.

tłum. Tomasz RóżyckiRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 15.04.09 o godzinie 10:19
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja religijna

Barry Dempster*

Maria mówi do Jezusa


Pochodzisz ze wschodu
jak słońce. Pochyliłam się
nad studnią, zaczerpnęłam, pełne
wiadro, ujrzałam cię bezwiednie,
światło, twoje światło, rozlało się
po mojej twarzy. Nastąpiła
eksplozja w moim brzuchu, upuściłam
wiadro z powrotem do studni.

Narodziłeś się ze mnie pewnej zimnej nocy.
Twe okrwawione ciałko parowało jakby
pochodziło z ognia a twe gorące wargi
rozpuściły lód w moich piersiach.
Znów zieleniła się ziemia gdy ty
dojrzewałeś. Odmieniłeś rzeczy. Moje mleko
wyschło, nigdy nie płakałeś jak inne
dzieci. Kładłam cię pod niebem,
na poły oczekując, że zmienisz się w ptaka,
na poły chcąc tego.

Wszyscy uznali cię za dziecko,
choć większość nie chciała widzieć cię u siebie.
Spoglądali na mnie, spuszczali oczy,
domysły rozjaśniały ziemię przed moimi
stopami. Myśleli, że jesteś aniołem,
nie ufali ci, różowemu chłopczykowi, nazbyt
żywemu, żeby tak dużo wiedzieć o rodzajach
śmierci wewnątrz nich. Jakież przedstawienia
urządzałeś dla wszystkich tych ludzi, ciche dramaty,
z głową wzniesioną ku niebu, rozłożonymi pulchnymi
rękami, dłońmi do góry, jakbyś ważył Boga.

Patrząc na ciebie, mogłam ujrzeć przyszłość.
Ciężko było cię kochać
widząc blizny na stopach jeszcze zanim
zacząłeś chodzić, powstrzymując się od
nieustannego wycierania krwi.
Przebacz mi. Gdy usłyszałam, że odwaliłeś
kamień od grobu, nie mogłam się oprzeć pragnieniu
byś zrzucił go w dół na miasto,
zachodzące słońce, wtrącające ciżbę do groty.

Pory roku

1

Twierdzę, że jest powód
by wierzyć, dość miejsca w sercu na
pąki i zboża, na zziębnięte drzewa
i nieużytki okryte szronem.
Aczkolwiek serce masz małe, tyle co
śnieżny powiew w kącie
rozmazanego podwórka.
Oczy, nieważne jakiego
koloru, widzą to samo.
Oboje śledzimy kołujące ptaki
w drodze na południe, czarne cienie
w bezkresnych ulicach; czy
chcemy wierzyć
w kształty, we wzory?
Połóż się przy mnie, niebo
jest teraz miękkie i puste.
Jeśli niespodziewanie
zbłąkane piórko wykona
obrót nad twoim nadgarstkiem, zwróć uwagę
na jedno uderzenie serca, jak
mogłoby bez ciebie, kto wie,
opadać bez końca.

2

Być może wiara jest
pielgrzymką na
dno twego serca.
Korzenie pozostają
w oziębłych stosunkach z drzewami, jak puls
pozostaje w nieprzytomnym ciele.
Rozgrzej je tedy, rozgrzej, nieważne
kiedy, istnieją ptaki
związane z lądem poprzez nasze oczy.
Ptaki spadające w wieczny
lipiec, na południe od zwątpień, mimo
drobnych serc, które łatwo
zamarzają w locie, kostka lodu
zawieszona w powietrzu przed otwartymi ustami.
Przybądź, powiewie ciebie,
pacjencie obiecany
moim zamarzniętym dłoniom.
Serca nas bolą, zaszczepiony pryzmat
pięści i odbitego światła,
pola śniegu zaczynającego
kwitnąć na niebie.

