Temat: Rozmowa z Tomaszem Różyckim (Gazeta Wyborcza)

Wiersze dzieckiem podszyte

Jest ogromna potrzeba poezji i ogromna dla poezji pogarda, w czym pewnie jakiś udział ma szkoła. Swoją drogą, rzeczywiście poeta to bardzo podejrzany typ, aż mnie ciarki przechodzą na myśl, że mógłbym jakiegoś spotkać - z Tomaszem Różyckim, autorem "Kolonii", nominowanym do Nagrody Nike, rozmawia Agnieszka Wolny-Hamkało.


Agnieszka Wolny-Hamkało: Pisanie wierszy to nie jest zajęcie dla mężczyzny - pisał Marcin Świetlicki. Jak to jest "być poetą" we współczesnej Polsce - to prestiżowa rola społeczna? Zaszczyt? Wstyd?

Tomasz Różycki: - Ja znam wiele gorszych zajęć, wobec których pisanie wierszy nie jest takie złe. Oczywiście pisanie dobrych wierszy, bo pisanie słabych to może rzeczywiście nie jest dobre zajęcie. Pisze się wiersze i przez to jest się poetą, ponieważ realizuje się swoje, bardzo podejrzane cele, niekoniecznie do wiadomości publicznej podane. Realizuje się swoją sprawę z poezją, nie po to, by pełnić jakąś społeczna rolę czy funkcję. No, chyba, że się komuś taka funkcja podoba, ale na to już nic nie poradzę, to tak, jak pisał Bursa: "Ja chciałbym być poetą, bo u poety nowy sweter, zamszowe buty, piesek seter, cztery żony, z każdą dawno rozwiedziony, dla poety Zakopane, nie trzeba wstawać rano, a wstawać rano zimno".

Jeszcze za czasów komuny bywali etatowi poeci, chronieni przez państwo, żyło im się całkiem nieźle, oni się w tej roli dobrze czuli. Reakcje są dwie - albo się tego kogoś podziwia, bo wiersze się podobają i ta poezja współtworzy nasze życie duchowe, bo - wreszcie, dla wielu sam akt pisania jest pewnym sacrum, a piszący dla czytelnika przeobraża się w kapłana, magika, jurodiwego albo przynajmniej jakiegoś tajemnego władcę literek, albo się tego nie potrzebuje i wtedy postrzega się tego kogoś jako takiego dość pretensjonalnego bufona. Mój ojciec mówił: "Poeta, tylko głowa nie ta." To, co mówię, zresztą nie jest absolutnie prawdą, ponieważ w Polsce istnieją tysiące poetów, w tym wielu poetów internetowych, którzy mają swoich wielbicieli i mają się dobrze. Widocznie jest potrzeba. Jest ogromna potrzeba poezji i ogromna dla poezji pogarda, w czym pewnie jakiś udział ma szkoła, ale nie będę dalej brnął w takie rozważania, bo czuję, że się zapadam. Swoją drogą, rzeczywiście poeta to bardzo podejrzany typ, aż mnie ciarki przechodzą na myśl, że mógłbym jakiegoś spotkać.

Większość twoich wierszy to sonety. Nie masz czasem ochoty wyjść poza ten model?

- To dlatego, że większość wierszy wymyśliłem, maszerując do pracy, w zimie. Po drodze układałem sobie wiersz, ale mam krótką pamięć, więc, żebym mógł go zapamiętać, musiał być odpowiednio krótki i z rytmem, i czasem rymem. Kiedy już doszedłem do pracy, mogłem usiąść i go zapisać. Nie mam takiego komfortu, żeby siedzieć i wymyślać wiersze przy biurku, nie mam czasu, ani biurka tak naprawdę. W ten sposób powstała większość tych moich sonetów, o które się sprzeczano, czy to model francuski, czy angielski bardziej. Ja w dalszym ciągu uważam, że to typowy sonet śląski: u góry szerszy, a u dołu wąski.

Niektórzy krytycy nazywają cię "poetą klasycyzującym".

- Jeśli nazywamy klasycyzmem taki model, w którym autor się odnosi do tradycji literackiej, w którym w wierszach pojawiają się motywy już istniejące w tradycji literackiej - to tak. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że moje wiersze są wehikułem jakiegoś sensu - to tak.

Czy taki model nie jest jałowy?

- To kwestia wizji literatury. Mówienie do czytelnika za pomocą zdań, które on rozumie, nie jest jałowe. Co nie znaczy, że jestem przeciwnikiem awangardy.

Dlaczego zatytułowałeś swój zbiór "Kolonie"? Które znaczenie tego słowa lepiej opisuje te wiersze?

- Książka "Kolonie" to hołd złożony dzieciństwu. Stąd tytuł tomu, tytuły niektórych wierszy i rekwizyty. To hołd złożony dziecięcej wyobraźni, która była napędzana lekturami o rozmaitych przygodach, piratach, wyprawach zamorskich, podróżnikach. "Kolonie" są też symbolem egzotycznych krajów. To działa na dziecięcą wyobraźnię: kolonizowanie czegoś, co jest dzikie, nieodkryte. Te wiersze są dzieckiem podszyte. Tu następuje konfrontacja dziecięcych marzeń z wyobraźnią człowieka dojrzałego.

No i jest jeszcze inne znaczenie tego słowa: "Kolonie" jako forma wyjazdu wakacyjnego. Co się wiąże z zostawieniem domu rodzinnego, z przygodą, z rozmaitymi inicjacjami.

"Kolonie" sporo miejsca poświęcają podróżom. I ty, i twój bohater dużo podróżujecie. Czujesz się przywiązany do czegoś - miejsca, języka? Czy czujesz się obywatelem świata albo Europy Środkowej?

- Rzeczywiście, dużo podróżuję. Właśnie z obywatelstwem, takim moim własnym, mam kłopot, bo czuję się związany z czymś, co raczej nie daje paszportu. Chciałbym mieć jakieś miejsce i się z nim związać i wciąż nie mogę się związać, nawet jak już takie miejsce znajdę. To nie tylko sprawa pieniędzy.

Intymność i erotykę kamuflujesz metaforami. A jednak w twoich wierszach ciągle "robi się miłość" - są bardzo zmysłowe. Dlaczego "oddalasz" wrażenie cielesności?

- Bo metafory często są bardziej sugestywne od jakichś szczegółowych opisów. Poza tym to poezja. Miłość robi się dużo piękniej. Poezję natomiast robi się z tego, co pozostanie.

Nawet, kiedy mówisz o krwi, seksie, śmierci - zawsze to jest w kostiumie, eleganckie. Nie masz ochoty się z tego wyrwać, potarmosić frazy, zrujnować wiersza?

- Nie wiem dlaczego, ale nawet kiedy piszę o seksie, to nie chcę tarmosić frazy, ani rujnować wiersza. W ogóle wolałbym wiersza nie rujnować. Innym całkiem nieźle idzie.

Rozmawiała Agnieszka Wolny-Hamkało
Źródło: Gazeta Wyborcza