3

Przyznaję, że są zwątpienia,
arterie zamknięte chłodem,
martwe kruki wśród zżętych
zbóż, nieużyteczne cienie
na dygocącym niebie.
Ale jest również serce
przyparte do muru,
serce na południe od życia.
Wyobraź to sobie, siebie
leżącą przy mnie,
powiew na nadgarstku, puls.
Co, anioł
odrysowany na śniegu?
Wierz, ja wierzę w kształt
ciebie, wzór twego
serca spadającego w moje
miękkie i puste ramiona.

tłum. Jacek Podsiadło

*notka o autorze, inne jego wiersze i linki
w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 13.01.10 o godzinie 11:59
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Poezja religijna

Krzysztof Mrowiec

Madonna


Przechodząc obok kościoła
zobaczyłem Madonnę
Stała nieruchomo nad portalem
Spojrzałem jej w piękną twarz
Wzrok utkwił w jej
zamkniętych oczach
Zatopiłem się w zadumie
Spoglądałem w jej myśli,
które otaczały mnie
jak stan nirwany
Trwałem widząc szczęśliwych ludzi
Trwałem widząc uśmiechnięte dzieci
Trwałem widząc miłość, której
rodzaju nie znałem
Trwałem i mówiłem do wszystkich
Kocham Was
Nagły ból szczęśliwego serca
wyrwał mnie z letargu
...Było tak pięknie...
...Jest tak pięknie...
...Będzie tak pięknie...
...Wierzę...

Wiersz ten znajduje się także w temacie Szczęście - M.M.Michał Maczubski edytował(a) ten post dnia 23.04.09 o godzinie 16:27
Zofia Szydzik

Zofia Szydzik wolna jak wiatr -
emerytura

Temat: Poezja religijna

jest taki plac

na którym zamarło słowo
w oczekiwaniu na cud
na oczach świata
trwało misterium przemijania
wpisane w codzienność
ludzkiego bytu

jest taki plac…
gdzie dokonało się
w ciszy i skupieniu
Bóg zgasił życie
wiatr zamknął księgę
pozostała miłość i nauka
ostatni dar - swoisty testament
szczęśliwi ci
co dar ten zachowali w sercach

jest taki plac
tam lekcja życia
ciągle trwa
mimo że zgasła świeca
królują tam słowa
wsłuchajmy się w nie
i usłyszmy

jest taki plac
na którym zwyczajność
była ponad przepychem scenerii
gdzie przez krótką chwilę
codzienność otarła się o świętość
a człowieczeństwo dotykało boskości
pozostała myśl przewodnia
krzepiąca ludzkie serca
doczesność - przykrył kamień

Zofia SzydzikZofia Szydzik edytował(a) ten post dnia 28.11.09 o godzinie 09:50
Monika Tatarczak

Monika Tatarczak ROXO MT - właściciel

Temat: Poezja religijna

Monika Tatarczak

Prawdziwa religia


wyprowadź ze snu
chłodną miłość
wybuduj nadziei
nowy dom
zapytaj się wiary
czy ma siłę
i rozkrusz
kamienno-złoty złom
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Poezja religijna

Thomas Merton

PONIEDZIAŁEK

ZMROK


Boga nie można odkryć przez porównanie
teraźniejszości z przyszłością ani przeszłością, lecz
jedynie przez zatopienie się w sercu teraźniejszości -
takiej, jaka jest.


Werset otwierający

Niech moje kości spłoną, a kruki zjedzą me ciało,
jeśli zapomnę o tobie, kontemplacjo!
Niech mój język przyschnie do podniebienia,
jeśli nie będę pamiętał o tobie, Syjonie, mieście
widzeń,
którego wzgórza mają okna piękniejsze niż
sklepienie niebieskie,
gdy noc zalewa swoje kantyki,
a spokój śpiewa na twoich wieżach strażniczych jak
gwiazdy Hioba.

Hymn nocny

W moim końcu jest mój sens,
powiada pora roku.

Brak zegara:
tylko serca krew,
tylko słowo.

O lampo,
nikły przyjacielu
w poznawaniu nocy!

O języku płomienia
pod sercem,
mów cicho:
gdyż miłość jest pogrążona w ciemnościach,
powiada pora roku.

Północ!
Ucałowana płomieniem!
Patrz! Patrz!
Moją miłością jest ciemność!

Jedynie w Pustce
wszystkie drogi stają się jedną:

Jedynie w nocy
wszystko co stracone,
odnajduje się.

W moim końcu jest mój sens.

Antyfona

Wolność jest tu a wszystko, co muszę zrobić,
to zamilknąć, siedzieć w bezruchu.

Hymn nocny

Trwaj w bezruchu,
słuchaj kamieni w murze.
Bądź cicho, one próbują
wymówić twoje

Imię.
Słuchaj
żywych ścian.
Kim jesteś?
Kim
ty jesteś? Czyją
ciszą jesteś?

Kim (bądź cicho)
jesteś (tak jak cicho są
te kamienie). Nie myśl
o tym, że jesteś
wciąż mniejszy od tego,
jakim pewnego dnia możesz być.
Raczej
bądź tym, czym jesteś (ale kim?),
bądź tym nie do pomyślenia,
którego nie znasz.
O, trwaj w bezruchu, podczas gdy
jesteś nadal pełen życia,
a wszystkie rzeczy żyją wśród ciebie,
przemawiając (nie słyszę)
do twojej istoty,
przemawiając przez Niepoznawalnego,
który jest w tobie i w nich samych.

"Będę próbował, jak one,
być ciszą:
A to jest trudne. Cały
świat potajemnie płonie. Kamienie
się palą, nawet kamienie.
Palą mnie. Jak może człowiek być spokojnym lub
słuchać, jak wszystkie rzeczy płoną? Jak możesz mieć
odwagę,
by z nimi siedzieć, gdy
cała ich cisza,
jest w ogniu?"

Modlitwa po psalmie

Zastanów się dzisiejszej nocy. Zastanów się
dzisiejszej nocy, gdy jest ciemno, gdy pada
deszcz. Pomyśl o zabawie, której zapomniałeś.
Jesteś dzieckiem wielkiego i spokojnego narodu,
niewypowiadaną baśnią. Znaleziono cię na łagodnej
górze. Wyłoniłeś się z boskiego oceanu. Jesteś święty
rozbrojony, naznaczony czystym znakiem. Jesteś
także naznaczony zapomnieniem. Głęboko w sobie
nosisz szereg porażek. Zastanów się dzisiejszej nocy.
Zrób to. Zrób to. Odzyskaj pierwotne imię.

Cisza

Litania


Nieważne, jak prosta może być rozmowa,
nigdy nie będzie dostatecznie prosta,
Nieważne, jak prosta może być myśl,
nigdy nie będzie dostatecznie prosta.
Nieważne, jak prosta będzie miłość,
nigdy nie będzie dostatecznie prosta.
Pozostaje jedynie prostota duszy w Bogu lub, lepiej,
prostota Boga.

Modlitwa na zakończenie

"O głębokości bogactw mądrości i poznania Boga!"

Otwierają się drzwi wewnątrz nas samych i wydaje
się nam, że wpadamy w bezdenne głębie, które,
choć nieskończone, są dla nas wszystkie dostępne;
cała wieczność wydaje się do nas należeć w tym
spokojnym, a zapierającym dech zetknięciu.

tłum. Tomasz Dzikowski
("Księga godzin")
Jadwiga Z.

Jadwiga Z. Bardzo długoletni
dyrektor
przedszkola,
nauczyciel dyplom...

Temat: Poezja religijna

Halina Surmacz

Chrystus przydrożny z podpartą głową
Ze starej lipy wyrzeźbiony
stoi na skraju leśnej drogi
przed siebie w głębię zapatrzony
Chrystus przydrożny, tak mu zimno
nikt ramion płaszczem nie okrywa
nikt kapci mu tu nie przynosi
Siadł na kamieniu, odpoczywa
Siadł na kamieniu zamyślony
I łza za łzą mu z oka leci
Płacze nade mną i nad Tobą
I jasność od łez wokół świeci
I chociaż z drzewa wyrzeźbiony
To się nad nami znów pochyla
I szepcze cicho w tajemnicy
Spotkacie dzieci...jeszcze chwila.
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Poezja religijna

Czesław Miłosz

Religia Helenki


W niedzielę chodzę do kościoła i modlę się ze wszystkimi.
Kimże ja jestem, żeby odróżniać się od innych ludzi?
Tyle, że nie słucham tego, co księża wygadują w swoich kazaniach
Bo musiałabym udawać, że wyrzekam się zdrowego sensu.
Starałam się być wierną córką mego rzymskokatolickiego Kościoła.
Odmawiam Ojcze Nasz, Wierzę i Zdrowaś Mario
Na przekór paskudnemu niedowiarstwu mojemu.
Nie mnie rozsądzać jak to jest z tym Piekłem i Niebem.
Ale w tym świecie za dużo ohydy i brzydoty,
Więc musi gdzieś być prawda i dobro, to znaczy musi być Bóg.
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Poezja religijna

ks. Jan Twardowski

Dziękuję


Dziękuję za Twoje włosy
nie malowane na obrazach
za Twoje brwi podniesione na widok anioła
za piersi karmiące
za ramiona co przenosiły Jezusa przez zieloną granicę
za kolana
za plecy pochylone nad śmieciem w lampie
za czwarty palec serdeczny
za oddech na szybie
za ciepło dłoni na klamce
za stopy stukające po kamiennych schodach
za to że ciało może prowadzić do Boga

Wiersz znajduje się również w temacie „Niebo jest u stóp matki” - M.M.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja religijna

Alda Merini*

* * *


Także my,
przez ubóstwo, które dał nam Pan,
staniemy się nadzwyczaj bogaci.
Wykarmimy wszystkich.
Tego nie zrozumiał pan Bernardone:
że to my byliśmy panami wszechświata.

Jestem teraz wojownikiem,
który pędzi bez konia,
na nogach spoconych i wyczerpanych
w stronę bożego celu.
I śnię śmierć anielską,
siostrę o tysiącu twarzach.

Usłyszałem, Panie, twój głos
i stworzyłem muzykę,
bo jedynie poprzez muzykę,
jedynie poprzez drabinę aniołów
dotarłem do twoich ust.
Masz wspaniałe wargi pachnące różami:
nie jesteś ani młody, ani stary,
ani mężczyzną, ani kobietą.
Jesteś tylko Tym,
który stwarza myśl.

O, Boże,
jak mi wstyd, że włożyłem na siebie
wystawne suknie pełne przewinienia
tylko po to, by zakryć mój wstyd:
a teraz jestem nagi,
nagi i szczęśliwy,
i jestem kwiatem wyrosłym na moich grzechach,
jestem twoim miłosnym westchnieniem.

O, kobieto anielsko wzniosła,
jak mam nie być wielkim poetą,
śpiewając twoje wzniosłe zmęczenia.
Jakże jesteśmy zmęczeni, Klaro,
chodzeniem po tej ziemi,
która nie daje światła.
Jesteśmy dwiema pochodniami miłości dla Boga,
ale odkryliśmy, boska towarzyszko,
że jeśli nasze ciało
jest więzieniem z tysiącem rygli,
to rozpościera się dalej lawina nieba.
O, Klaro,
jesteśmy więźniami nas samych
i na nic się nie zda
burzenie tych granic,
jeśli Bóg nas stąd nie porwie.

* * *

Kto powiedział, przyjacielu i bracie,
że musisz umrzeć wśród tysięcy udręk?
Wiesz, że udręka jest głosem?
Wiesz, że ból śpiewa?
Pochyliłem się nad tobą,
obmyłem twoje rany
i odkryłem muzykę,
muzykę bólu.
I nawet ci to powiedziałem,
ale ty spojrzałeś na mnie,
jak patrzy się na wariata.
Nie uwierzyłeś, że ty,
ukryty w śmieciach,
mogłeś wzbudzić we mnie
dreszcze miłości.
Nie umiałbym nikomu powiedzieć,
dlaczego zostałem ubrany na biało.
Musiałem darować moje ubranie
drżącymi rękoma.
Byłem nagi i winny,
ale nie w tym jest cud.
Nagle nieoczekiwanie jakiś anioł
ubrał mnie w worek,
i ta tunika była świetlista.
Nikt nie zauważył, że pomimo łat
była anielską szatą.

Ja, Franciszek,
stałem się bożym kuglarzem,
ale zawsze śniłem
mojego konia z dawnych czasów,
tego, który padł mi przy boku:
był zwierzęciem pełnym lęku,
było nim moje ciało.
Pozwoliłem mu umrzeć
na rogu ulic,
i dopiero wtedy poczułem
podły smród moich występków
i bezprawia.
Stałem się szczytem miłości,
bo któregoś dnia
zupełnie niezasłużenie
Bóg pochylił się nade mną
i ucałował moje ręce.

z tomu "Francesco. Canto di una creatura", 2007

tłum. Andrzej Zając

*notka o autorce, inne jej wiersze i linki
na stronie W języku Dantego
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 25.11.09 o godzinie 10:55
Monika Tatarczak

Monika Tatarczak ROXO MT - właściciel

Temat: Poezja religijna

podróż do...

ubrana w swą nagość
płynę
wieczność otula mnie chłodem
powracam
oglądam życie jak serial nudny i długi
stąpam
po ziemi bosymi stopami
boli
każdy mój grzech - ostry kamień
rani
twój każdy dotyk doskonałością odchłani
milknę
anielskie chóry śpiewają
patrzę
gdy światłość przychodzi opływa pobudza zmysły
czuję
twą miłość - nie jestem naga
trwam...

Autor: Monika Tatarczak
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja religijna

Thomas Stearns Eliot

Środa popielcowa

I


Że nie mam już nadziei bym powrócił
Że nie mam już nadziei
Że nie mam już nadziei wrócić
W żądzy talentu i wiedzy człowieczej
Nie staram się już starać o te rzeczy
(Przecz ma skrzydła rozwijać orzeł podstarzały?)
Miałżebym się smucić
Po steranej potędze skazitelnej chwały?
Że nie mam już nadziei żebym zaznał jeszcze
W doczesnej dobie glorii niedołężnej
Że tak nie sądzę
Że wiem już że nie zaznam
Mocy znikomej a potężnej
Że już nie zbłądzę żebym pił
Gdzie drzewa kwitną tryska źródło nic bowiem nie wraca
Że wiem że czas to zawsze czas
Miejsce to zawsze i jedynie miejsce
A to co rzeczywiste jest rzeczywiste w czasie tylko raz
Miejsce ma tylko jedno
I że raduję się z takiego losu
I twarzy świętej się wyrzekam
Wyrzekam głosu
Że nie mam już nadziei wrócić
Raduję się że w kształt oblekam
Coś co napawa mnie radością
Do Boga modlę się by miał nad nami zmiłowanie
I modlę się bym mógł zapomnieć
O co zbyt długo sam się z sobą kłócę
Tłumaczę wciąż od nowa

Że nie mam już nadziei że powrócę
Niech odpowiedzą te tu słowa
Czemu to co się stało już się nie odstanie
A kara dla nas niech nie będzie zbyt surowa
Że nie są już te skrzydła by się puszczać w loty
Tylko powietrze młócić
Miarkę powietrza wyschłą już i lichą
Wyschłą bardziej niż wola mierniejszej lichoty
Naucz nas smucić się tym i nie smucić
Naucz być cicho.
Módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej
Módl się za nami teraz i w godzinę śmierci naszej

II

Pani, trzy białe lamparty siadły pod jałowcem
Z wiatrem dniowym obżarte do syta
Moich nóg serca wątroby i tego co zawierała
Pusta skorupa czaszki. I rzekł Pan
Ożyjąli tye kości? Ożyjąli
Te kości? A to co się zawierało
W kościach (bardzo już suchych) zaświergotało w odpowiedzi:
Dla dobroci tej pani
I dla jej gładkości, i dlatego
Że wielbi w medytacjach Dziewicę,
Świecimy jasnością. A ja zapoznany tutaj
Sprawy swoje powierzam niepamięci, a swoją miłość
Potomstwu pustyni i owocu tykwy.
To przez nie powrócą do życia
Moje flaki i włókna oczu i te niestrawne części
Które lampart wyrzygał. Pani przywdziała
Białą szatę, barwę kontemplacji. Szata biała.
Pokuty zapomnienia niech zazna biel kości.
Nie masz w nich życia. A jakom zapomniany
I zapomnianym będę, niechże się zapomnę
W takim oddaniu, w skupionym zamiarze. I rzekł Pan
Prorokuj na wiatr, na wiatr tylko bo tylko
Wiatr wysłucha. A kości śpiewały ćwierkając
Iż szarańcza im ciężka a mówiąc

Pani ukojeń
Cicha a bolesna
Rozdarta a cała
Różo pamięci
Różo zapomnienia
Sterana a ożywcza
Stroskana cichości pełna
Różo jedyna
Ogrodem się stała
Gdzie miłościom kres
Gdzie koniec udręki
Miłości niespełnionej
I gorszej udręki
Spełnionej miłości
Kres bezkresowi
Podróży bez końca
Wynik tego
Z czego nic nie wynika
Mowa bez słów
Wymowy słowo
Tobie Matko dzięki
Za Ogród
Gdzie miłości kres.

Świecąc śpiewały pod jałowcem rozwłóczone kości
Że mało dobrego uczyniliśmy wzajem dla siebie,
Dobrze nam tak pod drzewem w chłodzie dnia z błogosławieństwem piasku,
Niepomnym siebie, zjednoczonym na nowo
W spokoju pustyni. To ziemia, którą podzielicie
Losem. A podział ani jasność
Nie znaczą nic. To jest ziemia. Nasze dziedzictwo.

III

Na pierwszym wtórych ja schodów zakręcie
Widziałem gdy w dół się zwrócę
Swą własną w splocie z balustradą marę
Spowitą aury smrodliwej oparem
Jak z diabłem schodów zmaga się zawzięcie
Gdy ten pozór nadziei bierze i rozpaczy.
Na wtórym wtórych zaś schodów zakręcie
Splecionych gdy się toczą w dół porzucę;
Postaci znikły, czarna zaś stopni ruina
Zwilgła, szczerbata, śliniącego się starca usta przypomina
Lub pysk zębaty leciwego rekina.
Na pierwszym trzecich zaś schodów zakręcie
Okno krągłe wzbierało jak figa w czas letni
A za nim pastoralna scena głogi kwitną,
Ktoś barczysty w zieloną strojny i w błękitną
Barwę zaklina maj na starożytnej fletni.
Rozwiany ślicznie
włos, ciemny włos odwiany z ust, co dmą,
Włos i liliowy bez,
Ucieszny fletu głos i strój, nastroju ton i tan po trzecim schodów biegu,
Co nikną, nikną; moc bez nadziei bez
Rozpaczy, co się wspina po trzecim biegu schodów.
Panie! nie jestem godzien
Panie! nie jestem godzien
ale tylko rzecz słowo.

IV

Która się przechadzała w dwojakim fiolecie
Między zmierzchem a świtem
Przechadzała się między rzędami zieleni
Co się odcieniem niejednakim mieni
W bieli, w błękicie Maryi koloru,
O błahej rozprawiając sprawie
I w niewiedzy i w wiedzy wiekuistego doloru
Sunęła pośród innych co się przechadzali,
Zanim doda sił źródłom źródełka orzeźwi w trawie

Ochłodzi suchą skałę utwardzi piaski białe
W błękicie ostróżki, w błękicie Maryi koloru,
Sovegna vos

Otóż i lata schodzą na tym i unoszą
Skrzypeczki precz i fletnie, i wracają życie
Skroś łzy, skroś biały dym obłoku łez, łez lat, co życie
Tchną nowej miary w dawny rym. Odkupcie ten
Zły czas. Odkupcie wzniosły sen,
Te sny w obrazach nieczytelnych gdy
W kanakach wloką jednorożce pozłacane mary.

Siostra milcząca w bieli i w błękicie
W całunie pośród cisów, za ogrodowym bożkiem,
W którego fletni podmuch sczezł, chyląc głowę bez słowa uczyniła znak

A trysło źródło i zaśpiewał ptak
Odkupcie ten doczesny świat, ten sen
Ten słowa znak co niesłyszalne, niewysłowne
Nim
Tchnienie otrząśnie tysiąc szeptów z cisu

Po tym wygnaniu

V

Gdy już stracone między straconymi,
Umilkłe między umilkłymi,
Niesłyszalnego pomiędzy słowami
Słowa się nie wysłowi, nie usłyszy;
Jeszcze to międzysłowie, niesłyszalne Słowo,
Pozostaje Słowem nie w słowie, Słowem w osnowie
Świata i gwoli świata;
A świeciła ta światłość w ciemnościach, a świat
Wciąż się w obliczu Słowa niestały obracał
Wokół stałego środka, wokół Słowa ciszy

Ludu mój! cóżem ci uczynił.

Skąd słowo wziąć, skąd słowo wziąć i gdzie
Zabrzmi? Nie stąd, tu nie dość ciszy,
Ani na wyspach, ani w morzu, ani
Gdzie stąd ląd, pustyni piaski albo dżdże,
Bo tym co chodzą w mroku
Czy dzień czy noc nie masz dobrego czasu
Dobrego miejsca
Żeby łaski
Zaznali ci co unikają wzroku
Nie masz radości czasu wśród hałasu tym co słyszą wrzaski lecz nie głos

Alboż pomodli się siostra w żałobie
Za tych co chodzą w mroku, którzy wybrali cię a przeczą tobie
Którzy rozdarci między rok a rok, czas a czas, godzinę a godzinę, słowo
A słowo, moc a moc, za tych co z daleka
Czają się w mroku? Alboż pomodli się siostra w zadumie
Za tę dzieciarnię co u bramy czeka
Co nie ucieka ale modlić się umie:
Modlić się za tych co wybrali ale przeczą

Ludu mój! cóżem ci uczynił.

Alboż siostra w całunie wśród cisów zieleni
Za tych pomodli się co bluźnią jej wśród cieni
Co nie ulegną chociaż przerażeni
Wyznają wobec świata i zaprą się wśród skał
W tej ostatniej pustyni wśród ostatnich w błękicie skał
W pustyni wśród ogrodu w ogrodzie wśród pustyni
Suchej zapiekłych bruzd wypluwając z ust zapiekłą pestkę jabłka

Ludu mój!

VI

Choć nie mam już nadziei bym powrócił
Choć nie mam już nadziei
Choć nie mam już nadziei wrócić

Waham się między stratą a intratą gdy
W krótkim przesmyku się zbiegają sny
U zbiegu snów w półmroku pomiędzy narodzeniem a skonaniem
(Zmiłuj się Panie) choć nie pożądam tych pożądać rzeczy
W wielkim oknie gdzie morze granity kaleczy
I wciąż szybują białe żagle w morze, szybują w przestworze
Niezłomne skrzydła

A utracone serce zastyga i znów
Cieszy się z głosów morza z utraconych bzów
I śpieszy się upomnieć znów duch mdły
O nawłoć o utracony zapach morskiej mgły
O ten głos którym woła
Przepiórka o siewkę która kreśli koła
I puste kształty tworzy ślepe oko
W kościanej bramie otwartej szeroko
A węch woń piasku słoną chwyta znów

To czas napięcia między skonaniem czas a narodzeniem
To miejsce samotności u zbiegu trzech snów
Wśród błękitu skał
Lecz gdy strząśnięte z cisu głosy porwie wiatr w pustkowie
Niech inny cis otrząśnie się odpowie.
Wielebna siostro, matko święta, o duchu źródła, o duchu ogrodu,
Nie dopuść drwiną łudzić się nam lichą
Naucz nas smucić i nie smucić się żałobą
Naucz być cicho
Nawet wśród tych skal
To On jest pokój nasz
I nawet wśród tych skał
Siostro, matko
I duchu rzeki, duchu morza
Nie daj mi się rozłączyć z Tobą

A wołanie moje niech do Ciebie przyjdzie.

1930

tłum. Adam Pomorski

w wersji oryginalnej pt. „Ash Wednesday”
w temacie Poezja anglojęzyczna

fragment ( cz. I) w innym tłumaczeniu, Jacka Nowaczyka,
w temacie Wiersz na taki dzień, jak dzisiaj
, a całość w tłumaczeniu
Jerzego Niemojowskiego dalej, w tym samym temacie.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 09.03.11 o godzinie 21:14
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Poezja religijna

Zofia Borkowska-Uzdowska

* * * [potrzebowałeś czuwania]


potrzebowałeś czuwania
zasnęłam
oczekiwałeś świadectwa
zaparłam się Ciebie
niósł Twój Krzyż
szłam obok
Weronika ocierała Twoją twarz
szukałam chusty
kiedy nadszedłeś
zabrakło oliwy do lampy

4.03.1998

z tomu "Ścieżka spotkań"
Jadwiga Z.

Jadwiga Z. Bardzo długoletni
dyrektor
przedszkola,
nauczyciel dyplom...

Temat: Poezja religijna

Jadwiga Zgliszewska

SIERPNIOWY APEL


W sierpniową noc
Jasnogórski Apel
zastaje na szlaku
odbywa się pod gwiazdami
gwar zamyka
modlitewnym "amen"

mozolny dzień pątników
pieczętuje śpiewem
aby umilknąć
ciszą
pod usypiającym niebem

błogosławi
pęcherze na stopach
naciągnięte ścięgna
alergie na asfalt
i pozostałe
przypadłości wszelakie

pieści dusze
wygładza zmarszczki sumień
rozlewa błogość w sercach
ukołysze do snu

przychodzą po zmroku
przygięte postacie
niczym chromi
kuśtykające czasem
ciągną tutaj
dziwną siłą gnani
na wieczorny przystanek
w drodze do Tronu
Jasnogórskiej Pani

jutro znów
z zaschniętym gardłem
kromką chleba za pasem
kubkiem wody
ręką brata podanej
podążą
w deszczu lub skwarze
do celu drogi

by upaść
do Jej stóp
zapłakać
powierzyć
zaufać...

i za rok
... znów wyruszać
pielgrzymim szlakiem!

28.07.2010
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Poezja religijna

Anna Kamieńska

Odchodzę


Odchodzę od Ciebie codziennie
pracowicie jak mrówka
no powiedz
na ile lat
na ile dni świetlnych
i ciemnych
mam się oddalić od Ciebie
aby się zbliżyć tak bardzo
że przylgnąć
i zniknąć w Tobie
Wołam
przez całą szerokość Biblii
otchłań do Otchłani

w: "Dwie ciemności i wiersze ostatnie", 1989
Janusz Kliś

Janusz Kliś Poeta,plastyk,
nauczyciel...

Temat: Poezja religijna

oddech Boga

moje serce znów uciekło
na szczyty gór
wysokich

z wysoka bliżej
do Ciebie
Panie

im bliżej
tym mniejszy i pokorniejszy
staje się człowiek

mimo wichrów i chłodów
chce choć na chwilę
zakwitnąć

jak górski kwiat
w słońcu
na szczycie

i wznieść się ponad horyzont
by poczuć
najłaskawszy oddech
...samego Boga

Autor: Janusz Kliś
(ISBN 978-83-60921-39-5)
..z tom .poezji „Spojrzenie” – 2009r.(Kwiaty w moim oknie)

http://www.youtube.com/watch?v=dDyv4cNl7Jc&feature=mfu...
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja religijna

Edith Södergran*

Bóg


Bóg jest łożem spoczynku, w nim wyciągamy się we wszechświat
Czyści jak aniołowie, modrymi oczami świętych odwzajemniający gwiezdne powitania;
Bóg jest poduszką, o którą opieramy głowę,
Bóg jest wsparciem dla stopy;
Bóg jest spiżarnią mocy i dziewiczą ciemnością;
Bóg jest nieskazitelną duszą tego co niewidoczne, i tego co nie docieczone już przegniłym ciałem;
Bóg jest ziarnem owocnym niczego i garstka popiołu z wypalonych światów;
Bóg jest mierzwą owadów i ekstazą róż;
Bóg jest pustą huśtawką pomiędzy niczym a wszechświatem; Bóg jest więzieniem dla wszystkich wolnych dusz;
Bóg jest harfą dla dłoni najsilniejszego gniewu;
Bóg jest tym, do czego zdolna jest tęsknota by zstąpić na ziemię!

z tomu „Dikter”, 1916

tłum. ze szwedzkiego Leonard Neuger

*notka o autorce, inne jej wiersze w wersji oryginalnej i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja skandynawska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.02.12 o godzinie 08:58

Temat: Poezja religijna

Jerzy Szpunar

NIEBIESKI GARNCARZ

Boże, Ty jesteś garncarzem wspaniałym,
jam cząstką ziemi, pyłkiem tak małym,
bryłą gliny w Twej ręki zasięgu,
którą położyłeś na garncarskim kręgu.

Pieściłeś mnie Swą ręką obracając kołem,
ja zaś przed Tobą uderzyłem czołem,
polewałeś wodą i kształty czyniłeś,
aż wreszcie me życie całkiem odmieniłeś.

Kiedy już skończyłeś proces kształtowania,
stałem się naczyniem z Twojego uznania,
odstawiłeś na bok, na miejsce wytchnienia,
gdzie wyschnąwszy naczynie już kształtu nie zmienia.

Wyschnięte naczynie włożyłeś do pieca,
by mnie wypróbować i doświadczyć nieco,
opatrznością Twoją czuwałeś nade mną,
aby praca Twoja nie była daremną.

Żeby nie pękł w ogniu ten garnek gliniany,
czuwałeś nad piecem, oblepiałeś ściany,
otaczałeś mnie łaską, miłosierdziem Twoim,
byłeś Opiekunem, wybawieniem moim.

A takich doświadczeń było w życiu wiele,
które znieść musiałem w tym mizernym ciele,
wszystkie one jednak też jeden cel miały,
żebym mógł być silny, wierny i wytrwały.

I teraz, gdy już życia minęła połowa,
piec doświadczeń rozpaliłeś od nowa,
dozwoliłeś doświadczyć bólu nieznośnego,
byłem niezbyt wiernym, to pewnie dlatego.

Wzywałem miłosierdzia, pomocy, litości
i doznałem od Ciebie Twej wielkiej miłości,
ochłodziłeś Swą mocą me zbolałe ciało,
jakby nigdy nic nie było, tak mi się zdawało.

Wierzę, że dokończysz Swe garncarskie dzieło,
które swój początek na Twym kręgu wzięło
i uczynisz ze mnie przydatne naczynie,
że dusza moja na pewno nie zginie.

A jeżeli dowiodę słowem swym i czynem,
że nie podołam być pięknym naczyniem,
uczyń mnie podstawką pięknego wazonu,
żebym tylko mógł mieszkać w Twoim pięknym domu.

Bydgoszcz 15.09.1989r.

autor nie wydał swoich wierszy

Następna dyskusja:

Góry, poezja i my




Wyślij zaproszenie do